[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Westchnął z irytacją.
41
S
R
- Teresa jest agentem. I kiedy nie zabiega o moją uwagę, jest bardzo dobra w
tym, co robi. Nie jestem jej kochankiem i najpewniej nim nie będę. Ani twoim -
dodał, patrząc na nią zimno.
- Nie proszę, żebyś został moim kochankiem - odparła rozzłoszczona. - Po
prostu mam dość swetrów. Na pustyni jest gorąco. W tym będzie mi chłodniej. Z
tego samego powodu założyłam białe spodnie. Biel odbija ciepło...
- Boże, chroń mnie przed naukowymi wykładami w porze śniadania -
powiedział lodowatym tonem. - Prawda jest taka, panno Marist, że uznała pani
Teresę za rywalkę i chciała mi pani pokazać, że w konkursie piękności wygrałaby
pani z nią bez wysiłku. Proszę bardzo: wygrałaś. Twoje na wierzchu. A teraz
przebierz się w coś normalniejszego i siadaj do śniadania. Szkoda czasu.
Aż trzęsła się ze złości, upokorzenia i oburzenia. Jeszcze nigdy żaden
mężczyzna nie doprowadził jej do takiej bezsilnej furii. Najchętniej by go udusiła.
Na domiar złego miał rację: chciała mu pokazać, że jest atrakcyjniejsza od tej
jego Teresy. Nie chciała tylko, aby on zdawał sobie z tego sprawę.
Chwyciła białą bawełnianą bluzkę, którą miała na sobie poprzedniego dnia, i
wciągnęła ją na tę czerwoną. Nie zaszczyciła Huntera ani słowem. Usiadła przy
stole i zjadła śniadanie, kompletnie nie czując smaku potraw. Co jak co, ale apetyt
zawsze potrafił jej odebrać.
Popijał kawę, zawieszając na niej spokojne, zamyślone spojrzenie.
- Dąsamy się? - zakpił.
Pragnął jej, ale nie mógł jej mieć. Był rozdrażniony.
- Powinnaś wiedzieć, że faceci nie lubią, jak ktoś się na nich rzuca.
- Nie dąsam się - odrzekła zimno, wstając od stołu. - I nie muszę rzucać się na
mężczyzn. Zwłaszcza na ciebie!
Zerwał się i zbliżył do niej.
- A pal to sześć - mruknął szorstko.
42
S
R
Chwycił ją w talii i przyciągnął do swojego muskularnego, silnego ciała,
szukając jej ust.
Wcale nie wyglądał na zakochanego, raczej na furiata.
- Hunter, nie...! - szepnęła gorączkowo, odpychając go od siebie.
Znieruchomiał. Wciąż patrzył jej w oczy, muskał oddechem jej policzek.
- Będziesz mnie prowokować, dopóki nie dowiesz się, jak to jest? - spytał
szorstko. - Cóż, tak dla twojej wiedzy, Apacze nie całują swoich kobiet w usta. Ale
ja nie jestem nowicjuszem, jeśli chodzi o kobiety z twojej rasy. Pozwól, że
zaspokoję twoją ciekawość.
Jego głos miał aksamitność i słodycz miodu. Wpatrywała się w jego usta, aż
dotknęły jej własnych, mocno i namiętnie, ale bez cienia czułości. Całował
doskonale, z wielką wprawą, lecz nie wyczuwała w nim podniecenia. Był zimny jak
posąg.
Chciała tego. Marzyła o jego ramionach, o jego pocałunkach, i teraz każde
jego dotknięcie sprawiało jej niebotyczną rozkosz.
Zaledwie przerwał pocałunek, otworzyła oczy i gorzko zawiedziona zdała
sobie sprawę, że on nie czuł nic. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji - ani
żądzy, ani ciepła, ani miłości. Była w nim tylko zimna ciekawość. Ona płonęła, lecz
on nie czuł niczego. Nawet nie mrugnie okiem, pomyślała z histerycznym
rozbawieniem.
Puścił ją i nieoczekiwanie jednym płynnym, szybkim ruchem odsunął na
długość swych ramion.
- Jeśli znasz mężczyzn tak dobrze, jak podejrzewam, chyba nie muszę ci
tłumaczyć, co dokładnie czuję. - Uśmiechnął się, ale był to szyderczy, zimny
uśmiech. - Dzwony się nie rozdzwoniły. Trąby nie zaczęły grzmieć. Ziemia się nie
zatrzęsła. Masz całkiem ładne usta, ale nie zabiłbym, by je całować. No, skoro ten
konkretny most mamy już za sobą, możemy brać się do pracy?
- Koniecznie - odparła spokojnie. - Tylko zgarnę swoje rzeczy.
43
S
R
Było po zmierzchu. Rozbili obóz na szczycie niewielkiego wzgórza, pod
samotnym drzewem, o rozwieszeniu hamaka i spaniu na dworze nie było więc
mowy. Mieli do dyspozycji namiot i dwa śpiwory ułożone wewnątrz tak daleko od
siebie, jak tylko się dało. Sprzęt rozstawiony wokół niego nieustannie monitorował
okolicę pod kątem ewentualnego ruchu w promieniu wielu mil. Laptop przetwarzał
dane. Nikt nie silił się na rozmowę. Jenny nie zaszczyciła Huntera ani jednym
słowem, odkąd wynieśli się z motelu. Miała go dość. Nie można kochać kogoś, kto
potrafi być taki okrutny.
Zauważał jej wrogość, ale wolał to od rozmarzonych spojrzeń, jakie mu
ostatnio słała. Celowo zachował się jak zimny drań. Chciał ją przekonać, że nic do
niej nie czuje. Jednak teraz, kiedy fortel mu się udał, wcale nie był z siebie
zadowolony.
Jennifer zamknęła się w sobie, uciekła, skupiając się na pracy. Ignorowała go, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl