[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Nerwy, co?  wtrącił się dziecięcy głosik. Odwrócił się i wbił wściekły wzrok w
dziecko.
 Ja siÄ™ nie denerwujÄ™.
Na zewnątrz Dymiarze tupali i walili o pokład pięściami, zawodząc:
 SUCHY LAT)& SUCHY LAJ)& SUCHY LAD& Najzdrowszy na umyśle, słysząc te
ryki, zamieniłby się w Berserkera, którego trzymano tydzień na słońcu bez hydro.
 Masz strasznie czerwoną twarz  powiedziało dziecko. Dużymi oczami patrzyło na
niego oskarżycielsko znad podłogi.  Helen mówi, że każdy z taką czerwoną twarzą
za długo się opalał& albo wypił za dużo soku radości.
 Gówno mnie obchodzi, co Helen mówi.
 No, nie wydaje mi się, żebyś ty za dużo się opalał&
 To&  Aupnął butelką ginu w blat szafki z alkoholami i ruszył do dziewczynki. 
Zaraz rozerwę tę twoją małą&
Otworzyły się drzwi kabiny i wszedł Doktorek ciągnąc za sobą wózek z gazowymi
smakołykami. To powstrzymało Skanda.
 Już prawie czas  powiedział Doktorek.  Coś nie tak?
 Nie  odparł Skand.  Właśnie mówiliśmy o jej przyjacielu.
 Człowieku  rybie?
 Prawdę mówiąc, o tej kobiecie. Ona mówi, że tamta nazywa się Helen. Nie miałbym
nic przeciw popołudniu z nią.
 Jak nazywa się twój drugi przyjaciel, kochanie?  spytał Doktorek.
 On nie ma imienia  powiedziała.
 Doprawdy?
 Tak jest. Wiesz, czemu?
 Może ty mi to wyjaśnisz, kochanie.
 %7łeby śmierć nie mogła go znalezć.
Doktorek zerknął na Skanda. Było to upiorne spojrzenie, nawet jak na Doktorka.
 I nie ma domu.  Dziecko znów zaczęło mówić nieprzerwanie. Czy działanie tego
cholernego lekarstwa nie wyczerpało się jeszcze?  I nie ma ludzi, którym zależałoby
na nim, i takich, na których jemu by zależało. Nie boi się nikogo& przynajmniej
wśród ludzi. I słyszy na sto mil pod wodą, i tak samo widzi na sto mil pod wodą&
 Zamknij się  powiedział Skand gładząc rękojeść noża za pasem.
Ale dziecko nadal pytlowało; być może nie potrafiło się powstrzymać.
 Umie schować się w cieniu, gdy słońce stoi w zenicie. Umie podejść cię z tyłu i
dowiesz się o tym dopiero w chwili śmierci.
Skand rzucił nożem. Z sykiem rozciął powietrze przy samej szyi dziecka i wbił się z
głuchym tąpnięciem w ramię fotela. Dygotał obok policzka Enoli.
Doktorek wyglądał na zszokowanego.
 O, rany  powiedział.
Ale dziewczynce ledwo drgnęła powieka.
 Daj sobie spokój  poradził jej Skand. Zbliżył się. Dziecko przylgnęło do fotela.
Plastik sfałdował się.
 On po mnie przypłynie  powiedziała.  Przypłynie. Jeszcze się przekonasz&
 Taaa?  Skand pochylił się. Skulona zasłoniła twarz rączką.
Ale sięgnął obok niej i wyrwał nóż z fotela. Podsunął twarz do jej twarzy i rzekł:
 No, mam nadzieję, że przypłynie po ciebie. Dzięki temu mam na co czekać.
Nie zadrgała jej powieka, a spojrzenie miała czyste i twarde, gdy rzekła:
 Zapamiętam, co powiedziałeś.
Truan prowadzący poszukiwania intruza zauważył Dymiarza wspinającego się po
łańcuchu na wyższy pomost.
 Hej, ty!  zawołał.  Kim jesteś?!
Ale Dymiarz albo go nie słyszał, albo zignorował i nadal się wspinał.
Truan zmarszczył brwi i zamyślił się. Na jednym z unoszących się na wodzie trupów
brakowało kurtki i gogli. Intruz  którym był prawdopodobnie człowiek  ryba 
najpewniej przebrał się za Dymiarza&
Truan szybko wysłał kilku ludzi. Niech sprawdzą wspinacza. Pozbierali drabiny i
pognali w górę, aby odciąć mu drogę.
Lecz gdy Truan spojrzał tam raz jeszcze, zobaczył tylko drwiący z niego pusty
łańcuch. Kołysał się luzno.
Na wyższy pomost upadł martwy Dymiarz. Jego kark złapały od tyłu i skręciły
potężne ręce. Jedna z nich wyjmowała z bezwładnej dłoni pistolet.
%7łeglarz wsunął nową broń do kieszeni kurtki i pospieszył mrocznym pomostem.
Usłyszał echo kroków. Zapowiadało się większe towarzystwo. Podniósł głowę. Nad
sobą miał metalowe poprzeczki. Podskoczył i wciągnął się na górę.
Tuż obok głowy miał jedną z tych skrzynek emitujących idiotyzmy Diakona:
 SPÓJRZ NA NAS! MY JESTEZMY CELEM STWORZENIA!
Poniżej przytruchtał Dymiarz, zarośnięty zabijaka. Oczy wyszły mu z orbit, gdy
%7łeglarz trzymając się poprzeczki nogami, opadł głową w dół, zagrodził mu drogę i
złapał w duszący chwyt.
%7łeglarz podciągnął nogi w górę, poderwał Dymiarza wyżej. Kończyny faceta
spazmatycznie zadrgały na wysokości dobrych dwóch stóp nad pomostem.
 SUCHY LD TO NIE NASZE MIEJSCE PRZEZNACZENIA, TO NASZE
PRZEZNACZENIE!
Atak nastąpił tak nagle, że ofiara była niemal całkowicie bezbronna. Dymiarz
usiłował dosięgnąć napastnika, ale nawet ręce miał bezsilne.
 BO CZY%7ł NIE JESTEZMY LUDyMI?  spytał głos Diakona ze skrzynki.
Dymiarz jakby pokiwał potakująco głową, ale był to tylko ostatni podryg, zanim
sflaczał i skonał.
 I CHOCIA%7Å‚ JESTEM PIERWSZY POZRÓD LUDZI, PADAM NA KOLANA  mówiÅ‚
Diakon. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl