[ Pobierz całość w formacie PDF ]

do hotelu chyba w ostatniej chwili, kilka minut pózniej nie zmieściłbym się w
pokoju. Trzy godziny spędziłem na przeglądaniu kilometrowego pasma folii.
Oderwałem przejrzany kawał, wbiłem go pięściami do gardzieli pojemnika na śmieci
i klnąc w duchu, poszedłem na obiad.
Następnego dnia rano, po trzech godzinach snu i po następnym kilometrze
informacji, gdy w końcu zdołałem większość wstęgi upchnąć w śmietniku i odnalezć
fotele i barek, uznałem, że przegląd prasy ma tyleż sensu co uważne wpatrywanie
się w prezentacje miejscowych call girls. Potrzebowałem pomysłu. wiartki
pomysłu. Jednej ósmej. Potrzebowałem snu i ruchu, najlepiej jednocześnie.
Załatwiłem to w ten sposób, że najpierw poszedłem kupić sobie ubranie, a po
powrocie zacząłem przypominać sobie ćwiczenia, których wykonywanie zarzuciłem
kilka lat temu. Na koniec wykonałem kompleks mato soe.
Potrzebę snu zaspokoiłem ucinając niemal godzinną drzemkę w wannie. Znalazłszy
w kieszeni kopertę, którą włożyłem tam poprzedniego dnia, wyrzuciłem ją i ten
sam tekst napisałem na następnej kartce, uaktualniając datę. Zaklejoną kopertę
schowałem znowu do kieszeni. Włożyłem na siebie cienką piżamę i obniżyłem
temperaturę w pokoju o sześć stopni. Człowiek mający w perspektywie śmierć z
zimna musi myśleć szybciej. Przez pierwsze pół godziny wyglądało, że jestem
odporny, w końcu zacząłem jednak odczuwać pewną niedogodność zamarzania.
Obniżyłem temperaturę o następne sześć stopni. Do zera zostało tylko siedem,
zatroskany komp usiłował na własną rękę podjąć kroki zaradcze. Objechałem go
ostro. Zaczęło być naprawdę zimno. Długą chwilę, zamiast myśleć, jak poradzić
sobie z nadmiarem informacji i brakiem tej najpotrzebniejszej, zastanawiałem
się, czy nie rozpalić ogniska z folii. Potem coś zastukało nieśmiało do mojego
umysłu. Umysł zainteresował się pukaniem.
 Kto tam?  zapytał.
 Idea.
 Nie potrzebuję  burknął rozczarowany Umysł.
 Potrzebujesz, potrzebujesz  zapewniła go Idea.  Każdy potrzebuje.
 Do czego?
 Jak to? Od dwu dni obijasz się po nie swoich czasach, wydajesz pieniądze na
alkohol i samochody...
 Jeden! Wynająłem!  pisnął Umysł.
 ...i nadal nie wiesz, co masz robić.
 A ty wiesz?
 Wpuść mnie, to się przekonasz  zamruczała kusząco Idea.  Nazywam się
Wszystko Co Tylko Zechcesz...  wytchnęła do dziurki od klucza.
 Aha?! Wiem, nie jesteś wcale Ideą tylko dziwką!
 No to co?  Idea i  dziwka są pojęciami zamiennymi. Przyznasz mi rację,
jeśli się chwilę zastanowisz.
Nie będę się zastanawiał. Nie potrzebuję ani jednej, ani drugiej.
 Kłamiesz. Potrzebujesz mnie, bo nie wiesz, co robić  zaśmiała się głośno. 
Potrzebujesz też kobiety. Popatrz w dół...
Drgnąłem i obudziłem się. Dygotałem z zimna. Popatrzyłem w dół. Zakląłem.
Podskoczyłem do kompa i przywróciłem normalną temperaturę w pokoju. I od razu
mnie olśniło. Nalałem sobie w nagrodę porcyjkę whisky i usiadłem przy
klawiaturze. Wywołałem mapę Stanów, dzgnąłem w Kansas, powiększyłem, zakreśliłem
miejsce napadu. Powiększyłem. Chwilę przyglądałem się szosie, na której nastąpił
atak, a potem obrysowałem odcinek zamknięty przez CBI pod pozorem remontu. Do
szosy dołączyłem piętnastokilometrowy pas terenów do niej przylegających. Potem
kazałem w lokalnej prasie wyszukać informacje dotyczące oznaczonego miejsca.
Rozparłem się wygodnie i zdążyłem raz łyknąć, zanim ruszyła drukarka. Bezgłośnie
wysunął się ze szczeliny krótki odcinek folii, potem, po półsekundowej przerwie,
wstęga ruszyła znowu, po czym zamarła. Komp mrugnął ekranem. Miał dla mnie
komunikat:  Zbiór wyczerpany. Czekam na instrukcje . Zapaliłem marlboro. Z tej
odległości nie mogłem odczytać tekstu, a bałem się wstać, żeby nie spłoszyć
jedynego pomysłu, jaki mi zakiełkował. Wypaliłem papierosa, dotarłem do połowy
zawartości szklanki i kresu cierpliwości. Wstałem. Z wyszarpniętym kawałem folii
wróciłem na fotel. Notatka miała objętość dwóch tysięcy znaków. Korporacja ETWIX
zamierza wykupić od władz stanowych prawie półtora tysiąca kilometrów
kwadratowych jałowych, na poły pustynnych terenów. Indagowany w tej sprawie
stanowy rzecznik prasowy wyjaśnił, że sprawa jest już przesądzona. Korporacja,
po pierwsze, dokładnie przebada zakupiony teren, wydobędzie z niego wszystko, co
się da wydobyć, po czym przystąpi do jego rekultywacji.  Za cztery lata... 
oświadczył butnie rzecznik  ...będą się tu płożyły największe w tej części
kraju arbuzy i dynie, planujemy też uprawę chmielu i winorośli . Druga,
pózniejsza i krótsza notatka informowała czytelników, że transakcja doszła do
skutku oraz że za miesiąc pustynię zaatakują zmasowane oddziały geologów, którzy
zweryfikują obserwacje satelitarne. Komunikat kończyły daty i numery  Kansas
Revue . Data. Cztery miesiące temu. Jednym łykiem dopiłem whisky i podszedłem do
okna. Na plac zaczęła wylewać się wesoła, pstra, papuzia ludzka fala. Jak na
komendę. Oparłem się czołem o szybę i szukałem w tłumie odpowiedzi na drążące
mnie pytania. Tłum jednak zajęty był sobą. Odpaliłem papierosa od niedopałka
poprzedniego. Zażądałem od kompa książki telefonicznej  KR i nazwiska autora
interesujących mnie notatek. Autora nie było. Trąciłem palcem numer działu
miejskiego, przełączyłem telefon na pokój i  czekając na połączenie  szybko
nalałem sobie jeszcze jedną porcyjkę.
 Wada Casnell! Słucham?  krzyknęła jakaś zniecierpliwiona dziewczyna.
 Jeśli się pani śpieszy, zadzwonię pózniej. Dzień dobry  powiedziałem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl