[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sama niezmiennie czuła.
 Dobranoc  powiedziała, wymykając się z salonu i staranie zamykając za sobą
drzwi.
Gdy szła korytarzem, słyszała tylko głośne bicie swego serca. Wydawało jej się,
że wszyscy muszą je słyszeć.
Oczywiście, że najważniejszym elementem w życiu i czynnikiem decydującym
jest Keir. Ale czasem można pomarzyć. Jakby to było, gdyby mogła zrobić coś ze
względu na siebie?
Niestety, tej nocy sen nie chciał przyjść tak łatwo, bo zbyt wiele pytań nurtowało
Marisę. Cóż właściwie wiedziała o Rafie? Zbyt mało, by mu zaufać. W Tewaka był
nie tylko poważany, lecz po prostu lubiany. Z drugiej jednak strony, musiał być
człowiekiem bezwzględnym, gdyż inaczej nie zaszedłby tak wysoko w interesach.
Czemu pociągali ją dominujący faceci? Przecież poprzysięgła sobie, że już nigdy
z kimś takim się nie zwiąże. A jednak naprawdę pragnęła Rafe a. W dodatku teraz
wiedział już o tym. Nie chodzi tylko o słowa. Reakcja na pocałunki zdradziła ją do
końca
Odnoszący szalone sukcesy, magnetyczny, błyskotliwy, światowy...
Mogła tak leżeć do rana i wymieniać bez końca jego zalety. Los obdarował go
dużo bardziej niż zwykłego śmiertelnika. Mógł mieć każdą kobietę, o której by
zamarzył. Pewnie dlatego się wycofał, gdy za bardzo drżała mu w ramionach... Po
co kłopoty? Poza tym to nieprawdopodobne, żeby ktoś taki jak on zapragnął
kobiety takiej jak ona: okaleczonej emocjonalnie, wyjątkowo przeciętnej. A może
jednak podejrzewał, że
Keir mógł być jego synem? Może dlatego zaprosił ich do Manuwai? Zrobiło jej
się niedobrze na samą myśl, lecz i taką ewentualność musiała brać pod uwagę.
Gdzie był teraz David?
Nie mogła dalej skupić się na rozmyślaniach, bo za oknem zaczęła głośno
pohukiwać mała lokalna sowa, którą Maorysi nazywali ruru. Samotny, doskonale
znany dzwięk, prześladował ją w wędrówkach po całej Nowej Zelandii. Dopiero w
supereleganckiej sypialni pomyślała, że jest przerażający.
Jutro trzeba będzie stawić czoło wielu sprawom. Teraz potrzeba się wyspać.
Sen w końcu zlitował się i nad jej umęczoną głową.
Zbudził ją Keir swym radosnym szczebiotaniem.
 Mamo, mamo, wstawaj, już pózno, słoneczko już dawno się do nas uśmiecha!
Usiadła kompletnie zaspana, zerknęła na budzik i odetchnęła z ulgą.
 Dziś niedziela, ty okropny dzieciaku, dzień święty, nie ma szkoły, nie ma
sklepu.
 Ale jest plaża i możemy cały dzień siedzieć w wodzie! Oczywiście po tym, jak
zjemy na śniadanie naleśniki!
Ze śmiechem wstała w końcu z łóżka.
 Ale najpierw prysznic i muszę się ubrać. Przynajmniej nie trzeba się martwić o
ciuchy. Na plażę wystarczą dżinsy i znoszony podkoszulek.
Gdy po jakimś czasie weszli do kuchni, zastali tam Rafe'a.
 Dzień dobry wszystkim!
Keir nie posiadał się z radości.
 Nie wiedziałem, że jesteś! Przyleciałeś w nocy helikopterem? Sam?
 Nie i nie. Helikopter został w warsztacie na przeglądzie. Przyjechałem
samochodem, kiedy spałeś. A jak tutaj było? Wszystko w porządku? Wrócił twój
samochód z nowym rozrusznikiem?
 Wrócił, wrócił, ale ja wolałem wyścigówkę twojej babci. Tylko że mama
mówi... To znaczy, musimy już jezdzić naszym...
Marisa zajęła się robieniem naleśników i starała się nie słuchać radosnego
szczebiotania synka. Jaka szkoda, że po katastrofie w tej wstrętnej chacie nie miała
głowy, żeby się kochać z Peverilem. Nie musiałaby już nigdy martwić się o
przyszłość Keira. Poza tym sama też mogłaby być szczęśliwsza, niż jest.
Nastawiła patelnię i czekała, aż się nagrzeje.
 O, naleśniki! Jedno z moich najbardziej ulubionych śniadań  powiedział
niewinnie Rafe.
 Mama może zrobić i dla ciebie!  pomógł jej jak zwykle synek.
 Spokojnie wystarczy dla nas wszystkich  oznajmiła z wymuszonym
uśmiechem.
Peveril milczał, ale jego spojrzenie było co najmniej ironiczne. Cienie pod
oczami Marisy zdradzały nieprzespaną noc. Sam też niewiele spał. Z bardzo prostej
przyczyny. Pocałunek, na który w końcu się zdobył, dał mu nadzieję na o wiele
więcej. Poza tym nareszcie usłyszał od niej, że również go pragnie. Mogli więc tę
noc spędzić zupełnie inaczej i dużo lepiej dla obojga.
Uważał się za człowieka bywałego w świecie, lecz nie rozwiązłego. Lubił
krwisty stek, dobre wino, pracę do upadłego, sukces i namiętne kobiety.
Przewidywał, że kiedyś założy rodzinę. Kiedyś... Tragiczne małżeństwo jego
rodziców nauczyło go, że tylko stabilny emocjonalnie związek może przetrwać
długie lata. Nie spodziewał się, że w jego przypadku kiedykolwiek wezmie górę
pożądanie. Gdyby wszystko toczyło się normalnie, Marisa od dawna spędzałaby [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl