[ Pobierz całość w formacie PDF ]
katastrofy. Nie mam pojęcia, o co chodzi, ponieważ nie
ufasz mi na tyle, by się zwierzyć. Nie tracę nadziei, że
pewnego dnia nabierzesz do mnie zaufania/Pamiętaj, że
nie chcę zrobić ci krzywdy. Do niczego nie będę cię
zmuszać. Poczekamy na odpowiedni moment.
Czułe słowa Gilesa wzruszyły Melanie do łez. Gdy
podniosła wzrok, ujrzała na jego twarzy tylko łagodność,
S
R
zrozumienie i serdeczność. Pożądanie zniknęło bez
śladu.
- Poczekam, aż będziesz gotowa, kochanie - dodał
Giles. - Mam tylko nadzieję, że to nie potrwa długo.
Melanie zamiast odpowiedzieć pocałowała go Czule
i delikatnie, a potem wtuliła się w opiekuńcze ramiona.
DÅ‚ugo siedzieli tak na kanapie, zapadajÄ…c chwilami
w drzemkę. Tak dotrwali do rana. Gdy się rozwidniło,
ujrzeli przez okna saloniku płynącą ku brzegowi Mar-
garitę". Wzięli się za ręce i wyszli żeglarzom na spotka-
nie. David stał na dziobie i machał im ręką. Jacht szybko
dobił do brzegu. Po chwili chłopiec zbiegł po trapie
i rzucił się w ramiona oczekujących na niego dorosłych.
Wszyscy troje objęli się ciasno ramionami.
S
R
ROZDZIAA SIÓDMY
Melanie wjechała do garażu rezydencji Haverillów.
Jezdziła teraz ślicznym autem, które Giles przeznaczył
do jej wyłącznego użytku. Okrążyła dom i weszła do
środka tylnymi drzwiami. Niosła mnóstwo paczek. Za-
raz po powrocie z wakacji zaczęła kupować rozmaite
przedmioty niezbędne Davidowi w szkole. Chłopiec
bardzo się zmienił. Aatwiej było mu teraz porozumieć
się z ojcem. Nie wyzbył się jednak do końca dawnej
nieufności i nadal szukał aprobaty u Melanie, jakby drę-
czyła go obawa, że wszystko, co dobre, ma swój kres
i może mu zostać odebrane.
Przed domem stał jakiś samochód. Melanie doszła do
wniosku, że Giles ma gościa, i cicho przeszła kory-
tarzem, nie chcąc przeszkadzać swemu pracodawcy.
Zmierzała w kierunku schodów, gdy nagle dobiegł ją
gniewny męski głos.
- Chciałbym, żebyś pojęła nareszcie, jaki to ma
wpływ na Davida - powiedział Giles. - Mówiłem ci
wiele razy, że był ogromnie przygnębiony.
- A ja ci tłumaczyłam, że definitywne zerwanie
wszelkich kontaktów stanowi dla wszystkich najlepsze
wyjście.
Melanie zamarła w bezruchu. Minęło wprawdzie
osiem długich lat, lecz mimo to natychmiast rozpoznała
głos należący do kobiety chłodnej, wyniosłej i pewnej
S
R
siebie. Pojęła nagle, że zaledwie kilka kroków dzieli ją
od Zeny - jedynej osoby, która w mgnieniu oka mogła
obrócić jej życie w ruinę.
- Oczywiście. Dla ciebie byłoby to najlepsze rozwią-
zanie - odparł Giles z goryczą. - Postawmy sprawę jas-
no. Twój kochaś nie chce zaprzątać sobie głowy cudzym
bachorem, prawda? Przed ślubem musiałaś obiecać, że
David nie będzie się plątać po waszym gniazdku.
- Mówiąc o kochasiu" miałeś zapewne na myśli An-
thony'ego. To prawda, mój mąż nie chce zajmować się
Davidem. Czemu miałby tego pragnąć? Dlaczego ja
miałabym się dla niego poświęcać? Ty nalegałeś, żeby-
śmy adoptowali dziecko. Mnie na tym nie zależało.
- Zwykła ludzka życzliwość wymaga, żebyś od cza-
su do czasu poświęciła mu kilka godzin.
- Trudno. Skoro uważasz, że to konieczne...
Melanie wstrzymała oddech i na palcach cofała się do
wyjścia. Wzrok miała utkwiony w drzwiach gabinetu
swego pracodawcy. Modliła się w duchu, by rozmówcy
pozostali w pokoju. Jej prośby zostały wysłuchane.
Przez nikogo nie zauważona wypadła z domu i pobiegła
do garażu. Szybko uruchomiła auto i odjechała w po-
śpiechu.
Zdawała sobie sprawę, że katastrofa została zażegna-
na tylko na pewien czas. Długo krążyła po mieście. Nie
miała odwagi wrócić do domu z obawy, że natknie się
tam na ZenÄ™.
Postanowiła, że wkrótce powie Gilesowi całą prawdę.
Nie chciała jednak uczynić tego od razu, bez namysłu.
Trudno powiedzieć, czy miłość i zaufanie, które się mię-
dzy nimi rodziły, przetrwają taką próbę. Jeśli uda się
przedstawić fakty we właściwym świetle, Giles z pew-
S
R
nością zrozumie wahania i duchowe rozterki ukochanej
kobiety.
Melanie wróciła do domu trzy godziny pózniej. Sa-
mochodu Zeny nie było przed rezydencją. Stało tam inne
auto, z którego wysiadała szczupła, wysoka kobieta
w średnim wieku. Giles otworzył jej drzwi z chmurną
minÄ….
- Witam, pani Braddock - rzucił chłodno.
- Przyszłam odwiedzić Davida - odparła pani kura-
tor lodowatym tonem. Giles spostrzegł Melanie i rozpo-
godził się natychmiast.
- Niestety, syna nie ma w domu - oznajmił. - Nocu-
je dziś u szkolnego kolegi. - Przepuścił w drzwiach obie
kobiety. Weszli do holu. - Chciałbym przedstawić Me-
lanie Hayhes, która pomaga mi opiekować się Davidem.
Pani Braddock popatrzyła na Melanie. Nie uszło jej
uwagi, że opiekunka jest młoda i ładna, co z pewnością
świadczyło na niekorzyść pracownicy Haverilla. Pani
kurator uścisnęła dłoń Melanie, ale nie zaszczyciła jej
ani jednym słowem.
- Gdy dzwoniłam w poprzednim tygodniu, chłopiec
również był poza domem. Nikt nie podnosił słuchawki
- stwierdziła pani Braddock.
- Byliśmy na wakacjach - odparła Melanie uprzej-
mie, lecz chłodno. - %7łeglowaliśmy po włoskich jezio-
rach. David był zachwycony.
- Czyżby? Jak przyjął wiadomość o ślubie matki?
- Nie wydawał się zbytnio przygnębiony, kiedy mu
o tym powiedziałem - odparł spokojnie Giles, - Syn
zdaje sobie sprawę, że Zena odeszła na dobre. Bardzo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
katastrofy. Nie mam pojęcia, o co chodzi, ponieważ nie
ufasz mi na tyle, by się zwierzyć. Nie tracę nadziei, że
pewnego dnia nabierzesz do mnie zaufania/Pamiętaj, że
nie chcę zrobić ci krzywdy. Do niczego nie będę cię
zmuszać. Poczekamy na odpowiedni moment.
Czułe słowa Gilesa wzruszyły Melanie do łez. Gdy
podniosła wzrok, ujrzała na jego twarzy tylko łagodność,
S
R
zrozumienie i serdeczność. Pożądanie zniknęło bez
śladu.
- Poczekam, aż będziesz gotowa, kochanie - dodał
Giles. - Mam tylko nadzieję, że to nie potrwa długo.
Melanie zamiast odpowiedzieć pocałowała go Czule
i delikatnie, a potem wtuliła się w opiekuńcze ramiona.
DÅ‚ugo siedzieli tak na kanapie, zapadajÄ…c chwilami
w drzemkę. Tak dotrwali do rana. Gdy się rozwidniło,
ujrzeli przez okna saloniku płynącą ku brzegowi Mar-
garitę". Wzięli się za ręce i wyszli żeglarzom na spotka-
nie. David stał na dziobie i machał im ręką. Jacht szybko
dobił do brzegu. Po chwili chłopiec zbiegł po trapie
i rzucił się w ramiona oczekujących na niego dorosłych.
Wszyscy troje objęli się ciasno ramionami.
S
R
ROZDZIAA SIÓDMY
Melanie wjechała do garażu rezydencji Haverillów.
Jezdziła teraz ślicznym autem, które Giles przeznaczył
do jej wyłącznego użytku. Okrążyła dom i weszła do
środka tylnymi drzwiami. Niosła mnóstwo paczek. Za-
raz po powrocie z wakacji zaczęła kupować rozmaite
przedmioty niezbędne Davidowi w szkole. Chłopiec
bardzo się zmienił. Aatwiej było mu teraz porozumieć
się z ojcem. Nie wyzbył się jednak do końca dawnej
nieufności i nadal szukał aprobaty u Melanie, jakby drę-
czyła go obawa, że wszystko, co dobre, ma swój kres
i może mu zostać odebrane.
Przed domem stał jakiś samochód. Melanie doszła do
wniosku, że Giles ma gościa, i cicho przeszła kory-
tarzem, nie chcąc przeszkadzać swemu pracodawcy.
Zmierzała w kierunku schodów, gdy nagle dobiegł ją
gniewny męski głos.
- Chciałbym, żebyś pojęła nareszcie, jaki to ma
wpływ na Davida - powiedział Giles. - Mówiłem ci
wiele razy, że był ogromnie przygnębiony.
- A ja ci tłumaczyłam, że definitywne zerwanie
wszelkich kontaktów stanowi dla wszystkich najlepsze
wyjście.
Melanie zamarła w bezruchu. Minęło wprawdzie
osiem długich lat, lecz mimo to natychmiast rozpoznała
głos należący do kobiety chłodnej, wyniosłej i pewnej
S
R
siebie. Pojęła nagle, że zaledwie kilka kroków dzieli ją
od Zeny - jedynej osoby, która w mgnieniu oka mogła
obrócić jej życie w ruinę.
- Oczywiście. Dla ciebie byłoby to najlepsze rozwią-
zanie - odparł Giles z goryczą. - Postawmy sprawę jas-
no. Twój kochaś nie chce zaprzątać sobie głowy cudzym
bachorem, prawda? Przed ślubem musiałaś obiecać, że
David nie będzie się plątać po waszym gniazdku.
- Mówiąc o kochasiu" miałeś zapewne na myśli An-
thony'ego. To prawda, mój mąż nie chce zajmować się
Davidem. Czemu miałby tego pragnąć? Dlaczego ja
miałabym się dla niego poświęcać? Ty nalegałeś, żeby-
śmy adoptowali dziecko. Mnie na tym nie zależało.
- Zwykła ludzka życzliwość wymaga, żebyś od cza-
su do czasu poświęciła mu kilka godzin.
- Trudno. Skoro uważasz, że to konieczne...
Melanie wstrzymała oddech i na palcach cofała się do
wyjścia. Wzrok miała utkwiony w drzwiach gabinetu
swego pracodawcy. Modliła się w duchu, by rozmówcy
pozostali w pokoju. Jej prośby zostały wysłuchane.
Przez nikogo nie zauważona wypadła z domu i pobiegła
do garażu. Szybko uruchomiła auto i odjechała w po-
śpiechu.
Zdawała sobie sprawę, że katastrofa została zażegna-
na tylko na pewien czas. Długo krążyła po mieście. Nie
miała odwagi wrócić do domu z obawy, że natknie się
tam na ZenÄ™.
Postanowiła, że wkrótce powie Gilesowi całą prawdę.
Nie chciała jednak uczynić tego od razu, bez namysłu.
Trudno powiedzieć, czy miłość i zaufanie, które się mię-
dzy nimi rodziły, przetrwają taką próbę. Jeśli uda się
przedstawić fakty we właściwym świetle, Giles z pew-
S
R
nością zrozumie wahania i duchowe rozterki ukochanej
kobiety.
Melanie wróciła do domu trzy godziny pózniej. Sa-
mochodu Zeny nie było przed rezydencją. Stało tam inne
auto, z którego wysiadała szczupła, wysoka kobieta
w średnim wieku. Giles otworzył jej drzwi z chmurną
minÄ….
- Witam, pani Braddock - rzucił chłodno.
- Przyszłam odwiedzić Davida - odparła pani kura-
tor lodowatym tonem. Giles spostrzegł Melanie i rozpo-
godził się natychmiast.
- Niestety, syna nie ma w domu - oznajmił. - Nocu-
je dziś u szkolnego kolegi. - Przepuścił w drzwiach obie
kobiety. Weszli do holu. - Chciałbym przedstawić Me-
lanie Hayhes, która pomaga mi opiekować się Davidem.
Pani Braddock popatrzyła na Melanie. Nie uszło jej
uwagi, że opiekunka jest młoda i ładna, co z pewnością
świadczyło na niekorzyść pracownicy Haverilla. Pani
kurator uścisnęła dłoń Melanie, ale nie zaszczyciła jej
ani jednym słowem.
- Gdy dzwoniłam w poprzednim tygodniu, chłopiec
również był poza domem. Nikt nie podnosił słuchawki
- stwierdziła pani Braddock.
- Byliśmy na wakacjach - odparła Melanie uprzej-
mie, lecz chłodno. - %7łeglowaliśmy po włoskich jezio-
rach. David był zachwycony.
- Czyżby? Jak przyjął wiadomość o ślubie matki?
- Nie wydawał się zbytnio przygnębiony, kiedy mu
o tym powiedziałem - odparł spokojnie Giles, - Syn
zdaje sobie sprawę, że Zena odeszła na dobre. Bardzo [ Pobierz całość w formacie PDF ]