[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Callie zmarszczyła nos i uciekła wzrokiem przed jego
badawczym spojrzeniem.
- Aniołem?
- Tak właśnie nazywam cię w myślach. Nawet wyglądasz jak
anioł - dodał konspiracyjnym szeptem, siadając obok niej tak blisko,
że stykali się łokciami. Sprawdził temperaturę jedzenia, nie chcąc, by
Dusty się sparzył, gdyby było za gorące. Potem otworzył torebkę
szerzej, żeby jeszcze bardziej się ostudziło.
- Dziękuję za komplement - powiedziała Callie nieśmiało. Usta
Wesa rozciągnęły się w uśmiechu.
- I nie myśl sobie, że powiedziałem to tak sobie. Naprawdę tak
myślę.
Callie posłała mu zmęczony uśmiech.
- W porządku, zaczynam już wierzyć, że twoje komplementy są
szczere.
- To dobrze, bo właśnie takie są. To dlatego, że cię pożądam. -
Chciałby powiedzieć  kocham", ale nie mógł pozwolić, by to, co czuł
do Callie, przerodziło się w głębsze uczucie. Z powodu bolesnej
przeszłości to po prostu nie wchodziło w grę.
Fala gorąca ogarnęła jej szyję i twarz. Nie mogąc znieść jego
spojrzenia, skupiła całą uwagę na posiłku. Nieważne, że prawie nie
czuła jego smaku. Sama bliskość Wesa sprawiała, że cała topniała jak
skute lodem jezioro pod wpływem słońca. Ostrzegała się w duchu, że
przecież użył słowa  pożądanie", a nie  miłość", i że nie wolno jej
pomylić jednego z drugim.
- Kiedyś w Turcji Dusty znalazł pod gruzami trzypiętrowego
budynku starszego mężczyznę, i on też nazwał mnie w ten sposób. To
był obcokrajowiec, Anglik. W Turcji większość ludzi to muzułmanie i
nie wiem, czy w ich religii też są anioły... Kiedy sanitariusze wynosili
go do karetki, na noszach, złapał mnie za rękę i powiedział, że jestem
aniołem. Westchnęła. - To było naprawdę miłe. Dzięki temu łatwiej
mi było znieść następny tydzień.
Wes skinął głową i położył ostudzoną rację żywnościową na
ziemi przed psem. Dusty natychmiast rzucił się na nią.
- Nie dziwię się. - Nagle spochmurniał i spojrzał na hotel. - Co o
tym sądzisz, Callie?
Lubiła sposób, w jaki wymawiał jej imię. Czuła, jak policzki
zaróżowiły się jej z zadowolenia.
- Masz na myśli hotel? Chcesz wiedzieć, czy uważam, że ktoś
mógł tam przeżyć?
- Tak. Zupełnie nie mam doświadczenia w takich sprawach. -
Wes uśmiechnął się gorzko. - Buduję mosty i drogi dla wojska, ale
rzadko mam do czynienia z budynkami zniszczonymi przez trzęsienia
ziemi. - W świetle latarni, rozjaśniających otaczającą ich ciemność,
widział rumieniec na policzkach Callie. Podobało mu się to, że jej
oczy zalśniły, gdy nazwał ją aniołem. Tak, była aniołem - dla niego i
dla wielu innych ludzi. Miała potargane włosy i nagle poczuł
nieodpartą chęć, by wyciągnąć rękę i przeczesać je palcami. Musiał
mocno się powstrzymywać, by tego nie zrobić.
Cicha i spokojna Callie budziła w nim coraz silniejsze pragnienie,
by odrzucić złe doświadczenia z przeszłości i jeszcze raz zaryzykować
poważny związek. Tymczasem to niemożliwe. Właśnie dlatego był
tak dobrze znany w klubie oficerskim. Tańce, kolacje, kilka
skradzionych pocałunków... tak, to mu odpowiadało. To było
pożądanie, a nie miłość. Jednak Callie różniła się od wszystkich
kobiet, które dotąd spotkał. Była zupełnie inna. Ku własnemu
zdziwieniu poczuł, że pragnie otworzyć się przed nią i rozmawiać z
nią bez końca. To go przerażało. W klubie prowadził błahe pogawędki
i zawsze miał na podorędziu błyskotliwą uwagę. Callie chciał poznać
blisko, dowiedzieć się, kim jest w głębi serca. Interesowało go
wszystko, co jej dotyczyło. Nigdy przedtem żadna kobieta nie
obudziła w nim takiej ciekawości i takiego... pożądania. Dlatego Wes
miał się na baczności. Musiał uważać.
- Kiedy skończę jeść, zamierzam wykorzystać sztuczne
oświetlenie i przeszukać sektor dwudziesty czwarty, po tej stronie
hotelu.
- Musisz odpocząć, Callie.
Wzruszyła ramionami i w milczeniu dokończyła jedzenie. Potem
odłożyła plastikową torebkę i widelec na ziemię i powiedziała:
- Gdybyś to ty był uwięziony pod gruzami, Wes, czy chciałbyś,
żebym teraz położyła się spać? A jeśli Dusty kogoś znajdzie? Mamy
już sprzęt i ludzi, moglibyśmy tego kogoś wydobyć. - Popatrzyła
uważnie w jego zatroskaną twarz. Widziała, że on też się martwi. -
Dziękuję, że się o mnie troszczysz. To miłe. Zazwyczaj słyszę tylko
od wszystkich dookoła coś wręcz przeciwnego: poszukaj jeszcze tu,
jeszcze tam... Ludzie łatwo zapominają, że ja też jestem człowiekiem,
a Dusty nie jest robotem, tylko psem. Musimy czasem odpocząć i się
przespać.
Wes skinął głową i spojrzał z przygnębieniem na zniszczony
budynek.
- Nie wiem, jak ktokolwiek mógłby przeżyć w takich warunkach,
Callie. - Wskazał ręką na samotną postać pracującą w pobliżu
rumowiska. - Strasznie mi go żal. Morgan Trayhern ma obsesję na
punkcie żony. Mówi, że nie spocznie, dopóki jej nie odnajdzie.
- Po prostu ją kocha. Miłość sprawia, że człowiek jest zdolny do
wszystkiego. Widziałam to niejeden raz...
- Tak... Ja też znalazłem kiedyś taką kobietę...
Callie znieruchomiała. Słyszała żal w głosie Wesa, który nie
odrywał wzroku od Morgana, penetrującego ruiny. Zastanawiała się,
co się stało. Wes James był taki przystojny, wygadany i inteligentny,
że Callie nie mogła z początku uwierzyć, że nie ma żony ani
dziewczyny. Złoty Chłopiec z pewnością podobał się kobietom. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl