[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dlaczego rozgłaszał pan takie wstrętne kłamstwa? Znał pan prawdę i
chciał, by inni wierzyli, że to John doprowadził Andreę do śmierci.
- Bo to jego wina! - W spojrzeniu sir Andrew zabłysła nienawiść. -
Gdyby okazywał jej tyle serca, ile powinien, gdyby uczynił ją szczęśliwą, nie
myślałaby o tym, żeby odejść z tym prostakiem, z tym nędznym żołnierzem.
- To pan ją unieszczęśliwił. Zmusił ją, by szukała pomocy u Johna.
Wiedział pan dobrze, że on nie odmówi. A pan nie przestał karać Andrei za to,
co zrobiła, aż w końcu ją pan zabił i teraz nie może pan uwolnić się od
wyrzutów sumienia.
- Wydaje ci się, że jesteś taka mądra. - Sir Andrew patrzył na Sarę z
wściekłością. - Dlaczego on ma mieć ciebie, kiedy ja nie mam nic?
W jednej chwycił ją za gardło i zacisnął palce. Sara zaczęła się dusić,
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
pociemniało jej w oczach. Już myślała, że to koniec, gdy usłyszała strzał i
zaciśnięte na gardle dłonie zwiotczały. Zachwiała się i upadła, a sir Andrew
osunął się na podłogę, brocząc krwią z rany w głowie.
Do pokoju wbiegli John i Daniel.
- Saro! - John przypadł do żony. - Mój Boże, przyjechaliśmy za pózno...
- desperował.
- To jego krew, nie jej - uspokoił go Daniel. - Ktoś do niego strzelił przez
okno, bo szyba jest stłuczona, na podłodze leży szkło.
- John... - Sara otworzyła oczy. - To on zabił Andreę. - Ledwie mogła
mówić. - Przyznał się, a potem próbował mnie udusić. Ktoś do niego strzelił. -
Krzyknęła cicho, spojrzawszy na bezwładne ciało sir Andrew. - On upadł...
- Już dobrze, najdroższa. Nasz wróg nie żyje. Nie zrobi ci krzywdy,
jesteś bezpieczna. - John pomógł żonie wstać i posadził ją w fotelu.
Powoli wracała do siebie, zaczęła rozpoznawać ludzi, którzy zbiegli się
do salonu: kamerdyner, pokojówka, jakiś wysoki młodzieniec o posturze
żołnierza.
- To ja go zastrzeliłem - oznajmił młody żołnierz. - Uciekłem tym
niedojdom, którzy mieli mnie pilnować, panie Elworthy, i przyszedłem prosto
tutaj. Musiałem odpłacić Waltonowi za wszystkie krzywdy. Nie dbam o to, że
zawisnę na szubienicy. Nie mam po co żyć. Zabił moją Andreę i chciał zabić
pańską żonę. Gdybym nie strzelił, byłoby za pózno. Uratowałem jej życie.
- Byłoby lepiej, gdyby trafił przed sąd, niemniej dziękuję, Rathbone -
powiedział John i zwrócił się do żony. - Nie powinnaś była tu przyjeżdżać,
kochanie. Co cię skusiło? Listy?
- Listy? - powtórzyła Sara. - Ach, te listy... Ruth dała mi je dzisiaj rano.
Kazał jej podrzucić je w moim pokoju. Nie zamierzałam tutaj przyjeżdżać, mój
drogi, ale klacz okulała. Gdybym wiedziała, że on tu mieszka, nigdy nie
zapukałabym do drzwi. Czułam, że mnie nie lubi, ale nie przypuszczałam, że
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
zaatakuje. - Sara położyła dłoń na gardle. - Wybacz, ledwie mogę mówić...
- Zabierz Sarę do domu - zakomenderował Daniel. - Ja wszystkim się
zajmę. Przyjadę do was pózniej.
- Dziękuję ci. - John pomógł żonie wstać, objął ją wpół, przytrzymując. -
Przed domem czeka powóz. Nic nie mów. Porozmawiamy, kiedy poczujesz się
lepiej.Sara oparła głowę na ramieniu męża. Widząc, że ledwo trzyma się na
nogach, John wziął ją na ręce i zaniósł do powozu.
- Spróbuj zasnąć, najdroższa - powiedział, sadowiąc ją wygodnie. -
Pózniej porozmawiamy.
- Nie uwierzyłam ani słowu z tych wstrętnych listów. Kocham cię.
- Odpoczywaj, najmilsza. Ja też cię kocham. Teraz będziemy mieli
mnóstwo czasu na rozmowy.
- Jak się czuje Sara? - zapytał Daniel, kiedy pojawił się trzy godziny
pózniej. - Rozmawiałem z sędzią pokoju i nie sądzę, żebyśmy mieli kłopoty.
Rathbone zeznał, że strzelił do sir Andrew, ratując życie Sary. Może będzie
jeszcze raz przesłuchiwany, ale wydaje się, że na tym koniec.
- Sara śpi - powiedział John. - Pani Raven zrobiła jej okład na gardło i
biedna usnęła prawie od razu. Jak to dobrze, że wreszcie wszystko się
skończyło i mogę odetchnąć. Mam wobec Rathbone'a dług wdzięczności;
nigdy mu się nie wypłacę. Gdyby było trzeba, opłacę najlepszych prawników,
żeby go bronili, ale skoro mówisz, że to nie będzie konieczne...
- Bardzo wątpię, by stanął przed sądem. Mamy dowody zebrane przez
Tobbolda, zeznania Rathbone'a i świadectwo Sary.
- Dziękuję ci za wszystko, Danielu. Jesteś prawdziwym przyjacielem.-
Nie może być inaczej. Ty, Charles i ja zawsze trzymamy się razem w
kłopotach. Każdy z nas w ostatnich latach przeszedł istne piekło, ale teraz
wszystko szczęśliwie za nami.
- Mam taką nadzieję - powiedział John. - Oby ten incydent nie zaciążył
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
zbytnio na zdrowiu Sary. Ona też swoje przeżyła.
- Jest bardzo dzielna, ale na mnie już pora. Muszę wracać do innej
dzielnej damy. Elizabeth na mnie czeka. A ty idz do żony. Będzie cię
potrzebować, kiedy się obudzi. Niech wie, jak bardzo ją kochasz.
Sara obudziła się rano w łóżku Johna, wypoczęta i spokojna.
- Nie wracaj zbyt pózno, najdroższy - poprosiła, widząc, że gotów do
drogi John staje w drzwiach garderoby.
- Ja się czujesz?
- Znacznie lepiej - odparła, przeciągając się.
- Postaram się wrócić jak najszybciej - obiecał John. - Jeśli cię
zaniedbywałem, to w trosce o nasze bezpieczeństwo. Szukałem rozwiązania
zagadki. Od dawna podejrzewałem sir Andrew, ale nie mogłem uwierzyć, że to
on do mnie strzelał. Przeczucie mnie nie myliło. Andrea miała kochanka, to on
pojechał za nami i on uratował ci wczoraj życie. Długo trwało, zanim go
złapaliśmy, ale w końcu się udało. Strzelał najpierw do ciebie, w posiadłości
Charlesa, potem do mnie.
- Myślał, że to ty zabiłeś Andreę. Rozumiem, że mógł nas nienawidzić,
ale wyjaśnij mi, co robił w domu sir Andrew?
- Rozmawiałem z nim dzisiaj długo i obaj doszliśmy do wspólnego
wniosku, że Walton jest odpowiedzialny za śmierć córki. Zamknąłem go pod
strażą ludzi Tobbolda w obawie, że będzie chciał rozprawić się z zabójcą, ale
udało mu się wymknąć. Jak się okazało, na szczęście. Zaraz po tej rozmowie
przyjechałem z Danielem tutaj, chciałem cię przestrzec przed sir Andrew, ale
ty zdążyłaś już wyjechać. Poczułem silny zapach perfum, bijący z komody,
zobaczyłem listy w szufladzie i zdjęło mnie przerażenie. Te listy zostały
sfałszowane. Tak naprawdę Andrea napisała tylko jeden z nich.
- Też mi się wydawało, że charakter pisma jest nieco inny. On musiał je
pisać. %7łal i wyrzuty sumienia doprowadziły go na skraj obłędu, kochanie.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
- Niech Bóg mu wybaczy wszystkie jego winy. - Głos odmówił Johnowi
posłuszeństwa. - Gdyby nie Rathbone...
- Cicho, mój miły. Jestem bezpieczna i ty jesteś przy mnie. Dopóki mam
twoją miłość, nic mi niestraszne. Z wyjątkiem jednej rzeczy - dodała.
- Mianowicie?
- Nie chcę sypiać sama. Przyrzeknij, że to się zmieni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl