[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tylko muszę iść za nim i jakoś go powstrzymać.
Ale Rob był po drugiej stronie placu; musiałam przejść przez co najmniej trzy skrzyżowania, żeby go
dogonić, zanim zniknie w londyńskim tłumie. Najszybciej byłoby wrócić do tunelu i wyjść tym samym
wyjściem, którym on wyszedł. Wtedy jednak straciłabym go z oczu, a tego nie chciałam ryzykować.
Zerknęłam na sznury samochodów i podjęłam decyzję. Omijając taksówki i furgonetki, przebiegłam
przez Regent Street, a potem przez następną ulicę, unosząc rękę, by zatrzymać jakiś samochód.
Kierowca zatrąbił, hamując z piskiem opon, ale na szczęście panował tu taki hałas, że Rob nie zwrócił
na to uwagi. Szedł pewnie szeroką ulicą, nie rozglądając się. Z tablicy na narożnym budynku wynikało,
że to Shaftesbury Avenue. Nie ulegało wątpliwości, że Rob był w drodze do agencji.
Szedł drugą stroną ulicy jakieś pięćdziesiąt metrów przede mną, z małą teczką w ręce. Po kilku
minutach zwolnił i z bocznej kieszonki teczki wyjął niewielką kartkę. Przyglądał jej się chwilę, po czym
spojrzał na moją stronę ulicy. W międzyczasie nieco skróciłam dzielącą nas odległość, więc teraz
głębiej nasunęłam kaptur i odwróciłam się do wystawy sklepu, przy którym stałam. Patrzyłam na
odbicie Roba, który przeszedł na moją stronę i skręcił w wąską boczną uliczkę. Kiedy zniknął za
węgłem narożnego budynku, puściłam się biegiem. Chociaż wiedziałam, dokąd idzie, nie chciałam
stracić go z oczu.
Uliczka była cicha i pusta, ale nawet nie próbowałam zatrzymać Roba. Bójka z nim nie wchodziła w
grę, a odwo-
248
Już miałam pobiec z powrotem na stację, gdzie na pewno znalazłabym mapę, kiedy kątem oka
dostrzegłam postać, która pojawiła się w innym wyjściu, i zamarłam w pół kroku. Pewne siebie,
nonszalanckie ruchy i charakterystyczna blond czupryna nie pozostawiały wątpliwości - to był Rob.
Nie mogłam uwierzyć we własne szczęście. Zdążyłam na czas, Rob jeszcze nie oddał amuletu. Teraz
tylko muszę iść za nim i jakoś go powstrzymać.
Ale Rob był po drugiej stronie placu; musiałam przejść przez co najmniej trzy skrzyżowania, żeby go
dogonić, zanim zniknie w londyńskim tłumie. Najszybciej byłoby wrócić do tunelu-i. wyjść tym samym
wyjściem, którym on wyszedł. Wtedy jednak straciłabym go z oczu, a tego nie chciałam ryzykować.
Zerknęłam na sznury samochodów i podjęłam decyzję. Omijając taksówki i furgonetki, przebiegłam
przez Regent Street, a potem przez następną ulicę, unosząc rękę, by zatrzymać jakiś samochód.
Kierowca zatrąbił, hamując z piskiem opon, ale na szczęście panował tu taki hałas, że Rob nie zwrócił
na to uwagi. Szedł pewnie szeroką ulicą, nie rozglądając się. Z tablicy na narożnym budynku wynikało,
że to Shaftesbury Avenue. Nie ulegało wątpliwości, że Rob był w drodze do agencji.
Szedł drugą stroną ulicy jakieś pięćdziesiąt metrów przede mną, z małą teczką w ręce. Po kilku
minutach zwolnił i z bocznej kieszonki teczki wyjął niewielką kartkę. Przyglądał jej się chwilę, po czym
spojrzał na moją stronę ulicy. W międzyczasie nieco skróciłam dzielącą nas odległość, więc teraz
głębiej nasunęłam kaptur i odwróciłam się do wystawy sklepu, przy którym stałam. Patrzyłam na
odbicie Roba, który przeszedł na moją stronę i skręcił w wąską boczną uliczkę. Kiedy zniknął za
węgłem narożnego budynku, puściłam się biegiem. Chociaż wiedziałam, dokąd idzie, nie chciałam
stracić go z oczu.
Uliczka była cicha i pusta, ale nawet nie próbowałam zatrzymać Roba. Bójka z nim nie wchodziła w
grę, a odwo-
248
ływanie się do jego sumienia nie miałoby sensu, bo w jego wypadku coś takiego jak sumienie nie
istniało. Mogłam tylko oskarżyć go o kradzież, lecz żeby to zrobić, potrzebowałam w pobliżu innych
ludzi, którzy mogliby stanąć w mojej obronie. Cofnęłam się więc, żeby przypadkiem mnie nie
zauważył, i uważnie sprawdzałam nazwy kolejnych ulic. Minęliśmy kilka restauracji, a zapachy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl