[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dni,
36'
bez przerwy padał deszcz, a przecież od tygodni nikt w okolicy nie uświadczył ani kropelki z nieba. Pewnie zawalenie się
mostu spowodowało takie zamulenie " wody. Ale... aż do tego miejsca? Andy zaklął. Nie miał szczęścia. W takich
warunkach, nic prawie nie mógł dojrzeć.
Nagle w odległości kilku metrów od brzegu u-tworzył się wir, a błotnista fala ze złością bryznęła Andy'emu w twarz. Andy
mocniej chwycił swój oszczep i wycelował przed siebie. Wstrzymał oddech. Coś na pewno kryło się pod wodą. Coś dużego i
ciężkiego!
Kiedy zobaczył olbrzymiego kraba wyłażącego na brzeg, Andy Caxton cofnął się. Zwierzę jednym potę-rzym zamachem
wielkich szczypców wydostało się z wody. Było parę metrów od Andy'ego, który zareagował natychmiast. Z całej siły pchnął
oścień w przerażający pysk i ...jego wspaniała, zmyślna broń, nie zrobiwszy skorupiakowi najmniejszej krzywdy, plusnęła do
wody. Andy chciał krzyczeć, uciekać, nie mógł. Stał sparaliżowany i gapił się na błyszczące czerwono oczka, bełkocząc coś
niezrozumiale. Próbował odezwać się do tej istoty jak do wściekłego psa. "A nuż, bestia zobaczy w człowieku przyjaciela a nie
wroga" - pomyślał.
Gęba kraba wykrzywiła się w grymasie niezdecydowania. Nie wiedział, co ma robić! Był wyraznie wyczerpany i z trudnością
utrzymywał się na nogach. Oczka błyszczały to wściekłością to znowu jakby strachem. Zażyły się i gasły, żeby po chwili znowu
zabłysnąć złowrogo. Skorupiak walczył z nagłym osłabieniem.
37
Wreszcie zdecydował się i uderzył. Wielkie szczypce spadły z potężną siłą. Czaszka Andy'ego rozpadła się na kawałki.
Potężna siła wyrzuciła go wysoko w powietrze i skręcone konwulsyjnie martwe ciało spadło na ziemię. Krab znowu się wahał.
Zbierał słabnące siły. Wyciągniętymi szczypcami przekłuł leżącego na wylot i rozdarł go na części.
Małe, czerwone oczy powoli traciły ogień, ruchy skorupiaka były ociężałe, powolne. Zaczął pożerać ofiarę. Natura nakazywała
mu zjadać świeżo upolowane mięso. Przez chwilę tylko żuł kawałek odciętej nogi. Nagle odwrócił się. Zwymiotował.
Odszedł parę kroków ciągnąc szczypce po ziemi, wyszarpując kępy trawy. Odpoczywał co chwilę, przysiadając z na wpół
zamkniętymi oczami. Nagle poczuł przypływ nowych sił. Musiał dojść do rzeki. Jego drogę znaczyły krwiste wymiociny.
Ześlizgnął się w dół po stromym brzegu, wpadł w wodę z głośnym pluskiem i zanurzył się. Błotnisty prąd jakby przywrócił blask
czerwonym, ohydnym oczom. Musiał teraz podjąć decyzję: albo poddać się instynktowi, albo walczyć z nim. W dole rzeki
rozciągała się zatoka Wash otwierając bramy do oceanów świata. Przed nim, w górze strumienia biegło zwężające się koryto,
które zawierało niedostatecznie słoną wodę. Oznaczało to śmierć w ciągu kilku godzin.
Krab niechętnie skierował się w górę strumienia, odpowiadając na wołanie instynktu silniejsze od chęci życia.
- Niesamowite! - Profesor Cliff Davenport skończył badać kolejnego osobnika, którego przywie-
38
l ziono znad górnego odcinka rzeki Nene. - Ten krab l zabił nad rzeką kłusownika i zaraz potem zdechł. Miał ' w całym cielsku
pełno nowotworowych guzów, tak
jak tamten sprzed dwóch dni. Co do tego, nie mam
żadnych wątpliwości.
- To znaczy, że jeśli te dwa były chore na raka, to i reszta może mieć to samo - powiedział Grisedale.
- Zgadza się. I ja jestem prawie pewien, że cały gatunek jest zarażony.
- W takim wypadku nie mamy się czym przejmować. - W głosie człowieka z Ministerstwa Spraw Wojskowych brzmiała wyrazna
ulga.
- Niestety mamy. - Cliff odwrócił się i spojrzał na tamtego spod przymrużonych powiek. - Grisedale, przez tę chorobę kraby są
bardziej niebezpieczne niż kiedykolwiek: potwornie cierpią, cały czas walczą z bólem. Zwracają się przeciwko człowiekowi, bo
winią go za stan, w jakim się znajdują. Choroba bardzo zmieniła ich zwyczaje, stały się przez nią o wiele grozniejszym
wrogiem. Nie potrafimy przewidzieć co zrobią następnym razem. Dawniej szły wybrzeżem i systematycznie atakowały przy
pełni księżyca, bo to był czas ich największej aktywności. Teraz jest zupełnie inaczej. Potrafią zaatakować i urządzić sobie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
dni,
36'
bez przerwy padał deszcz, a przecież od tygodni nikt w okolicy nie uświadczył ani kropelki z nieba. Pewnie zawalenie się
mostu spowodowało takie zamulenie " wody. Ale... aż do tego miejsca? Andy zaklął. Nie miał szczęścia. W takich
warunkach, nic prawie nie mógł dojrzeć.
Nagle w odległości kilku metrów od brzegu u-tworzył się wir, a błotnista fala ze złością bryznęła Andy'emu w twarz. Andy
mocniej chwycił swój oszczep i wycelował przed siebie. Wstrzymał oddech. Coś na pewno kryło się pod wodą. Coś dużego i
ciężkiego!
Kiedy zobaczył olbrzymiego kraba wyłażącego na brzeg, Andy Caxton cofnął się. Zwierzę jednym potę-rzym zamachem
wielkich szczypców wydostało się z wody. Było parę metrów od Andy'ego, który zareagował natychmiast. Z całej siły pchnął
oścień w przerażający pysk i ...jego wspaniała, zmyślna broń, nie zrobiwszy skorupiakowi najmniejszej krzywdy, plusnęła do
wody. Andy chciał krzyczeć, uciekać, nie mógł. Stał sparaliżowany i gapił się na błyszczące czerwono oczka, bełkocząc coś
niezrozumiale. Próbował odezwać się do tej istoty jak do wściekłego psa. "A nuż, bestia zobaczy w człowieku przyjaciela a nie
wroga" - pomyślał.
Gęba kraba wykrzywiła się w grymasie niezdecydowania. Nie wiedział, co ma robić! Był wyraznie wyczerpany i z trudnością
utrzymywał się na nogach. Oczka błyszczały to wściekłością to znowu jakby strachem. Zażyły się i gasły, żeby po chwili znowu
zabłysnąć złowrogo. Skorupiak walczył z nagłym osłabieniem.
37
Wreszcie zdecydował się i uderzył. Wielkie szczypce spadły z potężną siłą. Czaszka Andy'ego rozpadła się na kawałki.
Potężna siła wyrzuciła go wysoko w powietrze i skręcone konwulsyjnie martwe ciało spadło na ziemię. Krab znowu się wahał.
Zbierał słabnące siły. Wyciągniętymi szczypcami przekłuł leżącego na wylot i rozdarł go na części.
Małe, czerwone oczy powoli traciły ogień, ruchy skorupiaka były ociężałe, powolne. Zaczął pożerać ofiarę. Natura nakazywała
mu zjadać świeżo upolowane mięso. Przez chwilę tylko żuł kawałek odciętej nogi. Nagle odwrócił się. Zwymiotował.
Odszedł parę kroków ciągnąc szczypce po ziemi, wyszarpując kępy trawy. Odpoczywał co chwilę, przysiadając z na wpół
zamkniętymi oczami. Nagle poczuł przypływ nowych sił. Musiał dojść do rzeki. Jego drogę znaczyły krwiste wymiociny.
Ześlizgnął się w dół po stromym brzegu, wpadł w wodę z głośnym pluskiem i zanurzył się. Błotnisty prąd jakby przywrócił blask
czerwonym, ohydnym oczom. Musiał teraz podjąć decyzję: albo poddać się instynktowi, albo walczyć z nim. W dole rzeki
rozciągała się zatoka Wash otwierając bramy do oceanów świata. Przed nim, w górze strumienia biegło zwężające się koryto,
które zawierało niedostatecznie słoną wodę. Oznaczało to śmierć w ciągu kilku godzin.
Krab niechętnie skierował się w górę strumienia, odpowiadając na wołanie instynktu silniejsze od chęci życia.
- Niesamowite! - Profesor Cliff Davenport skończył badać kolejnego osobnika, którego przywie-
38
l ziono znad górnego odcinka rzeki Nene. - Ten krab l zabił nad rzeką kłusownika i zaraz potem zdechł. Miał ' w całym cielsku
pełno nowotworowych guzów, tak
jak tamten sprzed dwóch dni. Co do tego, nie mam
żadnych wątpliwości.
- To znaczy, że jeśli te dwa były chore na raka, to i reszta może mieć to samo - powiedział Grisedale.
- Zgadza się. I ja jestem prawie pewien, że cały gatunek jest zarażony.
- W takim wypadku nie mamy się czym przejmować. - W głosie człowieka z Ministerstwa Spraw Wojskowych brzmiała wyrazna
ulga.
- Niestety mamy. - Cliff odwrócił się i spojrzał na tamtego spod przymrużonych powiek. - Grisedale, przez tę chorobę kraby są
bardziej niebezpieczne niż kiedykolwiek: potwornie cierpią, cały czas walczą z bólem. Zwracają się przeciwko człowiekowi, bo
winią go za stan, w jakim się znajdują. Choroba bardzo zmieniła ich zwyczaje, stały się przez nią o wiele grozniejszym
wrogiem. Nie potrafimy przewidzieć co zrobią następnym razem. Dawniej szły wybrzeżem i systematycznie atakowały przy
pełni księżyca, bo to był czas ich największej aktywności. Teraz jest zupełnie inaczej. Potrafią zaatakować i urządzić sobie [ Pobierz całość w formacie PDF ]