[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Doszedłem do tego samego wniosku, co Cleo - stwierdził cicho Max. - Valence był
oczywistym podejrzanym. Przez całą zimę przyjeżdżał do Harmony Cove ze względu na swoje
seminaria. Miał mnóstwo okazji, żeby wyśledzić wszystko w zajezdzie. I mnóstwo czasu, żeby
wszystko przygotować.
- Nie pomyśleliśmy o nim, kiedy robiliśmy listę gości przebywających w zajezdzie tej nocy,
gdy ktoś położył mi wstążkę na poduszce - stwierdziła ze smutkiem Cleo.
Max i O'Reilly spojrzeli na siebie.
- Ja go wpisałem na listę - powiedział Max.
- Naprawdę? - Cleo była zaskoczona.
- Valence był na liście i sprawdziłem go, ale niczego nie znalazłem - wyjaśnił O'Reilly. -
Wszystko było w całkowitym porządku. - Podniósł ręce do góry. - Co mogę powiedzieć? Potrafił się
maskować.
Max spojrzał na Cleo.
- Myślałem jedynie o tym, że zostawiłem cię samą. Wiedziałem, że uczestnicy seminarium
dużo wypili i na pewno dawno mocno śpią. Kiedy wszedłem do budynku, George też spał, tak samo
jak wówczas, kiedy wychodziłem. Poszedłem do pokoju Valence'a, był pusty.
- Więc przyszedł do mnie - powiedziała Sylvia. - Obudził mnie, kazał mi zejść do piwnicy i
wyłączyć główny korek, a sam pobiegł na górę.
- Miałem nadzieję, że nagłe zgaśniecie światła zdezorientuje go przynajmniej na chwilę -
wyjaśnił Max. - Pamiętałem, jak zareagował tego dnia, gdy zgasło światło w czasie seminarium.
- Rzeczywiście - przyznała Sylvia. - Naprawdę się zdenerwował. Przerwało mu to tok całego,
starannie przygotowanego wykładu.
- Wieczorem, kiedy się meldował, zaznaczył, że prognoza pogody nie przewidywała żadnych
burz - przypomniała sobie Cleo. - Przypuszczalnie zaplanował wszystko tak, żeby deszcz za wcześnie
nie zgasił ognia ani żeby piorun nie spowodował wyłączenia prądu.
- Bardzo dokładny facet. - O'Reilly pokiwał głową. Objął ramieniem Sylvię. - Ale mało
elastyczny.
- Myślę, że Valence był już tak chory, że każda najmniejsza zmiana w planie zakłócała tok
jego rozumowania - stwierdziła Cleo.
Hałas na korytarzu sprawił, iż Max i wszyscy jego goście spojrzeli na drzwi.
- Obawiam się, że nie może pan tam wejść - powiedziała pielęgniarka głośno i zdecydowanie.
- U pana Fortune'a jest stanowczo za dużo osób.
- Przyjechałem kawał drogi, żeby się z nim zobaczyć i nie zamierzam rezygnować - odparł
jakiś mężczyzna jeszcze głośniej i bardziej zdecydowanie. - Mam do niego interes.
- Ale on jest poważnie ranny.
- Nie pierwszy raz.
- Tylko tego mi trzeba - mruknął Max na widok znajomej postaci. - Kolejny życzliwy. Czego
tu chcesz, Dennison? Nie wolno mnie odwiedzać nikomu poza rodziną.
Dennison Curzon miał taki sam autokratyczny wygląd jak Jason. Miał takie same siwe włosy
i mocno wykute rysy twarzy, charakterystyczne dla całej rodziny Curzonów. Jednakże w jego oczach
brakowało badawczej, analitycznej inteligencji, charakteryzującej Jasona.
Obrzucił wzrokiem ludzi zebranych przy łóżku i nie uznał ich za godnych powtórnego
spojrzenia. Ze złością popatrzył na Maxa.
- Co tu się dzieje, Fortune? Podobno znów się dałeś postrzelić.
- Dziękuję, czuję się bardzo dobrze - powiedział Max. - To jest Dennison Curzon, a to moja
rodzina.
- Rodzina? - Dennison zmarszczył brwi w pomieszaniu i niezadowoleniu. - Jaka rodzina?
Przecież ty nie masz rodziny.
- Teraz ma - wtrąciła spokojnie Cleo. Nadal trzymała Maxa za rękę, obserwując Dennisona
zainteresowanym, badawczym spojrzeniem. - Jason był pana bratem?
- Tak. - Dennison przez moment przyglądał jej się uważnie. - Kim pani jest?
- Moją narzeczoną - odparł Max, zanim Cleo zdążyła się odezwać. - Pogratuluj mi, Dennison.
Cleo i ja zamierzamy się pobrać.
Dennison zignorował oświadczenie Maxa i z typowym dla Curzonów uporem powrócił do
sprawy, która go tu przywiodła:
- Słuchaj, musimy porozmawiać. - Z irytacją rzucił okiem na Cleo i resztę. - Czy moglibyśmy
porozmawiać na osobności?
- Nie - stwierdziła Cleo.
Nikt się nie ruszył.
- Chyba nie ma na to szans. - Max uśmiechnął się do Dennisona.
- Co do diabła! - Dennison obrzucił Cleo uważniejszym spojrzeniem. - To kim pani jest?
- Mówiłem ci, jest moją narzeczoną - powiedział Max.
- Jestem także jego pracodawczynią - dorzuciła Cleo.
- Akurat. - Dennison patrzył na nią niechętnie. - Fortune pracuje w Curzon International.
- Nie, już nie pracuje - odparła.
- On pracuje dla Cleo - oznajmił Sammy.
- Jestem Dennison Curzon z Curzon International. Max Fortune dwanaście lat przepracował
w mojej firmie.
- I zrezygnował, kiedy umarł pana brat - mruknęła Cleo. - Teraz pracuje u mnie.
- Tak jest - dodała rzeczowym tonem Daystar. - Max już od jakiegoś czasu bierze pieniądze w
Robbins' Nest Inn. Doskonale daje sobie radę.
- Oczywiście. Jest członkiem naszej rodziny - powiedziała Andromeda.
- Bzdura. - Dennison spojrzał na Maxa. - Nie wiem w co ty się bawisz, Fortune, ale jesteś mi
potrzebny w firmie. Moja córka i ten jej przeklęty mąż przejęli wczoraj radę nadzorczą.
- Kimberly świetnie da sobie radę - stwierdził Max - Ma talent. Radzę ci, żebyś z nią nie
wojował.
- Będę walczył z każdym, kto zechce przejąć moją firmę. Tyle lat czekałem, żeby wreszcie
rządzić, i nie dam sobie tego sprzątnąć sprzed nosa. Chcę, abyś mi pomógł. Nie gadajmy o
głupstwach, Fortune. Podaj swoją cenę.
- Za co?
- Za powrót do Curzon International w charakterze mojego osobistego asystenta. - Dennison
zmruży oczy. - Przyjmę cię na takich samych warunkach jak mój brat plus dziesięć procent
podwyżki pensji i premii. W zamian chcę gwarancji, że będziesz lojalny wobec mnie i tylko wobec
mnie.
- Ja już mam pracę - powiedział Max.
- Dobrze. - Dennison był spięty. - Jeśli wrócisz zastanowię się nad miejscem w radzie, które
chciał ci dać Jason.
- Nie, dziękuję. Odkryłem w sobie zdolności do prac hydraulicznych i elektrycznych.
- Słyszał pan? - wtrąciła Cleo. - On nie chce u pana pracować. Niech pan go zostawi. Miał
ciężką noc i musi odpocząć. - Zwróciła się do Maxa. - Prawda, że musisz odpocząć?
- Muszę odpocząć - przyznał zgodnie.
- Max musi odpocząć - powiedziała Sylvia.
Andromeda i Daystar pokiwały głowami.
O'Reilly wyglądał tak, jakby za chwilę miał wybuchnąć śmiechem.
Dennison napadł na Cleo.
- Nie ośmieli się pani mnie stąd wyrzucić, młoda kobieto. Max Fortune należy do mnie.
- Na pewno nie. - Cleo puściła rękę Maxa i zrobiła krok w stronę Dennisona. - Max należy do
mnie. I do nas wszystkich. - Rozejrzała się wokół siebie. - Prawda?
- Ależ tak - mruknęła Andromeda. - Nie ma co do tego wątpliwości.
