[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ingerencja ta - mówił - mogłaby wywołać nieobliczalne skutki. Działanie w obronie
koniecznej przemieniłoby się w zwyczajną interwencję.
Tytus gorąco poparł filozofa, przypominając:
- Wybuchy termojądrowe mogą wyzwolić ponowną ekspansję materii. To grozi
kataklizmem o trudnym do przewidzenia zasięgu.
Wysłano sondy. Po kilku godzinach obserwacji przekazały obraz nowo stworzonego układu
słonecznego. Byliśmy więc świadkami narodzin nowego świata. Wokół gwiazdy słonecznej krążyło
jedenaście planet. Dalsze obserwacje i obliczenia przyniosły rewelacyjne wyniki. Masa słońca jest
trzysta tysięcy razy większa od planety o przeciętnej średnicy stu metrów. Powstał lilipuci układ
słoneczny. Laurin oświadczył, że wielkość układu słonecznego, a w tym wypadku jego maleńkie
rozmiary nie powinny wzbudzać sensacji. Istnieją przecież gwiazdy olbrzymy, przy których nasze
słońce wydaje się liliputem.
- Mały czy duży - mówi Kosmolog - nie to jest najważniejsze, lecz fakt powstania nowego
świata. Pozostawimy tu sondy, będą obserwować przemiany zachodzące w tym świecie,
przekazując informacje uczonym. Od dawna głowimy się nad budową Wszechświata, nad jego
narodzinami. Badamy stale dokonywające się przeobrażenia. Wiele problemów rozwiązaliśmy i
jeszcze więcej pozostało do rozwiązania. Próbujemy skonfrontować liczne teorie z niesłychanie
złożoną rzeczywistością Kosmosu. Terazniejszość ucieka spod naszych stóp, jak autostrada spod
kół pędzącego samochodu.  Teraz" zajmuje najmniejszą przestrzeń, spełniając rolę Przelotowej
Stacji, na której czas nie zatrzymuje się, a jedynie zwalnia, by pomknąć w przeszłość coraz
bogatszą, coraz rozleglejszą dzięki niewyczerpanym zasobom istniejącym w przyszłości. Niektórzy
przyrównują przemijanie do ruchu drzwi obrotowych, wirujących dookoła nieruchomej osi. To
teoria zwolenników zamkniętego cyklu, w którym nic nie przemija, a wszystko trwa wiecznie.
Często próbujemy zmierzyć, zważyć abstrakcję. Bywa i tak, że nie mogąc odnalezć początku,
godzimy się z teorią o braku jakiegokolwiek początku. Pobyt w Kosmosie sprzyja przyspieszeniu
rozwoju Rozumu, jeżeli nas zmysły nie mylą, jeżeli prawidłowo oceniamy obserwowane zjawiska.
Jakże żałuję - kończył Laurin - że nie możemy zabrać ze sobą tego maleńkiego układu słonecznego
i umieścić go w pobliżu Ziemi, by przeprowadzić wszechstronne badania.
- Ja także żałuję - oświadczył filozof Akon - udowodniłbym Laurinowi, ile popełnił błędów
w swoim wywodzie. Zacznijmy od definicji czasu...
- I na tym skończmy - przerwał z uśmiechem Tytus. - Wybacz, proszę, chętnie poznamy
twoją definicję czasu w nieco pózniejszym czasie. Grupa Południowa Eskadry odebrała sygnał-
drogowskaz, maszyny rozszyfrowały również dodatkową informację, że nieznani przewodnicy
kosmiczni pragną zaprezentować Inną Cywilizację.
Rozpoczął się okres wzmożonej pracy kosmonautów. Analizowano materiały i wiadomości,
dostarczane przez wyspecjalizowane sondy, penetrujące przestrzeń poznawaną w czasie lotu. Nie
mógł próżnować Kronikarz Wyprawy. Tworzyłem kronikę, opisując wydarzenia bądz dyktując
maszynie swoje myśli. Odtworzywszy dotychczas utrwalone materiały, przekonałem się, jak wiele
jeszcze trzeba było dokonać uzupełnień. Moje sprawy wewnętrzne należało ostatecznie załatwić.
Jak to uczynić? Nie miałem ochoty na pogawędki z własnym odbiciem w lustrze. Szukałem
powiernika i życzliwego doradcy, decydując się na wysłuchanie reprymendy, zabieg psychicznie
oczyszczający był niezbędny.
Filozof Akon? Sporo słyszałem o jego mądrości, ale niemało i o złośliwości. Nie, Akon nie
wchodził w rachubę. Rozmowa z Dowódcą? Tak, zapewne, przesuńmy ją jednak na zakończenie.
Laurin chętnie posłucha moich zwierzeń. Chętnie i cierpliwie. Zawsze podziwiałem jego pogodę i
poczucie humoru. Ten humor peszył mnie, nie zawsze rozumiałem Kosmologa. Obawa przed
drwiną sprawiła, że zrezygnowałem z rozmowy z Laurinem. Któż więc pozostał? Egin, Hesker i
tysiące innych. Wreszcie astromedyk. Nie, nie o takiego chodziło mi lekarza. Tytus byłby
najlepszym spowiednikiem w każdym przypadku. Moja awersja do Terezy zmalała do
mikroskopijnych rozmiarów. Nie zdołałem wszakże wyzbyć się do końca niechęci do tej kobiety.
Zapaliło się światło nad ekranem w pracowni. Po chwili zobaczyłem Dom Rodzinny i
Gospodarza, który powiedział:
- Dobry wieczór, Narbukil. Dawno nie zaglądałeś do nas. Stęskniliśmy się za tobą. Sprawisz
wielką przyjemność mojej żonie, przyjmując zaproszenie na dzisiejszą wieczerzę. O sobie nie
mówię, bo zawsze rad cię widzę i słucham.
Podziękowałem ze szczerą radością. Dom Rodzinny, tak, to było najodpowiedniejsze
miejsce. Tam mogłem mówić swobodnie, bez jakichkolwiek obaw. Potrzebowałem jak nigdy dotąd
życzliwości, kosmicznej wprost życzliwości.
- Pyszna kolacja - powiedziałem do Matki. Odpowiedziała uśmiechem i weszła do domu.
Siedzieliśmy w słomianych fotelach między jabłoniami. Piłem małymi łykami herbatę, patrząc na
ręce Gospodarza. Splótł grube palce na brzuchu. Kciukiem uderzał o kciuk.
- Zmizerniałeś - przemówił. - Dręczysz się niepotrzebnie.
- Znasz moje zmartwienia? - zapytałem zdumiony.
- Znam i nie znam - odrzekł. - Troska wyziera człowiekowi z oczu. Nie trzeba być
jasnowidzem.
- Powiedziałeś:  dręczysz się niepotrzebnie".
- Bo człowiek troskę dodaje do troski i tak powstaje udręka.
- yle zrozumiano moje przywiązanie do Tytusa.
- Kto zle zrozumiał?
- Dowódca.
- Paweł Do popełnia, jak każdy, błędy.
- Czy zdaje sobie z tego sprawę?
- Myślę, że tak.
- Myślisz?
- Przyjdzie tu, sam zapytasz.
- Przypadek? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl