[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Czy często stosujesz starą kobiecą sztuczkę, jaką jest udawanie
płaczu?
Przez łzy widziała zaledwie niewyrazny zarys opalonej twarzy.
- Nie. - Odepchnęła jego rękę. - A czy ty zawsze sprowadzasz
rozmowę na osobiste tory, gdy chcesz zbić kogoś z tropu?
Westchnął z ledwo skrywaną niecierpliwością, po czym przytulił
żonę do siebie. Dina przyjęła tę próbę uspokojenia jej z zupełną
obojętnością. To było stanowczo za mało, by ją pocieszyć,
- Czy zechciałabyś mi więc powiedzieć, jakie widzisz wyjście? -
mruknął.
Drżącą dłonią otarła łzy.
- Nie wiem.
- Masz. - Sięgnął do kieszeni i podał jej chusteczkę. Ktoś szybko
i krótko zapukał do drzwi.
- Kto tam? - warknął gniewnie Blake, lecz drzwi już się
otworzyły.
76
R S
Dina chciała wysunąć się z jego objęć, w końcu byli w pracy, a
nie w domowym zaciszu, jednak nie pozwolił na to i przycisnął ją
mocniej do siebie. Nie protestowała, choć czuła się trochę niezręcznie.
Nie wiedziała, kto wszedł, stała tyłem do drzwi.
- Przepraszam - usłyszała jakby lekko zasmucony głos Cheta. -
Po prostu przywykłem, że mogę tu wchodzić bez czekania na
zaproszenie.
Prawdopodobnie wykonał gest, jakby zamierzał wyjść, gdyż
Blake zareagował od razu.
- W porządku, wejdz - nieśpiesznie wypuścił Dinę ze swoich
ramion. - Musisz ją zrozumieć, wciąż przeżywa mój powrót -
wyjaśnił, gdy starannie osuszała chusteczką oczy.
- To zrozumiałe - przytaknął. - Wpadłem, żeby cię zawiadomić,
że wszyscy już wiedzą i czekają w sali konferencyjnej.
Dina błyskawicznie uniosła głowę, nie przejmując się dłużej
tym, czy ślady łez są wciąż widoczne na jej twarzy.
- Jak to? - zmarszczyła brwi. - Nie przypominam sobie, żeby
dziś rano miało się odbyć jakieś spotkanie.
- Zwołałem konferencję - oznajmił Blake, spokojnie
wytrzymując jej oburzone spojrzenie, a potem zwrócił się do Cheta. -
Powiedz im, że zaraz przyjdę.
- Jasne - odpowiedział Chet i natychmiast zniknął.
Dina poczuła, że jej gniew powrócił i to ze zdwojoną siłą.
- Nawet nie zamierzałeś mnie o tym zebraniu poinformować,
prawda? - spytała oskarżycielskim tonem.
77
R S
Podszedł do biurka i machinalnie zaczął przekładać papiery.
- Początkowo rzeczywiście nie widziałem takiej potrzeby.
- Nie widziałeś takiej potrzeby? - powtórzyła z wściekłością,
gdyż jego arogancka, lekceważąca uwaga dotknęła ją boleśnie.
- Jeśli mam być szczery - spojrzał jej prosto w oczy i rzekł
beznamiętnie - to w ogóle nie przyszło mi do głowy, że się jeszcze
pojawisz w biurze.
- A niby dlaczego? - Patrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Sądziłem, że będziesz zadowolona, a może nawet wdzięczna,
że pozbędziesz się ciężaru. %7łe nie musisz już ponosić tak ogromnej
odpowiedzialności, że masz czas na zajęcie się domowymi sprawami.
Czy to nie uczyniłoby cię szczęśliwą?
- Jak widać, mało mnie znasz - odcięła się.
- Właśnie zaczyna to do mnie docierać - przytaknął ponuro.
- No i co teraz?
- %7ładen mężczyzna nie zgodzi się walczyć o pozycję zawodową
ze swoją żoną. Ja też nie zamierzam tego robić - stwierdził
zdecydowanie.
- A czemu nie? Jeśli jestem równie kompetentna...
- Ale nie jesteś - przerwał zimno.
- Jestem - rzekła z całkowitym przekonaniem.
Przez te dwa i pół roku udowodniła to.
Zignorował jej oświadczenie.
- Po pierwsze, jesteś bardzo młoda. Mam nad tobą kilkanaście
lat przewagi, jeśli chodzi o doświadczenie zawodowe. Po drugie,
78
R S
ojciec posłał mnie do pracy, gdy miałem zaledwie piętnaście lat.
Robiłem za stróża, gońca, kucharza i paru innych. Doskonale wiem,
jak postępować z ludzmi i jak robić interesy. W porównaniu z moimi,
twoje kompetencje są po prostu żadne.
Poczuła się jak przekłuty balonik, z którego uchodzi powietrze.
Blake traktował ją tak, jakby była głupiutkim dzieckiem, które
protestuje, gdy mu się odbiera zabawkę. Proszę bardzo, przytaknie mu
i zaraz zobaczymy, co z tego wyniknie.
- Prawdopodobnie masz rację - rzekła sztywno. - Zapomniałam,
że byłam tylko figurantką. Przecież to Chet prowadził firmę.
- Nie bądz śmieszna! - żachnął się. - On nie potrafi podjąć żadnej
ważnej decyzji.
Osłupiała.
- No wiesz! Jak możesz? Od lat jest ci tak oddany, a ty mówisz
takie rzeczy.
W brązowych oczach dostrzegła gorzkie rozbawienie. No tak,
biorąc pod uwagę te nieszczęsne zaręczyny, to może oddanie Cheta
rzeczywiście wyglądało nie najlepiej...
- To, że uważam go za przyjaciela, nie oznacza, że nie
dostrzegam jego błędów.
Nie bardzo rozumiała, o co mu chodzi, lecz postanowiła
powrócić do pierwotnego tematu. Rozmowa stawała się zbyt osobista,
a wolała tego uniknąć.
- To nie ma nic do rzeczy i nie zmienia faktu, że wróciłeś i
wylałeś mnie z roboty.
79
R S
Niecierpliwym gestem zmierzwił włosy dłonią.
- Co więc mam zrobić?
- To zależy tylko od ciebie. - Wzruszyła ramionami, udając
obojętność, choć w rzeczywistości aż kipiała z gniewu. Czuła się
oszukana. %7łycie, jakie jej proponował, wydawało się straszliwie
nudne i jałowe. - Jeśli nie masz nic przeciw temu, to na chwilę
wypożyczę sobie TWOJ sekretarkę. Gdy wrócisz z konferencji,
moja oficjalna rezygnacja będzie już leżała na TWOIM biurku.
- Nie, nie mam nic przeciw temu - wycedził.
Jej sarkazm wyraznie go zdenerwował.
Gdy odwróciła się na pięcie, by wyjść z gabinetu, dopadł ją
błyskawicznie i chwycił za łokieć.
- Jak więc mam to załatwić? - wybuchnął.
- Nie wiem.
- Chcesz, żebym ci zaoferował pozycję w zarządzie? O to ci
chodzi? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
- Czy często stosujesz starą kobiecą sztuczkę, jaką jest udawanie
płaczu?
Przez łzy widziała zaledwie niewyrazny zarys opalonej twarzy.
- Nie. - Odepchnęła jego rękę. - A czy ty zawsze sprowadzasz
rozmowę na osobiste tory, gdy chcesz zbić kogoś z tropu?
Westchnął z ledwo skrywaną niecierpliwością, po czym przytulił
żonę do siebie. Dina przyjęła tę próbę uspokojenia jej z zupełną
obojętnością. To było stanowczo za mało, by ją pocieszyć,
- Czy zechciałabyś mi więc powiedzieć, jakie widzisz wyjście? -
mruknął.
Drżącą dłonią otarła łzy.
- Nie wiem.
- Masz. - Sięgnął do kieszeni i podał jej chusteczkę. Ktoś szybko
i krótko zapukał do drzwi.
- Kto tam? - warknął gniewnie Blake, lecz drzwi już się
otworzyły.
76
R S
Dina chciała wysunąć się z jego objęć, w końcu byli w pracy, a
nie w domowym zaciszu, jednak nie pozwolił na to i przycisnął ją
mocniej do siebie. Nie protestowała, choć czuła się trochę niezręcznie.
Nie wiedziała, kto wszedł, stała tyłem do drzwi.
- Przepraszam - usłyszała jakby lekko zasmucony głos Cheta. -
Po prostu przywykłem, że mogę tu wchodzić bez czekania na
zaproszenie.
Prawdopodobnie wykonał gest, jakby zamierzał wyjść, gdyż
Blake zareagował od razu.
- W porządku, wejdz - nieśpiesznie wypuścił Dinę ze swoich
ramion. - Musisz ją zrozumieć, wciąż przeżywa mój powrót -
wyjaśnił, gdy starannie osuszała chusteczką oczy.
- To zrozumiałe - przytaknął. - Wpadłem, żeby cię zawiadomić,
że wszyscy już wiedzą i czekają w sali konferencyjnej.
Dina błyskawicznie uniosła głowę, nie przejmując się dłużej
tym, czy ślady łez są wciąż widoczne na jej twarzy.
- Jak to? - zmarszczyła brwi. - Nie przypominam sobie, żeby
dziś rano miało się odbyć jakieś spotkanie.
- Zwołałem konferencję - oznajmił Blake, spokojnie
wytrzymując jej oburzone spojrzenie, a potem zwrócił się do Cheta. -
Powiedz im, że zaraz przyjdę.
- Jasne - odpowiedział Chet i natychmiast zniknął.
Dina poczuła, że jej gniew powrócił i to ze zdwojoną siłą.
- Nawet nie zamierzałeś mnie o tym zebraniu poinformować,
prawda? - spytała oskarżycielskim tonem.
77
R S
Podszedł do biurka i machinalnie zaczął przekładać papiery.
- Początkowo rzeczywiście nie widziałem takiej potrzeby.
- Nie widziałeś takiej potrzeby? - powtórzyła z wściekłością,
gdyż jego arogancka, lekceważąca uwaga dotknęła ją boleśnie.
- Jeśli mam być szczery - spojrzał jej prosto w oczy i rzekł
beznamiętnie - to w ogóle nie przyszło mi do głowy, że się jeszcze
pojawisz w biurze.
- A niby dlaczego? - Patrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Sądziłem, że będziesz zadowolona, a może nawet wdzięczna,
że pozbędziesz się ciężaru. %7łe nie musisz już ponosić tak ogromnej
odpowiedzialności, że masz czas na zajęcie się domowymi sprawami.
Czy to nie uczyniłoby cię szczęśliwą?
- Jak widać, mało mnie znasz - odcięła się.
- Właśnie zaczyna to do mnie docierać - przytaknął ponuro.
- No i co teraz?
- %7ładen mężczyzna nie zgodzi się walczyć o pozycję zawodową
ze swoją żoną. Ja też nie zamierzam tego robić - stwierdził
zdecydowanie.
- A czemu nie? Jeśli jestem równie kompetentna...
- Ale nie jesteś - przerwał zimno.
- Jestem - rzekła z całkowitym przekonaniem.
Przez te dwa i pół roku udowodniła to.
Zignorował jej oświadczenie.
- Po pierwsze, jesteś bardzo młoda. Mam nad tobą kilkanaście
lat przewagi, jeśli chodzi o doświadczenie zawodowe. Po drugie,
78
R S
ojciec posłał mnie do pracy, gdy miałem zaledwie piętnaście lat.
Robiłem za stróża, gońca, kucharza i paru innych. Doskonale wiem,
jak postępować z ludzmi i jak robić interesy. W porównaniu z moimi,
twoje kompetencje są po prostu żadne.
Poczuła się jak przekłuty balonik, z którego uchodzi powietrze.
Blake traktował ją tak, jakby była głupiutkim dzieckiem, które
protestuje, gdy mu się odbiera zabawkę. Proszę bardzo, przytaknie mu
i zaraz zobaczymy, co z tego wyniknie.
- Prawdopodobnie masz rację - rzekła sztywno. - Zapomniałam,
że byłam tylko figurantką. Przecież to Chet prowadził firmę.
- Nie bądz śmieszna! - żachnął się. - On nie potrafi podjąć żadnej
ważnej decyzji.
Osłupiała.
- No wiesz! Jak możesz? Od lat jest ci tak oddany, a ty mówisz
takie rzeczy.
W brązowych oczach dostrzegła gorzkie rozbawienie. No tak,
biorąc pod uwagę te nieszczęsne zaręczyny, to może oddanie Cheta
rzeczywiście wyglądało nie najlepiej...
- To, że uważam go za przyjaciela, nie oznacza, że nie
dostrzegam jego błędów.
Nie bardzo rozumiała, o co mu chodzi, lecz postanowiła
powrócić do pierwotnego tematu. Rozmowa stawała się zbyt osobista,
a wolała tego uniknąć.
- To nie ma nic do rzeczy i nie zmienia faktu, że wróciłeś i
wylałeś mnie z roboty.
79
R S
Niecierpliwym gestem zmierzwił włosy dłonią.
- Co więc mam zrobić?
- To zależy tylko od ciebie. - Wzruszyła ramionami, udając
obojętność, choć w rzeczywistości aż kipiała z gniewu. Czuła się
oszukana. %7łycie, jakie jej proponował, wydawało się straszliwie
nudne i jałowe. - Jeśli nie masz nic przeciw temu, to na chwilę
wypożyczę sobie TWOJ sekretarkę. Gdy wrócisz z konferencji,
moja oficjalna rezygnacja będzie już leżała na TWOIM biurku.
- Nie, nie mam nic przeciw temu - wycedził.
Jej sarkazm wyraznie go zdenerwował.
Gdy odwróciła się na pięcie, by wyjść z gabinetu, dopadł ją
błyskawicznie i chwycił za łokieć.
- Jak więc mam to załatwić? - wybuchnął.
- Nie wiem.
- Chcesz, żebym ci zaoferował pozycję w zarządzie? O to ci
chodzi? [ Pobierz całość w formacie PDF ]