[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tolda przeciw Tatarom, gdyż zarzucano go o nią
pytaniami. Wyprawa była prawie gotowa, al-
110/334
bowiem ogromne wojska ruszyły już na wschód
Rusi; gdyby się zaś udała, rozciągnęłaby zwierzch-
nictwo króla Jagiełły niemal na pół świata, aż do
nieznanych głębin azjatyckich, po granice Persji i
brzegi Aralu. Maćko, który poprzednio był blisko
osoby Witolda i mógł znać jego zamiary, umiał
o nich rozpowiadać dokładnie, a nawet i tak
wymownie, że zanim zadzwoniono na mszę, przed
wschodami katedry utworzył się naokół niego krąg
ciekawych. Szło - mówił - po prostu o wyprawę
krzyżową. Sam Witold, chociaż go piszą wielkim
kniaziem, rządzi przecie Litwą z ramienia Jagiełły
i jest tylko wielkorządcą, zasługa więc spadnie
na króla. I co za chwała będzie dla nowo ochrzc-
zonej Litwy i dla potęgi Polski, gdy połączone wo-
jska poniosą Krzyż w takie strony, w których, jeśli
wspominają imię Zbawiciela, to chyba dlatego, by
mu bluznić, i w których nie postała dotąd noga Po-
laka ni Litwina! Wypędzony Tochtamysz, gdy go
polskie i litewskie wojska posadzą na nowo na
utraconym kapczackim tronie, uzna się "synem"
króla Władysława i jako obiecał, wraz z całą Złotą
Ordą pokłoni się Krzyżakowi.
Słuchano z natężeniem tych słów, lecz wielu
nie wiedziało dobrze, o co chodzi, komu Witold ma
pomagać, przeciw komu wojować - więc niektórzy
poczęli pytać:
111/334
- Powiadajcie wyraznie, z kim wojna?
- Z kim? Z Tymurem Chromym - odrzekł
Maćko. Nastała chwila milczenia. O uszy rycerst-
wa zachodniego odbijały się wprawdzie niejed-
nokrotnie nazwy Ord Złotych, Sinych, Azowskich
i rozmaitych innych, ale sprawy tatarskie i wojny
domowe między pojedynczymi Ordami nie były
mu dobrze wiadome. Natomiast nie znalazłbyś ani
jednego człowieka w ówczesnej Europie, który by
nie słyszał o straszliwym Tymurze Chromym, czyli
Tamerlanie, którego imię powtarzano z niem-
niejszą trwogą niż niegdyś imię Attyli. Był to prze-
cie "pan świata" i "pan czasów" - władca dwudzi-
estu siedmiu zawojowanych państw, władca Rusi
Moskiewskiej, władca Sybiru, Chin po Indie, Bag-
dadu, Ispahanu, Aleppu, Damaszku - którego cień
padał przez piaski arabskie na Egipt, a przez Bos-
for na Cesarstwo Greckie - tępiciel ludzkiego
rodzaju, potworny budowniczy piramid z czaszek
ludzkich, zwycięzca we wszystkich bitwach,
niezwyciężony w żadnej, "pan dusz i ciał".
Tochtamysz przez niego posądzon jest na
tronie Złotej i Sinej Ordy - i uznan "synem". Lecz
gdy władztwo jego rozciągnęło się od Aralu do
Krymu, przez więcej ziem, niż ich było w reszcie
Europy, "syn" chciał być władcą niepodległym -
za co "jednym palcem" strasznego ojca pozbaw-
112/334
ion tronu uciekł do litewskiego rządcy, wzywając
go o pomoc. Jego to właśnie zamierzył Witold
wprowadzić na powrót na państwo, ale aby to
uczynić, trzeba się było wpierw zmierzyć ze świa-
towładnym Kulawcem.
Z tego też powodu imię jego silne na
słuchaczach sprawiło wrażenie - i po chwili mil-
czenia jeden z najstarszych rycerzy, Wojciech z
Jagłowa, rzekł:
- Nie z byle kim sprawa.
- A o byle co - ozwał się roztropnie Mikołaj
z Długolasu.  Bo czy tam za dziesiątą ziemią
będzie Tochtamysz. czy jakowyś Kutłuk panował
synom Beliala. cóż nam z tego przyjdzie?
- Tochtamysz wiarę chrześcijańską by przyjął 
odpowiedział Maćko.
- Przyjąłby albo nie przyjął. %7łali można psub-
ratom wierzyć, którzy Chrystusa nie wyznawają?
- Lecz dla imienia Chrystusowego godzi się
polec - odparł Powała.
- I dla czci rycerskiej - dodał Toporczyk,
krewny kasztelana.
- Są przecie między nami tacy, którzy pójdą.
Pan Spytko
113/334
z Melsztyna młodą ma żonę i umiłowaną, a
dlatego już do kniazia Witolda pociągnął.
- Bo i nie dziwno - wtrącił Jaśko z Naszan -
choćbyś miał najbezecniejszy grzech na duszy,
odpust za taką wojnę pewny i zbawienie pewne.
- A sława po wieki wieków - rzekł znów Powała
z Taczewa.
- Jak wojna, to wojna, a że nie byle z kim, to
lepiej. Tymur świat zawojował i ma dwadzieścia
siedem królestw pod sobą. Toż by była chwała dla
naszego narodu, żebyśmy go starli.
- Dlaczegoby nie? - odrzekł Toporczyk - choćby
i sto królestw posiadał, niech się go inni boją,
ale nie my! Godnie mówicie! Skrzyknąć by jeno
z dziesięć tysięcy kopijników dobrych - to i świat
przejdziem.
- A któryż naród ma Chromego pokonać, jeśli
nie nasz?... Tak rozmawiali rycerze, a Zbyszko aż
się zdziwił, że przedtem nigdy nie przyszła mu
ochota pociągnąć z Witoldem w dzikie stepy... Ale
za czasu pobytu w Wilnie chciało mu się widzieć
Kraków, dwór, wziąć udział w gonitwach rycer-
skich, a teraz pomyślał, że tu znalezć może
niesławę i sąd, tam zaś w najgorszym razie
znalazłby śmierć pełną chwały...
114/334
Lecz stuletni Wojciech z Jagłowa, któremu ze
starości trzęsła się już szyja, ale który rozum miał
odpowiedni wiekowi, oblał zimną wodą ochotę
rycerzy:
- Głupiście - rzekł. - %7łali to żaden z was nie
słyszał, że wizerunek Chrystusów przemówił do
królowej, a jeżeli sam Zbawiciel do takiej do-
puszczają poufałości, czemu by Duch Zwięty,
który jest trzecią Trójcy osobą, miał na nią być
mniej miłościw. Przez to ona przyszłe rzeczy widzi,
jakoby się przed nią działy, i mówiła tak...
Tu zatrzymał się i przez chwilę trząsł głową, a
następnie rzekł:
- Zapomniałem, co powiedziała, ale zaraz so-
bie przypomnę. I począł się namyślać, oni zaś
czekali w skupieniu, albowiem powszechne było
mniemanie, że królowa widzi przyszłe zdarzenia.
- Aha! - rzekł wreszcie - jużem się obaczył!
Królowa powiedziała, że gdyby wszystko rycerst-
wo tutejsze poszło z kniaziem Witoldem na
Chromego, tedy byłaby moc pogańska skruszona.
Ale to nie może być, dla niepoczciwości panów
chrześcijańskich. Trzeba granic pilnować i od
Czechów, i od Węgrzynów, i od Zakonu, bo niko-
mu ufać nie można. Gdy zaś garść jeno Polaków
z Witoldem pójdzie, pokona go Tymur Kulawy albo
115/334
jego wojewodowie, którzy ćmom nieprzeliczonym
przywodzą...
- Przecie teraz jest spokój - ozwał się Topor-
czyk - i sam Zakon daje podobno jakowąś pomoc
Witoldowi. Nie mogą nawet Krzyżacy inaczej
uczynić, choćby dla wstydu - żeby Ojcu Zwiętemu
pokazać, iże z pogany walczyć gotowi. Prawią też
dworscy, że Kuno Lichtenstein nie tylko dla
krzcim, ale i dla narad z królem tu bawi...
- A oto i on! - zawołał ze zdziwieniem Maćko.
- Prawda! - rzekł, oglądając się. Powała. - Dal-
ibóg on! Krótko bawił u opata i musiał chyba do
dnia z Tyńca wyjechać.
- Jakoś mu było pilno - odrzekł posępnie
Maćko. Tymczasem Kuno Lichtenstein przeszedł
koło nich. Maćko poznał go po krzyżu wyszytym
na płaszczu, ale on nie poznał ni jego, ni Zbyszka,
gdyż widział ich poprzednio w hełmach, z hełmu
zaś, nawet przy otwartej przyłbicy, widać było [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl