[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kłopotu. Powinna była się domyślić, \e Sarge od razu zaprosi i Scota.
Kiedy wchodzili do środka, przez cały czas myślała o tym, \e gdzieś tam,
w jednej z eleganckich sal restauracyjnych, przebywa Mitch, zupełnie nie
przygotowany na to, \e ją tu spotka. Powinna była jakoś inaczej to zaaran\ować,
na przykład umówić się ze Scotem po przyjęciu, jeśli ju\ w ogóle miała się z
nim widzieć. Mogła przecie\ udać, \e ma grypę i zostać w domu.
 Przyjęcie odbywa się w Kryształowej Sali  odezwała się cicho, kiedy
weszli do holu.
Scot prowadził ją, lekko obejmując w talii, tak jak zawsze, a ona do tej
pory nie zwracała na to uwagi. Teraz zaś wydawało jej się, \e taka poufałość
mo\e zostać zle zrozumiana przez Mitcha. Z drugiej strony nie mogła się
odsunąć ani powiedzieć, \e Mitch będzie zazdrosny, bo sprawiłaby przykrość
Scotowi. Zresztą Mitch powiedział jej wyraznie, \e nie jest zazdrosny o jej
przyjaciela. Jej niepokój narastał, ale starała się opanować, \eby nie psuć
zabawy Scotowi czy komukolwiek innemu.
Słychać było muzykę, ludzie wchodzili i wychodzili. Kim wymieniała z
niektórymi z nich ukłony. Doszli do szeroko otwartych podwójnych drzwi i na
chwilę przystanęli w progu.
 Spore zgromadzenie  zauwa\ył Scot.
Przed oczami Kim falował tłum  mę\czyzni w eleganckich garniturach,
kobiety w kolorowych sukniach. Prawie natychmiast zauwa\yła Mitcha. Stał,
trzymając w ręce szklankę i rozmawiał z nie znanymi jej bli\ej osobami.
 To on  szepnęła do Scota.
 O, tam jest Sarge  powiedział, najwyrazniej nie słysząc jej słów. 
Idzie do nas.
 Dlaczego stoicie w drzwiach?  powitał ich ojciec Kim, uśmiechając się
serdecznie.  Kochanie, wyglądasz pięknie.
 Ty te\, tatusiu. A gdzie mama?
 Jest...  zaczął Sarge rozglądając się wokoło  o tam, rozmawia z
Holmanami. Chodzcie przywitać się z Betty i Moreyem. Scot, wez sobie drinka,
bar jest w pobli\u.
Kim i Scot zaczęli torować sobie drogę przez środek sali.
 Chcesz się czegoś napić?  spytała.
 Na razie nie, dziękuję.
Podeszli, \eby przywitać się z matką Kim i Holmanami.
 Kim, nie widziałem cię ju\ całe wieki  powiedział Morey.
 To dla ciebie zorganizowano całą tę fetę?  spytała ze śmiechem. 
Mówiono mi, \e poddajesz się i wreszcie uciekasz z firmy.
 Mo\esz mi wierzyć, \e nie dobrowolnie.
Kim przedstawiła Scota, a potem zamieniła parę słów z matką.
 Wszystko zorganizowano znakomicie, mamo. Domyślam się, \e to
twoja zasługa.
 Dziękuję, kochanie. Za pół godziny podadzą kolację, potem będą
przemówienia, a pózniej tańce. Cieszę się, \e mogłaś przyjść. Twój ojciec
bardzo na to liczył.
 Wiem  odparła Kim, rozglądając się po sali. Czteroosobowy zespół
grał niezbyt głośno, tak \e muzyka nie przeszkadzała w rozmowach. A więc
mają być tańce. Widocznie Sarge chciał, \eby wszyscy zapamiętali po\egnanie
Moreya.
Zdała sobie sprawę z czegoś jeszcze. Mę\czyzni przybyli tu z \onami, z
przyjaciółkami. Mo\e Mitch te\ nie jest sam. Poczuła, \e uginają się pod nią
kolana. Dlaczego musi myśleć tylko o nim? A\ tak jest zakochana?
 Chodzmy do baru, dobrze?  szepnęła do Scota. Zamówiła jak zwykle
wodę mineralną z odrobiną cytryny, a jej towarzysz poprosił o colę. Pijąc wodę,
znów rozejrzała się po sali i tym razem natychmiast spostrzegła Mitcha.
Najwyrazniej on jej jeszcze nie dostrzegł. Ludzie wcią\ przechodzili tam i z
powrotem, śmiali się, rozmawiali. Wydawało się, \e wszyscy nie tylko dobrze
się znają, ale i znakomicie bawią.
 Chciałabyś usiąść?  spytał Scot.
 Chętnie, ale muszę przywitać się z paroma osobami  odparła
przepraszającym tonem.  Przykro mi, \e cię w to wrobiłam.
 Kim, mną się nie przejmuj. Rób to, co uwa\asz za stosowne. Znajdę
sobie kogoś, z kim będę mógł pogadać. A tak przy okazji, gdzie on jest?
 Stoi prawie na samym środku sali  powiedziała Kim, czując, \e robi jej
się gorąco.  Widzisz tę kobietę w \ółtej kreacji? Spójrz na prawo od niej.
 Ju\ widzę. Wygląda niezle.
 Niezle to o wiele za mało, pomyślała. Mitch wyglądał rewelacyjnie 
był wy\szy ni\ większość obecnych, najprzystojniejszy ze wszystkich,
ciemnowłosy, ubrany w znakomicie le\ący garnitur. Skąd przyszło mu do
głowy, \e mógłby nie pasować do tego towarzystwa? Poczuła ochotę, \eby
podejść do mównicy i oznajmić przez mikrofon wszystkim obecnym, \e kocha
Mitcha Conovera i nie obchodzi ją to, czy komukolwiek się to nie podoba.
Westchnęła, widząc, \e z daleka kilku znajomych macha do niej rękami.
Niestety, musi z nimi zamienić parę słów.
 Scot, przejdę się trochę. Naprawdę nie masz do mnie \alu?
 Ani trochę. No, idz, mała.
Po chwili wahania wybrała drogę, która prowadziła w kierunku, gdzie stał
Mitch. Ju\ po paru krokach wpadła na zaprzyjaznione mał\eństwo.
Tymczasem Mitch rozglądał się wokoło, Przestępując z nogi na nogę.
Zobaczył w oddali Sarge a, a w chwilę potem Sarę. Podobali mu się bardzo jako
gospodarze przyjęcia. W jednym końcu sali stały przygotowane do kolacji stoły.
W drugim był bar i estrada dla muzyków. Widać było, \e obecni  nie
wyłączając jego samego  bawią się dobrze i są zadowoleni.
Zauwa\ył jakąś kobietę w czerwonej sukni. Właściwie widział tylko jej
plecy, ale długie ciemne włosy wydawały mu się znajome. Kim... ona wygląda
jak Kim.
Przecie\ Kim chyba nie jest zatrudniona w firmie swego ojca. A mo\e
tak? To przecie\ mo\liwe. Spróbował przypomnieć sobie, czy widział ją na
przyjęciu z okazji Bo\ego Narodzenia. Czy mógłby jej nie zauwa\yć?
Kobieta śmiała się, rozmawiając z kimś i odwróciła nieco głowę w jego
stronę. Tak, to Kim! Jest tutaj, taka piękna w tej sukience, szczęśliwa w
towarzystwie przyjaciół.
 Przyniosę coś do picia  powiedział, patrząc na szklankę, w której był
ju\ tylko rozpuszczający się lód, i ruszył w stronę baru, gdzie ponownie poprosił
o napój imbirowy.
Nie pił piwa ani \adnego innego alkoholu, gdy\ chciał być całkiem
trzezwy do końca przyjęcia. Teraz myśli zaprzątała mu rodzina Armstrongów.
Jeśli wierzyć Kim, jej rodzice nie wiedzieli nic o ich związku. I chocia\
wcześniej sam się domagał zachowania dyskrecji, teraz czuł się nieswojo, jakby
on i Kim knuli coś podstępnego i fałszywego.
Cholera, gdyby wiedział, \e ona tu będzie, przygotowałby się na to i nie
czułby takiego za\enowania. Wziął szklankę, rozejrzał się i zobaczył stojącego
w pobli\u wysokiego blondyna, który przyglądał mu się uwa\nie. Przy takich
okazjach nale\y zawierać znajomości. Podszedł do nieznajomego, wyciągając
rękę na przywitanie.
 Jestem Mitch Conover.
 Scot Taylor  odparł mę\czyzna, podając mu rękę. Mitch zbladł z
wra\enia. Taylor przyszedł tutaj z Kim! To o dzisiejszym spotkaniu rozmawiali
wtedy przez telefon, kiedy był w jej mieszkaniu!
 M... miło mi pana poznać  powiedział.
 Cała przyjemność po mojej stronie  odparł Scot z przyjacielskim
uśmiechem.
Mitch zupełnie nie wiedział, jak ma się zachować ani co powiedzieć.
 Nie wiedziałem, \e Kim tu będzie  odezwał się wreszcie.
 Sarge nalegał, \eby przyszła  wyjaśnił Scot.  On chyba lubi wciągać
ją w sprawy firmy, kiedy tylko to jest mo\liwe.
 To zrozumiałe.
 Gdyby była mę\czyzną, pewnie pracowałaby u ojca.
 Przecie\ mo\e to robić. W naszej firmie pracują kobiety.
 Nie o to chodzi. Kim nie pociągają interesy. Ona chce wykonywać
swoje zajęcie. Pamiętam, jak Armstrongowie kupili dom. Kim miała wtedy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl