[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Również siebie.
- Mówisz, że wszystko skończone? Pozwolisz mi
odejść? Myślałem, że mnie kochasz.
- Kochałam. I nadal kocham. To ty zdecydowałeś się
odejść.
- Bo muszę.
- Zwietnie. - Odwróciwszy wzrok, ruszyła do drzwi. -
I nie wracaj.
ROZDZIAA DZIEWITY
Warzywnik Briana kompletnie zarósł chwastami. Rok temu
rozetki mlecza były tam ledwie zauważalne.
Starszy pan z rezygnacją pokiwał głową. Może za parę
miesięcy będzie w stanie je powyrywać i znowu coś posiać, ale
na nadchodzące Boże Narodzenie na pewno nie będzie
świeżego zielonego groszku. Jego niezadowolenie z powodu
zapuszczonego ogrodu zabarwione było lękiem, o którym
wolał nie myśleć. Dlatego też ucieszył się, słysząc odgłos
samochodu zajeżdżającego pod bramę, a widok gościa sprawił
mu prawdziwą radość.
- Witaj, Philip! Nareszcie znalazłeś czas, żeby nas od
wiedzić, chociaż jesteś tu już od tygodnia.
Szwagier Jennifer serdecznie uścisnął dłoń Briana.
- Przepraszam, ale tyle się dzieje...
%7łona Briana Patricia dreptała ku nim, powiewając szerokim
fartuchem. Wycałowała Philipa i właśnie zapraszała go do
domu, gdy uwagę jej przyciągnął chłopczyk, który gramolił się
z auta.
- Angus! - ucieszyła się. - Chodz, skarbie! Pomożesz
mi piec ciasteczka? A1 potem pójdziemy do ogrodu i
nazrywamy kwiatków dla cioci Jen.
- Wątpię, żeby coś się jeszcze uchowało pod tymi chwa-
stami - mruknął Brian pod nosem. - Wszędzie zielsko, a ja
jestem w słabej formie i nie mogę się tym zająć.
- Jen opowiadała mi o twoich kłopotach - współczuł
mu Philip. - Jest przekonana, że operacja się uda. Podobno
idziesz do szpitala pod koniec miesiąca?
Brian przytaknął.
- Potrójny bypass. Jeśli nikt się nie pojawi na nasze
ogłoszenie o wakacie, Jennifer będzie zawalona robotą. -
Zciągnął brwi. - Jak ona się czuje?
- Bardzo przygaszona. Między innymi dlatego do was
przyjechałem. Martwię się o nią.
Ruszyli w kierunku ogrodowej ławki.
- Piękny dzień - zauważył Philip, gdy usiedli w ciepłym
blasku, wśród oszałamiającego zapachu narcyzów. -
To dziwne, ale wcale nie czuję, że wróciłem do domu.
Zdążyłem już polubić australijskie Złote Wybrzeże.
- Jak sobie radzisz, Philipie?
- Wspaniale. Interes ruszył. Niedawno kupiłem dom. -
Popatrzył nieśmiało na swojego dawnego lekarza. - Mam
też kogoś. Nie spieszę się, ale ta osoba dużo dla mnie znaczy.
- To dobra wiadomość. Masz konkretne plany w tej
kwestii?
- Jeszcze o nich nie wspomniałem Jennifer, ale dojrza-
łem do tego, żeby zabrać stąd dzieci. Już chcą ze mną jechać,
ponieważ opowiedziałem im o australijskich parkach rozrywki.
- To będzie dla nich ogromna zmiana.
- Jestem tego świadomy. Ale ten tydzień jest wspaniały.
Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak się za nimi
stęskniłem. Blizniaczki oznajmiły, że już nigdy nie pozwolą
mi zniknąć. Miałem kłopot z wysłaniem ich rano do szkoły.
Angusa, prawdę mówiąc, dopiero poznaję. To nie jest dobrze,
jeśli ojca nie ma przy tym, jak niemowlę staje się chłopcem.
- Poradzisz sobie z czwórką dzieci? Opieka nad nimi
i prowadzenie firmy nie będzie łatwe.
- Mam pomocnika. Annę już na nie czeka. Nie może
mieć dzieci, ponieważ na skutek powikłanej ciąży kilka lat
temu usunięto jej macicę. Myślę, że dzieci ją pokochają.
Ale, jak powiadam, nie chcę się spieszyć. Dlatego tym razem
przyjechałem sam. Zamierzałem zaproponować Jen, że wezmę
je do siebie w Boże Narodzenie, ale nie chcę dłużej
czekać i znowu się z nimi rozstawać. Niepokoi mnie jedna
rzecz: jak Jen to przyjmie.
- Jej życie bardzo się zmieni. Zostanie sama w pustym
domu.
- Miałem nadzieję, że coś wyniknie z tej znajomości
z tym facetem, który u niej mieszkał. Kiedy zadzwoniłem
do niej parę tygodni temu, wydawało mi się, że znalazła
mężczyznę swojego życia. Nawet dzieci opowiadały mi wy
łącznie o tym, jaki Drew jest fantastyczny. Byłem trochę
zazdrosny. Ale go tu nie zastałem, a Jen milczy. Czy wiesz,
co się stało?
- Wyjechał raczej niespodziewanie. Musiał wrócić do
Stanów, żeby pozałatwiać swoje sprawy.
- Czy było między nimi coś poważniejszego?
- O, tak. - Brian uśmiechnął się smutno. - Tego nie
dało się nie zaważyć. Podejrzewam, że doszło do poważnej
konfrontacji. Przez tydzień po jego wyjezdzie Jennifer wy
glądała jak upiór, ale też miała sporo spraw na głowie, na
przykład znalezć opiekunkę do dzieci. Po tym, jak odeszła
Saskia, zajmował się nimi Drew.
- Myślę, że odetchnie, jak je zabiorę. %7łycie stanie się
dla niej o wiele łatwiejsze. Może jakoś dogada się z tym
Drew i wreszcie zajmie się sobą?
- Może... - powiedział Brian bez przekonania. - Ale
to zależy tylko od niej. Jej matka była tak samo uparta i nie
prędko przyznawała się do popełnionych błędów. Jen im
bardziej cierpi, tym bardziej jest zawzięta, żeby panować
nad sytuacją. Samodzielnie. I nie okazać słabości. Chodzmy.
- Wstał z ławki. - Chodzmy skosztować ciasteczek produkcji
Patricii i Angusa.
Jannifer radziła sobie bardzo dobrze. Była przekonana, że nikt
się nie domyśla, jak bardzo cierpi. Pomagało jej w tym
zamieszanie w domu i nieustająca krzątanina w szpitalu. Jeśli
czasami bywała roztargniona lub zirytowana, zawsze można
było to przypisać okolicznościom zewnętrznym.
Trzeba było spakować do kartonów wszystkie ubrania dzieci,
ich zabawki, gry i książki. Same dzieci nie mogły się doczekać,
kiedy pojadą z ojcem do Australii, by zamieszkać razem z nim.
Nawet Angus, który nie bardzo wiedział, co się dzieje, i
dopiero co poznał ojca, był najszczęśliwszy w jego obecności. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl