[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zgodnie z planem, nawet gdyby Jouvnet w końcu wylądował w dżungli, dowiemy się, na którym
drzewie i na której gałęzi siedzi. Nie powinniśmy mieć kłopotów ze zlokalizowaniem samolotu.
Ogilvey uderzył w stół splecionymi dłońmi.
 Jest jednak pewien problem. Mimo kilku potknięć nasze dwie agencje wywiadowcze ruszyły
już do akcji. Wszyscy wysłannicy twierdzą, że żaden kraj, ani sprzymierzony z nami, ani
nieprzyjazny, nie zaproponował Jouvnetowi schronienia. Wręcz przeciwnie, wszyscy podkreślają,
że woleliby raczej zobaczyć, jak ten samolot wylatuje w powietrze, niż pozwolić, by Jouvnet
postawił nogę na ich terytorium. Można z tego wyciągnąć tylko jeden wniosek: w jakimś kraju, po
którym wcale się tego nie spodziewamy, szykuje się najwidoczniej rewolta, mająca na celu
wysadzenie z siodła rządzących, a to może spowodować poważne zamieszanie w polityce
światowej.
Henry słuchał tych słów z sercem podchodzącym do gardła. Jakby widział Sunday, która
walczy z silnym prądem morskim, a on nie może jej w żaden sposób pomóc.
 Dlatego  kontynuował Desmond Ogilvey  musimy założyć, że to sprawa wagi państwowej,
że jakiś naród, którego sygnały zostały zlekceważone, znalazł się o krok od katastrofy. 
Spojrzenie, którym obrzucił szefa CIA, sprawiło, że nieszczęśnik pobladł. Wtedy prezydent spojrzał
na swego poprzednika i dodał:
 Nie wiem doprawdy, jak mam to powiedzieć, ale wszystko wskazuje na to, że twoja żona,
szanowana członkini Kongresu, trafiła w ręce zupełnie nieznanego przeciwnika. Obawiam się, że
nie pozostaje nam nic innego, niż po prostu czekać, aż ten przeciwnik się ujawni.
Henry wstał nagle z miejsca.
 Des, muszę poprawić oświadczenie, które Jouvnet ma nagrać na taśmę wideo.
Henry ruszył w stronę drzwi, ale zatrzymały go objęcia przyjaznych ramion.
 Henry  obiecywał Des  na pewno ją uwolnimy. Stosujemy wszystkie dostępne nam środki.
Nie, Des, pomyślał Henry. Musimy oczywiście rozgrywać sprawę w ten sposób, ale coś mi
mówi, że nie tędy droga.
Ten człowiek zaczynał tracić panowanie nad sobą. Sunday zauważyła pewną zmianę
w sposobie jego zachowania. Gdzieś z góry docierały do niej jego pokrzykiwania na kobietę, którą
nazywał matką. Czy ona naprawdę jest jego matką, czy też chodzi tu o jeszcze jeden wybieg?
Podobnie jak te klasztorne szaty. Przebranie wygląda tak, jakby mężczyzna wypożyczył je na bal
kostiumowy.
Hałas na górze wybił ją ze snu. Teraz zastanawiała się, która godzina. Minęło chyba wiele
czasu od chwili, gdy robił jej zdjęcia, pomyślała. Czy Henry już je zobaczył? Czy dojrzy gniew na
jej twarzy i zrozumie, że wcale nie dała za wygraną? %7łe nie zamierza się poddać?
Zmusiła się do tego, by całkowicie zignorować potworny ból w prawym ramieniu. Dlaczego
ręce nie mogłyby wreszcie zdrętwieć, jak nogi, których już w ogóle nie czuła? %7ładnego krążenia
krwi, pomyślała. Gdyby był tu Henry...
Potrząsnęła głową. Nie wolno jej o tym myśleć. Obraz Henry ego, który przecina te sznury,
podnosi ją i delikatnie rozmasowuje nogi, by przywrócić w nich krążenie, był wszak zbyt
fantastyczny, zresztą ta odrobina wyimaginowanego luksusu mogłaby ją rozbroić. Musi być silna.
Nie zamierza się poddać bez walki.
W swoich wspomnieniach z owych siedmiu lat praktyki adwokackiej dotarła już do czwartego
roku. Przypomniała sobie wszystkie istotne sprawy. Pominęła historie głupich dzieciaków,
wdających się w utarczki z wykidajłami w nocnych barach.
Pan Bóg obdarzył mnie niezwykłą pamięcią, zapewniała sama siebie, poruszając przy tym
głową, by jakoś uwolnić się od lepkiego dotyku kaptura. Mama zawsze powtarzała, że wrodziłam
się w ciotkę Kate.
 Wcielenie spostrzegawczości, żaden szczegół nie uszedł jej uwagi  opisywała ją matka,
przedstawiając Henry emu historię rodziny.  No i wścibska. Chyba nigdy nie zapomnę, jak Kate
zapytała mnie, czy nie szykuję dla niej żadnej nowiny, sugerując, że zapewne jestem
w błogosławionym stanie. Mój Boże, to był chyba pierwszy czy drugi tydzień ciąży i nie miałam
najmniejszego zamiaru komukolwiek o tym wspominać. Uważam....
Sunday wpadła jej wówczas w słowo:
 Uważasz, że takie sprawy wypada rozgłaszać dopiero w czwartym miesiącu. Może ciotka
Kate miała trochę nieczyste myśli. Słyszałam, że to się zdarzało w rodzinie.
Ale ja naprawdę jestem podobna do ciotki Kate, tłumaczyła sobie Sunday. Jestem
spostrzegawcza i zapamiętuję najdrobniejsze szczegóły. Na pewno widziałam ten pierścień
w sądzie.
Odgłos kroków na schodach przerwał tok jej myśli. Sunday poczuła, jak przeszywa ją nerwowy
dreszcz. Nie wiedziała już, czy woli, by porywacz skradał się na dół po cichutku, czy żeby
sygnalizował swe nadejście ciężkimi, hałaśliwymi krokami.
Jest chyba ranek. Sunday poczuła głód. Czy ten człowiek zamierza ją nakarmić? Powiedział coś
na temat nagrywania taśmy. Kiedy się do tego wezmą?
Mężczyzna szurał teraz butami o cementową podłogę. Sunday poczuła, że zdejmuje jej kaptur
z głowy. Przebrana postać stała tuż nad nią. Mężczyzna podniósł rękę i przekręcił dyndającą
żarówkę. Znów na parę sekund oślepiło Sunday światło. Gdy jej wzrok już się przyzwyczaił do
nowych warunków, zaczęła się wpatrywać w porywacza, szukając jakiejkolwiek wskazówki w jego
wyglądzie. Jego twarz wciąż się kryła w cieniu, ale Sunday nie spuszczała z niej wzroku, próbując
wydobyć z podświadomości fakt, czy widziała go już, czy też nie. Zapadnięte oczy, koścista twarz.
Wiek  około pięćdziesiątki.
 Matka powinna się bardziej postarać  powiedział ze złością.  Zostawiła mleko na stole na
całą noc i teraz jest już kwaśne. Obawiam się, że musisz się nastawić na suche płatki owsiane
z czarną kawą. Najpierw zaprowadzę cię jednak do toalety.
Stanął za krzesłem i zaczął rozwiązywać supły.
 Matka powinna się bardziej postarać...
Ten głos. Ten ton. Słyszałam to już przedtem. Odezwał się kiedyś do mnie w ten sam sposób,
pomyślała Sunday. Powiedział, że ja powinnam się bardziej postarać.
Wspomnienie rozjaśniało się niby wywoływana klisza fotograficzna. To się zdarzyło w sądzie,
gdy broniła Wallace a  Trampa Klienta, jednego z wielu przestępców, których reprezentowała
w owych latach. Sunday zaczęła pracować jako obrońca z urzędu, ponieważ była gorącą
zwolenniczką zasady, że każdy przestępca zasługuje na praworządny proces. A zatem każdy z nich
potrzebuje adwokata, który będzie reprezentował jego interesy. Klient należał do tych, którzy nie
budzili w niej najmniejszej sympatii. Został oskarżony o morderstwo z premedytacją, Sunday
zdołała jednak przekonać sąd, by winowajca odpowiadał z innego paragrafu, dzięki czemu mógł
mieć nadzieję, że po dwudziestu latach, z sześćdziesiątką na karku, wyjdzie w końcu zza kratek.
Proces nie był szczególnie długi, po części dlatego, że oskarżyciel nie miał w ręku niezbitych
dowodów. Starszy brat Klienta pojawił się wówczas na kilka dni. Sunday jeszcze raz spojrzała na
porywacza. Nic dziwnego, że go nie poznałam, pomyślała, dbając o to, by żadne uczucie nie
odmalowało się na jej twarzy. Wtedy brat Klienta nosił długie włosy w strąkach i brodę i wyglądał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl