[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ogrom puszcz. Przepastne bory rozpościerają się w kierunku północnym na przestrzeni
tysiąca mil, a na wschód i zachód pokrywają przestrzeń dwakroć większą. Można błądzić
wśród nich całe życie.
Ale Pietrek nie dał się zniechęcić.
 Mam wrażenie, że mimo wszystko potrafię ojca znalezć?  rzekł.  Jeśli ojciec
nie wróci niebawem, spróbuję...
W miarę jak mijały godziny poranne, myśl ta prześladowała go coraz uporczywiej.
Szymon wyczyścił jego odzież i zacerował największe dziury, twierdząc równocześnie,
że dostanie nowe ubranie, skoro tylko uda się je sprowadzić z miasteczka przy kolei.
Gwarzył także o przegranej Alecka, o Monie, i o nadzwyczajnej kolonii bobrów,
oddalonej zaledwie o dwie mile od osady Pięciu Palców. Lecz Pietrek tak był pochłonięty
swymi planami, że nic innego nie miało doń dostępu. Nie chciał się zwierzać
Szymonowi, że niebawem wyruszy na poszukiwanie ojca. Może dzisiejszej nocy, może
jutrzejszej, w każdym razie skoro tylko wyładuje sobie jako tako plecak na drogę.
Słońce stało już wysoko, gdy dostrzegł Monę wychodzącą z chaty Piotra Gourdona,
pośpieszył zatem na jej spotkanie. Był nieco zmieszany, gdyż musiał się usprawiedliwić,
dlaczego wczoraj porzucił ją tak niespodzianie i uciekł od Clamartów jak głupi. Ale
stropił się do reszty, skoro się Monie przyjrzał.
Sprawiała wrażenie niemal dorosłej osoby, zupełnie jak Adetta, a w każdym razie nie
przypominała w niczym małej dziewczynki, która tak dzielnie pomogła mu w walce z
Aleckiem Currym w dniu pierwszego spotkania. Ubrana cała na biało, włosy miała
rozpuszczone, faliste i migocące w słońcu. Ciemne oczy były tak piękne, że Pietrek
zapomniał języka w gębie, skoro spotkał jej spojrzenie.
Mona zdawała sobie częściowo sprawę ze swej niezwykłej urody, a spostrzegłszy, co
za wrażenie wywiera, zarumieniła się z radości.
 To jest moja niedzielna sukienka!  oznajmiła, chcąc dopomóc Pietrkowi
zwalczyć zmieszanie.  Czy ci się podoba?
Pietrek przestąpił z nogi na nogę.
 Wyglądasz jak mewa, biała mewa z czarnym czubkiem!  rzekł.  Ale co
powiesz o mnie?
Obrócił się na pięcie, by mogła dowoli obejrzeć łaty i cery pracowicie ześcibione
przez Szymona.
W oczach Mony zgasły wesołe ogniki. W chwili, gdy Pietrek, obrócony plecami, nie
mógł dostrzec wyrazu jej twarzy, w rysach dziewczynki odzwierciedliło się współczucie,
serdeczna czułość i coś na kształt przelotnego cierpienia, jak gdyby ją uraziły drwiące
słowa chłopca.
 Wystroiłam się specjalnie dla ciebie! Oto, co ci powiem.
 Mam także lepszą odzież!  zapewnił Pietrek, ugłaskany  Ale opuściliśmy
dom tak niespodzianie, że nie zdążyłem niczego ze sobą zabrać!
 Bardzo się z tego cieszę! Lubię ciebie takiego, jakim jesteś! Czy ty mnie także
lubisz, Pietrku? Naprawdę lubisz?!
 Bardzo.
 To znaczy jak?
Pietrek zastanowił się, jakie by tu uczynić porównanie.
 Lubię cię najwięcej po moim ojcu!
 W takim razie dlaczego uciekłeś ode mnie, gdy byłam w kuchni z Adettą Clamart?
 surowo spytała Mona.
Pietrek poczerwieniał.
 Albo ja wiem! Pewno dlatego, że nie lubię, gdy się ze mnie ludzie śmieją. Nawet
ten mały Telek mnie nie poznał!
Głęboki głos dzwonu przetoczył się nad polaną. Pietrek odetchnął silnie, słuchając.
 Słyszałem już kiedyś głos dzwonów kościelnych  rzekł.  Trochę go jeszcze
pamiętam.
Mona dotknęła ręki chłopca.
 Przyszłam, żeby cię zabrać do kościoła. Ojciec Albanel mówił mi, że obiecałeś
pójść.
Ruszyła w dół zbocza. Idąc obok, Pietrek zastanawiał się nad tym, co za magiczną
siłę posiada głos dzwonu, że na jego wezwanie otwierają się natychmiast drzwi
wszystkich chat. Oto Piotr Gourdon wyszedł na próg wraz z żoną, przy czym Józia była
cała na biało, tak jak Mona. Maria Antonina, śpiesząca wraz z mężem i dwojgiem dzieci
na powitanie teściów, sprawiła na Pietrku wrażenie powiewnego anioła. Nawet Gertruda
Poulin, niemal tak szeroka jak wysoka, nosiła suknię nieskalanie białą, zupełnie jak te
mewy gnieżdżące się masami na środkowym półwyspie.
Dzieci wystrojone, w wykrochmalonych ubrankach, trzymały się sztywno,
mężczyzni zaś nosili odświętną odzież, przy czym skóra ich twarzy błyszczała,
zeskrobana brzytwą. Lecz zdaniem Pietrka nikt nie mógł się równać z Moną, nikt, nawet
urodziwa Adetta Clamart, która właśnie śpieszyła im naprzeciw. Oczy miała roześmiane,
usta szkarłatne, a buntownicze loki falowały wokół jej rumianych policzków. Szła
przeprosić Pietrka za niewczesne żarty wczorajsze. Stropił się prawie do łez, gdy
niespodzianie ująwszy oburącz jego głowę, Adetta pocałowała go w to samo zapucłmięte
oko, z którego się tak śmiała wczoraj.
 Okropnie się wstydzę, Pietrku!  rzekła.  Ale byłeś taki zabawny!
Zemknęła lekko niby jeden z ptaków masami gnieżdżących się wokół polany. Biegła
do męża, który właśnie nadchodził niosąc na ręku małego Telesforka.
Szkarłatna łuna oblała twarz Mony.
 Nie chcę, żeby Adetta Clamart robiła takie rzeczy!  wybuchnę! a z gniewem 
Jeżeli twoje oko wymaga koniecznie pocałunków,..
Pietrek przecierał tymczasem powieki wierzchem dłoni.
 Słusznie, słusznie  zachęcała go złośliwie.  Zetrzyj to! Nienawidzę jej!
Pietrek nie odzywał się wcale, lecz skoro już siedli w jednej z drewnianych ławek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl