[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Halo?
- Halo? Czy to winda numer siedem? - Niski męski głos
rezonował tak głośno, że stojąca obok Gloria słyszała wyraznie każe
słowo.
Jack zerknął na oszklony certyfikat bezpieczeństwa wiszący na
ścianie i wytężył wzrok, żeby przeczytać specyfikację.
- Owszem. Utknęliśmy między piętrami.
- Podobnie jak wszystkie inne windy. - Operator zdawał się
zdyszany i zrezygnowany zarazem. - Siadło zasilanie. Musicie
ous
l
a
d
an
sc
spokojnie czekać.
Zdesperowana Gloria wyrwała Jackowi słuchawkę z dłoni.
- Jak długo?! - wrzasnęła.
- Nie mam pojęcia. Pracujemy najszybciej jak możemy. - Zapadła
cisza, jakby operator przeprowadzał w myślach szybką kalkulację. -
Parę godzin, może więcej.
- Parę godzin?! - Klaustrofobia znowu dawała o sobie znać,
chwytała za gardło, odcinała dopływ powietrza.
- Nic na to nie poradzę - odparł mężczyzna. Gloria, niczym w
transie, oddała słuchawkę Jackowi.
- Czy awaria jest tylko w tym budynku?
- Tak na oko bez prądu jest kilka przecznic. Musiało coś trzasnąć
w transformatorze. - Ponieważ i tak w tej chwili nic nie można było
poradzić, operator postanowił wrócić do swoich obowiązków. - Za
jakiś czas znowu zadzwonię - odparł i się rozłączył.
Panika Glorii narastała. Wraz z Jackiem zostali pozostawieni na
pastwę losu, opuszczeni.
- Nie, proszę zaczekać! - wykrzyknęła, wyrywając z ręki Jacka
słuchawkę.
Odpowiedziała jej głucha cisza.
Jack delikatnie wyjął słuchawkę z ręki Glorii. Ta kobieta potrafiła
zacisnąć palce w śmiertelnym uścisku, pomyślał, odkładając
słuchawkę.
Irytacja, którą wcześniej budziła w nim Gloria, przerodziła się w
poczucie odpowiedzialności.
ous
l
a
d
an
sc
- Zadzwoni, kiedy będzie miał nowe wiadomości.
- Do tej pory możemy już być martwi - wydukała. Może
powinien odwołać się do poczucia humoru.
- Czy zawsze miałaś tak absurdalną skłonność do przesady?
Zamiast odpowiedzieć na pytanie, Gloria spojrzała na niego
przerażonym wzrokiem. - Mów do mnie.
- Miałem wrażenie, że właśnie to robię. Gloria jednak pokręciła
stanowczo głową.
- Opowiadaj coś. Spraw, żebym przestała myśleć o naszym
położeniu.
Może jeżeli wciągnie Glorię w racjonalną rozmowę na temat jej
fobii, łatwiej przyjdzie jej uporać się z zaistniałą sytuacją.
- Czemu tak zle znosisz ciasne pomieszczenia?
Kiedy indziej zbyłaby jego pytanie zdawkową odpowiedzią lub
wręcz zaprzeczyła, że to dla niej poważny problem. Jednak Jack był
bystry i wyjątkowo spostrzegawczy. Nie umiałaby przed nim ukryć
swojego stanu, choćby nie wiem jak bardzo się starała.
- Bo ich nie lubię. Parsknął śmiechem.
- To oczywiste. Ale czy masz ku temu jakiś szczególny powód?
Nie odpowiedziała od razu. Najpierw zdjęła żakiet i rzuciła na
leżący w kącie płaszcz. Potem rozpięła dwa górne guziki bluzki. Nawet
w tym świetle Jack widział wyraznie delikatne kropelki potu na jej
czole i policzkach. A przecież w windzie wcale nie było gorąco.
Z fascynacją patrzył, jak wyciągnęła bluzkę spod paska spódnicy
i zaczęła dla ochłody wachlować się połami.
ous
l
a
d
an
sc
Kiedy się zawahała i skierowała na niego wzrok, powiedział
zachęcająco:
- Zmiało, mną się nie krępuj.
Nienawidziła tego strachu, który ją zżerał od środka. Do tej pory
już powinna z tego wyrosnąć.
- W tej windzie jest straszny upał - mruknęła.
Nie pociła się z powodu wysokiej temperatury i oboje dobrze o
tym wiedzieli, Jack jednak postanowił nie demaskować jej drobnego
kłamstwa.
- A panika sprawia, że jest mi jeszcze bardziej gorąco -dorzuciła.
Czekał przez moment, pewien, że Gloria rozwinie temat, ale tego
nie zrobiła. Już to samo uświadomiło mu, że sytuacja jest dość
dramatyczna. Ta kobieta nigdy nie rezygnowała z możliwości
wyrażenia własnej opinii.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Czy istnieje jakiś
szczególny powód, dla którego małe pomieszczenia przejmują cię
takim strachem?
- Tak. Marny postęp.
- A mianowicie?
Gloria umknęła wzrokiem. Niechętnie o tym w ogóle
wspominała, a nigdy nie rozmawiała na ten temat z nikim poza rodziną.
Zerknęła spod oka na Jacka. Wciąż czekał na wyjaśnienia. Może
rzeczywiście powinna mu wytłumaczyć, dlaczego tak kurczowo wpija
się w jego ramię.
- Kiedy byłam dzieckiem, mieszkaliśmy w Red Rock. Moi
ous
l
a
d
an
sc
rodzice mieszkają tam zresztą do dzisiaj. - Uśmiechnęła się
nieznacznie. - Wówczas było to miejsce równie niezurbanizowane jak
jego nazwa. - Przez tę jedną krótką chwilę znowu była małą
dziewczynką, wolną od wszelkich demonów.
- Cudownie dorastało się w takim miejscu. Mieliśmy z ro-
dzeństwem gdzie się bawić.
Jej twarz miała teraz ponury wyraz.
- Nieopodal naszej posesji znajdowało się spore pole z
opuszczonym domem. Wierzyliśmy, że ten stary dom jest nawiedzony
przez duchy...
- Jakże oryginalne - wtrącił Jack, ani przez chwilę nie
spuszczając wzroku z Glorii.
- Byliśmy jeszcze dziećmi - przypomniała mu. - Pewnego dnia
bawiliśmy się tam w chowanego. - Jej oddech stawał się coraz płytszy.
- Podobnie jak setki razy przedtem.
Jack widział, że Gloria chce przerwać.
- No i? - nie zamierzał dać za wygraną.
Gloria uniosła głowę, zbierając się na odwagę. Nie szło jej
najlepiej.
- I wpadłam do starej, wyschniętej studni.
Nagle odniosła wrażenie, że znowu jest w tym strasznym dole,
którego boki groziły zawaleniem z każdą drobiną osuwającej się ziemi.
Wrócił ten sam paraliżujący strach i do oczu napłynęły łzy.
- Christina pobiegła po pomoc, a Sierra i moi bracia zostali przy
mnie i próbowali mnie uspokoić. Po pewnym czasie wraz z Christiną
ous
l
a
d
an
sc
przybiegła moja mama, która przedtem zadzwoniła po straż pożarną.
Tymczasem wokół studni gromadziło się coraz więcej osób i ten tłum
odcinał mnie od światła. Trwało wieki, zanim mnie stamtąd
wyciągnęli. Miałam wówczas sześć lat... i byłam przekonana, że już
umrę w tej dziurze - dodała szeptem, mówiąc bardziej do siebie niż do
Jacka.
W końcu spojrzała mu w oczy.
- Tamtego dnia dowiedziałam się, czym jest prawdziwy strach.
Rozdział 11
Jack ani razu nie przerwał jej opowieści. Widział, że z każdym
słowem Gloria na nowo przeżywa przerażające wydarzenia z
dzieciństwa.
Nie był w stanie sobie wyobrazić, co czuła jako dziewczynka
ogarnięta paraliżującym strachem. On sam mógł znajdować się w
pomieszczeniach ciasnych i przepastnych, w piwnicach czy na balkonie
swojego mieszkania w drapaczu chmur w Nowym Jorku i nigdy nie
przyszłoby mu do głowy, że któreś z tych miejsc może stanowić dla
niego jakieś zagrożenie.
Czy jednak aby na pewno tak bardzo różnił się od Glorii?
Jasne, otwarte przestrzenie, ciasne przejścia czy wielkie
wysokości nie budziły w nim lęku. Ale na myśl o tym, że znowu
ous
l
a
d
an
sc
mógłby mieć złamane serce, znalezć się w mrocznej otchłani bez
ukochanej osoby u boku, wprawiała go w przerażenie.
Był więzniem owego przerażenia, tak samo jak Gloria więzniem
swojej fobii.
Może więc łączyło ich więcej, niż mu się zdawało. Ta
świadomość obudziła w nim szczere współczucie.
- Wkrótce nadejdzie pomoc - obiecał.
Spojrzała na niego oczami przestraszonego dziecka - tego dziecka
sprzed wielu lat.
- Nieprawda - wyszeptała. Z wielkim trudem powstrzymała się od
wybuchu histerii. Walczyła z ogarniającą ją paniką. - Jeżeli to awaria
transformatora, naprawa zajmie sporo czasu.
Oddychaj, Glorio. Do cholery, skoncentruj się na oddechu. Aap
powietrze powoli, głęboko, rytmicznie. Wdech, wydech. Przecież
wiesz, jak to robić.
Z szeroko rozwartymi oczami rozejrzała się dookoła. Zciany
znowu zdawały się przybliżać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
- Halo?
- Halo? Czy to winda numer siedem? - Niski męski głos
rezonował tak głośno, że stojąca obok Gloria słyszała wyraznie każe
słowo.
Jack zerknął na oszklony certyfikat bezpieczeństwa wiszący na
ścianie i wytężył wzrok, żeby przeczytać specyfikację.
- Owszem. Utknęliśmy między piętrami.
- Podobnie jak wszystkie inne windy. - Operator zdawał się
zdyszany i zrezygnowany zarazem. - Siadło zasilanie. Musicie
ous
l
a
d
an
sc
spokojnie czekać.
Zdesperowana Gloria wyrwała Jackowi słuchawkę z dłoni.
- Jak długo?! - wrzasnęła.
- Nie mam pojęcia. Pracujemy najszybciej jak możemy. - Zapadła
cisza, jakby operator przeprowadzał w myślach szybką kalkulację. -
Parę godzin, może więcej.
- Parę godzin?! - Klaustrofobia znowu dawała o sobie znać,
chwytała za gardło, odcinała dopływ powietrza.
- Nic na to nie poradzę - odparł mężczyzna. Gloria, niczym w
transie, oddała słuchawkę Jackowi.
- Czy awaria jest tylko w tym budynku?
- Tak na oko bez prądu jest kilka przecznic. Musiało coś trzasnąć
w transformatorze. - Ponieważ i tak w tej chwili nic nie można było
poradzić, operator postanowił wrócić do swoich obowiązków. - Za
jakiś czas znowu zadzwonię - odparł i się rozłączył.
Panika Glorii narastała. Wraz z Jackiem zostali pozostawieni na
pastwę losu, opuszczeni.
- Nie, proszę zaczekać! - wykrzyknęła, wyrywając z ręki Jacka
słuchawkę.
Odpowiedziała jej głucha cisza.
Jack delikatnie wyjął słuchawkę z ręki Glorii. Ta kobieta potrafiła
zacisnąć palce w śmiertelnym uścisku, pomyślał, odkładając
słuchawkę.
Irytacja, którą wcześniej budziła w nim Gloria, przerodziła się w
poczucie odpowiedzialności.
ous
l
a
d
an
sc
- Zadzwoni, kiedy będzie miał nowe wiadomości.
- Do tej pory możemy już być martwi - wydukała. Może
powinien odwołać się do poczucia humoru.
- Czy zawsze miałaś tak absurdalną skłonność do przesady?
Zamiast odpowiedzieć na pytanie, Gloria spojrzała na niego
przerażonym wzrokiem. - Mów do mnie.
- Miałem wrażenie, że właśnie to robię. Gloria jednak pokręciła
stanowczo głową.
- Opowiadaj coś. Spraw, żebym przestała myśleć o naszym
położeniu.
Może jeżeli wciągnie Glorię w racjonalną rozmowę na temat jej
fobii, łatwiej przyjdzie jej uporać się z zaistniałą sytuacją.
- Czemu tak zle znosisz ciasne pomieszczenia?
Kiedy indziej zbyłaby jego pytanie zdawkową odpowiedzią lub
wręcz zaprzeczyła, że to dla niej poważny problem. Jednak Jack był
bystry i wyjątkowo spostrzegawczy. Nie umiałaby przed nim ukryć
swojego stanu, choćby nie wiem jak bardzo się starała.
- Bo ich nie lubię. Parsknął śmiechem.
- To oczywiste. Ale czy masz ku temu jakiś szczególny powód?
Nie odpowiedziała od razu. Najpierw zdjęła żakiet i rzuciła na
leżący w kącie płaszcz. Potem rozpięła dwa górne guziki bluzki. Nawet
w tym świetle Jack widział wyraznie delikatne kropelki potu na jej
czole i policzkach. A przecież w windzie wcale nie było gorąco.
Z fascynacją patrzył, jak wyciągnęła bluzkę spod paska spódnicy
i zaczęła dla ochłody wachlować się połami.
ous
l
a
d
an
sc
Kiedy się zawahała i skierowała na niego wzrok, powiedział
zachęcająco:
- Zmiało, mną się nie krępuj.
Nienawidziła tego strachu, który ją zżerał od środka. Do tej pory
już powinna z tego wyrosnąć.
- W tej windzie jest straszny upał - mruknęła.
Nie pociła się z powodu wysokiej temperatury i oboje dobrze o
tym wiedzieli, Jack jednak postanowił nie demaskować jej drobnego
kłamstwa.
- A panika sprawia, że jest mi jeszcze bardziej gorąco -dorzuciła.
Czekał przez moment, pewien, że Gloria rozwinie temat, ale tego
nie zrobiła. Już to samo uświadomiło mu, że sytuacja jest dość
dramatyczna. Ta kobieta nigdy nie rezygnowała z możliwości
wyrażenia własnej opinii.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Czy istnieje jakiś
szczególny powód, dla którego małe pomieszczenia przejmują cię
takim strachem?
- Tak. Marny postęp.
- A mianowicie?
Gloria umknęła wzrokiem. Niechętnie o tym w ogóle
wspominała, a nigdy nie rozmawiała na ten temat z nikim poza rodziną.
Zerknęła spod oka na Jacka. Wciąż czekał na wyjaśnienia. Może
rzeczywiście powinna mu wytłumaczyć, dlaczego tak kurczowo wpija
się w jego ramię.
- Kiedy byłam dzieckiem, mieszkaliśmy w Red Rock. Moi
ous
l
a
d
an
sc
rodzice mieszkają tam zresztą do dzisiaj. - Uśmiechnęła się
nieznacznie. - Wówczas było to miejsce równie niezurbanizowane jak
jego nazwa. - Przez tę jedną krótką chwilę znowu była małą
dziewczynką, wolną od wszelkich demonów.
- Cudownie dorastało się w takim miejscu. Mieliśmy z ro-
dzeństwem gdzie się bawić.
Jej twarz miała teraz ponury wyraz.
- Nieopodal naszej posesji znajdowało się spore pole z
opuszczonym domem. Wierzyliśmy, że ten stary dom jest nawiedzony
przez duchy...
- Jakże oryginalne - wtrącił Jack, ani przez chwilę nie
spuszczając wzroku z Glorii.
- Byliśmy jeszcze dziećmi - przypomniała mu. - Pewnego dnia
bawiliśmy się tam w chowanego. - Jej oddech stawał się coraz płytszy.
- Podobnie jak setki razy przedtem.
Jack widział, że Gloria chce przerwać.
- No i? - nie zamierzał dać za wygraną.
Gloria uniosła głowę, zbierając się na odwagę. Nie szło jej
najlepiej.
- I wpadłam do starej, wyschniętej studni.
Nagle odniosła wrażenie, że znowu jest w tym strasznym dole,
którego boki groziły zawaleniem z każdą drobiną osuwającej się ziemi.
Wrócił ten sam paraliżujący strach i do oczu napłynęły łzy.
- Christina pobiegła po pomoc, a Sierra i moi bracia zostali przy
mnie i próbowali mnie uspokoić. Po pewnym czasie wraz z Christiną
ous
l
a
d
an
sc
przybiegła moja mama, która przedtem zadzwoniła po straż pożarną.
Tymczasem wokół studni gromadziło się coraz więcej osób i ten tłum
odcinał mnie od światła. Trwało wieki, zanim mnie stamtąd
wyciągnęli. Miałam wówczas sześć lat... i byłam przekonana, że już
umrę w tej dziurze - dodała szeptem, mówiąc bardziej do siebie niż do
Jacka.
W końcu spojrzała mu w oczy.
- Tamtego dnia dowiedziałam się, czym jest prawdziwy strach.
Rozdział 11
Jack ani razu nie przerwał jej opowieści. Widział, że z każdym
słowem Gloria na nowo przeżywa przerażające wydarzenia z
dzieciństwa.
Nie był w stanie sobie wyobrazić, co czuła jako dziewczynka
ogarnięta paraliżującym strachem. On sam mógł znajdować się w
pomieszczeniach ciasnych i przepastnych, w piwnicach czy na balkonie
swojego mieszkania w drapaczu chmur w Nowym Jorku i nigdy nie
przyszłoby mu do głowy, że któreś z tych miejsc może stanowić dla
niego jakieś zagrożenie.
Czy jednak aby na pewno tak bardzo różnił się od Glorii?
Jasne, otwarte przestrzenie, ciasne przejścia czy wielkie
wysokości nie budziły w nim lęku. Ale na myśl o tym, że znowu
ous
l
a
d
an
sc
mógłby mieć złamane serce, znalezć się w mrocznej otchłani bez
ukochanej osoby u boku, wprawiała go w przerażenie.
Był więzniem owego przerażenia, tak samo jak Gloria więzniem
swojej fobii.
Może więc łączyło ich więcej, niż mu się zdawało. Ta
świadomość obudziła w nim szczere współczucie.
- Wkrótce nadejdzie pomoc - obiecał.
Spojrzała na niego oczami przestraszonego dziecka - tego dziecka
sprzed wielu lat.
- Nieprawda - wyszeptała. Z wielkim trudem powstrzymała się od
wybuchu histerii. Walczyła z ogarniającą ją paniką. - Jeżeli to awaria
transformatora, naprawa zajmie sporo czasu.
Oddychaj, Glorio. Do cholery, skoncentruj się na oddechu. Aap
powietrze powoli, głęboko, rytmicznie. Wdech, wydech. Przecież
wiesz, jak to robić.
Z szeroko rozwartymi oczami rozejrzała się dookoła. Zciany
znowu zdawały się przybliżać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]