[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tyle tylko że Tutanchamon, kiedy go zamordowano, był kalekim dzieckiem
zastraszonym w dodatku przez Ayę i jego kumpli, a tu mamy spuściznę po wielkim historyku
z najważniejszego starożytnego kraju. Słowem, bomba!
Też tak myślę powiedział nagle, zaskakując obie panie, przystojny czterdziestolatek,
który zjawił się ni z tego, ni z owego za ich plecami.
Pan doktor... Kamila uśmiechnęła się zalotnie.
Michał Kuc przedstawił się z uśmiechem Ultrze, wyciągając rękę na powitanie.
Anka Jędrzejczak.
Wiem. Podobno mój kolega wziął panią za archeologa.
Twój kolega, Michałku, pobił rekordy arogancji oświadczyła Kamila z oburzeniem.
Przepraszam za doktora Burcharda rzekł Kuc. Bywa nieprzyjemny, ale to dobry
fachowiec. Przejdziemy się?
Z przyjemnością. Ultra wstała z ziemi i otrzepała spodnie. Dzięki za ciekawą
rozmowę rzuciła w stronę Kamili.
Do usług odpowiedziała wesoło kobieta.
Kuc wskazał ścieżkę wiodącą do następnego stanowiska.
Pokażę pani wszystko, co tu mamy, a pózniej pójdziemy na lunch, dobrze?
Jasne. Nieczęsto bywa się na wykopaliskach Pretergate.
Doktor machnął ręką niemal tak samo, jak robiła to Kamila.
Myślę, że za kilka lat rynek pełen będzie takich firm. Kiedy archeolodzy uniezależnią
się finansowo od rządów czy kapryśnych sponsorów, przedsięwzięcia podejmowane przez
Pretergate staną się standardem.
Aż trudno uwierzyć...
Prawda? Ale pani zajmuje się...
Związkiem biochemicznej koncentracji wanadu z systemem wód powierzchniowych
dopowiedziała Ultra.
W środowisku śródziemnomorskim?
Tak. Robiłam już analizy porównawcze w Hiszpanii i we Włoszech. Na koniec
zostawiam sobie Francję.
Nie mam o tym zielonego pojęcia. Kuc uśmiechnął się. Zostało nam niewiele czasu,
chodzmy więc przyjrzeć się szóstce . Wczoraj znalezliśmy tam kilka naprawdę ciekawych
rzeczy. Właśnie tam i oczywiście na siódemce będzie pani mogła pobrać najwięcej próbek.
Jak długo będziemy panią gościć?
Z profesorem umówiłam się na razie na trzy dni. Pózniej ewentualnie jeszcze tu wrócę.
Oczywiście. Proszę tędy.
ROZDZIAA 9
Mugadi był przerażony. Obserwował tych dziwnych ludzi, nie mając najmniejszego
pojęcia, gdzie się znajduje i skąd się tutaj wziął. Co się stało na drodze? Czy ktoś go uderzył i
stracił zmysły? Jeśli ci ludzie go porwali, to co zrobili z Agidą i Raedem? Najgorsze było to,
że jeżeli nie dotrze na czas do Kasifa, może go to kosztować głowę. Patrząc bezradnie na
starego siwego mężczyznę w białej szacie i na brodatego olbrzyma stojącego obok niego,
czuł, że ogarnia go coraz większy strach. Ten, który stał najbliżej, był z nich najmłodszy, ale
także w sile wieku. Mówił jednak tylko brodacz.
Korik al blakaa?
Ame kai, ame kai!!! wrzasnął Mugadi.
No ben kai! Korik al blakaa?!
Dlaczego on tego żąda? Dlaczego twierdzi, że zabił Kasifa?! Mugadi zamknął na chwilę
oczy. Wyjechaliśmy o wschodzie słońca, jechaliśmy długo, aż do przełęczy. Nad rzeką
postanowiliśmy odpocząć, bo konie były bardzo zmęczone. Skrzynie zostały bezpiecznie
ukryte, to pewne. Ale jeśli nie dojedziemy na czas do Kasifa, uzna nas za zdrajców. Co się
stało nad rzeką?!!! Co się stało nad rzeką?!!! Jakiś szum... potem nagle tętent, ale nikogo nie
było widać, a pózniej ciemność. Co robić?! Co robić?!
Kasif morte ka me! Ame kai!!! wrzasnął ponownie Mugadi.
Kasif me dattoa. Kale? Kasif me dattoa. Korik al blakaa?
Noooooo!!!
Karol Meisnner, mężczyzna o imponująco długiej i gęstej brodzie oraz wyjątkowo
przenikliwych oczach koloru mocnej kawy, odwrócił się w stronę Lecha Wasyłyszyna.
Mówi, że się boi i że jeśli nam powie, o co prosimy, Kasif go zabije.
Mówiłeś mu, że zabiliśmy już Kasifa i że nic mu nie grozi? spytał profesor.
Tak. Nie chce uwierzyć.
Wasyłyszyn przyglądał się jakiś czas pacjentowi, aż w końcu kiwnął ręką do Meisnnera.
Wyjdzmy na chwilę rzekł.
Pilnuj go rzucił brodacz do Andrzeja Korwina stojącego tuż przy przerażonym
pacjencie.
Doktor skinął głową.
Profesor nacisnął klamkę i wyszedł z sali zabiegowej. Meisnner stał jeszcze moment,
jakby się nad czymś zastanawiał, po czym ruszył za nim.
Co proponujesz? spytał Wasyłyszyn, gdy byli już na korytarzu.
Odłożyć sprawę do jutra, profesorze.
Przestań, do cholery, mówić do mnie profesorze ! Co cię napadło?!
Jak chcesz, ale uważam, że przy ludziach...
Powiedz lepiej, co mam przekazać klientowi.
To, co zwykle: że będzie gotowy na czas.
A będzie?
Meisnner przyglądał się zaniepokojonemu profesorowi, usiłując przybrać jak
najspokojniejszy wyraz twarzy.
Każę Korwinowi wybudzić pacjenta rzekł po chwili i wszedł do sali zabiegowej.
Wasyłyszyn ruszył wolno w stronę swojego gabinetu. Po kilku sekundach usłyszał za
sobą ciężkie kroki. Meisnner dogonił go, dając znak, że wszystko jest w porządku. Przez
chwilę szli w milczeniu, ale sapanie profesora dowodziło zniecierpliwienia, może nawet
niepokoju.
Nie martw się. Coś dzisiaj wymyślę i jutro wszystko będzie w porządku powiedział
Meisnner pewnym siebie tonem i spokojnie czekał na reakcję.
Ile lat się znamy? spytał nagle Wasyłyszyn.
Nie pamiętam odparł zaskoczony brodacz. Sporo.
Nigdy nie pytałem o to, ale... Jak ty to robisz?
Co?
Mam na myśli biegłość w tak różnych językach. Ponad czterdzieści skomplikowanych,
różniących się od siebie systemów. Wciąż mnie to zadziwia.
Meisnner zorientował się, że to rewelacyjny temat zastępczy, więc ochoczo zaczął
wyjaśniać.
Wbrew pozorom języki nie aż tak bardzo się różnią. Jest oczywiście kilka grup, są
różnice geograficzne i historyczne, ale to nie takie straszne, na jakie wygląda. Najtrudniej
nauczyć się pierwszych trzech, czterech, a pózniej już jakoś leci.
Widząc uśmiech na twarzy przyjaciela, Wasyłyszyn również się rozchmurzył.
To nawet nie chodzi o to, że nauczyłeś się ponad czterdziestu języków. Mówię o tym,
jak potrafisz utrzymywać to wszystko na zawodowym poziomie. Ja znam tylko angielski,
francuski i szwedzki, a wciąż muszę sobie przypominać najważniejsze zwroty. Jak ty to
robisz?
wiczę odparł pogodnie Meisnner. Szczególnie wymarłe, jak ten, w którym przed
chwilą próbowaliśmy coś zdziałać. Z tego żyję i, jak wiesz, niezle zarabiam. Zresztą mogę cię
zapewnić, że są lepsi. Nancy Cunningnam z Kanady zna pięć języków więcej, w tym płynnie
dialekt buszmenów, a to, wierz mi, duża sztuka.
Wasyłyszyn pokiwał z uznaniem głową.
Na czym najlepiej się zarabia? spytał.
Oczywiście na wymarłych, ale teraz pracuję dla was.
Będziesz wiedział, co zrobić z Czechowiczem? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
Tyle tylko że Tutanchamon, kiedy go zamordowano, był kalekim dzieckiem
zastraszonym w dodatku przez Ayę i jego kumpli, a tu mamy spuściznę po wielkim historyku
z najważniejszego starożytnego kraju. Słowem, bomba!
Też tak myślę powiedział nagle, zaskakując obie panie, przystojny czterdziestolatek,
który zjawił się ni z tego, ni z owego za ich plecami.
Pan doktor... Kamila uśmiechnęła się zalotnie.
Michał Kuc przedstawił się z uśmiechem Ultrze, wyciągając rękę na powitanie.
Anka Jędrzejczak.
Wiem. Podobno mój kolega wziął panią za archeologa.
Twój kolega, Michałku, pobił rekordy arogancji oświadczyła Kamila z oburzeniem.
Przepraszam za doktora Burcharda rzekł Kuc. Bywa nieprzyjemny, ale to dobry
fachowiec. Przejdziemy się?
Z przyjemnością. Ultra wstała z ziemi i otrzepała spodnie. Dzięki za ciekawą
rozmowę rzuciła w stronę Kamili.
Do usług odpowiedziała wesoło kobieta.
Kuc wskazał ścieżkę wiodącą do następnego stanowiska.
Pokażę pani wszystko, co tu mamy, a pózniej pójdziemy na lunch, dobrze?
Jasne. Nieczęsto bywa się na wykopaliskach Pretergate.
Doktor machnął ręką niemal tak samo, jak robiła to Kamila.
Myślę, że za kilka lat rynek pełen będzie takich firm. Kiedy archeolodzy uniezależnią
się finansowo od rządów czy kapryśnych sponsorów, przedsięwzięcia podejmowane przez
Pretergate staną się standardem.
Aż trudno uwierzyć...
Prawda? Ale pani zajmuje się...
Związkiem biochemicznej koncentracji wanadu z systemem wód powierzchniowych
dopowiedziała Ultra.
W środowisku śródziemnomorskim?
Tak. Robiłam już analizy porównawcze w Hiszpanii i we Włoszech. Na koniec
zostawiam sobie Francję.
Nie mam o tym zielonego pojęcia. Kuc uśmiechnął się. Zostało nam niewiele czasu,
chodzmy więc przyjrzeć się szóstce . Wczoraj znalezliśmy tam kilka naprawdę ciekawych
rzeczy. Właśnie tam i oczywiście na siódemce będzie pani mogła pobrać najwięcej próbek.
Jak długo będziemy panią gościć?
Z profesorem umówiłam się na razie na trzy dni. Pózniej ewentualnie jeszcze tu wrócę.
Oczywiście. Proszę tędy.
ROZDZIAA 9
Mugadi był przerażony. Obserwował tych dziwnych ludzi, nie mając najmniejszego
pojęcia, gdzie się znajduje i skąd się tutaj wziął. Co się stało na drodze? Czy ktoś go uderzył i
stracił zmysły? Jeśli ci ludzie go porwali, to co zrobili z Agidą i Raedem? Najgorsze było to,
że jeżeli nie dotrze na czas do Kasifa, może go to kosztować głowę. Patrząc bezradnie na
starego siwego mężczyznę w białej szacie i na brodatego olbrzyma stojącego obok niego,
czuł, że ogarnia go coraz większy strach. Ten, który stał najbliżej, był z nich najmłodszy, ale
także w sile wieku. Mówił jednak tylko brodacz.
Korik al blakaa?
Ame kai, ame kai!!! wrzasnął Mugadi.
No ben kai! Korik al blakaa?!
Dlaczego on tego żąda? Dlaczego twierdzi, że zabił Kasifa?! Mugadi zamknął na chwilę
oczy. Wyjechaliśmy o wschodzie słońca, jechaliśmy długo, aż do przełęczy. Nad rzeką
postanowiliśmy odpocząć, bo konie były bardzo zmęczone. Skrzynie zostały bezpiecznie
ukryte, to pewne. Ale jeśli nie dojedziemy na czas do Kasifa, uzna nas za zdrajców. Co się
stało nad rzeką?!!! Co się stało nad rzeką?!!! Jakiś szum... potem nagle tętent, ale nikogo nie
było widać, a pózniej ciemność. Co robić?! Co robić?!
Kasif morte ka me! Ame kai!!! wrzasnął ponownie Mugadi.
Kasif me dattoa. Kale? Kasif me dattoa. Korik al blakaa?
Noooooo!!!
Karol Meisnner, mężczyzna o imponująco długiej i gęstej brodzie oraz wyjątkowo
przenikliwych oczach koloru mocnej kawy, odwrócił się w stronę Lecha Wasyłyszyna.
Mówi, że się boi i że jeśli nam powie, o co prosimy, Kasif go zabije.
Mówiłeś mu, że zabiliśmy już Kasifa i że nic mu nie grozi? spytał profesor.
Tak. Nie chce uwierzyć.
Wasyłyszyn przyglądał się jakiś czas pacjentowi, aż w końcu kiwnął ręką do Meisnnera.
Wyjdzmy na chwilę rzekł.
Pilnuj go rzucił brodacz do Andrzeja Korwina stojącego tuż przy przerażonym
pacjencie.
Doktor skinął głową.
Profesor nacisnął klamkę i wyszedł z sali zabiegowej. Meisnner stał jeszcze moment,
jakby się nad czymś zastanawiał, po czym ruszył za nim.
Co proponujesz? spytał Wasyłyszyn, gdy byli już na korytarzu.
Odłożyć sprawę do jutra, profesorze.
Przestań, do cholery, mówić do mnie profesorze ! Co cię napadło?!
Jak chcesz, ale uważam, że przy ludziach...
Powiedz lepiej, co mam przekazać klientowi.
To, co zwykle: że będzie gotowy na czas.
A będzie?
Meisnner przyglądał się zaniepokojonemu profesorowi, usiłując przybrać jak
najspokojniejszy wyraz twarzy.
Każę Korwinowi wybudzić pacjenta rzekł po chwili i wszedł do sali zabiegowej.
Wasyłyszyn ruszył wolno w stronę swojego gabinetu. Po kilku sekundach usłyszał za
sobą ciężkie kroki. Meisnner dogonił go, dając znak, że wszystko jest w porządku. Przez
chwilę szli w milczeniu, ale sapanie profesora dowodziło zniecierpliwienia, może nawet
niepokoju.
Nie martw się. Coś dzisiaj wymyślę i jutro wszystko będzie w porządku powiedział
Meisnner pewnym siebie tonem i spokojnie czekał na reakcję.
Ile lat się znamy? spytał nagle Wasyłyszyn.
Nie pamiętam odparł zaskoczony brodacz. Sporo.
Nigdy nie pytałem o to, ale... Jak ty to robisz?
Co?
Mam na myśli biegłość w tak różnych językach. Ponad czterdzieści skomplikowanych,
różniących się od siebie systemów. Wciąż mnie to zadziwia.
Meisnner zorientował się, że to rewelacyjny temat zastępczy, więc ochoczo zaczął
wyjaśniać.
Wbrew pozorom języki nie aż tak bardzo się różnią. Jest oczywiście kilka grup, są
różnice geograficzne i historyczne, ale to nie takie straszne, na jakie wygląda. Najtrudniej
nauczyć się pierwszych trzech, czterech, a pózniej już jakoś leci.
Widząc uśmiech na twarzy przyjaciela, Wasyłyszyn również się rozchmurzył.
To nawet nie chodzi o to, że nauczyłeś się ponad czterdziestu języków. Mówię o tym,
jak potrafisz utrzymywać to wszystko na zawodowym poziomie. Ja znam tylko angielski,
francuski i szwedzki, a wciąż muszę sobie przypominać najważniejsze zwroty. Jak ty to
robisz?
wiczę odparł pogodnie Meisnner. Szczególnie wymarłe, jak ten, w którym przed
chwilą próbowaliśmy coś zdziałać. Z tego żyję i, jak wiesz, niezle zarabiam. Zresztą mogę cię
zapewnić, że są lepsi. Nancy Cunningnam z Kanady zna pięć języków więcej, w tym płynnie
dialekt buszmenów, a to, wierz mi, duża sztuka.
Wasyłyszyn pokiwał z uznaniem głową.
Na czym najlepiej się zarabia? spytał.
Oczywiście na wymarłych, ale teraz pracuję dla was.
Będziesz wiedział, co zrobić z Czechowiczem? [ Pobierz całość w formacie PDF ]