- On jest członkiem naszej rodziny - powiedział głośno Sammy. - Nie możesz go zabrać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
- Doszedłem do tego samego wniosku, co Cleo - stwierdził cicho Max. - Valence był
oczywistym podejrzanym. Przez całą zimę przyjeżdżał do Harmony Cove ze względu na swoje
seminaria. Miał mnóstwo okazji, żeby wyśledzić wszystko w zajezdzie. I mnóstwo czasu, żeby
wszystko przygotować.
- Nie pomyśleliśmy o nim, kiedy robiliśmy listę gości przebywających w zajezdzie tej nocy,
gdy ktoś położył mi wstążkę na poduszce - stwierdziła ze smutkiem Cleo.
Max i O'Reilly spojrzeli na siebie.
- Ja go wpisałem na listę - powiedział Max.
- Naprawdę? - Cleo była zaskoczona.
- Valence był na liście i sprawdziłem go, ale niczego nie znalazłem - wyjaśnił O'Reilly. -
Wszystko było w całkowitym porządku. - Podniósł ręce do góry. - Co mogę powiedzieć? Potrafił się
maskować.
Max spojrzał na Cleo.
- Myślałem jedynie o tym, że zostawiłem cię samą. Wiedziałem, że uczestnicy seminarium
dużo wypili i na pewno dawno mocno śpią. Kiedy wszedłem do budynku, George też spał, tak samo
jak wówczas, kiedy wychodziłem. Poszedłem do pokoju Valence'a, był pusty.
- Więc przyszedł do mnie - powiedziała Sylvia. - Obudził mnie, kazał mi zejść do piwnicy i
wyłączyć główny korek, a sam pobiegł na górę.
- Miałem nadzieję, że nagłe zgaśniecie światła zdezorientuje go przynajmniej na chwilę -
wyjaśnił Max. - Pamiętałem, jak zareagował tego dnia, gdy zgasło światło w czasie seminarium.
- Rzeczywiście - przyznała Sylvia. - Naprawdę się zdenerwował. Przerwało mu to tok całego,
starannie przygotowanego wykładu.
- Wieczorem, kiedy się meldował, zaznaczył, że prognoza pogody nie przewidywała żadnych
burz - przypomniała sobie Cleo. - Przypuszczalnie zaplanował wszystko tak, żeby deszcz za wcześnie
nie zgasił ognia ani żeby piorun nie spowodował wyłączenia prądu.
- Bardzo dokładny facet. - O'Reilly pokiwał głową. Objął ramieniem Sylvię. - Ale mało
elastyczny.
- Myślę, że Valence był już tak chory, że każda najmniejsza zmiana w planie zakłócała tok
jego rozumowania - stwierdziła Cleo.
Hałas na korytarzu sprawił, iż Max i wszyscy jego goście spojrzeli na drzwi.
- Obawiam się, że nie może pan tam wejść - powiedziała pielęgniarka głośno i zdecydowanie.
- U pana Fortune'a jest stanowczo za dużo osób.
- Przyjechałem kawał drogi, żeby się z nim zobaczyć i nie zamierzam rezygnować - odparł
jakiś mężczyzna jeszcze głośniej i bardziej zdecydowanie. - Mam do niego interes.
- Ale on jest poważnie ranny.
- Nie pierwszy raz.
- Tylko tego mi trzeba - mruknął Max na widok znajomej postaci. - Kolejny życzliwy. Czego
tu chcesz, Dennison? Nie wolno mnie odwiedzać nikomu poza rodziną.
Dennison Curzon miał taki sam autokratyczny wygląd jak Jason. Miał takie same siwe włosy
i mocno wykute rysy twarzy, charakterystyczne dla całej rodziny Curzonów. Jednakże w jego oczach
brakowało badawczej, analitycznej inteligencji, charakteryzującej Jasona.
Obrzucił wzrokiem ludzi zebranych przy łóżku i nie uznał ich za godnych powtórnego
spojrzenia. Ze złością popatrzył na Maxa.
- Co tu się dzieje, Fortune? Podobno znów się dałeś postrzelić.
- Dziękuję, czuję się bardzo dobrze - powiedział Max. - To jest Dennison Curzon, a to moja
rodzina.
- Rodzina? - Dennison zmarszczył brwi w pomieszaniu i niezadowoleniu. - Jaka rodzina?
Przecież ty nie masz rodziny.
- Teraz ma - wtrąciła spokojnie Cleo. Nadal trzymała Maxa za rękę, obserwując Dennisona
zainteresowanym, badawczym spojrzeniem. - Jason był pana bratem?
- Tak. - Dennison przez moment przyglądał jej się uważnie. - Kim pani jest?
- Moją narzeczoną - odparł Max, zanim Cleo zdążyła się odezwać. - Pogratuluj mi, Dennison.
Cleo i ja zamierzamy się pobrać.
Dennison zignorował oświadczenie Maxa i z typowym dla Curzonów uporem powrócił do
sprawy, która go tu przywiodła:
- Słuchaj, musimy porozmawiać. - Z irytacją rzucił okiem na Cleo i resztę. - Czy moglibyśmy
porozmawiać na osobności?
- Nie - stwierdziła Cleo.
Nikt się nie ruszył.
- Chyba nie ma na to szans. - Max uśmiechnął się do Dennisona.
- Co do diabła! - Dennison obrzucił Cleo uważniejszym spojrzeniem. - To kim pani jest?
- Mówiłem ci, jest moją narzeczoną - powiedział Max.
- Jestem także jego pracodawczynią - dorzuciła Cleo.
- Akurat. - Dennison patrzył na nią niechętnie. - Fortune pracuje w Curzon International.
- Nie, już nie pracuje - odparła.
- On pracuje dla Cleo - oznajmił Sammy.
- Jestem Dennison Curzon z Curzon International. Max Fortune dwanaście lat przepracował
w mojej firmie.
- I zrezygnował, kiedy umarł pana brat - mruknęła Cleo. - Teraz pracuje u mnie.
- Tak jest - dodała rzeczowym tonem Daystar. - Max już od jakiegoś czasu bierze pieniądze w
Robbins' Nest Inn. Doskonale daje sobie radę.
- Oczywiście. Jest członkiem naszej rodziny - powiedziała Andromeda.
- Bzdura. - Dennison spojrzał na Maxa. - Nie wiem w co ty się bawisz, Fortune, ale jesteś mi
potrzebny w firmie. Moja córka i ten jej przeklęty mąż przejęli wczoraj radę nadzorczą.
- Kimberly świetnie da sobie radę - stwierdził Max - Ma talent. Radzę ci, żebyś z nią nie
wojował.
- Będę walczył z każdym, kto zechce przejąć moją firmę. Tyle lat czekałem, żeby wreszcie
rządzić, i nie dam sobie tego sprzątnąć sprzed nosa. Chcę, abyś mi pomógł. Nie gadajmy o
głupstwach, Fortune. Podaj swoją cenę.
- Za co?
- Za powrót do Curzon International w charakterze mojego osobistego asystenta. - Dennison
zmruży oczy. - Przyjmę cię na takich samych warunkach jak mój brat plus dziesięć procent
podwyżki pensji i premii. W zamian chcę gwarancji, że będziesz lojalny wobec mnie i tylko wobec
mnie.
- Ja już mam pracę - powiedział Max.
- Dobrze. - Dennison był spięty. - Jeśli wrócisz zastanowię się nad miejscem w radzie, które
chciał ci dać Jason.
- Nie, dziękuję. Odkryłem w sobie zdolności do prac hydraulicznych i elektrycznych.
- Słyszał pan? - wtrąciła Cleo. - On nie chce u pana pracować. Niech pan go zostawi. Miał
ciężką noc i musi odpocząć. - Zwróciła się do Maxa. - Prawda, że musisz odpocząć?
- Muszę odpocząć - przyznał zgodnie.
- Max musi odpocząć - powiedziała Sylvia.
Andromeda i Daystar pokiwały głowami.
O'Reilly wyglądał tak, jakby za chwilę miał wybuchnąć śmiechem.
Dennison napadł na Cleo.
- Nie ośmieli się pani mnie stąd wyrzucić, młoda kobieto. Max Fortune należy do mnie.
- Na pewno nie. - Cleo puściła rękę Maxa i zrobiła krok w stronę Dennisona. - Max należy do
mnie. I do nas wszystkich. - Rozejrzała się wokół siebie. - Prawda?
- Ależ tak - mruknęła Andromeda. - Nie ma co do tego wątpliwości.
- On jest członkiem naszej rodziny - powiedział głośno Sammy. - Nie możesz go zabrać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]