[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pozostałych bandytów.
 Zachowuje się jak na paradzie  mruknął Hordo.
 W pewnym sensie ma rację  odparł Conan, wysuwając nieco miecz z pochwy.
Nie patrząc na rozmówcę, wciąż spoglądał w góry.
 Publiczność w każdym razie mamy.
Hordo napiął się, nie był jednak takim nowicjuszem, żeby zacząć nagle się rozglądać.
 Gdzie?  zapytał.
 Po obu stronach, na graniach. Nie wiem ilu.
 Nie trzeba wielu  zauważył jednooki, z udaną obojętnością spoglądając na zbocza. 
Powiem Czerwonej Sokolicy.
 Razem jej to powiemy  wtrącił Conan szybko.  Tylko powoli, tak jakbyśmy chcieli się
z nią zrównać, żeby sobie porozmawiać.
Kapitan skinął głową. Wyciągniętym kłusem dogonili Karelę.
Gdy usłyszała ich przy swoim boku, w jej oczach odmalowało się zaskoczenie i jakby lekki
przestrach. Otworzyła usta.
 Zledzą nas  oznajmił pospiesznie Hordo, zanim zdążyła się odezwać.  Są na graniach.
Spojrzała przelotnie na Conana.
 Jesteś pewien?  zwróciła się do cyklopa.
 Całkowicie  odpowiedział za niego Cymmeryjczyk.
Ostentacyjnie popatrzyła wprost przed siebie.
 Przed chwilą kątem oka zauważyłem, że na zboczu coś się rusza. Myślałem, że to jakieś
zwierzę, ale potem dostrzegłem jeszcze dwie inne postacie na wschodzie i trzy na zachodzie.
 Na Hanumana!  mruknęła, nie patrząc na niego.
Właśnie mijali zakręt& i wszystko, co chcieli powiedzieć, straciło ważność wobec tego, co
zobaczyli.
Ze dwadzieścia kroków przed nimi stało osiem człekokształtnych jaszczurów. Podobne były
do tych, które ich napadły: potwory w hełmach i kolczugach. Na ramionach niosły potężne
nosze. Na nich stał bogato zdobiony tron, na nim zaś siedział mężczyzna w szkarłatnym
płaszczu. W jego czarnych włosach wił się srebrny kosmyk. W prawej ręce dzierżył długie
złote berło. Sztywno ukłonił się samą głową, nie unosząc się z miejsca.
 Jam jest Amanar.  Jego głos odbił się echem od stromych ścian.  Witam was w
moich progach.
Conan zauważył, że odruchowo wyciągnął miecz z pochwy. Kątem oka spostrzegł, że Hordo
i Karela uczynili to samo. Amanar uśmiechnął się, lecz wyraz jego czarnych oczu z
czerwonymi, świecącymi punkcikami się nie zmienił. Nieomylny instynkt Cymmeryjczyka 
dziedzictwo jego barbarzyńskiej przeszłości  podpowiadał mu, że choć istota ta przypomina
człowieka, jest w niej stokroć więcej zła niż we wszystkich jej upiornych sługach razem.
 Nie bójcie się  z dziwnym naciskiem wyrzekł ów mężczyzna.
Osuwające się po zboczach kamienie odwróciły uwagę Conana od gospodarza. Dopiero
teraz barbarzyńca spostrzegł, że ze zboczy schodzą setki jaszczurów z oszczepami i kuszami.
Bandyci z tyłu, widząc, że wpadli w pułapkę, przeklinali go najgorszymi słowami.
 Szczury w wiadrze  mruknął Hordo.  Conan, jeśli znajdziesz się w piekle przede mną,
dobrze ci radzę, zaszyj się w najdalszy kąt.
 Co to ma znaczyć?  zapytała Karela ostro.  Kimkolwiek jesteście, jeżeli sobie
wyobrażacie, że nas tak łatwo&
 Nic nie rozumiecie  przerwał jej człowiek na tronie miękkim głosem, jakby z nutą
rozbawienia.  S tarra są moimi sługami. Rzadko miewam gości, a jeśli już ich mam, to
witam ich równie serdecznie jak was. Są jednakże tacy, którzy za moją uprzejmość odpłacają
mi przemocą. Dlatego uważam za wskazane mieć przy boku odpowiednio liczną obstawę. Nie
dlatego, żebym wam nie ufał.
Conan był pewny, że słyszy sarkazm w jego głosie.
 Kim jest człowiek, który ma takich służących jak te oto łuskowate jaszczury?  Pytanie
jest właściwie zbędne, pomyślał, prawdziwa odpowiedz może być tylko jedna: jest
czarownikiem.
Zamiast odpowiedzi usłyszał jednak ostry głos Kareli.
 Zapominasz, kto tu dowodzi, Cymmeryjczyku?!  Rzuciła mu mordercze spojrzenie i z
błyskiem w zielonych oczach spojrzała na człowieka w szkarłatnym płaszczu.  Niemniej i ja
chciałabym znać odpowiedz na to pytanie. Czy jesteś czarownikiem? Musisz nim być, skoro
posługujesz się takimi potworami.
Przerażeni bandyci wstrzymali oddech, poszeptując coś między sobą. Także i Conan skulił
się odruchowo  z doświadczenia wiedział, jak niebezpieczne jest otwarte przeciwstawianie
się czarownikom. A to niewątpliwie był czarownik.
Ale Amanar uśmiechnął się tak, jakby byli tylko niepoprawnymi dziećmi.
 S tarra nie są potworami  wyjaśnił.  Są ostatnimi przedstawicielami starej rasy, która
była bardzo rozpowszechniona na Ziemi, jeszcze zanim człowiek zaczął się budzić do życia.
Mimo groznego wyglądu są łagodnego usposobienia. Kiedy tu przybyłem, górale ścigali ich i
mordowali jak dzikie zwierzęta. Doprawdy, tych tutaj nie trzeba się bać. Mnie też nie. Są
jedynie pewne szczepy S tarra, które nie służą mi i nie zawsze umieją odróżnić
Kezankijczyków, których nienawidzą, od innych ludzi.
 Spotkaliśmy jednego takiego  powiedziała Karela.
Conan spojrzał z ukosa na rudowłosą, ale nie wiedział, czy uwierzyła człowiekowi na tronie,
czy chciała swoimi słowami coś osiągnąć.
 Dziękujmy bogom, że przeżyliście to spotkanie  rzekł Amanar.  Zechciejcie przyjąć
gościnę w moim zamku. Wasi ludzie mogą stanąć obozem opodal. Będę zaszczycony,
uważając was za gości. Rzadko kto mnie odwiedza, ponadto pragnę porozmawiać z wami o
czymś, co przyniesie nam dużą korzyść.
Conan objął spojrzeniem zwarte szeregi człekojaszczurów, stojących na zboczu, i
zastanawiał się, czy ktokolwiek kiedykolwiek odważył się odrzucić zaproszenie Amanara.
Karela w każdym razie nie zwlekała z odpowiedzią.
 Z wdzięcznością przyjmuję twoje wielkoduszne zaproszenie!
Choć Amanar się uśmiechnął, jego oczy i tym razem pozostały nieruchome. Sztywno skinął
głową i klasnął w dłonie. Ośmiu S tarra z tronem ostrożnie zawróciło i ruszyło naprzód. Za
tronem jechała Karela, a za nią Conan i Hordo. Na szczycie ścian wąwozu i w poprzek zboczy,
równolegle do nich, maszerowali niezliczeni S tarra. Gwardia honorowa czy straż?  myślał
Conan.
 Do jakiego stopnia mu wierzysz?  spytał półgłosem Hordo.
Młodzieniec spojrzał na człowieka na tronie. Odległość była spora, ale on nauczył się nie
lekceważyć dobrego słuchu czarowników. Amanar wydawał się nie zwracać na nich uwagi.
 W ogóle mu nie wierzę  odparł.  Ten ranny S tarra, czy jak on ich nazwał, wracał
tutaj.
Twarz cyklopa stała się ponura.
 Gdybyśmy teraz nagle skręcili, pozbylibyśmy się towarzystwa tych jego pachołków,
zanim zdążyliby zrobić nam coś złego&
 Tak, ale po co?  odrzekł Conan, śmiejąc się cicho.  Przecież przyszliśmy tu po
medaliony i po coś jeszcze. On nas prowadzi do swojego zamku. I tak się tam wybieraliśmy.
 O tym nie pomyślałem  przyznał Hordo i przyłączył się do śmiechu barbarzyńcy.
Karela spojrzała na nich przez ramię z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
 Hej tam, myślenie zostawcie mnie  rzuciła ostro.
Nastało ciężkie milczenie.
19
Wąski i kręty wąwóz przeszedł w szeroką dolinę i oczom bandytów ukazał się zamek
Amanara. W niebo strzelały okrągłe wieże o ścianach tak czarnych, że zdawały się wsysać
popołudniowe słońce. Wprost ze skał wyrastały czarne blanki ze strzelnicami. Zcieżka
prowadziła do solidnej bramy, chronionej potężną wieżą, z której w razie potrzeby można
było przywitać nieproszonych gości wrzącym olejem. Nie rosło tu nic, nawet cierniste
krzewy.
 Każcie waszym ludziom stanąć obozem, gdzie wam się podoba  rzekł Amanar,
zataczając ręką wokoło  i chodzcie do zamku. Porozmawiamy sobie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl