[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tym stosowanym sposobie, lecz miał równie mało okazji jak inni, żeby go wypraktykować. Nie
można było wypróbować inaczej niż ciągnąc z całej siły, co nie wykazywało żadnej wewnętrznej
słabości. Nim upłynęło dziesięć minut od zamknięcia go, jeden koniec liny był już przywiązany
do ramy łóżka, a samo łóżko oparte o ścianę pod oknem tak, aby tę zaimprowizowaną linę
ratunkową na jak największej długości opuścić w dół.
Usiadł na parapecie, nogi zwiesił nad próżnią i jak to było możliwe oceniał sytuację. Mimo iż
detale przepaści poniżej przysłonięte jeszcze były poranną mgłą, niebo zaczynało się szybko
rozjaśniać ukazując w coraz to szerszym zasięgu cechy topograficzne terenu.
Skała, na której wznosił się dom, tworzyła część jednej strony wąskiej doliny, wzdłuż której
rozłożyło się niewielkie osiedle z wysokim dachem kościoła wyrastającym ponad białe domy.
Poza miasteczkiem znów wznosiły się wzgórza, a dalej widoczne były nawet wysokie szczyty
sięgające nieba. Po lewej stronie poprzez rozpraszającą się mgłę mógł dostrzec cienką wstęgę
drogi, wijącą się w górę wzdłuż przeciwległego zbocza; po prawej droga zdawała się schodzić od
miasteczka w dół. Trzymając się jedną ręką i wychylając jak tylko mógł najdalej, nagrodzony
został widokiem odblasku słońca odbijającego się daleko w wodzie. A więc droga na prawo
prowadziła ku morzu i to będzie kierunek jego ucieczki. Nie miał najmniejszego pojęcia, gdzie
się znajduje, lecz wiedział, że wnętrze Sycylii wypełniają niemal całkowicie łańcuchy górskie i
że główne drogi biegną wzdłuż wybrzeży tej trójkątnej wyspy łącząc duże miasta, wszystkie
położone nad morzem.
Za drzwiami znów usłyszał kroki i metaliczny dzwięk klucza w zamku. Jeżeli zamierzał w
ogóle stąd zwiać, była to na pewno ostatnia szansa odlotu.
Wykonał skręt, zsunął się z parapetu i zawisł, trzymając się tylko końcami palców. Następnie
uchwycił się jedną ręką liny zrobionej z koca i stopniowo przenosił ciężar swego ciała
sprawdzając jej wytrzymałość, aż cały zawisł na niej. Stara tkanina rozciągnęła się, ale nie
puściła; teraz najpilniejszym zadaniem Simona było obciążanie jej tak krótko jak to tylko
możliwe.
Obsuwał się, przenosząc rękę za ręką prawie tak szybko jak to robią akrobaci w cyrku,
miarkując tylko, aby unikać gwałtowniejszych szarpnięć i wstrząsów, które mogłyby obciążyć tę
namiastkę liny ratunkowej ponad jej wątpliwy punkt wytrzymałości.
Był w połowie drogi w dół, gdy w oknie nad nim, ukazała się rozdziawiona gęba, i już o dwa
jardy niżej, zanim zdołała ona wyrazić swe zaskoczenie słowami:
Che cosa fai?
Urażając, że ktokolwiek pytał o to, co on robi, w tych okolicznościach nie mógł na serio
oczekiwać odpowiedzi, Simon zignorował pytanie i jeszcze większą uwagę skoncentrował na
swoich gimnastycznych wyczynach. Patrzył więc w dół w chwili, gdy tamten wyjął rewolwer, i
pierwszym sygnałem, jaki do niego dotarł, był huk wystrzału i zamierający jęk kuli odbitej
rykoszetem od ściany w pobliżu jego głowy. Trzeba było żelaznych nerwów i samodyscypliny,
aby nie zakłócić spokojnego rytmu opuszczania się, a może też był bardziej zaniepokojony
wytrzymałością liny niż kwalifikacjami strzeleckimi człowieka na górze.
Po chwili usłyszał z góry głos Ala Destamia, który prowadził głośną sprzeczkę ze strzelcem.
Odniósł wrażenie, że Al nie życzy sobie dalszej strzelaniny, dla przyczyn, które Zwięty mógł
docenić, ale które napotkały gwałtowny sprzeciw tego podrzędnego mafiosa zachwyconego
takim strzelaniem i wzbraniającego się przed pozbawieniem go tej przyjemności. Podczas ich
sprzeczki Simon zjechał kilka stóp niżej i znalazł się na samym końcu liny.
Trzymając się jej odruchowo zaciśniętą pięścią, zobaczył, że jego stopy są jeszcze o dobry
metr od krańca ściany, wspartej na fundamencie odległym o niecały metr od krawędzi skały.
Poniżej tej krawÄ™dzi Å›ciana skalna opadaÅ‚a skoÅ›nie w dół pod kÄ…tem 80° ku sadowi, na
wysokości, jak się zdawało, dostatecznej, aby otworzyć spadochron, który jakże pragnął mieć w
tej chwili.
Zwłaszcza że kłótnia przy oknie nad nim najwidoczniej została zakończona kompromisem,
gdyż zaczęto gwałtownie wstrząsać i ciągnąć wątłą nić, na której był zawieszony.
Nie miał żadnego innego wyboru niż zaryzykować raz jeszcze.
Rozwarł dłoń i skoczył&
Wylądował lekko na czubki palców, zgiąwszy kolana, aby złagodzić możliwie najmocniejsze
nawet lądowanie. Odłamki i żwir stoczyły się w dół po skarpie, ale skała była solidnym
fundamentem. Odpoczął tu chwilę przytulony do gładkiej ściany budynku, zazdroszcząc
ośmiornicom przyssawek w ich długich mackach.
Najbliższy narożnik domu znajdował się co najmniej dwadzieścia stóp po jego prawej ręce i
Zwięty zaczął się ostrożnie przesuwać w tym kierunku. W oknie na górze zapanowała nagle cisza
i nie trzeba było zbyt wielkiej wyobrazni, żeby widzieć, jak Destamio i inni schodzą inną drogą,
żeby go spotkać na dole. Istniała jednak poważna szansa, że będzie mógł dotrzeć do boku
budynku, zanim oni znajdą się w tym samym punkcie. Gdy raz już będzie poza tą zawrotną półką
skalną, zaimprowizuje swój następny krok zależnie od możliwości, jakie się otworzą. Jego plan
nie sięgał dalej niż do tego miejsca, i mógł uważać za względnie pomyślne to, że się tu znalazł.
Słusznie tak myślał, ponieważ nie było mu dane nigdy dojść do narożnika budynku. Jeszcze
jeden ze strażników mafii, który najwidoczniej był już przedtem na zewnątrz, gdy usłyszał
strzały, ruszył, aby zbadać ten i, niezwykły poranny ruch. Jego głowa wyjrzała zza narożnika, w
którego kierunku Simon przesuwał się cal po calu swą niebezpieczną drogą.
Buon giorno powiedział Zwięty z największą uprzejmością czy to jest droga do
łazienki? Reakcja była w pełni tak oczywista i przesadna jak gag ze spóznionym zapłonem w
niemych filmach.
Opadająca szczęka strażnika rozwarła jego usta nadając im kształt oszołomienia w postaci
litery O i ukazując ciekawy zestaw złotych zębów na przemian z poczerniałymi pieńkami ich
mniej uprzywilejowanych towarzyszy, których jeszcze nie zrekonstruowano w złocie.
Che cosa fai?
Ebbene odpowiedział, klękając ostrożnie na jedno kolano; drugą nogę opuścił poniżej
krawędzi skały, szukając wielkim palcem oparcia. Były skargi na fundamenty tego zamku.
Nie chcemy, żeby koniec don Pasquala nastąpił szybciej przez to, że pokój, w którym leży chory,
zapada się pod nim. Dlatego wezwano mnie do zbadania podmurówki. Jestem skłonny
podejrzewać owady minujące. Czy to wydaje się panu prawdopodobne?
Opinia jego słuchacza który jak na wpół zahipnotyzowany stał w tępym osłupieniu,
podczas gdy Zwięty opuścił się pod występ skalny, tylko podbródek wysuwając nad jego poziom
nie została wypowiedziana, gdyż nagle został on szarpnięty do tyłu i zastąpiony przez
człowieka, który strzelał z okna w górze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
tym stosowanym sposobie, lecz miał równie mało okazji jak inni, żeby go wypraktykować. Nie
można było wypróbować inaczej niż ciągnąc z całej siły, co nie wykazywało żadnej wewnętrznej
słabości. Nim upłynęło dziesięć minut od zamknięcia go, jeden koniec liny był już przywiązany
do ramy łóżka, a samo łóżko oparte o ścianę pod oknem tak, aby tę zaimprowizowaną linę
ratunkową na jak największej długości opuścić w dół.
Usiadł na parapecie, nogi zwiesił nad próżnią i jak to było możliwe oceniał sytuację. Mimo iż
detale przepaści poniżej przysłonięte jeszcze były poranną mgłą, niebo zaczynało się szybko
rozjaśniać ukazując w coraz to szerszym zasięgu cechy topograficzne terenu.
Skała, na której wznosił się dom, tworzyła część jednej strony wąskiej doliny, wzdłuż której
rozłożyło się niewielkie osiedle z wysokim dachem kościoła wyrastającym ponad białe domy.
Poza miasteczkiem znów wznosiły się wzgórza, a dalej widoczne były nawet wysokie szczyty
sięgające nieba. Po lewej stronie poprzez rozpraszającą się mgłę mógł dostrzec cienką wstęgę
drogi, wijącą się w górę wzdłuż przeciwległego zbocza; po prawej droga zdawała się schodzić od
miasteczka w dół. Trzymając się jedną ręką i wychylając jak tylko mógł najdalej, nagrodzony
został widokiem odblasku słońca odbijającego się daleko w wodzie. A więc droga na prawo
prowadziła ku morzu i to będzie kierunek jego ucieczki. Nie miał najmniejszego pojęcia, gdzie
się znajduje, lecz wiedział, że wnętrze Sycylii wypełniają niemal całkowicie łańcuchy górskie i
że główne drogi biegną wzdłuż wybrzeży tej trójkątnej wyspy łącząc duże miasta, wszystkie
położone nad morzem.
Za drzwiami znów usłyszał kroki i metaliczny dzwięk klucza w zamku. Jeżeli zamierzał w
ogóle stąd zwiać, była to na pewno ostatnia szansa odlotu.
Wykonał skręt, zsunął się z parapetu i zawisł, trzymając się tylko końcami palców. Następnie
uchwycił się jedną ręką liny zrobionej z koca i stopniowo przenosił ciężar swego ciała
sprawdzając jej wytrzymałość, aż cały zawisł na niej. Stara tkanina rozciągnęła się, ale nie
puściła; teraz najpilniejszym zadaniem Simona było obciążanie jej tak krótko jak to tylko
możliwe.
Obsuwał się, przenosząc rękę za ręką prawie tak szybko jak to robią akrobaci w cyrku,
miarkując tylko, aby unikać gwałtowniejszych szarpnięć i wstrząsów, które mogłyby obciążyć tę
namiastkę liny ratunkowej ponad jej wątpliwy punkt wytrzymałości.
Był w połowie drogi w dół, gdy w oknie nad nim, ukazała się rozdziawiona gęba, i już o dwa
jardy niżej, zanim zdołała ona wyrazić swe zaskoczenie słowami:
Che cosa fai?
Urażając, że ktokolwiek pytał o to, co on robi, w tych okolicznościach nie mógł na serio
oczekiwać odpowiedzi, Simon zignorował pytanie i jeszcze większą uwagę skoncentrował na
swoich gimnastycznych wyczynach. Patrzył więc w dół w chwili, gdy tamten wyjął rewolwer, i
pierwszym sygnałem, jaki do niego dotarł, był huk wystrzału i zamierający jęk kuli odbitej
rykoszetem od ściany w pobliżu jego głowy. Trzeba było żelaznych nerwów i samodyscypliny,
aby nie zakłócić spokojnego rytmu opuszczania się, a może też był bardziej zaniepokojony
wytrzymałością liny niż kwalifikacjami strzeleckimi człowieka na górze.
Po chwili usłyszał z góry głos Ala Destamia, który prowadził głośną sprzeczkę ze strzelcem.
Odniósł wrażenie, że Al nie życzy sobie dalszej strzelaniny, dla przyczyn, które Zwięty mógł
docenić, ale które napotkały gwałtowny sprzeciw tego podrzędnego mafiosa zachwyconego
takim strzelaniem i wzbraniającego się przed pozbawieniem go tej przyjemności. Podczas ich
sprzeczki Simon zjechał kilka stóp niżej i znalazł się na samym końcu liny.
Trzymając się jej odruchowo zaciśniętą pięścią, zobaczył, że jego stopy są jeszcze o dobry
metr od krańca ściany, wspartej na fundamencie odległym o niecały metr od krawędzi skały.
Poniżej tej krawÄ™dzi Å›ciana skalna opadaÅ‚a skoÅ›nie w dół pod kÄ…tem 80° ku sadowi, na
wysokości, jak się zdawało, dostatecznej, aby otworzyć spadochron, który jakże pragnął mieć w
tej chwili.
Zwłaszcza że kłótnia przy oknie nad nim najwidoczniej została zakończona kompromisem,
gdyż zaczęto gwałtownie wstrząsać i ciągnąć wątłą nić, na której był zawieszony.
Nie miał żadnego innego wyboru niż zaryzykować raz jeszcze.
Rozwarł dłoń i skoczył&
Wylądował lekko na czubki palców, zgiąwszy kolana, aby złagodzić możliwie najmocniejsze
nawet lądowanie. Odłamki i żwir stoczyły się w dół po skarpie, ale skała była solidnym
fundamentem. Odpoczął tu chwilę przytulony do gładkiej ściany budynku, zazdroszcząc
ośmiornicom przyssawek w ich długich mackach.
Najbliższy narożnik domu znajdował się co najmniej dwadzieścia stóp po jego prawej ręce i
Zwięty zaczął się ostrożnie przesuwać w tym kierunku. W oknie na górze zapanowała nagle cisza
i nie trzeba było zbyt wielkiej wyobrazni, żeby widzieć, jak Destamio i inni schodzą inną drogą,
żeby go spotkać na dole. Istniała jednak poważna szansa, że będzie mógł dotrzeć do boku
budynku, zanim oni znajdą się w tym samym punkcie. Gdy raz już będzie poza tą zawrotną półką
skalną, zaimprowizuje swój następny krok zależnie od możliwości, jakie się otworzą. Jego plan
nie sięgał dalej niż do tego miejsca, i mógł uważać za względnie pomyślne to, że się tu znalazł.
Słusznie tak myślał, ponieważ nie było mu dane nigdy dojść do narożnika budynku. Jeszcze
jeden ze strażników mafii, który najwidoczniej był już przedtem na zewnątrz, gdy usłyszał
strzały, ruszył, aby zbadać ten i, niezwykły poranny ruch. Jego głowa wyjrzała zza narożnika, w
którego kierunku Simon przesuwał się cal po calu swą niebezpieczną drogą.
Buon giorno powiedział Zwięty z największą uprzejmością czy to jest droga do
łazienki? Reakcja była w pełni tak oczywista i przesadna jak gag ze spóznionym zapłonem w
niemych filmach.
Opadająca szczęka strażnika rozwarła jego usta nadając im kształt oszołomienia w postaci
litery O i ukazując ciekawy zestaw złotych zębów na przemian z poczerniałymi pieńkami ich
mniej uprzywilejowanych towarzyszy, których jeszcze nie zrekonstruowano w złocie.
Che cosa fai?
Ebbene odpowiedział, klękając ostrożnie na jedno kolano; drugą nogę opuścił poniżej
krawędzi skały, szukając wielkim palcem oparcia. Były skargi na fundamenty tego zamku.
Nie chcemy, żeby koniec don Pasquala nastąpił szybciej przez to, że pokój, w którym leży chory,
zapada się pod nim. Dlatego wezwano mnie do zbadania podmurówki. Jestem skłonny
podejrzewać owady minujące. Czy to wydaje się panu prawdopodobne?
Opinia jego słuchacza który jak na wpół zahipnotyzowany stał w tępym osłupieniu,
podczas gdy Zwięty opuścił się pod występ skalny, tylko podbródek wysuwając nad jego poziom
nie została wypowiedziana, gdyż nagle został on szarpnięty do tyłu i zastąpiony przez
człowieka, który strzelał z okna w górze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]