[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Książę Gerald nie ukrywał wcale, j ak dużej doznaje rozkoszy.
Jego pośladki były obolałe, jak i moje. Ale olbrzymią satysfakcję sprawiała mi świadomość, że
ostatnio królowa rzadko chło-szcze go własnoręcznie; zleca to raczej jego opiekunowi. Co więcej,
odbywało się to, zanim jeszcze książę Gerald stawał przed
obliczem władczyni. A więc nie cierpiał dla niej, lecz samotnie, w Sali Niewolników, gdzie nikt nie
zwracał na niego uwagi. Mimo to gnębiła mnie myśl, że właśnie mój język, sunąc po jego siniakach
i ranach, sprawia mu rozkosz.
Wreszcie królowa kazała mu uklęknąć, z rękami na plecach, ja zaś miałem nagrodzić go w pełni.
Wiedziałem, co to oznacza, udałem jednak, że nie rozumiem. Wtedy wyjaśniła, że mam wziąć jego
członek do ust i wyssać do ostatniej kropli.
Chyba się domyślasz, jak się czułem. Miałem wrażenie, że nie zdołam tego zrobić. Posłuchałem
jednak natychmiast, lękałem się bowiem, że ją rozczaruję. Gruby penis zagłębił się już w gardło do
końca, a ja zacząłem go ssać z wigorem, aż zabolały mnie wargi i szczęka. Na szczęście królowa
pouczyła mnie, jak to robić, poradziła, aby moje ruchy były bardziej posuwiste, abym użył języka i
przyśpieszał coraz bardziej. Zastosowałem się do jej rad, a ona chłostała mnie bezlitośnie; jej ciosy
były idealnie zsynchronizowane z ruchami moich warg. Wreszcie jego nasienie wypełniło moje
usta. Musiałem je przełknąć.
Królowej nie spodobało się moje zachowanie; nie wolno mi okazywać niechęci, jeśli mam coś
zrobić na jej polecenie.
Różyczka kiwnęła głową. Przypomniała sobie słowa królewicza, który wyjaśniał jej wtedy w
gospodzie, że nawet ludziom zajmuj ącym w hierarchii miejsce najniższe należy usługiwać, aby
mogli zaznać rozkoszy.
 I dlatego królowa posłała po wszystkich książąt, dręczonych w Sali Egzekucji, po czym
wprowadziła mnie do przyległego salonu.
Kiedy zjawiło się sześciu książąt, zacząłem błagać królową o łaskę w jedyny dostępny dla mnie
sposób: jęcząc i całując jej stopy. Nie wiesz nawet, jak podziałała na mnie obecność tych mężczyzn.
Maltretowali mnie prości kucharze w kuchni; pokornie i jednocześnie ochoczo uległem
nieokrzesanemu stajennemu. Ale ci tutaj wydawali się kimś pośledniejszym i jednocześnie
stojącym wyżej od tamtych. Byli książętami tej samej rangi co ja; wyniośli i hardzi w swoich
krajach, stali się teraz zwykłymi niewolnikami, podobnie jak j a.
Nie mogłem uwierzyć w swój okropny los. Uprzytomniłem sobie, że czeka mnie cała seria
rozmaitych upokorzeń; nie stopniowanie kar, lecz raczej ich bezkres.
Za bardzo jednak bałem się zawieść królową, abym miał się teraz nad tym zastanawiać. Znowu, jak
przedtem, przestały się dla mnie liczyć przeszłość i przyszłość.
Kiedy ukląkłem u jej stóp, szlochając cicho, poleciła książętom, obolałym i spragnionym po
cierpieniach zaznanych w Sali Egzekucji, aby wzięli z kredensu trzepaczki.
Cała szóstka ustawiła się w szeregu, wszyscy na kolanach, ze sterczącymi wysoko penisami;
stwardniały im, gdy ujrzeli, jak cierpię, ale także na samą myśl o czekającej ich rozkoszy.
Musiałem klęknąć, z rękami na plecach. Królowa nie pozwoliła mi nawet przybrać bardziej
wygodnej pozy, na czworakach. Klęczałem więc wyprostowany, z rozsuniętymi kolanami, pre-
zentując mój członek, i posuwałem się powoli, usiłując ujść przed ciosami. Ponieważ ci ludzie
widzieli także moją twarz, czułem się bardziej obnażony niż przedtem w kuchni, gdzie nosiłem na
głowie uprząż.
Zamysł królowej był prosty. Miałem przejść przed szeregiem chłoszczących mnie książąt, a ten z
nich, który w opinii królowej uczyni to najlepiej, a więc będzie bił najmocniej, zostanie nagro-
dzony, następnie znowu przejdę przed ich szeregiem i tak w kółko.
Królowa zmobilizowała mnie, abym poruszał się szybciej; zagroziła, że jeśli moi dręczyciele
zdołają zadać mi zbyt wiele ciosów, zostanę wydany na godzinę w ich ręce i będą mogli robić ze
mną, co tylko zechcą, poza jej plecami. Przeraziłem się. Jeśli nie będzie jej przy tym, moje
cierpienia nie sprawią jej przyjemności!
Ruszyłem przed siebie. Wszystkie ciosy wydawały mi się takie same, głośne i bezlitosne, a cały
czas, gdy biegłem niezdarnie w niewygodnej dla mnie pozie, którą moi dręczyciele opanowali bez
trudu już dawno temu, w uszach rozbrzmiewał mi ich szyderczy śmiech.
Chwila wytchnienia przychodziła każdorazowo wtedy, gdy zaspakajałem księcia, który wychłostał
mnie najmocniej. Pozostali przyglądali się nam, mogli nawet udzielać swych rad.
209
Miałem więc pól tuzina moich panów, skłonnych uczyć mnie wyniośle, jak zaspokoić jednego z
nich; podtrzymywali go z obu stron, on zaś z zamkniętymi oczami upajał się rytmicznym ruchem
moich usłużnych, ssących ust.
Oczywiście wszyscy przedłużali to, jak tylko mogli, aby zaznać pełnię rozkoszy, a królowa, siedząc
wygodnie na krześle, z aprobatą chłonęła wzrokiem całe widowisko.
Wykonując swoje zadanie, czułem, że zachodzą we mnie dziwne zmiany. Podczas chłosty ogarnęło
mnie coś w rodzaju szaleńczej gorączki; przesuwałem się na klęczkach wzdłuż szeregu książąt,
zdając sobie sprawę z piekących dotkliwie pośladków i obolałych kolan, ale nade wszystko
dokuczało mi poczucie wstydu, ponieważ oni wszyscy widzieli moją twarz i genitalia.
Potem mimo woli zatraciłem się w kontemplacji każdego z penisów, które ssałem: ich rozmiarów,
kształtów, a nawet kwa-skowo-słonego smaku płynów, które tryskały we mnie. Przyczyniał się do
tego nie tylko rytm ssania. Głosy wokół mnie rozbrzmiewały niczym chór, który w pewnym
momencie osiągnął poziom hałasu. Owładnęło mną dziwne wrażenie: wydałem się sam sobie istotą
słabą, nic nie znaczącą. Niemal tak samo czułem się wtedy, gdy byłem w ogrodzie sam na sam z
moim stajennym, a on kazał mi kucnąć na stole. Podniecenie rozeszło się wtedy po całym ciele,
ogarnęło nawet skórę. Tego samego doświadczyłem teraz, gdy ssałem im członki, jeden po drugim,
a oni napełniali mnie stopniowo swoim nasieniem. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale zacząłem
odczuwać przyjemność. Zapewne dlatego, że robiłem to wielokrotnie, raz po raz, mając
świadomość własnej bezsilności. Zyskiwałem zresztą w ten sposób zbawienne wytchnienie po
chłoście. W pośladkach tętnił jeszcze ból, ale już dawało o sobie znać upojne ciepło; czułem
przyjemne mrowienie, kiedy kosztowałem te wyśmienite korzenie, pompujące we mnie swą moc.
Uprzytomniłem sobie, że lubię, gdy obserwuje mnie tyle osób. Ale nie od razu przyznałem się do
tego sam przed sobą. Wydało mi się, że chodzi tu nie tyle o konkretne upodobanie, ile raczej o chęć
ponownego zaznania owej słabości, bezwładu ducha. Za-
210
traciłem się w swojej udręce, swojej rozterce, a także w swoim pragnieniu sprawiania przyjemności
innej osobie.
I tak już miało być zawsze, przy każdym zadaniu, które wykonywałem. Początkowo ogarniał mnie
lęk, czułem wewnętrzny opór, garnąłem się do królowej całym sercem. Potem, kiedy jeszcze działo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl