[ Pobierz całość w formacie PDF ]

słów, gdy już go znajdziemy.
- Spotkaliśmy ich przypadkiem w lesie - uspokoiła ją Kendra. - Wyławialiśmy zupę z czegoś, co
wyglądało jak studnia, a oni nas ostrzegli, że tak naprawdę podkradamy ją ogrzycy.
- Tym łobuzom bardziej zależało na ochronie swojej szemranej operacji niż na was - fuknęła
babcia. - Od lat podkradają jej zupę. Aajdakom nie chciało się od nowa budować złodziejskiej
maszynerii. Pewno uznali, że to zbyt dużo roboty. Satyrowie wiodą frywolny żywot. Są kwintesencją
fałszywych przyjaciół. Wasz dziadek i ja szanujemy się wzajemnie z różnymi istotami w tym
rezerwacie, ale nie możemy liczyć na więcej lojalności, niż zwykle spotyka się w przyrodzie. Stado
patrzy bezczynnie, gdy chore i ranne jednostki padają ofiarą drapieżników. Jeśli
254
mamy prędko uratować dziadka, musimy to zrobić sami i nie
pomoże nam nikt z wyjątkiem Hugona.
* * *
Gdy dotarli do ogrodu, było pózne popołudnie. Babcia stanęła wsparta pod boki i usiłowała ogarnąć
ten widok. Roztrzaskany domek na drzewie. Zniszczone meble rozrzucone po ogrodzie. Okna bez szyb,
ziejące pustką.
- Boję się wejść do środka -- wymamrotała.
- Nie pamiętasz, jak tam jest? - spytała Kendra.
- Zapomniałaś, że wcześniej babcia była kurą? - wtrącił Seth. - Jedliśmy jej jajka.
Na czole babci pojawiły się zmarszczki.
- Człowiek czuje się zdradzony, gdy widzi, że zbezczeszczono jego dom - powiedziała cicho. -
Wiem, że w lesie czai się podstępne zło, ale dotąd nie przekroczono tej granicy.
Kendra i Seth ruszyli za nią przez ogród i weszli po schodkach na werandę. Babcia schyliła się, by
podnieść miedziany trójkąt. Przyczepiła go do haka, który wisiał na gwozdziu. Kendra przypomniała
sobie, że ten trójkąt wcześniej dyndał między dzwonkami wietrznymi. Za pomocą łańcuszka z
koralików był do niego przyczepiony krótki miedziany pręt. Babcia głośno zadzwoniła nim o trójkąt.
- To powinno sprowadzić Hugona - wyjaśniła. Przeszła przez werandę i zatrzymała się w
drzwiach, spoglądając do wnętrza domu. - Wygląda, jakby nas zbombardowano - mruknęła. -Cóż za
bezmyślny wandalizm!
Krążyła po zrujnowanym domu w ponurym transie, od czasu do czasu przystając, by podnieść rozbitą
ramkę i przyjrzeć
255
się porwanej fotografii albo przesunąć dłonią po fragmentach ulubionego mebla. Weszła po schodach
do swojego pokoju. Dzieci patrzyły, jak grzebie w szafie, aż w końcu wyciągnęła z niej metalowy
pojemnik na kanapki.
- Przynajmniej jest cały - powiedziała.
- Zgłodniałaś? - spytał Seth.
Kendra klepnęła go otwartą dłonią w ramię.
- Co to jest, babciu?
- Chodzcie za mną.
Otworzyła pudełko w kuchni na dole. Wyjęła z niego plik fotografii.
- Pomóżcie mi je rozłożyć.
Były to zdjęcia domu. Każdy pokój ukazano pod różnymi kątami. Od zewnątrz budynek również
sfotografowano z paru perspektyw. W sumie znajdowała się tu ponad setka zdjęć. We troje zaczęli je
rozkładać na kuchennej podłodze.
- Zrobiliśmy te zdjęcia na wypadek, gdyby zdarzyło się coś niewyobrażalnego - wyjaśniła babcia.
Kendra nagle skojarzyła fakty.
- Dla skrzatów? - zapytała.
- Bystra dziewczynka! - pochwaliła ją babcia. - Nie wiem, czy sprostają wyzwaniu, biorąc pod
uwagę skalę zniszczeń, ale w przeszłości dokonywały istnych cudów. Przykro mi, że ta katastrofa
przypadła właśnie na czas waszego pobytu.
- Przecież to wszystko przeze mnie - odezwał się Seth.
- Nie bierzcie na siebie całej odpowiedzialności - powiedziała babcia.
- A kto ma ją na siebie brać? - spytała Kendra. - To my wywołaliśmy całą tę sytuację.
- Kendra jest niewinna - wtrącił jej brat. - Próbowała mnie powstrzymać. To wszystko moja
wina.
Babcia spojrzała na chłopca w zamyśleniu.
- Nie chciałeś, żeby dziadkowi stała się krzywda. Owszem, przez swoje nieposłuszeństwo
wystawiłeś go na zagrożenie. Jeśli dobrze rozumiem, miałeś zakaz wyglądania przez okno. Gdybyś go
nie złamał, nie poczułbyś pokusy, żeby je otworzyć, i nie porwano by dziadka. Musisz pogodzić się z tą
świadomością i wyciągnąć z tego naukę. Ale nie zasługujesz na to, by obarczać cię całą winą za sytuację
Stana. Wasz dziadek i ja jesteśmy opiekunami tej posiadłości. Odpowiadamy za poczynania każdego,
kogo tu zaprosimy, a zwłaszcza dzieci. Stan zgodził się, żebyście tu przyjechali, by wyświadczyć
przysługę waszym rodzicom, ale także dlatego, że musieliśmy zacząć wybiórczo dzielić się tą tajemnicą
z przyszłymi pokoleniami. Nie będziemy żyć wiecznie. Kiedyś wyjawiono nam sekret, a pózniej
nadszedł dzień, gdy odpowiedzialność za ten zaczarowany rezerwat spoczęła na naszych barkach.
Pewnego dnia przekażemy ją innym.
Wzięła dzieci za ręce i spojrzała na nie z miłością w oczach.
- Wiem, że nie mieliście złych zamiarów i nie popełniliście błędów umyślnie. Wasz dziadek i ja
również wielekroć błądziliśmy. Podobnie jak wszyscy, którzy tu kiedykolwiek mieszkali, nawet
najmądrzejsi i najostrożniejsi. Dziadek ponosi odpowiedzialność za to, że postawił was w sytuacji, w
której otwarcie okna w dobrej wierze wywołało tyle szkody i zniszczenia. Wreszcie, nie ulega
wątpliwości, że najbardziej winne są demony, które go porwały.
Dzieci milczały. Seth wykrzywił twarz.
- Gdyby nie ja, dziadkowi nic by się nie stało - powiedział, z trudem powstrzymując się od
płaczu.
- A ja wciąż byłabym kurą zamkniętą w klatce -- odparła babcia. - Martwmy się rozwiązaniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl