[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Doliny. Co wy na to?
Egil wyszedł przed wszystkich.
- Sveinie - powiedział. - Stanę do walki razem z tobą.
Pozostali, jeden po drugim, postąpili tak samo.
W końcu Thord rzekł:
- Doskonale, ale co będziemy z tego mieli?
- Jeśli przysięgniemy bronić Doliny, od tej pory już na zawsze będzie należeć do nas - odparł
Svein. - Jak wam się to podoba?
Wszyscy stwierdzili, że im to odpowiada.
A potem Orm spytał:
- Gdzie będziemy walczyć?
Póznym rankiem mgły częściowo wycofały się z okolic Domu Sveina. Ciemne plamy pobliskich pól
majaczyły za ścianą bieli. Tu i ówdzie widać było sylwetki samotnych drzew otulonych ciszą. Nic nie
poruszało się na drodze. Stado ptaków wzbiło się w powietrze i zniknęło w oddali.
Tymczasem w Domu Sveina trwała gorączkowa krzątanina, nieustający ruch, który ani na moment nie
tracił na intensywności. I który służył realizacji zadziwiająco różnych celów. Nawet podczas
zeszłorocznych przygotowań do Zgromadzenia nie widziano czegoś podobnego.
Pośród trzcin i traw w starej fosie grupa ludzi zbierała kamienie, które osunęły się z muru trowów.
Kobiety i dzieci podnosiły mniejsze bryły, mężczyzni zaś wynosili większe na drogę i przenosili je przez
bramę. Do transportu największych głazów używano koni, albo też przetaczano je w kilkuosobowych
grupach. Za bramą czekała już inna grupa - jej członkowie oceniali wielkość kamieni i rozsyłali je do
poszczególnych fragmentów murów, które powoli nabierały nowych kształtów.
Tymczasem w samym Domu, w warsztatach przylegających do centralnego dziedzińca, trwały inne
prace. Leżała tu wielka sterta kłód drewna zniesionych z suszarni. Co jakiś czas kilku mężczyzn
podchodziło do sterty, wybierało odpowiednie kłody i toczyło je do wnętrza warsztatów, z których
dobiegały odgłosy rąbania i zgrzyt pił.
Tuż obok, w kuzni Grima, płonęło czerwone światło. Ponad huk młotów uderzających w żelazo
wybijał się głos Grima, który wydawał polecenia synom.
Po drugiej stronie Domu, przy południowej bramie, gdzie mur całkiem się zawalił, grupa młodych
ludzi z łopatami i motykami rozkopywała miękką ziemię.
Między dworem a wszystkimi niemal chatami krążyły kobiety. Znosiły do głównej sali koszyki,
skrzynki, beczki i bańki na mleko. Na dziedziniec sprowadzano bydło z chlewików i stajni położonych
za murami. Zwinie, kury i kozy przechadzały się swobodnie między zapracowanymi ludzmi.
Pośrodku całego tego zamieszania, w centralnym punkcie dziedzińca stał Halli Sveinsson.
Obserwował, słuchał i wydawał rozkazy.
Właśnie przydreptał do niego Bolli piekarz, zaczerwieniony i spocony.
- Chleb jest już prawie gotowy. Gdzie mam go składać?
- Gudny zarządza kuchnią. Ona ci powie, co z tym zrobić.
Z garbarni wyszła Unn.
- Mam gotowe cztery kadzie. Co z nimi?
- Po jednej na każdą stronę. Niech Brusi je przetoczy.
Od strony kuzni nadszedł Grim z pogrzebaczem w dłoni.
- Potrzebuję więcej kubłów albo wiader. Ile mamy ich zrobić?
- Tyle samo, ile kłód. To długi mur.
Grim westchnął i otarł przedramieniem spocone czoło.
- Myślisz, że to się uda?
- Sveinowi się udało, prawda? Kol dał się nabrać.
- Dobrze. Mam już szesnaście gotowych, nie mieszczą się w kuzni. Ktoś musi je zabrać.
- Poproszę Leifa, żeby to zrobił. On dowodzi murem.
Grim odszedł. Korzystając z krótkiej chwili spokoju,
Halli dokonał szybkiego przeglądu sytuacji. Wydawało się, że na razie wszystko idzie zgodnie z planem.
Nikt się nie lenił, wszyscy pracowali zgodnie dla wspólnego celu. Nie oznaczało to jednak, że robili to z
ochotą. Niektórzy odnosili się do jego projektu z pewnym sceptycyzmem, inni - między innymi Leif - z
otwartą wrogością. Z drugiej strony od chwili, gdy zaczął wyjaśniać swój plan, nikt się nie sprzeciwił.
Propozycje zamieniły się w rozkazy, wahanie w pewność. Halli z coraz większym zapałem przedstawiał
swoje pomysły. Ludzie przyjmowali je bez zastrzeżeń, niektórym udzielił się nawet jego zapał.
- Halli.
Podniósł wzrok, zaskoczony.
- Aud! - Nagle ogarnęły go wyrzuty sumienia. Nie rozmawiał z nią od świtu, gdy Katla zabrała ją
do siebie, a on zaczął organizować pracę Domu. Podczas debaty w sali stała na uboczu, odseparowana
od reszty tłumu. Halli nie miał dotąd czasu, by o niej pomyśleć.
- Przepraszam - powiedział. - Powinienem był...
Aud machnęła obandażowaną ręką.
- W porządku. Miałeś mnóstwo rzeczy na głowie. Czuję się lepiej. Prawie dobrze. - Aud
uśmiechnęła się do niego szeroko. Jej oczy znów były jasne i czyste, zniknął z nich strach i gniew
minionej nocy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl