[ Pobierz całość w formacie PDF ]
międzyczasie, sprawdzamy czy Tracy miał jakąś historię leczenia
psychicznego. Może być, że w dzisiejszym dniu głosy w jego głowie
kazały mu wrócić do domu, do Jezusa, a ty i twoja przyjaciółka byliście po
prostu w złym miejscu, w złym czasie.
- Głosy w jego głowie. - powiedział Morris zamyślony. - Mogłoby to być
coś w tym rodzaju, prawda? Cóż, powodzenia w dochodzeniu.
Gdy dwoje detektywów wyszło, Cośtam-witz spojrzał w tył na Morrisa,
mówiąc,
- Tak, dzięki za twoją pomoc, kolego.
* * * *
Fenton był wściekły, prowadząc wypożyczonego Forda Focus z Hertz lot,
opony piszczały. Była 16:12.
- Zastępca Koleś nie mógł nawet pożyczyć nam oficjalnego samochodu. -
warknął Fenton. - Wszystkie w użyciu, powiedział. W oficjalnych
sprawach, powiedział, każdy pieprzony jeden.
Zrobił nagły skręt w lewo bez sygnalizowania, odcinając dwa inne auta i
powodując rozbrzmienie klaksonów.
- Biuro terenowe Providence nie mogło dać nam samochodu bo jesteśmy
poza ich obszarem działania. Jesteśmy teraz problemem Bostonu,
powiedzieli. Biuro terenowe Bostonu powiedziało, że z chęcią pożyczą
nam auto - jutro albo może pojutrze.
- To nie pomoże naszej sytuacji jeśli złączysz ten pojazd z latarnią,
prowadząc jak maniak. - powiedział łagodnie Van Dreenan. - Poza tym,
chyba mam dobrą wiadomość.
- Więc dzięki ci Boże i Synie Jezusie za to ponieważ jak cholera przyda mi
się teraz jakaś dobra wiadomość!
Van Dreenan nic nie powiedział, cisza trwała przez kilka chwil. Wtedy
Fenton ostrożnie zredukował szybkość do bardziej rozsądnej i wziął kilka
głębokich oddechów.
- Przepraszam. - powiedział. - Jesteś ostatnią osobą na ziemi, która
zasługuje na kupę gówna ode mnie. Przepraszam, człowieku.
- Całkowicie zrozumiałe. - powiedział Van Dreenan. - Zapomnij o tym. A
teraz dobre wiadomości, są dwie rzeczy.
- Słucham.
- Pierwsze to lokalizator Elizabeth został ochroniony przez moją teczkę i
nie został zniszczony w wypadku. Sprawdziłem to bardzo dokładnie.
- To dobrze, chociaż nie wiem jaką pieprzoną różnicę to nam daje.
- Druga rzecz jest w innym kontekście od tego co wy Jankesi nazywacie
'dobre wieści i złe wieści'. Złą wieścią jest, że ty i ja jesteśmy idiotami.
- Już to u nas podejrzewałem. Zwłaszcza ostatnio.
- Dobrą wiadomością jest, że chyba nadal będziemy mogli dogonić
Cecelię Mbwato i jej kompana.
* * * *
Morris stał, patrząc na Libby Chastain przez, wydawało się, długi czas. Jej
łóżko na Oiomie było otoczone z trzech stron przez drogie maszyny, które
piszczały i bibczały, i pokazywały falowane linie na kilku monitorach..
Kroplówka powoli karmiła jej lewe ramię jakimś płynem.
Posiniaczone oczy Libby były tak wyłupiaste, że wyglądała jak szop pracz
albo włamywacz z jakiejś starej kreskówki. Duży bandaż zakrywał
większość lewej strony jej twarzy. Jej prawe ramię było w gipsie, a Morris
mógł tylko spekulować o innych uszkodzeniach ukrytych pod cienkim
szpitalnym kocem.
Pielęgniarka przysięgła, że wyrzuci go natychmiast jeśli tylko spróbuje
obudzić Libby. Więc czekał.
Wtedy zauważył, że jeden ze wzór na elektronicznych monitorach się
zmienił. Płytkie łuki stopniowo stały się głębsze. Morris zastanawiał się co
to oznacza i czy powinien kogoś wezwać, gdy Libby powiedziała cicho,
- Jak się masz, mały?
Morris zbliżył się do łóżka.
- Nie wiesz jak się cieszę słysząc twój głos - nawet jeśli brzmisz jakbyś
płukała gardło Drano (środek do czyszczenia odpływów).
- Trochę się też tak czuję.
Morris powoli potrząsnął głową.
- Libby, tak bardzo mi przykro.
- Zgaduję, że mogło być... gorzej. Byłoby, gdyby nie te... twoje
błyskawiczne refleksy. Teraz to podwójne dziękuję. Jestem ci winna.
Morris poczuł jak mu się gardło zaciska, musiał poczekać chwilę zanim
zaufał sobie na tyle by ponownie przemówić.
- Nic mi nie jesteś winna, Libby. Nie liczę wyników ile kto komu ratuje
tyłek w tej robocie, ale wydaje mi się, że jesteśmy kwita.
Libby ponownie zamknęła oczy, zastanawiał się czy ponownie straciła
przytomność gdy nagle spytała,
- Jak zle ze mną?
Morris powiedział czego dowiedział się od Doktora Rosenbloom.
Następnie dodał,
- Prawdopodobnie trochę to potrwa, ale gdy już poczujesz się lepiej,
możemy usiąść i co zrobimy ze starą Christine, tam w Salem. W
międzyczasie..
- Nie! - gwałtowność w jej głosie zaskoczyła go. - Nie możemy czekać.
Nie możemy.
- Libby, nie jesteś w formie na podróże i samej zmierzyć się z w pełni
doświadczoną czarną wiedzmą gdy tam będziesz.
- Wiem. To dlatego ty musisz jechać. Sam.
Morris wpatrywał się w nią, zastanawiając czy rany, których doznała,
miały jakiś wpływ na jej mózg.
Po chwili Libby potrząsnęła głową - około pół cali w każdą stronę.
- Nie, nie straciłam przytomności umysłu, razem z wszystkim innym.
Musisz jechać, to jedyny sposób na zakończenie tego wszystkiego.
- Libby, musisz odpocząć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
międzyczasie, sprawdzamy czy Tracy miał jakąś historię leczenia
psychicznego. Może być, że w dzisiejszym dniu głosy w jego głowie
kazały mu wrócić do domu, do Jezusa, a ty i twoja przyjaciółka byliście po
prostu w złym miejscu, w złym czasie.
- Głosy w jego głowie. - powiedział Morris zamyślony. - Mogłoby to być
coś w tym rodzaju, prawda? Cóż, powodzenia w dochodzeniu.
Gdy dwoje detektywów wyszło, Cośtam-witz spojrzał w tył na Morrisa,
mówiąc,
- Tak, dzięki za twoją pomoc, kolego.
* * * *
Fenton był wściekły, prowadząc wypożyczonego Forda Focus z Hertz lot,
opony piszczały. Była 16:12.
- Zastępca Koleś nie mógł nawet pożyczyć nam oficjalnego samochodu. -
warknął Fenton. - Wszystkie w użyciu, powiedział. W oficjalnych
sprawach, powiedział, każdy pieprzony jeden.
Zrobił nagły skręt w lewo bez sygnalizowania, odcinając dwa inne auta i
powodując rozbrzmienie klaksonów.
- Biuro terenowe Providence nie mogło dać nam samochodu bo jesteśmy
poza ich obszarem działania. Jesteśmy teraz problemem Bostonu,
powiedzieli. Biuro terenowe Bostonu powiedziało, że z chęcią pożyczą
nam auto - jutro albo może pojutrze.
- To nie pomoże naszej sytuacji jeśli złączysz ten pojazd z latarnią,
prowadząc jak maniak. - powiedział łagodnie Van Dreenan. - Poza tym,
chyba mam dobrą wiadomość.
- Więc dzięki ci Boże i Synie Jezusie za to ponieważ jak cholera przyda mi
się teraz jakaś dobra wiadomość!
Van Dreenan nic nie powiedział, cisza trwała przez kilka chwil. Wtedy
Fenton ostrożnie zredukował szybkość do bardziej rozsądnej i wziął kilka
głębokich oddechów.
