[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie zezwolić na najmniejszą poufałość, a teraz znaj
dowała się w środku dziewiczego lasu sam na sam
z nim. Musiała bacznie uważać, by nie dać się niczym
zaskoczyć!
Gdyby doszło między nimi do pocałunku mogłaby
ulec namiętności. Następstwa chwilowej słabości były
by tak okrutne, że nie umiała ich nawet ogarnąć swą
wyobraźnią.
W tym momencie Roy usunął z drogi ostatnią
przeszkodę i przed Jennifer rozpostarł się najpiękniej
szy zakątek na ziemi.
To co ujrzała, przekraczało wszelkie wyobrażenia
o doskonałości. Oszałamiający widok zaparł jej dech
w piersiach.
Otoczeni zewsząd gęstym lasem, stali na niewielkiej
polance w kształcie koła. Wokół kwitły kwiaty mienią-
ce się wszystkimi kolorami,
zaś miękka trawa wy-
glądała jak aksamit.
Z prawej
strony wi ł się szumiący, przezroczysty
potok, który na drugim krańcu polany niby mały
wodospad ginął w stawie.
Jennifer nigdy dotąd nie doświadczyła tak wspa
niałej idylli. Stała w milczeniu, zaślepiona pięknem
natury.
Po dłuższej chwili, westchnąwszy głęboko, powróci
ła do rzeczywistości. Spostrzegła, że Roy ją obserwuje.
Wyraźnie bawił się jej niemym zachwytem.
—
Och, Roy — wyszeptała bez tchu. — Nie ma
chyba śliczniejszego miejsca na całym świecie. Jeśli tę
wyspę określa się mianem raju, zatem ta polanka jest z
pewnością ogrodem Edenu.
— Miałem nadzieję, że spodoba ci się — powiedział
Roy z dumą. — Dla mnie jest to mój prywatny, mój
własny raj. Gdybyś otrząsnęła się teraz, moja miła, z
doznanego szoku, moglibyśmy zająć się koszem, który
przygotowała dla nas kucharka.
Postawił kosz na kamieniu w pobliżu potoku.
Otworzył wieczko, wyciągnął obrus w czerwoną krat
kę i rozpostarł go na zielonej trawie.
Jennifer zaczęła pomagać mu w wyjmowaniu przy
smaków. Było ich tyle, że nie widać było końca.
Raptem zawołała.
— O nie! „Kt o da radę to wszystko zjeść, wystar
czyłoby dla potężnej armii! "
—
Kucharka wręczając mi kosz zauważyła, że nie
zaszkodziłaby ci odrobina tłuszczyku na twym wy
chudzonym ciele — zaśmiał się Roy.
—
Czy jestem chuda? — spytała Jennifer obruszo
na.
— Właściwie chyba nie — przyznał. — Gdy ci się
dłużej przyglądam, muszę stwierdzić, że wcale nie.
Mała — owszem, ale chuda — raczej nie. A w ogóle
jesteś urocza.
Jennifer czuła jak pod jego przenikliwym spoj
rzeniem zaczyna tracić pewność siebie. Chcąc ukryć
zażenowanie nachyliła się nad koszykiem. Wyjęła
talerzyki, spodeczki i sztućce, po czym starannie
rozłożyła je na obrusie.
Dlaczego Roy wciąż wpędzał ją w zakłopotanie?
Tym razem jednak nie dała po sobie poznać, że znowu
ją speszył.
Mi mo, że zawartość kosza była ogromna, ze sma
kiem zjedli nieomal wszystkie przekąski: pyszną gala
retkę z drobiu, delikatną sałatkę rybną, rozmaite
gatunki sera, a na deser — świeże owoce.
Potem ugasili pragnienie mrożoną herbatą o lekkim
aromacie mięty, chrupiąc do niej kruche ciasteczka
własnego wypieku.
Jennifer była tak syta, że z trudem zdołała sprzątnąć
po uczcie. Nie dokończywszy nawet pakowania, opad
ła na aksamitną trawę.
Z rozkoszą obserwowała bezchmurne, jasnoniebies
kie niebo. Zamknąwszy po chwili oczy, delektowała się
głęboką, kojącą ciszą.
Ogarnął jąniczymnie zmącony spokój. Odsunęła od
siebie wszystkie problemy i cieszyła się radością życia.
Uznała nawet, że Roy odwzajemniajej uczucia i przez
całe życie będzie mu towarzyszyć w szczęściu i niedoli.
Poczuła nagle cień obejmujący jej twarz. To Roy
pochylił się nad nią i czule dotykał jej policzków.
— Jennifer — wyszeptał.
— Powinnaś wiedzieć,
W tej
sekundzie
rozległ
się
trzask
gałęzi.
Roy
podskoczył na równe
nogi
i w napięciu patrzył
w kierunku, z którego dochodziły odgłosy.
Nie dowiedziała się, co Roy chciał jej powiedzieć,
a czar chwili minął bezpowrotnie.
Roy stał nieruchomo i patrzył w kierunku skąd
docierał hałas.
— Kto to może być? — wymamrotał pod nosem,
Odpowiedź poznali już w następnej sekundzie. Z
gąszczu wynurzyła się czyjaś ręka odsuwając na bok
pnące rośliny i na skraju polany pojawiła się Aura.
Jennifer poczuła na sobie jej nienawistne spojrzenie.
Złowrogie, brązowe oczy dziewczyny przeszywały ją
na wylot.
Roy dostrzegłszy Aurę natychmiast ruszył do niej.
— Aura? Czego tu szukasz? — spytał oschłym, ziryto
wanym głosem.
—
Szukałam cię wszędzie Roy — odparła. W
hotelach, na plaży, wszędzie. Potem przypomniałam
sobie o tej polance. Stało się coś niespodziewanego.
Musisz zaraz wrócić do biura.
— Nie rozumiem, co może być aż tak ważne, by
mnie szukać po całej wyspie — powiedział. Wyjaśnij! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
nie zezwolić na najmniejszą poufałość, a teraz znaj
dowała się w środku dziewiczego lasu sam na sam
z nim. Musiała bacznie uważać, by nie dać się niczym
zaskoczyć!
Gdyby doszło między nimi do pocałunku mogłaby
ulec namiętności. Następstwa chwilowej słabości były
by tak okrutne, że nie umiała ich nawet ogarnąć swą
wyobraźnią.
W tym momencie Roy usunął z drogi ostatnią
przeszkodę i przed Jennifer rozpostarł się najpiękniej
szy zakątek na ziemi.
To co ujrzała, przekraczało wszelkie wyobrażenia
o doskonałości. Oszałamiający widok zaparł jej dech
w piersiach.
Otoczeni zewsząd gęstym lasem, stali na niewielkiej
polance w kształcie koła. Wokół kwitły kwiaty mienią-
ce się wszystkimi kolorami,
zaś miękka trawa wy-
glądała jak aksamit.
Z prawej
strony wi ł się szumiący, przezroczysty
potok, który na drugim krańcu polany niby mały
wodospad ginął w stawie.
Jennifer nigdy dotąd nie doświadczyła tak wspa
niałej idylli. Stała w milczeniu, zaślepiona pięknem
natury.
Po dłuższej chwili, westchnąwszy głęboko, powróci
ła do rzeczywistości. Spostrzegła, że Roy ją obserwuje.
Wyraźnie bawił się jej niemym zachwytem.
—
Och, Roy — wyszeptała bez tchu. — Nie ma
chyba śliczniejszego miejsca na całym świecie. Jeśli tę
wyspę określa się mianem raju, zatem ta polanka jest z
pewnością ogrodem Edenu.
— Miałem nadzieję, że spodoba ci się — powiedział
Roy z dumą. — Dla mnie jest to mój prywatny, mój
własny raj. Gdybyś otrząsnęła się teraz, moja miła, z
doznanego szoku, moglibyśmy zająć się koszem, który
przygotowała dla nas kucharka.
Postawił kosz na kamieniu w pobliżu potoku.
Otworzył wieczko, wyciągnął obrus w czerwoną krat
kę i rozpostarł go na zielonej trawie.
Jennifer zaczęła pomagać mu w wyjmowaniu przy
smaków. Było ich tyle, że nie widać było końca.
Raptem zawołała.
— O nie! „Kt o da radę to wszystko zjeść, wystar
czyłoby dla potężnej armii! "
—
Kucharka wręczając mi kosz zauważyła, że nie
zaszkodziłaby ci odrobina tłuszczyku na twym wy
chudzonym ciele — zaśmiał się Roy.
—
Czy jestem chuda? — spytała Jennifer obruszo
na.
— Właściwie chyba nie — przyznał. — Gdy ci się
dłużej przyglądam, muszę stwierdzić, że wcale nie.
Mała — owszem, ale chuda — raczej nie. A w ogóle
jesteś urocza.
Jennifer czuła jak pod jego przenikliwym spoj
rzeniem zaczyna tracić pewność siebie. Chcąc ukryć
zażenowanie nachyliła się nad koszykiem. Wyjęła
talerzyki, spodeczki i sztućce, po czym starannie
rozłożyła je na obrusie.
Dlaczego Roy wciąż wpędzał ją w zakłopotanie?
Tym razem jednak nie dała po sobie poznać, że znowu
ją speszył.
Mi mo, że zawartość kosza była ogromna, ze sma
kiem zjedli nieomal wszystkie przekąski: pyszną gala
retkę z drobiu, delikatną sałatkę rybną, rozmaite
gatunki sera, a na deser — świeże owoce.
Potem ugasili pragnienie mrożoną herbatą o lekkim
aromacie mięty, chrupiąc do niej kruche ciasteczka
własnego wypieku.
Jennifer była tak syta, że z trudem zdołała sprzątnąć
po uczcie. Nie dokończywszy nawet pakowania, opad
ła na aksamitną trawę.
Z rozkoszą obserwowała bezchmurne, jasnoniebies
kie niebo. Zamknąwszy po chwili oczy, delektowała się
głęboką, kojącą ciszą.
Ogarnął jąniczymnie zmącony spokój. Odsunęła od
siebie wszystkie problemy i cieszyła się radością życia.
Uznała nawet, że Roy odwzajemniajej uczucia i przez
całe życie będzie mu towarzyszyć w szczęściu i niedoli.
Poczuła nagle cień obejmujący jej twarz. To Roy
pochylił się nad nią i czule dotykał jej policzków.
— Jennifer — wyszeptał.
— Powinnaś wiedzieć,
W tej
sekundzie
rozległ
się
trzask
gałęzi.
Roy
podskoczył na równe
nogi
i w napięciu patrzył
w kierunku, z którego dochodziły odgłosy.
Nie dowiedziała się, co Roy chciał jej powiedzieć,
a czar chwili minął bezpowrotnie.
Roy stał nieruchomo i patrzył w kierunku skąd
docierał hałas.
— Kto to może być? — wymamrotał pod nosem,
Odpowiedź poznali już w następnej sekundzie. Z
gąszczu wynurzyła się czyjaś ręka odsuwając na bok
pnące rośliny i na skraju polany pojawiła się Aura.
Jennifer poczuła na sobie jej nienawistne spojrzenie.
Złowrogie, brązowe oczy dziewczyny przeszywały ją
na wylot.
Roy dostrzegłszy Aurę natychmiast ruszył do niej.
— Aura? Czego tu szukasz? — spytał oschłym, ziryto
wanym głosem.
—
Szukałam cię wszędzie Roy — odparła. W
hotelach, na plaży, wszędzie. Potem przypomniałam
sobie o tej polance. Stało się coś niespodziewanego.
Musisz zaraz wrócić do biura.
— Nie rozumiem, co może być aż tak ważne, by
mnie szukać po całej wyspie — powiedział. Wyjaśnij! [ Pobierz całość w formacie PDF ]