[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stwierdziła po dziesięciu minutach obwodzenia mnie dłonią.
Zmiertelnie zmęczona poło\yłam się około północy. Czekałam dwie godziny, lecz
Morfeusz nie przyszedł. Jutro znowu będzie cię\ki dzień... Za\yłam pigułki.
Mo\e Halik jest po prostu znakomitym medium...?
Czarownik wędrowny
Zdobyliśmy w tropieniu czarowników nowego sojusznika. Jose" Antonio Gonzalez,
przedstawiciel Ministerstwa Turystyki w Los Tuxtlas, rozumował prawidłowo:
trzeba reklamować, gdzie się da, atrakcje regionu. Najlepiej wyrobić sobie
specjalność. Na Jukatan przyje\d\ają turyści, by podziwiać ruiny miast Majów, do
Acapul-co \eby pogrzać się na zawsze tam pewnym słońcu, do San Cristobal de
las Casas na najsłynniejszy w kraju targ indiański. A do Los Tuxtlas niechaj
przybywają leczyć się u czarowników! Jose Antonio jest przekonany, \e magia nie
szkodzi, a są ludzie, którym pomaga...
Teraz kolej na czarną magię. Pójdziemy do Xolo? zaproponował dyrektor
miejscowego muzeum, Fernando Bustamante.
A gdyby tak najpierw odwiedzić Telleza? wtrącił Jose Antonio. Mo\e nie
jest tak autentyczny jak Jose Xolo, ale sposoby ma ciekawe. Zwłaszcza do
filmowania...
To szarlatan zareplikował don Fernando. I...
Machnął ręką i przeprosił: nie mo\e nam towarzyszyć, ma do załatwienia pilne
sprawy. Spotkamy się pózniej.
Skąd ten zawieszony głos, niedomówienia, wyraz niesmaku jakby...?
Hej, chłopcze! Kilkuletni wyrostek oderwał się od hotelowej ściany i
podbiegł do Jose Antonia, jak gdyby czekał tylko na jego rozkazy. Prowadz do
Telleza.
A więc wszystko było uło\one. Czarownik nie tylko nie będzie stawiał nam
przeszkód, lecz jeszcze zaprasza, dba, \ebyśmy nie zbłądzili. Sytuacja zapowiada
się interesująco.
Z asfaltu śródmieścia Santiago Tuxtla zjechaliśmy na kocie łby zaułków, potem w
krętą, wyboistą, ale ciągle miejską jeszcze drogę
25
polną. Manuel Tellez oczekiwał nas przed bramą. Był to dom zwyczajny, ni to
biedny, ni zamo\ny: wydał mi się zaniedbany, jak gdyby gospodarz nie
przywiązywał wagi do spraw tego świata. Zredniego wzrostu, raczej tęgi, o twarzy
krągłej, ze szramami po ospie, koszula w kwiatki, na głowie kokieteryjnie
przewiązana do tyłu chusteczka. I pomalowane wargi. To dlatego typowy
meksykański macho, ten supermę\czyzna, na jakiego wyglądał don Fernando, nie
polecał nam kontaktu z Tellezem! Dla nas jednak nie miały znaczenia upodobania
gospodarza, wa\ny był jego zawód. Najwyrazniej zale\ało mu na reklamie. Ale...
Poka\ę wszystko, co potrafię. Pod jednym warunkiem: dacie mi dyplom i
zaświadczenie. Tutaj wszyscy czarownicy mają jakiś papier, mnie się zaś
dyskryminuje. Te\ chciałbym sobie powiesić na ścianie jakiś dyplom...
Nie dysponowaliśmy dyplomem.
Czy wystarczy ci pismo z wydziału turystyki, na blankiecie firmowym?
zaproponował Jose Antonio.
Pomedytował chwilę.
Niechaj będzie. Ale \eby na pewno.
Jedna, druga brudna izba z odrapanymi ścianami, i jesteśmy w sanktuarium. Na
ołtarzu tradycyjnie obraz Matki Boskiej z Gwadelupy, a tak\e posą\ki Matki
Boskiej z San Juan de los Lagos i peruwiańskiego świętego Marcina de Porras. I
Budda! Tłusty, uśmiechnięty, typowa figurka wykonana dla turystów mo\e gdzieś w
Hongkongu, Singapurze, a mo\e w Japonii.
To mój najlepszy protektor i pomocnik informuje Tellez. Rozmawiam z nim
ka\dego ranka, prosząc, aby sprowadził mi du\o pacjentów z grubszą forsą. I nie
zawodzi...
A kula? pytam, pokazując na sporą, o średnicy co najmniej ćwierci metra
kulę, która le\y obok Buddy.
To kula magiczna, widzę w niej choroby. Pochodzi z Niemiec Zachodnich
pochwalił się.
Wiedziałam, \e posługują się kulą przy stawianiu diagnozy czarownicy, znachorzy
i szamani z Azji, Afryki, nawet Majowie z niedalekiego Jukatanu, ale bywa to
zazwyczaj mała kulka z naturalnego kwarcu bądz kryształu, znaleziona jakoby w
tajemniczych okolicznościach. Czy mo\na moc magiczną wyprodukować taśmowo w
fabryce?
26
Ale spostrzegłam w sanktuarium i przedmioty autentyczne, gliniane figurki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
stwierdziła po dziesięciu minutach obwodzenia mnie dłonią.
Zmiertelnie zmęczona poło\yłam się około północy. Czekałam dwie godziny, lecz
Morfeusz nie przyszedł. Jutro znowu będzie cię\ki dzień... Za\yłam pigułki.
Mo\e Halik jest po prostu znakomitym medium...?
Czarownik wędrowny
Zdobyliśmy w tropieniu czarowników nowego sojusznika. Jose" Antonio Gonzalez,
przedstawiciel Ministerstwa Turystyki w Los Tuxtlas, rozumował prawidłowo:
trzeba reklamować, gdzie się da, atrakcje regionu. Najlepiej wyrobić sobie
specjalność. Na Jukatan przyje\d\ają turyści, by podziwiać ruiny miast Majów, do
Acapul-co \eby pogrzać się na zawsze tam pewnym słońcu, do San Cristobal de
las Casas na najsłynniejszy w kraju targ indiański. A do Los Tuxtlas niechaj
przybywają leczyć się u czarowników! Jose Antonio jest przekonany, \e magia nie
szkodzi, a są ludzie, którym pomaga...
Teraz kolej na czarną magię. Pójdziemy do Xolo? zaproponował dyrektor
miejscowego muzeum, Fernando Bustamante.
A gdyby tak najpierw odwiedzić Telleza? wtrącił Jose Antonio. Mo\e nie
jest tak autentyczny jak Jose Xolo, ale sposoby ma ciekawe. Zwłaszcza do
filmowania...
To szarlatan zareplikował don Fernando. I...
Machnął ręką i przeprosił: nie mo\e nam towarzyszyć, ma do załatwienia pilne
sprawy. Spotkamy się pózniej.
Skąd ten zawieszony głos, niedomówienia, wyraz niesmaku jakby...?
Hej, chłopcze! Kilkuletni wyrostek oderwał się od hotelowej ściany i
podbiegł do Jose Antonia, jak gdyby czekał tylko na jego rozkazy. Prowadz do
Telleza.
A więc wszystko było uło\one. Czarownik nie tylko nie będzie stawiał nam
przeszkód, lecz jeszcze zaprasza, dba, \ebyśmy nie zbłądzili. Sytuacja zapowiada
się interesująco.
Z asfaltu śródmieścia Santiago Tuxtla zjechaliśmy na kocie łby zaułków, potem w
krętą, wyboistą, ale ciągle miejską jeszcze drogę
25
polną. Manuel Tellez oczekiwał nas przed bramą. Był to dom zwyczajny, ni to
biedny, ni zamo\ny: wydał mi się zaniedbany, jak gdyby gospodarz nie
przywiązywał wagi do spraw tego świata. Zredniego wzrostu, raczej tęgi, o twarzy
krągłej, ze szramami po ospie, koszula w kwiatki, na głowie kokieteryjnie
przewiązana do tyłu chusteczka. I pomalowane wargi. To dlatego typowy
meksykański macho, ten supermę\czyzna, na jakiego wyglądał don Fernando, nie
polecał nam kontaktu z Tellezem! Dla nas jednak nie miały znaczenia upodobania
gospodarza, wa\ny był jego zawód. Najwyrazniej zale\ało mu na reklamie. Ale...
Poka\ę wszystko, co potrafię. Pod jednym warunkiem: dacie mi dyplom i
zaświadczenie. Tutaj wszyscy czarownicy mają jakiś papier, mnie się zaś
dyskryminuje. Te\ chciałbym sobie powiesić na ścianie jakiś dyplom...
Nie dysponowaliśmy dyplomem.
Czy wystarczy ci pismo z wydziału turystyki, na blankiecie firmowym?
zaproponował Jose Antonio.
Pomedytował chwilę.
Niechaj będzie. Ale \eby na pewno.
Jedna, druga brudna izba z odrapanymi ścianami, i jesteśmy w sanktuarium. Na
ołtarzu tradycyjnie obraz Matki Boskiej z Gwadelupy, a tak\e posą\ki Matki
Boskiej z San Juan de los Lagos i peruwiańskiego świętego Marcina de Porras. I
Budda! Tłusty, uśmiechnięty, typowa figurka wykonana dla turystów mo\e gdzieś w
Hongkongu, Singapurze, a mo\e w Japonii.
To mój najlepszy protektor i pomocnik informuje Tellez. Rozmawiam z nim
ka\dego ranka, prosząc, aby sprowadził mi du\o pacjentów z grubszą forsą. I nie
zawodzi...
A kula? pytam, pokazując na sporą, o średnicy co najmniej ćwierci metra
kulę, która le\y obok Buddy.
To kula magiczna, widzę w niej choroby. Pochodzi z Niemiec Zachodnich
pochwalił się.
Wiedziałam, \e posługują się kulą przy stawianiu diagnozy czarownicy, znachorzy
i szamani z Azji, Afryki, nawet Majowie z niedalekiego Jukatanu, ale bywa to
zazwyczaj mała kulka z naturalnego kwarcu bądz kryształu, znaleziona jakoby w
tajemniczych okolicznościach. Czy mo\na moc magiczną wyprodukować taśmowo w
fabryce?
26
Ale spostrzegłam w sanktuarium i przedmioty autentyczne, gliniane figurki [ Pobierz całość w formacie PDF ]