[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Spacerkiem dotarli aż do Surfside Beach, żeby obserwować śmiałków dryfujących
na kolorowych deskach i wyglądających niecierpliwie wysokiej fali, która się nie pojawi-
ła, gdy Jenna i Mack stali na brzegu.
Gdy wrócili do hotelu, żeby się przebrać do kolacji, Jenna natychmiast podeszła do
telefonu, ale lampka automatycznej sekretarki się nie świeciła.
- Czekasz na wiadomość? - Mack położył na krześle torby z prezentami.
- Nie, ale zaczynam się martwić o Lacey. Dzwoniłam do niej w poniedziałek i zo-
stawiłam numer telefonu naszego hotelu. Sądziłam, że wysłucha nagranej wiadomości i
da mi znać, że wie, gdzie jesteśmy.
- Sądzisz, że wróciła do starych przyzwyczajeń.
- Co masz na myśli? - Jenna rzuciła mu badawcze spojrzenie.
- Pamiętam, że kiedy byliśmy małżeństwem, chyba sześć razy uciekała z domu.
- Nie jest już nastolatką, a poza tym ma sporo kłopotów. - Jenna natychmiast stanę-
ła w obronie siostry.
- To nie jest odpowiedz na moje pytanie.
- No dobrze, moim zdaniem nie uciekła z domu. Ostatnio nauczyła się odpowie-
dzialności i dotrzymuje słowa. A poza tym czemu miałaby uciekać z Meadow Valley?
Przecież tam nie mieszka.
Mack wymamrotał coś na temat kobiecej logiki i dodał:
- Jeśli się martwisz, zadzwoń do niej raz jeszcze.
Podniosła słuchawkę i wystukała numer, ale usłyszała tylko własny głos, gdy ode-
zwała się automatyczna sekretarka. Zostawiła Lacey kolejną wiadomość, prosząc, żeby
natychmiast zadzwoniła do hotelu. Oczyma wyobrazni ujrzała głodnego i opuszczonego
Byrona snującego się po ich rodzinnym domu.
Zadzwoniła do Krainy Snów. Maria, szefowa sprzedawców, powiedziała, że Lacey
wpadła do sklepu wczoraj i dziś, żeby sprawdzić kasę. Jenna z ulgą odłożyła słuchawkę.
- Powinniśmy być u Aleca i Lois o siódmej - przypomniał Mack. - Jeśli zamierzasz
stać pod prysznicem całe pół godziny, powinnaś natychmiast iść do łazienki.
R
L
- Wcale nie kąpię się tak długo!
- Chcesz się założyć? - Na jego twarzy zobaczyła chytry uśmieszek.
- Jasne! A ty przyjdziesz do łazienki, żeby mi liczyć czas, prawda? Nic z tego!
- Jesteś wyjątkowo podejrzliwa.
- Tylko gdy mam z tobą do czynienia.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, a potem Mack burknął.
- Cholera jasna, wez zaraz ten prysznic.
Miała ochotę go przytulić, gdy zmarszczył jasne brwi i ponuro skrzywił usta. Gdy-
by nie była taka stanowcza i konsekwentna, mocno i zachłannie pocałowałaby go w usta.
Lacey zadzwoniła, gdy wychodzili na spotkanie z Alekiem i Lois.
- Cześć - rzuciła roześmiana i zdyszana. - Posłuchaj, nad wszystkim panuję, jak
obiecałam. Kot ma się dobrze, interes kwitnie. Wiem, że powinnam wcześniej do ciebie
zadzwonić, ale ilekroć sobie o tym przypominałam, była północ albo czwarta nad ranem,
a o tej porze nie wypada telefonować.
- Lacey, dobrze się czujesz? - Jenna uznała, że siostra jest przesadnie nerwowa, zu-
pełnie jakby jej brakowało piątej klepki.
- Jasne! Mów, co się dzieje! Ten tydzień miałaś spędzić w Wyoming.
Stojący w drzwiach Mack znacząco uniósł brwi. Skinęła mu głową i poprosiła bez-
głośnie: Poczekaj chwilę.
- Umarła matka Macka. Pogrzeb jest w piątek, więc na razie zostajemy w połu-
dniowej Kalifornii. Potem chcemy jechać do jego domu na Key West. Musieliśmy zre-
zygnować z podróży do Wyoming. Zadzwonię do ciebie, kiedy dotrzemy na Florydę.
- Chwileczkę! Przecież mówiłaś, że on jest sierotą.
- To długa historia. Po powrocie do domu wszystko ci wyjaśnię. - Ponownie zerk-
nęła na Macka, który oparł się ramieniem o drzwi i czekał cierpliwie.
- Czy... dobrze się między wami układa?
- Różnie to bywa, ale ogólnie nie jest zle - odparła pogodnie.
- Dobra nowina! - odparła Lacey.
Jennie wydało się, że w jej głosie słyszy zadowolenie i ulgę, ale nie miała czasu,
żeby ją o to wypytywać.
R
L
- Siostrzyczko, właśnie wychodzimy, bo idziemy z ojczymem Macka na kolację.
Lacey także nie zamierzała przedłużać rozmowy.
- Dobra, życzę udanego wieczoru. Zadzwoń do mnie z Florydy.
- Obiecuję.
Pojechali do ulubionej restauracji Aleca w Huntington Beach, gdzie codziennie po-
dawano rozmaite dania z ryb. Podczas kolacji był dziwnie przygaszony, a w drodze do
domu przyznał, że chyba przedwcześnie wybrał się do jednego z ulubionych lokali, gdzie
często bywał z Doreen. Mack spojrzał znacząco na Jennę, jakby chciał powiedzieć: a nie
mówiłem, że należało go zostawić w spokoju?
Gdy zatrzymali się przed domem, Alec zaprosił ich na kawę. Jenna chętnie by
wstąpiła, ale Mack ścisnął ją za ramię. Poczuła miły dreszcz i na moment zapomniała o
całym świecie, więc nie protestowała, gdy odpowiedział za nich oboje:
- Dzięki, ale wolelibyśmy teraz pojechać do hotelu.
Gdy wrócili do apartamentu, wyjął z dobrze zaopatrzonego barku dwie miniaturo-
we buteleczki brandy, nalał im obojgu i z kieliszkiem w ręku usiadł na kanapie, z nogami
na podnóżku. Jenna podeszła do oszklonych drzwi tarasu i patrzyła na jasno oświetlony
port. Wolno sączyła brandy i mimo woli uśmiechała się na myśl o platformach wiertni- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
Spacerkiem dotarli aż do Surfside Beach, żeby obserwować śmiałków dryfujących
na kolorowych deskach i wyglądających niecierpliwie wysokiej fali, która się nie pojawi-
ła, gdy Jenna i Mack stali na brzegu.
Gdy wrócili do hotelu, żeby się przebrać do kolacji, Jenna natychmiast podeszła do
telefonu, ale lampka automatycznej sekretarki się nie świeciła.
- Czekasz na wiadomość? - Mack położył na krześle torby z prezentami.
- Nie, ale zaczynam się martwić o Lacey. Dzwoniłam do niej w poniedziałek i zo-
stawiłam numer telefonu naszego hotelu. Sądziłam, że wysłucha nagranej wiadomości i
da mi znać, że wie, gdzie jesteśmy.
- Sądzisz, że wróciła do starych przyzwyczajeń.
- Co masz na myśli? - Jenna rzuciła mu badawcze spojrzenie.
- Pamiętam, że kiedy byliśmy małżeństwem, chyba sześć razy uciekała z domu.
- Nie jest już nastolatką, a poza tym ma sporo kłopotów. - Jenna natychmiast stanę-
ła w obronie siostry.
- To nie jest odpowiedz na moje pytanie.
- No dobrze, moim zdaniem nie uciekła z domu. Ostatnio nauczyła się odpowie-
dzialności i dotrzymuje słowa. A poza tym czemu miałaby uciekać z Meadow Valley?
Przecież tam nie mieszka.
Mack wymamrotał coś na temat kobiecej logiki i dodał:
- Jeśli się martwisz, zadzwoń do niej raz jeszcze.
Podniosła słuchawkę i wystukała numer, ale usłyszała tylko własny głos, gdy ode-
zwała się automatyczna sekretarka. Zostawiła Lacey kolejną wiadomość, prosząc, żeby
natychmiast zadzwoniła do hotelu. Oczyma wyobrazni ujrzała głodnego i opuszczonego
Byrona snującego się po ich rodzinnym domu.
Zadzwoniła do Krainy Snów. Maria, szefowa sprzedawców, powiedziała, że Lacey
wpadła do sklepu wczoraj i dziś, żeby sprawdzić kasę. Jenna z ulgą odłożyła słuchawkę.
- Powinniśmy być u Aleca i Lois o siódmej - przypomniał Mack. - Jeśli zamierzasz
stać pod prysznicem całe pół godziny, powinnaś natychmiast iść do łazienki.
R
L
- Wcale nie kąpię się tak długo!
- Chcesz się założyć? - Na jego twarzy zobaczyła chytry uśmieszek.
- Jasne! A ty przyjdziesz do łazienki, żeby mi liczyć czas, prawda? Nic z tego!
- Jesteś wyjątkowo podejrzliwa.
- Tylko gdy mam z tobą do czynienia.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, a potem Mack burknął.
- Cholera jasna, wez zaraz ten prysznic.
Miała ochotę go przytulić, gdy zmarszczył jasne brwi i ponuro skrzywił usta. Gdy-
by nie była taka stanowcza i konsekwentna, mocno i zachłannie pocałowałaby go w usta.
Lacey zadzwoniła, gdy wychodzili na spotkanie z Alekiem i Lois.
- Cześć - rzuciła roześmiana i zdyszana. - Posłuchaj, nad wszystkim panuję, jak
obiecałam. Kot ma się dobrze, interes kwitnie. Wiem, że powinnam wcześniej do ciebie
zadzwonić, ale ilekroć sobie o tym przypominałam, była północ albo czwarta nad ranem,
a o tej porze nie wypada telefonować.
- Lacey, dobrze się czujesz? - Jenna uznała, że siostra jest przesadnie nerwowa, zu-
pełnie jakby jej brakowało piątej klepki.
- Jasne! Mów, co się dzieje! Ten tydzień miałaś spędzić w Wyoming.
Stojący w drzwiach Mack znacząco uniósł brwi. Skinęła mu głową i poprosiła bez-
głośnie: Poczekaj chwilę.
- Umarła matka Macka. Pogrzeb jest w piątek, więc na razie zostajemy w połu-
dniowej Kalifornii. Potem chcemy jechać do jego domu na Key West. Musieliśmy zre-
zygnować z podróży do Wyoming. Zadzwonię do ciebie, kiedy dotrzemy na Florydę.
- Chwileczkę! Przecież mówiłaś, że on jest sierotą.
- To długa historia. Po powrocie do domu wszystko ci wyjaśnię. - Ponownie zerk-
nęła na Macka, który oparł się ramieniem o drzwi i czekał cierpliwie.
- Czy... dobrze się między wami układa?
- Różnie to bywa, ale ogólnie nie jest zle - odparła pogodnie.
- Dobra nowina! - odparła Lacey.
Jennie wydało się, że w jej głosie słyszy zadowolenie i ulgę, ale nie miała czasu,
żeby ją o to wypytywać.
R
L
- Siostrzyczko, właśnie wychodzimy, bo idziemy z ojczymem Macka na kolację.
Lacey także nie zamierzała przedłużać rozmowy.
- Dobra, życzę udanego wieczoru. Zadzwoń do mnie z Florydy.
- Obiecuję.
Pojechali do ulubionej restauracji Aleca w Huntington Beach, gdzie codziennie po-
dawano rozmaite dania z ryb. Podczas kolacji był dziwnie przygaszony, a w drodze do
domu przyznał, że chyba przedwcześnie wybrał się do jednego z ulubionych lokali, gdzie
często bywał z Doreen. Mack spojrzał znacząco na Jennę, jakby chciał powiedzieć: a nie
mówiłem, że należało go zostawić w spokoju?
Gdy zatrzymali się przed domem, Alec zaprosił ich na kawę. Jenna chętnie by
wstąpiła, ale Mack ścisnął ją za ramię. Poczuła miły dreszcz i na moment zapomniała o
całym świecie, więc nie protestowała, gdy odpowiedział za nich oboje:
- Dzięki, ale wolelibyśmy teraz pojechać do hotelu.
Gdy wrócili do apartamentu, wyjął z dobrze zaopatrzonego barku dwie miniaturo-
we buteleczki brandy, nalał im obojgu i z kieliszkiem w ręku usiadł na kanapie, z nogami
na podnóżku. Jenna podeszła do oszklonych drzwi tarasu i patrzyła na jasno oświetlony
port. Wolno sączyła brandy i mimo woli uśmiechała się na myśl o platformach wiertni- [ Pobierz całość w formacie PDF ]