[ Pobierz całość w formacie PDF ]

imigracyjnych na Yap i Guam . Przekartkował notes, by sprawdzić, czy przegapił coś jeszcze. Czy
Pardee się zorientował? Oczywiście, że tak. Zorientował się i ruszył za Sommersem w miejsce,
gdzie go ostatnio widziano. Ale gdzie jest sam Pardee? Ten notes nie zjawił się na wyspie bez
właściciela.
Tuck jeszcze trzy razy przejrzał notatnik. Znalazł obco brzmiące nazwiska i numery
telefonów. Coś, co wyglądało na listę rzeczy do spakowania przed podróżą. Trochę zapisków o
pochodzeniu Sebastiana Curtisa. Notatka, by zbadać kwestię Japończyków z bronią. Słowo
 Learjet, skreślone trzy razy. I nic więcej. Notatki nie miały żadnego ładu. Po prostu różne fakty,
nazwiska, miejsca i daty. Daty? Jeszcze raz przejrzał kartki. Na trzeciej stronie widniał tylko napis:
 Alualu, 9 września .
Tuck podbiegł do szuflady w szafce nocnej, gdzie Curtisowie zostawili mu kalendarz.
Odliczył dni do dziewiątego i próbował przypisać wydarzenia poszczególnym datom. Statek
przypłynął dziewiątego, a dziesiątego rano był pierwszy lot. Być może Jefferson Pardee leżał teraz
w klinice i zastanawiał się, gdzie się, do diabła, podziała jego nerka. Tuck musiał się z nim spotkać.
Poszukał w szafie czegoś ciemnego do ubrania. To będzie coś innego niż wymykanie się do
wioski. Między barakiem strażników a szpitalem nie było żadnych budynków ani drzew, jedynie
siedemdziesiąt pięć metrów otwartej przestrzeni. Ciemność będzie mu służyła za jedyną kryjówkę.
Była to dwumilimetrowej grubości pianka neoprenowa do użytku w wodach tropikalnych, o
dwa rozmiary za duża, ale pozostałe ubrania w szafie były albo khaki, albo białe. Przy
dwudziestosiedmiostopniowym upale i dziewięćdziesięcioprocentowej wilgotności Tuckowi
zakręciło się w głowie, zanim jeszcze włożył kaptur. Wszedł pod prysznic i opluskał się zimną
wodą, po czym nasunął kaptur na głowę i wydostał się przez otwór po brodziku, opadając na mokry
żwir.
W filmach szpiedzy - komando Foki, siły specjalne perzy - zawsze skradają się nocą w
mokrych piankach do nurkowania. Dlaczego, zastanawiał się Tuck, nie wydają przy tym
mlaszczących, chlupoczących odgłosów? To na pewno dzięki specjalnemu szkoleniu. James Bond
nigdy nie powie na przykład:  Słuchaj, Q, oddam sterowane laserowo rakietowe spinki do
mankietów za piankę do nurkowania w której nie będę się czuł jak chodząca przynęta na koty . Tak
właśnie czuł się Tuck, z chlupotem obchodząc klinikę i zerkając na pełniącego służbę strażnika,
który sprawiał wrażenie, że patrzy prosto na niego.
Tuck cofnął się za róg. Musiał jakoś odwrócić uwagę tamtego, jeśli chciał niezauważenie
dostać się do drzwi kliniki. Księżyc świecił jasno, niebo było czyste, a biały koralowy żwir odbijał
tyle światła, że dałoby się nawet czytać.
Usłyszał okrzyk strażnika i był pewien, że go zauważono. Przywarł do ściany i wstrzymał
oddech. Potem rozległy się kolejne japońskie słowa, ale nie kroki. Odważył się wyjrzeć. Strażnik
wymachiwał jedną ręką ku niebu, a drugą pocierał głowę. Przyszli też dwaj pozostali i śmiali się
teraz z tego na służbie. Wydawał się coraz bardziej wściekły, gdy miotał przekleństwa i wycierał
dłoń o mundur. Dwaj pozostali wprowadzili go do środka, by się uspokoił i wyczyścił.
Tuck usłyszał szczeknięcie z nieba i uniósł głowę, by ujrzeć sylwetkę nietoperza na tle
księżyca. Roberto przeprowadził atak guanem z powietrza. Pilot zyskał moment nieuwagi
strażników.
Przemknął wzdłuż frontu budynku, złapał klamkę i przekręcił. Drzwi nie były zamknięte.
Biorąc pod uwagę irytację Beth Curtis z powodu brzęczyka i ilość wina, którą w siebie wlała,
zapewne znudziła się już ciągłym zamykaniem drzwi na klucz. Jak to mawiała Mary Jean?  Moje
panie, jeśli będziecie wykonywać swoją pracę i zakładać niekompetencję wszystkich pozostałych,
rzadko będą was spotykały rozczarowania . Amen, pomyślał Tuck.
Wśliznął się do pogrążonego w mroku pomieszczenia kliniki; zobaczył czerwonookie
spojrzenia kilku maszyn i roztańczony blask komputerowego monitora z uruchomionym
wygaszaczem ekranu. Spróbuje się tym zająć pózniej, teraz interesowało go coś innego: co lub kto
leży w niewielkim oddziale szpitalnym dwa pomieszczenia dalej.
Poczłapał do sali operacyjnej przy świetle kolejnych diodowych oczu i przeszedł przez
zasłonę do oddziału z czterema łóżkami. Tylko na jednym leżał pacjent - tak przynajmniej
wyglądało. Jedynym światłem był zielony blask monitora EKG, który migotał bezgłośnie przy
wyłączonym dzwięku. Ktokolwiek leżał w łóżku, wydawał się wystarczająco duży, by być
Jeffersonem Pardee. Nad pacjentem wisiało kilka kroplówek. Pewnie środki przeciwbólowe po tak
poważnej operacji, pomyślał.
Podszedł bliżej i odważył się na szept:
- Psst, Pardee.
Bryła pod kołdrą poruszyła się i jęknęła nadzwyczaj nie - męskim głosem.
- Pardee, to ja, Tucker Case. Pamiętasz?
Kołdra została odrzucona i pilot ujrzał w zielonej poświacie drobną, męską twarz.
- Kimi?
- Cześć, Tucker. - Kimi spojrzał w dół, na drugą osobę pod kołdrą. - Pamiętasz Tuckera? Już
mu lepiej.
Zliczna dziewczyna powiedziała:
- Opiekuję się tobą, kiedy ty chory. Bardzo śmierdzisz. Tuck cofnął się o krok.
- Kimi, co tu robisz? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl