[ Pobierz całość w formacie PDF ]
swojej pracy, na karierze. Nie chcę, by cokolwiek mi w tym przeszkadzało i dlatego nie
zamierzam wiązać się z nikim. Wolę być sama i działać w pojedynkę.
- Tak samo jak ja. Tylko przy tym wszystkim chciałbym być z tobą. Naprawdę nie
wiem dlaczego, nie potrafię tego wytłumaczyć. Zwłaszcza że nie jesteś w moim typie.
- Jaki jest więc twój typ? - spytała oschle.
- Jesteś wykształcona, obyta w świecie, kulturalna. Masz lekką skłonność do snobizmu
i okazywania wyższości. Mój typ jest dokładnym przeciwieństwem ciebie.
- To ciekawe. Ty z kolei jesteś zarozumiały, arogancki, dominujący i niechlujny. Masz
przy tym skłonność do nieprzemyślanych zachowań i egoizmu. Mój typ jest dokładnym
przeciwieństwem ciebie.
- Przynajmniej wyjaśniliśmy sobie pewne rzeczy. - Niezrażony, stuknął się z nią
kieliszkiem. - Jednak fakt pozostaje faktem, nadal chcę z tobą być. Powiem nawet, że z
jakichś powodów cię lubię. I to tak bardzo, że muszę cię namalować.
- Jeśli myślisz, że to mi pochlebia...
- Wcale tak nie myślę. Nie mam zamiaru prawić ci komplementów, chociaż mógłbym.
Jestem pewien, że słyszałaś je setki razy, a ja nie lubię marnować czasu. Nie będę oryginalny,
jeśli powiem, że jesteś wyjątkowo piękną, intrygującą kobietą. Twoja chłodna zmysłowość
potrafi doprowadzić mężczyzn do szaleństwa. Teraz, kiedy wiem, co kryje się pod tą
warstewką lodu, pociągasz mnie jeszcze bardziej.
Nie możesz jednak zaprzeczyć, że zainteresowanie jest obustronne. Tak jak
przyjemność. Możemy ograniczyć nasz związek do takich kontaktów i nigdy nie posunąć się
dalej. Nie od razu odpowiedziała. Przede wszystkim dlatego, że musiałaby przyznać mu rację.
To, co mówił, było spójne i logiczne. Z drugiej jednak strony świadomość, że chciał
sprowadzić ich stosunki do czysto fizycznej przyjemności, swobodnego, nieskrępowanego
seksu, sprawiła jej dziwną przykrość. Wolała mimo wszystko nie zastanawiać się nad tym,
więc ostatecznie przyznała, że jego propozycja ma sens.
- Mam tylko jedno zastrzeżenie - powiedziała. - Jeśli zdecydujemy się kontynuować
naszą znajomość, musimy już teraz określić pewne granice i ustalić reguły gry.
- Jakoś nie podobają mi się te słowa.
- Które?
- Granice, reguły... Po co nam one? No, może z wyjątkiem tego, że żadne z nas nie
powinno mieć kochanków. Nie zniósłbym, gdyby dobierał się do ciebie jakiś palant.
- Licz się ze słowami!
- Jak ten stary MacGregor podsunie ci jakiegoś bankiera w drucianych okularkach,
masz go natychmiast pogonić, jasne?
- Znowu zaczynasz? - spytała z narastającą irytacją. - Nie znam żadnego bankiera. I
nie rozumiem dlaczego twój dziadek miałby podsuwać mi kogokolwiek. Nie potrzebny mi
żaden bankier ani nikt inny.
- Nie? Jaka szkoda. A mój biedny dziadziuś tak bardzo się starał, żeby wynalezć dla
ciebie odpowiedniego kandydata - zadrwił.
- Co takiego? - Lana zakrztusiła się winem.
- Miałem ci to wyjaśnić już wcześniej, ale jak sama wiesz, mieliśmy ważniejsze
sprawy. Powiem krótko: postanowił wziąć się za ciebie.
- Kto, na miłość boską? Ten bankier?
- Jaki znowu bankier! Bankiera jeszcze nawet nie poznałaś, chyba że o czymś nie
wiem. Mówię o dziadku.
- Co ty wygadujesz? - Lana odstawiła energicznie kieliszek. - Twój dziadek jest
starcem, od pięćdziesięciu lat szczęśliwie żonatym z cudowną kobietą. Po co miałby brać się
za mnie?
- Czy ty naprawdę nic nie rozumiesz, czy tylko udajesz naiwną? - Teraz Daniel poczuł
się zirytowany. - No dobrze, spróbujmy jeszcze raz...
- Tylko bardzo cię proszę, mów jasno.
- W porządku. Otóż mój dziadek, ten słodki staruszek Z białą brodą, bardzo cię
polubił. Uznał więc, że tak wspaniała kobieta jak ty nie powinna żyć samotnie. Postanowił
wydać cię za mąż i sam wziął się za wyszukiwanie odpowiedniej partii. Wybrał tego
bankiera, o którym ci mówiłem. Zdaje się, że facet ma na imię Henry.
- Przyznam szczerze, że nie rozumiem, dlaczego twój dziadek miałby interesować się
moim zamążpójściem.
- Bo ma obsesję na tym punkcie. Wydaje mu się, że człowiek nie może żyć bez domu,
rodziny i gromadki bachorów.
- Rozmawiałam kilka razy z twoim dziadkiem, ale nigdy nie wspomniał choćby
słowem o jakimś bankierze. Za to doskonale pamiętam, jak mówił mi, że twoja babcia za-
martwia się z twojego powodu, że nie ustatkowałeś się, nie założyłeś rodziny...
- A widzisz! - Daniel walnął o blat stołu, aż podskoczyły talerze, a Lana wstrząsnęła
się jak rażona prądem. - A widzisz - powtórzył już spokojniej, mierząc w jej stronę palcem,
jakby chciał ją o coś oskarżyć. - To jest właśnie cały dziadek. Zawsze zasłania się babcią,
kiedy zaczyna coś knuć. Babcia nigdy nie interesowała się, z kim żyją jej wnuki. Za to on
najchętniej zapędziłby nas wszystkich do ołtarza. Ma już nawet spore osiągnięcia. Udało mu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
swojej pracy, na karierze. Nie chcę, by cokolwiek mi w tym przeszkadzało i dlatego nie
zamierzam wiązać się z nikim. Wolę być sama i działać w pojedynkę.
- Tak samo jak ja. Tylko przy tym wszystkim chciałbym być z tobą. Naprawdę nie
wiem dlaczego, nie potrafię tego wytłumaczyć. Zwłaszcza że nie jesteś w moim typie.
- Jaki jest więc twój typ? - spytała oschle.
- Jesteś wykształcona, obyta w świecie, kulturalna. Masz lekką skłonność do snobizmu
i okazywania wyższości. Mój typ jest dokładnym przeciwieństwem ciebie.
- To ciekawe. Ty z kolei jesteś zarozumiały, arogancki, dominujący i niechlujny. Masz
przy tym skłonność do nieprzemyślanych zachowań i egoizmu. Mój typ jest dokładnym
przeciwieństwem ciebie.
- Przynajmniej wyjaśniliśmy sobie pewne rzeczy. - Niezrażony, stuknął się z nią
kieliszkiem. - Jednak fakt pozostaje faktem, nadal chcę z tobą być. Powiem nawet, że z
jakichś powodów cię lubię. I to tak bardzo, że muszę cię namalować.
- Jeśli myślisz, że to mi pochlebia...
- Wcale tak nie myślę. Nie mam zamiaru prawić ci komplementów, chociaż mógłbym.
Jestem pewien, że słyszałaś je setki razy, a ja nie lubię marnować czasu. Nie będę oryginalny,
jeśli powiem, że jesteś wyjątkowo piękną, intrygującą kobietą. Twoja chłodna zmysłowość
potrafi doprowadzić mężczyzn do szaleństwa. Teraz, kiedy wiem, co kryje się pod tą
warstewką lodu, pociągasz mnie jeszcze bardziej.
Nie możesz jednak zaprzeczyć, że zainteresowanie jest obustronne. Tak jak
przyjemność. Możemy ograniczyć nasz związek do takich kontaktów i nigdy nie posunąć się
dalej. Nie od razu odpowiedziała. Przede wszystkim dlatego, że musiałaby przyznać mu rację.
To, co mówił, było spójne i logiczne. Z drugiej jednak strony świadomość, że chciał
sprowadzić ich stosunki do czysto fizycznej przyjemności, swobodnego, nieskrępowanego
seksu, sprawiła jej dziwną przykrość. Wolała mimo wszystko nie zastanawiać się nad tym,
więc ostatecznie przyznała, że jego propozycja ma sens.
- Mam tylko jedno zastrzeżenie - powiedziała. - Jeśli zdecydujemy się kontynuować
naszą znajomość, musimy już teraz określić pewne granice i ustalić reguły gry.
- Jakoś nie podobają mi się te słowa.
- Które?
- Granice, reguły... Po co nam one? No, może z wyjątkiem tego, że żadne z nas nie
powinno mieć kochanków. Nie zniósłbym, gdyby dobierał się do ciebie jakiś palant.
- Licz się ze słowami!
- Jak ten stary MacGregor podsunie ci jakiegoś bankiera w drucianych okularkach,
masz go natychmiast pogonić, jasne?
- Znowu zaczynasz? - spytała z narastającą irytacją. - Nie znam żadnego bankiera. I
nie rozumiem dlaczego twój dziadek miałby podsuwać mi kogokolwiek. Nie potrzebny mi
żaden bankier ani nikt inny.
- Nie? Jaka szkoda. A mój biedny dziadziuś tak bardzo się starał, żeby wynalezć dla
ciebie odpowiedniego kandydata - zadrwił.
- Co takiego? - Lana zakrztusiła się winem.
- Miałem ci to wyjaśnić już wcześniej, ale jak sama wiesz, mieliśmy ważniejsze
sprawy. Powiem krótko: postanowił wziąć się za ciebie.
- Kto, na miłość boską? Ten bankier?
- Jaki znowu bankier! Bankiera jeszcze nawet nie poznałaś, chyba że o czymś nie
wiem. Mówię o dziadku.
- Co ty wygadujesz? - Lana odstawiła energicznie kieliszek. - Twój dziadek jest
starcem, od pięćdziesięciu lat szczęśliwie żonatym z cudowną kobietą. Po co miałby brać się
za mnie?
- Czy ty naprawdę nic nie rozumiesz, czy tylko udajesz naiwną? - Teraz Daniel poczuł
się zirytowany. - No dobrze, spróbujmy jeszcze raz...
- Tylko bardzo cię proszę, mów jasno.
- W porządku. Otóż mój dziadek, ten słodki staruszek Z białą brodą, bardzo cię
polubił. Uznał więc, że tak wspaniała kobieta jak ty nie powinna żyć samotnie. Postanowił
wydać cię za mąż i sam wziął się za wyszukiwanie odpowiedniej partii. Wybrał tego
bankiera, o którym ci mówiłem. Zdaje się, że facet ma na imię Henry.
- Przyznam szczerze, że nie rozumiem, dlaczego twój dziadek miałby interesować się
moim zamążpójściem.
- Bo ma obsesję na tym punkcie. Wydaje mu się, że człowiek nie może żyć bez domu,
rodziny i gromadki bachorów.
- Rozmawiałam kilka razy z twoim dziadkiem, ale nigdy nie wspomniał choćby
słowem o jakimś bankierze. Za to doskonale pamiętam, jak mówił mi, że twoja babcia za-
martwia się z twojego powodu, że nie ustatkowałeś się, nie założyłeś rodziny...
- A widzisz! - Daniel walnął o blat stołu, aż podskoczyły talerze, a Lana wstrząsnęła
się jak rażona prądem. - A widzisz - powtórzył już spokojniej, mierząc w jej stronę palcem,
jakby chciał ją o coś oskarżyć. - To jest właśnie cały dziadek. Zawsze zasłania się babcią,
kiedy zaczyna coś knuć. Babcia nigdy nie interesowała się, z kim żyją jej wnuki. Za to on
najchętniej zapędziłby nas wszystkich do ołtarza. Ma już nawet spore osiągnięcia. Udało mu [ Pobierz całość w formacie PDF ]