[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nigdy nie pożądał jej bardziej. To było prymitywne i potężne - a
ona karmiła żądzę, wydzielając strawę kawałek po kawałku, choć
Garrett chciałby dostać wszystko naraz.
Uklękła nad nim, dręcząc go bezwstydną pieszczotą swoich piersi,
aż uniósł się i wziął sutkę jednej z nich w usta. Nie był czuły. Był taki,
jakim chciała go mieć: samolubny i zachłanny, poddał się żądzy,
którą jedynie ona mogła zaspokoić.
Tylko że to nie wystarczało. I nie wystarczyłoby, gdyby nie otuliła
go sobą i nie zaprosiła do środka.
Dzikie, gardłowe warknięcie wyrwało się z ust Garretta, gdy
zacisnął ręce na jej biodrach, domagając się, żeby go przyjęła.
Chwyciła jego męskość w niecierpliwe dłonie i z uśmiechem na
ustach poprowadziła do domu - na swoich warunkach, w wybranej
przez siebie chwili.
Grzech nigdy jeszcze nie był aż tak ponętny. Garrett uniósł biodra
i błagał ją, żeby galopowała z nim poza granice miłości - w
niezbadane królestwo czystej żądzy.
Szybował. A ona była niebem. Garrett był bezlitosną błyskawicą w
szale sztormu, który Emma wyczarowała. Wyczerpany, całkowicie
bezradny, pozwolił, żeby porwał go żywioł.
Pędził jak szalony, coraz szybciej, aż dotarł z Emmą na kraniec
pulsującej ulgi - i do samego końca, porażającego jak śmierć i
przeszywającego ostrym dreszczem, jak wtedy, kiedy jej unikniemy.
Sen zmorzył Garretta jak narkotyk. A kiedy kilka godzin pózniej
obudził się, Emma stała w drugim końcu poddasza. Stała tyłem,
ubrana tylko w jego flanelową koszulę, i oglądała wiszące na ścianie
fotografie. Gdy wyciągnęła rękę, żeby jedną z nich poprawić, spod
rąbka koszuli wyjrzał jej nagi pośladek.
- Wiesz co... - zaczął leniwie Garrett, zakłócając znienacka ciszę -
jeśli już muszę budzić się w pustym łóżku, to stwierdzam, że to, co
116
RS
mnie przywitało, jest jakimś pocieszeniem...
- Przestraszyłeś mnie - odpowiedziała Emma, kiedy udało jej się
złapać oddech. - Nie chciałam cię budzić.
- Już nie śpię, słoneczko. I chcę, żebyś do mnie przyszła. Teraz...
- Zdaje się, że obudziłam śpiącego lwa. - Emma podeszła do
niego z kusicielskim uśmiechem i oparła kolano o brzeg łóżka.
- Zdejmij to.
Gdy rozpinała guziki koszuli, jej oczy najpierw ściemniały, a
potem zapłonęły ogniem. Zrzuciła z ramion koszulę i pozwoliła jej
spaść na podłogę.
- Chyba nie jestem w stanie dziś chodzić. - Garrett w głębi duszy
dziwił się, że ma jeszcze siłę rozmawiać.
- Wcześniej czy pózniej i tak będziemy musieli to sprawdzić.
- Pózniej. Zdecydowanie pózniej.
- Uwielbiam cię. - Emma wybuchnęła głębokim, gardłowym
śmiechem.
- Widzę, że jesteś półżywa.
- A ty całkowicie zaspokojony. Wykończony. I zdany na moją
łaskę.
- Dziękuję ci, Em. - Garrett nagle spoważniał i spojrzał jej w
oczy. - Dziękuję, że mi to pokazałaś. I nie chodzi tylko o seks.
Dziękuję ci za wszystko.
- Polecam się na przyszłość. - W oczach Emmy znowu pojawiły
się figlarne ogniki i powędrowała palcami w dół po torsie Garretta.
- Chcesz mnie zabić. - Chwycił z jękiem jej dłoń.
- Nie o tym myślałam. - Emma usiadła po turecku na środku
łóżka. - Mam jeszcze zamiar cię wykorzystać, partnerze, więc co byś
powiedział na małe śniadanko?
- Zjadłbym konia z kopytami.
- A może być stek i jajka?
- A potem?
- A potem... - zamruczała ochryple Emma, podając mu usta do
ostatniego pocałunku - zabierzesz mnie na poszukiwanie skarbów.
- Znowu?
117
RS
- Znowu. To nasz ostatni dzień w tej okolicy. Musimy
spróbować jeszcze raz.
- Więc wcale nie chodziło ci o mnie - droczył się Garrett z
urażoną miną. - Interesuje się tylko złoto Franka i Jesse'a.
- Najstarsza znana pobudka działania - mężczyzn, i kobiet. Aha,
przypomniało mi się... - Podbiegła boso do zdjęcia - ...To są oni,
prawda?
- Tak. Ojciec odnalazł tę starą fotografię, powiększył ją i
oprawił.
- Jesteście do nich bardzo podobni. Niesamowite... Jak sądzisz,
kiedy zrobiono to zdjęcie?
- Na krótko przed ucieczką braci James z doliny. Legenda głosi,
że to właśnie fotograf z Jackson Hole rozpoznał ich i zawiadomił
lokalnego szeryfa.
- Który z nich to Frank?
- Ten wyglądający na złoczyńcę. Jesse był smarkaczem i
przydawała mu się ta dziecinna buzka. Zupełnie jak nasz Jess. Ale
dlaczego tak się nimi zainteresowałaś?
- Czy zauważyłeś, co Frank ma na szyi?
- Nie zwróciłem na to uwagi. - Garrett wzruszył ramionami.
- Wygląda to na rzemyk z kawałkiem drewna lub czymś
podobnym. - Emma zmarszczyła brwi. - Pamiętasz te rzeczy, które
pokazywałeś mi parę dni temu? No wiesz, kolbę strzelby, jakiś
zawias, łuski po nabojach... To wszystko, co znalezliście w
dzieciństwie?
- Tak... pamiętam.
- Widzisz... ta rzecz... to, co Frank ma na szyi, wygląda jak łuska
naboju.
Garrett wstał, przekonał się, że może chodzić, i podszedł do
zdjęcia.
- Masz rację. To wygląda na łuskę.
- A jak sądzisz, po co nosił coś takiego na szyi?
- Może to była pamiątka. Coś, co przypominało mu o jakiejś
szczególnej robocie? Kto wie, jak rozumuje kryminalista. - Garrett
118
RS
przyciągnął Emmę do siebie i musnął wargami jej kark. - Chcesz
wiedzieć, nad czym pracuje teraz mój umysł?
- Też mi pytanie! - Zaśmiała się, poddając jego pieszczocie. - Ty
masz wszystko wypisane na twarzy. Ale najpierw trzeba cię
nakarmić. A mnie przydałby się prysznic.
- Dobra myśl. Umyję ci plecy... i co tylko zechcesz.
Po póznym śniadaniu połączonym z lunchem i miłosnej sjeście
Emma i Garrett zajęli się studiowaniem fotografii gangu Jamesów.
Zgadując, co Frank ma na szyi, niemal jednocześnie spojrzeli na starą
sosnową skrzynię z szufladą, w której schowane były skarby
odnalezione w dzieciństwie przez Garretta i jego braci. I ten sam
domysł zaświtał im w głowach.
Piętnaście minut pózniej Garrett obracał w palcach jedną ze
zużytych mosiężnych łusek. Było ich pięć. Cztery były puste, piąta
zamknięta z obu końców. Na mosiężnej porysowanej łusce
zewnętrznej wyżłobiono nieudolnie litery F.J.
- Możesz to otworzyć? - Emmę zżerała ciekawość. Garrett
spróbował podważyć zatyczkę szczypcami.
- Potrzebuję mniejszego i ostrzejszego narzędzia.
- Może być spinka do włosów?
- Daj, spróbuję.
Po kilku minutach zatyczka wyskoczyła i potoczyła się po stole.
- A niech to... - Garrett, krzywiąc się, zajrzał do cylindra o
średnicy mniejszej od jego wskazującego palca. - Coś tam jest, ale nie
mogę tego wyjąć.
- Pokaż, może mnie się uda.
Emma ostrożnie wetknęła w łuskę najmniejszy palec i po chwili
wiercenia wyjęła z niej malutką rolkę wysuszonego, kruchego
papieru.
- To chyba przełom w naszych poszukiwaniach - powiedział z
podnieceniem Garrett. - Rozwiń to. Spróbujemy to odczytać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
Nigdy nie pożądał jej bardziej. To było prymitywne i potężne - a
ona karmiła żądzę, wydzielając strawę kawałek po kawałku, choć
Garrett chciałby dostać wszystko naraz.
Uklękła nad nim, dręcząc go bezwstydną pieszczotą swoich piersi,
aż uniósł się i wziął sutkę jednej z nich w usta. Nie był czuły. Był taki,
jakim chciała go mieć: samolubny i zachłanny, poddał się żądzy,
którą jedynie ona mogła zaspokoić.
Tylko że to nie wystarczało. I nie wystarczyłoby, gdyby nie otuliła
go sobą i nie zaprosiła do środka.
Dzikie, gardłowe warknięcie wyrwało się z ust Garretta, gdy
zacisnął ręce na jej biodrach, domagając się, żeby go przyjęła.
Chwyciła jego męskość w niecierpliwe dłonie i z uśmiechem na
ustach poprowadziła do domu - na swoich warunkach, w wybranej
przez siebie chwili.
Grzech nigdy jeszcze nie był aż tak ponętny. Garrett uniósł biodra
i błagał ją, żeby galopowała z nim poza granice miłości - w
niezbadane królestwo czystej żądzy.
Szybował. A ona była niebem. Garrett był bezlitosną błyskawicą w
szale sztormu, który Emma wyczarowała. Wyczerpany, całkowicie
bezradny, pozwolił, żeby porwał go żywioł.
Pędził jak szalony, coraz szybciej, aż dotarł z Emmą na kraniec
pulsującej ulgi - i do samego końca, porażającego jak śmierć i
przeszywającego ostrym dreszczem, jak wtedy, kiedy jej unikniemy.
Sen zmorzył Garretta jak narkotyk. A kiedy kilka godzin pózniej
obudził się, Emma stała w drugim końcu poddasza. Stała tyłem,
ubrana tylko w jego flanelową koszulę, i oglądała wiszące na ścianie
fotografie. Gdy wyciągnęła rękę, żeby jedną z nich poprawić, spod
rąbka koszuli wyjrzał jej nagi pośladek.
- Wiesz co... - zaczął leniwie Garrett, zakłócając znienacka ciszę -
jeśli już muszę budzić się w pustym łóżku, to stwierdzam, że to, co
116
RS
mnie przywitało, jest jakimś pocieszeniem...
- Przestraszyłeś mnie - odpowiedziała Emma, kiedy udało jej się
złapać oddech. - Nie chciałam cię budzić.
- Już nie śpię, słoneczko. I chcę, żebyś do mnie przyszła. Teraz...
- Zdaje się, że obudziłam śpiącego lwa. - Emma podeszła do
niego z kusicielskim uśmiechem i oparła kolano o brzeg łóżka.
- Zdejmij to.
Gdy rozpinała guziki koszuli, jej oczy najpierw ściemniały, a
potem zapłonęły ogniem. Zrzuciła z ramion koszulę i pozwoliła jej
spaść na podłogę.
- Chyba nie jestem w stanie dziś chodzić. - Garrett w głębi duszy
dziwił się, że ma jeszcze siłę rozmawiać.
- Wcześniej czy pózniej i tak będziemy musieli to sprawdzić.
- Pózniej. Zdecydowanie pózniej.
- Uwielbiam cię. - Emma wybuchnęła głębokim, gardłowym
śmiechem.
- Widzę, że jesteś półżywa.
- A ty całkowicie zaspokojony. Wykończony. I zdany na moją
łaskę.
- Dziękuję ci, Em. - Garrett nagle spoważniał i spojrzał jej w
oczy. - Dziękuję, że mi to pokazałaś. I nie chodzi tylko o seks.
Dziękuję ci za wszystko.
- Polecam się na przyszłość. - W oczach Emmy znowu pojawiły
się figlarne ogniki i powędrowała palcami w dół po torsie Garretta.
- Chcesz mnie zabić. - Chwycił z jękiem jej dłoń.
- Nie o tym myślałam. - Emma usiadła po turecku na środku
łóżka. - Mam jeszcze zamiar cię wykorzystać, partnerze, więc co byś
powiedział na małe śniadanko?
- Zjadłbym konia z kopytami.
- A może być stek i jajka?
- A potem?
- A potem... - zamruczała ochryple Emma, podając mu usta do
ostatniego pocałunku - zabierzesz mnie na poszukiwanie skarbów.
- Znowu?
117
RS
- Znowu. To nasz ostatni dzień w tej okolicy. Musimy
spróbować jeszcze raz.
- Więc wcale nie chodziło ci o mnie - droczył się Garrett z
urażoną miną. - Interesuje się tylko złoto Franka i Jesse'a.
- Najstarsza znana pobudka działania - mężczyzn, i kobiet. Aha,
przypomniało mi się... - Podbiegła boso do zdjęcia - ...To są oni,
prawda?
- Tak. Ojciec odnalazł tę starą fotografię, powiększył ją i
oprawił.
- Jesteście do nich bardzo podobni. Niesamowite... Jak sądzisz,
kiedy zrobiono to zdjęcie?
- Na krótko przed ucieczką braci James z doliny. Legenda głosi,
że to właśnie fotograf z Jackson Hole rozpoznał ich i zawiadomił
lokalnego szeryfa.
- Który z nich to Frank?
- Ten wyglądający na złoczyńcę. Jesse był smarkaczem i
przydawała mu się ta dziecinna buzka. Zupełnie jak nasz Jess. Ale
dlaczego tak się nimi zainteresowałaś?
- Czy zauważyłeś, co Frank ma na szyi?
- Nie zwróciłem na to uwagi. - Garrett wzruszył ramionami.
- Wygląda to na rzemyk z kawałkiem drewna lub czymś
podobnym. - Emma zmarszczyła brwi. - Pamiętasz te rzeczy, które
pokazywałeś mi parę dni temu? No wiesz, kolbę strzelby, jakiś
zawias, łuski po nabojach... To wszystko, co znalezliście w
dzieciństwie?
- Tak... pamiętam.
- Widzisz... ta rzecz... to, co Frank ma na szyi, wygląda jak łuska
naboju.
Garrett wstał, przekonał się, że może chodzić, i podszedł do
zdjęcia.
- Masz rację. To wygląda na łuskę.
- A jak sądzisz, po co nosił coś takiego na szyi?
- Może to była pamiątka. Coś, co przypominało mu o jakiejś
szczególnej robocie? Kto wie, jak rozumuje kryminalista. - Garrett
118
RS
przyciągnął Emmę do siebie i musnął wargami jej kark. - Chcesz
wiedzieć, nad czym pracuje teraz mój umysł?
- Też mi pytanie! - Zaśmiała się, poddając jego pieszczocie. - Ty
masz wszystko wypisane na twarzy. Ale najpierw trzeba cię
nakarmić. A mnie przydałby się prysznic.
- Dobra myśl. Umyję ci plecy... i co tylko zechcesz.
Po póznym śniadaniu połączonym z lunchem i miłosnej sjeście
Emma i Garrett zajęli się studiowaniem fotografii gangu Jamesów.
Zgadując, co Frank ma na szyi, niemal jednocześnie spojrzeli na starą
sosnową skrzynię z szufladą, w której schowane były skarby
odnalezione w dzieciństwie przez Garretta i jego braci. I ten sam
domysł zaświtał im w głowach.
Piętnaście minut pózniej Garrett obracał w palcach jedną ze
zużytych mosiężnych łusek. Było ich pięć. Cztery były puste, piąta
zamknięta z obu końców. Na mosiężnej porysowanej łusce
zewnętrznej wyżłobiono nieudolnie litery F.J.
- Możesz to otworzyć? - Emmę zżerała ciekawość. Garrett
spróbował podważyć zatyczkę szczypcami.
- Potrzebuję mniejszego i ostrzejszego narzędzia.
- Może być spinka do włosów?
- Daj, spróbuję.
Po kilku minutach zatyczka wyskoczyła i potoczyła się po stole.
- A niech to... - Garrett, krzywiąc się, zajrzał do cylindra o
średnicy mniejszej od jego wskazującego palca. - Coś tam jest, ale nie
mogę tego wyjąć.
- Pokaż, może mnie się uda.
Emma ostrożnie wetknęła w łuskę najmniejszy palec i po chwili
wiercenia wyjęła z niej malutką rolkę wysuszonego, kruchego
papieru.
- To chyba przełom w naszych poszukiwaniach - powiedział z
podnieceniem Garrett. - Rozwiń to. Spróbujemy to odczytać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]