- Przepraszam. - powiedział. - Jesteś ostatnią osobą na ziemi, która
zasługuje na kupę gówna ode mnie. Przepraszam, człowieku.
- Całkowicie zrozumiałe. - powiedział Van Dreenan. - Zapomnij o tym. A
teraz dobre wiadomości, są dwie rzeczy.
- Słucham.
- Pierwsze to lokalizator Elizabeth został ochroniony przez moją teczkę i
nie został zniszczony w wypadku. Sprawdziłem to bardzo dokładnie.
- To dobrze, chociaż nie wiem jaką pieprzoną różnicę to nam daje.
- Druga rzecz jest w innym kontekście od tego co wy Jankesi nazywacie
'dobre wieści i złe wieści'. Złą wieścią jest, że ty i ja jesteśmy idiotami.
- Już to u nas podejrzewałem. Zwłaszcza ostatnio.
- Dobrą wiadomością jest, że chyba nadal będziemy mogli dogonić
Cecelię Mbwato i jej kompana.
* * * *
Morris stał, patrząc na Libby Chastain przez, wydawało się, długi czas. Jej
łóżko na Oiomie było otoczone z trzech stron przez drogie maszyny, które
piszczały i bibczały, i pokazywały falowane linie na kilku monitorach..
Kroplówka powoli karmiła jej lewe ramię jakimś płynem.
Posiniaczone oczy Libby były tak wyłupiaste, że wyglądała jak szop pracz
albo włamywacz z jakiejś starej kreskówki. Duży bandaż zakrywał
większość lewej strony jej twarzy. Jej prawe ramię było w gipsie, a Morris
mógł tylko spekulować o innych uszkodzeniach ukrytych pod cienkim
szpitalnym kocem.
Pielęgniarka przysięgła, że wyrzuci go natychmiast jeśli tylko spróbuje
obudzić Libby. Więc czekał.
Wtedy zauważył, że jeden ze wzór na elektronicznych monitorach się
zmienił. Płytkie łuki stopniowo stały się głębsze. Morris zastanawiał się co
to oznacza i czy powinien kogoś wezwać, gdy Libby powiedziała cicho,
- Jak się masz, mały?
Morris zbliżył się do łóżka.
- Nie wiesz jak się cieszę słysząc twój głos - nawet jeśli brzmisz jakbyś
płukała gardło Drano (środek do czyszczenia odpływów).
- Trochę się też tak czuję.
Morris powoli potrząsnął głową.
- Libby, tak bardzo mi przykro.
- Zgaduję, że mogło być... gorzej. Byłoby, gdyby nie te... twoje
błyskawiczne refleksy. Teraz to podwójne dziękuję. Jestem ci winna.
Morris poczuł jak mu się gardło zaciska, musiał poczekać chwilę zanim
zaufał sobie na tyle by ponownie przemówić.
- Nic mi nie jesteś winna, Libby. Nie liczę wyników ile kto komu ratuje
tyłek w tej robocie, ale wydaje mi się, że jesteśmy kwita.
Libby ponownie zamknęła oczy, zastanawiał się czy ponownie straciła
przytomność gdy nagle spytała,
- Jak zle ze mną?
Morris powiedział czego dowiedział się od Doktora Rosenbloom.
Następnie dodał,
- Prawdopodobnie trochę to potrwa, ale gdy już poczujesz się lepiej,
możemy usiąść i co zrobimy ze starą Christine, tam w Salem. W
międzyczasie..
- Nie! - gwałtowność w jej głosie zaskoczyła go. - Nie możemy czekać.
Nie możemy.
- Libby, nie jesteś w formie na podróże i samej zmierzyć się z w pełni
doświadczoną czarną wiedzmą gdy tam będziesz.
- Wiem. To dlatego ty musisz jechać. Sam.
Morris wpatrywał się w nią, zastanawiając czy rany, których doznała,
miały jakiś wpływ na jej mózg.
Po chwili Libby potrząsnęła głową - około pół cali w każdą stronę.
- Nie, nie straciłam przytomności umysłu, razem z wszystkim innym.
Musisz jechać, to jedyny sposób na zakończenie tego wszystkiego.
- Libby, musisz odpocząć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]