[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A niech to, więcej nie dam się nabrać. Powiedziałem
mu, \eby lepiej trzymał się ode mnie z daleka. - Talbot uniósł
rękę, by przywołać kelnera. - Co sprowadza pana do
Londynu? Interesy czy te\ chce pan u\yć \ycia?
- Po trosze jedno i drugie.
- Ha! Zało\ę się, \e bardziej zale\y panu na
przyjemnościach, które mo\na znalezć w tym mieście. -
Nagle na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmiech. - Wie
pan, \e Carter usiłował panu sprzątnąć pańską małą Nicolette?
- Doprawdy? - Oliver wzruszył ramionami. Nie przejął
się, \e mo\e stracić Nicolette, poniewa\ ju\ od jakiegoś czasu
nie miał ochoty spędzać nocy w jej łó\ku. Ubodło go jednak,
\e człowiek, który niegdyś mienił się jego przyjacielem,
usiłował go w ten sposób podejść. - Nie, nic mi o tym nie
wiadomo.
- Tak te\ myślałem. Właściwie nie ma to większego
znaczenia, bo go nie chciała. - Talbot sięgnął po szklaneczkę,
którą przyniósł kelner, i przełknął jej zawartość jednym
haustem. - Powiedziała mu, \eby się zabierał. Musi być z
pana bardzo zadowolona, skoro odrzuciła takiego nababa.
- Mamy układ - oznajmił krótko Oliver.
- W takim razie szczęściarz z pana. Większość tych
dziewek przeniosłaby się z jednego łó\ka do drugiego, gdyby
obiecano im w zamian choć parę świecidełek.
- Takie ma pan doświadczenia z kobietami? - zapytał
spokojnie Oliver.
- Przewa\nie tak to wygląda. Ale jest ich tyle, \e wcale
się tym nie przejmuję.
- Nie, te\ tak myślę. - Oliver oparł głowę na ręce. -
Skoro mówimy o szczęściu... pamiętam jedną z pańskich
kochanek, której utraty chyba długo nie mógł pan przeboleć.
Talbot spojrzał na niego zdumionym wzrokiem.
- Jedną z moich, powiada pan?
- Tak. Przypomina pan sobie, jak przyłapałem pana
kiedyś nocą w bibliotece w Grovesend Hall?
Hrabia zrobił zakłopotaną minę.
- W Grovesend?
- Tak. Przed prawie dwunastoma laty.
- Dobry Bo\e, człowieku, ledwo pamiętam, co robiłem
przed dwunastoma godzinami, nie mówiąc ju\ o dwunastu
latach.
Oliver uśmiechnął się słabo.
- Myślałem, \e będzie pan pamiętał tę szczególną noc.
Gdy wszedłem do biblioteki, zastałem pana obejmującego
młodą kobietę nazwiskiem Helen de Coverdale.
- Helen de... co?
- Coverdale. Była wówczas zatrudniona w pana domu
jako guwernantka.
- Guwernantka? - Oczy Talbota zamgliły się. -
Zatrudnialiśmy całą armię guwernantek. Dlaczego miałbym
pamiętać tę jedną?
- Gdy\ ta młoda dama była wyjątkowa - odparł cicho
Oliver. - Miała długie, czarne włosy i, o ile sobie
przypominam, była śliczna.
- Doprawdy? - Talbot milczał przez chwilę. - Długie
czarne włosy, powiada pan?
- Tak.
- I ładniutka?
Oliver znowu napełnił swój kieliszek.
- Wyjątkowo.
Z miny Talbota widać było wyraznie, \e minione lata
pokryła w jego umyśle mgła niepamięci. Tak gęsta, \e Oliver
zaczął wątpić, czy hrabia w ogóle cokolwiek sobie
przypomni. Nagłe Talbot zaczął się uśmiechać.
- Czekaj pan, chyba przypominam sobie taką
guwernantkę. Nie pamiętam, jak się nazywała, ale widzę te
długie czarne włosy. Opadały prawie do pasa. Miała
najbardziej uwodzicielskie oczy, jakie w \yciu widziałem. -
Talbot uśmiechnął się szerzej, lecz w taki sposób, \e Olivera
zmroziło. - Tak, do diabła, ale ta ślicznotka nie była moją
kochanką.
Oliver zamarł.
- Nie była?
- Zimna mała bestyjka - odrzekł Talbot z wyrazną
niechęcią. - Nie chciała mieć ze mną nic wspólnego.
Usiłowałem zaciągnąć ją do łó\ka od dnia, gdy pojawiła się w
naszym domu, ale ona w ogóle nie dopuszczała takiej myśli.
Powiedziała mi, \ebym... mniejsza z tym, co mi powiedziała.
- Tamtego wieczoru, gdy wszedłem do pokoju,
obejmował ją pan...
- Oczywiście, \e ją obejmowałem. Zrobiłbym du\o
więcej, gdyby nam pan wtedy nie przeszkodził.
- A zatem... nie była pańską kochanką?
Talbot potrząsnął głową.
- Nawet jej nigdy porządnie nie pocałowałem.
Wyjechała następnego ranka. Więcej jej nie widziałem. Ale,
Bo\e mój, gdybym ją jeszcze raz spotkał, podjąłbym starania
w tym miejscu, w którym przerwałem.  Podniósł się
niepewnie z krzesła. - Miała najpiękniejsze... Auu! Niech
diabli wezmą ten cholerny stół! - wrzasnął, odkopując na bok
zawadzający mu mebel. Potarł ręką bolące miejsce na udzie,
po czym odszedł, kuśtykając. Nie zdawał sobie sprawy, \e
urwał w środku zdania.
Oliver odczuł większą ulgę, ni\ sam skłonny był
przyznać. Có\ z niego za idiota! Nic dziwnego, \e panna de
Coverdale tak się nań rozgniewała. Najwyrazniej Talbot
zastał ją w bibliotece i chciał wykorzystać sytuację. A Helen,
o tyle od niego drobniejsza, nie miałaby szans, by się obronić.
Przez całą drogę do domu Oliver rozmyślał o tym, co jej
powiedział - i pragnął cofnąć ka\de słowo. Jedno wiedział na
pewno. Gdy zakończy wszystkie sprawy związane z
interesami, wraca do Steep Abbot. Im szybciej wyjaśni
nieporozumienie z Helen, tym lepiej.
Pytanie tylko, czy ona zechce go wysłuchać?
W cichym kącie opustoszałego holu Helen przenosiła
spojrzenie od listu, który trzymała w dłoniach, do
rozpromienionej twarzyczki Gillian, a potem znowu do listu.
Nie próbowała nawet ukrywać zaniepokojenia.
- W jaki sposób pan Wymington ci go dostarczył?
- Czy to wa\ne?
- Tak, to wa\ne. Je\eli wykorzystujesz którąś z
kole\anek do przenoszenia tych bilecików, musisz
natychmiast tego zaprzestać.
- W tym liście nie ma nic niestosownego - odparła
Gillian, nie kryjąc radości. - Pan Wymington napisał, \e
zdrowie jego wuja poprawia się i \e niebawem wraca do
hrabstwa Hertford.
- I \e chce się z tobą zobaczyć przed odjazdem.
- No tak, ale to tylko dlatego, \e pragnie się po\egnać.
- Musisz wiedzieć, \e nie mogę na to zezwolić.
Gillian zrzedła mina.
- Ale dlaczego? Jakie to ma dla pani znaczenie, czy się
z nim zobaczę?
- Dla mnie \adnego, ale to ma znaczenie dla pani
Guarding, a tak\e dla przyszłości tej szkoły. Jak myślisz, co
powie pan Brandon, kiedy się dowie, \e widujesz się z panem
Wymingtonem i otrzymujesz od niego listy oraz \e ja byłam
w to wtajemniczona?
- Przypuszczam, \e poczułby się trochę zaniepokojony
- przyznała Gillian - ale...
- Poczułby się niezwykle zaniepokojony. Tak bardzo,
\e szkoła by na tym ucierpiała.
- Oliver by tego nie zrobił.
- Jesteś pewna?
Gillian nie odpowiedziała. Zaczęła nerwowo przemierzać
hol i dopiero po chwili zapytała:
- To znaczy, \e nie pozwoli mi pani zobaczyć się z
panem Wymingtonem?
- Zrobię, co w mojej mocy, \eby do tego nie doszło.
Gillian odwróciła się i znowu przemaszerowała przez hol.
Nagle przystanęła.
- Wpadłam na wspaniały pomysł. A jeśli spotkałabym
się z panem Wymingtonem w pani obecności?
- Ja miałabym ci towarzyszyć? - zapytała zdumiona
Helen.
- Właśnie. W ten sposób zyskałaby pani pewność, \e
nie zaszło między nami nic niestosownego. W końcu pan
Wymington nie mógłby powiedzieć niczego, przeciwko [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl