[ Pobierz całość w formacie PDF ]
figura, zwłaszcza gdy nosił dżinsy.
Spotkałam go w dyskotece dla nastolatków Rendez-vous". Tańczyłam tam
pewnego popołudnia i gdy zapadł zmierzch, ruszyłam w drogę do domu.
Musiałam się spieszyć, żeby dotrzeć tam wcześniej niż stryj Hasan. Aatwo
wpadał w gniew, jeśli się przychodziło po nim.
RS
194
Biegnąc w stronę Nouveau Talborjt, zauważyłam, że ktoś za mną idzie.
Zwykle byłam szybsza od moich wielbicieli. Ale ów młody człowiek nagle
stanął przede mną. Nawet nie był zdyszany, gdy spytał:
- I co, fajnie było w Rendez-vous"?
- Nie chodzę do Rendez-vous" - skłamałam. Rendez-vous" było
bezalkoholową dyskoteką dla nastolatków. Trochę czułam się zażenowana,
że akurat tam mnie zobaczył ten przystojny facet.
- Ach tak - powiedział - pewnie się pomyliłem. Jesteś piękną kobietą. Więc
gdzie byłaś?
Podobało mi się, że nie nazwał mnie piękną dziewczyną", tylko piękną
kobietą". I tak już wiedziałam, że stałam się kobietą. Tylko moje otoczenie
zdawało się tego nie zauważać. A tu był jeden taki, który się poznał.
Mimo to odpowiedziałam z dystansem:
- Na spacerze. Byłam na spacerze.
- Zdrowo jest spacerować - stwierdził młody człowiek. - Czy mogę cię
odprowadzić kawałek?
Szłam, jak zwykle, przez ciemne uliczki mojej dzielnicy, najkrótszą drogą
do domu.
- Nie boisz się tutaj po ciemku?
- Nie - odpowiedziałam. - Dlaczego?
- Jesteś odważna, piękna kobieto - powiedział Raszid. Zanim skręciłam w
moją ulicę, pożegnałam się z nim.
Od tego dnia spotykaliśmy się co środę i piątek, ponieważ Raszid podobno
tylko w te dni mógł schodzić na ląd. Albo umawialiśmy się na szóstą rano
na plaży, zanim musiał wrócić na statek albo iść do szkoły.
Chodziliśmy po plaży, trzymając się za ręce, rozmawialiśmy i całowaliśmy
się.
Pewnego dnia przyłapał mnie z Raszidem mój kuzyn Aziz. Aziz był dwa
lata starszy ode mnie i też się we mnie zakochał. Ciągle za mną łaził.
Wszędzie, gdzie byłam ja, był i on. Stał się moim cieniem. Nie był
agresywny, raczej pokorny. Naprawdę walczył o moją miłość. Wolałam to
niż ciągłe napastowania ze strony jego brata Alego. Ale i tak mnie to
RS
195
denerwowało. Codziennie musiałam się zastanawiać, jak go zgubić.
Gdy się zorientował, że jest w moim życiu inny mężczyzna, popadł w
depresję. Miało to związek z kłopotami miłosnymi, ale też z narkotykami.
Martwiłam się o niego, ale mogłam być dla niego tylko miła, nic więcej.
Dla Aziza było to za mało. Popadł w prawdziwy obłęd. Codziennie pisał do
mnie listy miłosne i wręczał mi je, patrząc błędnie oczami czerwonymi od
narkotyków. Potem zaczął się okaleczać. Walił głową w mur na podwórku,
gdy próbowałam zasnąć, i wył jak wilk. Bardzo mi to ciążyło. W końcu
próbował sobie przeciąć żyły.
Nacisk na mnie rósł. Ciotka Zajna uważała, że jestem odpowiedzialna za
cierpienie Aziza.
- Ouardo - mówiła - zaręcz się z Azizem. Inaczej zmarnujesz mu życie.
Miałam wrażenie, że ciotka oczekuje ode mnie, żebym oddała swoje ciało
jej synowi, aby go uleczyć. Uważałam to za niemoralne. Cóż ja miałam
wspólnego z problemami psychicznymi mojego kuzyna? Moja ciotka zle
wychowała swoje dzieci, nie dała im dosyć miłości. To nie moje zadanie
odrabiać skutki tego zaniedbania.
Nie, ciotko, myślałam. Nie mogę pomóc Azizowi. Ty go zmarnowałaś, nie
ja. Postaraj się sama to naprawić.
Od kiedy miałam pracę i dodawałam swoją część do finansowania rodziny,
czułam się wolna i dostatecznie silna, żeby stawić opór ciągłemu terrorowi
psychicznemu ze strony krewnych.
Kilka tygodni wcześniej pokazałam kuzynce Habibie, która mnie codziennie
biła, że dłużej na to nie pozwolę.
Habiba uderzyła mnie w twarz, bo nie mogła znalezć swoich majtek.
Natychmiast jej oddałam. Kopnęłam ją, Habiba upadła, a ja jak szalona
zaczęłam ją bić. Wszyscy byli przerażeni, ja też. Jeszcze nigdy aż tak nie
straciłam panowania nad sobą. Ale podziałało - Habiba już nigdy mnie nie
zaatakowała.
Od tego wieczoru nosiłam przezwisko mistrzyni świata w karate".
W końcu Aziz zrezygnował. Zrozumiał, że nie ma u mnie najmniejszych
szans. Odstraszył go wewnętrzny chłód, jaki w sobie wyrobiłam, żeby się
RS
196
chronić.
Raszid i ja pozbyliśmy się wprawdzie Aziza, ale nadal nie mieliśmy
spokoju. Teraz łazili za nami policjanci. Często nas kontrolowali, bo Raszid
miał bardzo europejski wygląd. W Maroku niechętnie patrzy się na
dziewczęta chodzące z obcokrajowcami.
Wówczas Raszid pokazywał swoją legitymację kadeta, a policjanci
salutowali:
- Przepraszam, sidi, życzę panu i pańskiej towarzyszce miłego dnia.
To mi się podobało. Miałam przyjaciela, przed którym policjanci trzaskali
obcasami! Takiego człowieka jeszcze dotąd w moim życiu nie było.
Mężczyzn, których dotychczas poznałam, policjanci w najlepszym razie
przeganiali, a w najgorszym - zabierali ze sobą.
A nie podobało mi się, że Raszid ciągle spacerował z innymi dziewczynami
po nadbrzeżnej promenadzie. Chyba lubił blondynki, co mi przeszkadzało.
Raszid jednak tłumaczył:
- Wiesz - powiedział - ja tych kobiet nie kocham. Kocham ciebie. Ale ty [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
figura, zwłaszcza gdy nosił dżinsy.
Spotkałam go w dyskotece dla nastolatków Rendez-vous". Tańczyłam tam
pewnego popołudnia i gdy zapadł zmierzch, ruszyłam w drogę do domu.
Musiałam się spieszyć, żeby dotrzeć tam wcześniej niż stryj Hasan. Aatwo
wpadał w gniew, jeśli się przychodziło po nim.
RS
194
Biegnąc w stronę Nouveau Talborjt, zauważyłam, że ktoś za mną idzie.
Zwykle byłam szybsza od moich wielbicieli. Ale ów młody człowiek nagle
stanął przede mną. Nawet nie był zdyszany, gdy spytał:
- I co, fajnie było w Rendez-vous"?
- Nie chodzę do Rendez-vous" - skłamałam. Rendez-vous" było
bezalkoholową dyskoteką dla nastolatków. Trochę czułam się zażenowana,
że akurat tam mnie zobaczył ten przystojny facet.
- Ach tak - powiedział - pewnie się pomyliłem. Jesteś piękną kobietą. Więc
gdzie byłaś?
Podobało mi się, że nie nazwał mnie piękną dziewczyną", tylko piękną
kobietą". I tak już wiedziałam, że stałam się kobietą. Tylko moje otoczenie
zdawało się tego nie zauważać. A tu był jeden taki, który się poznał.
Mimo to odpowiedziałam z dystansem:
- Na spacerze. Byłam na spacerze.
- Zdrowo jest spacerować - stwierdził młody człowiek. - Czy mogę cię
odprowadzić kawałek?
Szłam, jak zwykle, przez ciemne uliczki mojej dzielnicy, najkrótszą drogą
do domu.
- Nie boisz się tutaj po ciemku?
- Nie - odpowiedziałam. - Dlaczego?
- Jesteś odważna, piękna kobieto - powiedział Raszid. Zanim skręciłam w
moją ulicę, pożegnałam się z nim.
Od tego dnia spotykaliśmy się co środę i piątek, ponieważ Raszid podobno
tylko w te dni mógł schodzić na ląd. Albo umawialiśmy się na szóstą rano
na plaży, zanim musiał wrócić na statek albo iść do szkoły.
Chodziliśmy po plaży, trzymając się za ręce, rozmawialiśmy i całowaliśmy
się.
Pewnego dnia przyłapał mnie z Raszidem mój kuzyn Aziz. Aziz był dwa
lata starszy ode mnie i też się we mnie zakochał. Ciągle za mną łaził.
Wszędzie, gdzie byłam ja, był i on. Stał się moim cieniem. Nie był
agresywny, raczej pokorny. Naprawdę walczył o moją miłość. Wolałam to
niż ciągłe napastowania ze strony jego brata Alego. Ale i tak mnie to
RS
195
denerwowało. Codziennie musiałam się zastanawiać, jak go zgubić.
Gdy się zorientował, że jest w moim życiu inny mężczyzna, popadł w
depresję. Miało to związek z kłopotami miłosnymi, ale też z narkotykami.
Martwiłam się o niego, ale mogłam być dla niego tylko miła, nic więcej.
Dla Aziza było to za mało. Popadł w prawdziwy obłęd. Codziennie pisał do
mnie listy miłosne i wręczał mi je, patrząc błędnie oczami czerwonymi od
narkotyków. Potem zaczął się okaleczać. Walił głową w mur na podwórku,
gdy próbowałam zasnąć, i wył jak wilk. Bardzo mi to ciążyło. W końcu
próbował sobie przeciąć żyły.
Nacisk na mnie rósł. Ciotka Zajna uważała, że jestem odpowiedzialna za
cierpienie Aziza.
- Ouardo - mówiła - zaręcz się z Azizem. Inaczej zmarnujesz mu życie.
Miałam wrażenie, że ciotka oczekuje ode mnie, żebym oddała swoje ciało
jej synowi, aby go uleczyć. Uważałam to za niemoralne. Cóż ja miałam
wspólnego z problemami psychicznymi mojego kuzyna? Moja ciotka zle
wychowała swoje dzieci, nie dała im dosyć miłości. To nie moje zadanie
odrabiać skutki tego zaniedbania.
Nie, ciotko, myślałam. Nie mogę pomóc Azizowi. Ty go zmarnowałaś, nie
ja. Postaraj się sama to naprawić.
Od kiedy miałam pracę i dodawałam swoją część do finansowania rodziny,
czułam się wolna i dostatecznie silna, żeby stawić opór ciągłemu terrorowi
psychicznemu ze strony krewnych.
Kilka tygodni wcześniej pokazałam kuzynce Habibie, która mnie codziennie
biła, że dłużej na to nie pozwolę.
Habiba uderzyła mnie w twarz, bo nie mogła znalezć swoich majtek.
Natychmiast jej oddałam. Kopnęłam ją, Habiba upadła, a ja jak szalona
zaczęłam ją bić. Wszyscy byli przerażeni, ja też. Jeszcze nigdy aż tak nie
straciłam panowania nad sobą. Ale podziałało - Habiba już nigdy mnie nie
zaatakowała.
Od tego wieczoru nosiłam przezwisko mistrzyni świata w karate".
W końcu Aziz zrezygnował. Zrozumiał, że nie ma u mnie najmniejszych
szans. Odstraszył go wewnętrzny chłód, jaki w sobie wyrobiłam, żeby się
RS
196
chronić.
Raszid i ja pozbyliśmy się wprawdzie Aziza, ale nadal nie mieliśmy
spokoju. Teraz łazili za nami policjanci. Często nas kontrolowali, bo Raszid
miał bardzo europejski wygląd. W Maroku niechętnie patrzy się na
dziewczęta chodzące z obcokrajowcami.
Wówczas Raszid pokazywał swoją legitymację kadeta, a policjanci
salutowali:
- Przepraszam, sidi, życzę panu i pańskiej towarzyszce miłego dnia.
To mi się podobało. Miałam przyjaciela, przed którym policjanci trzaskali
obcasami! Takiego człowieka jeszcze dotąd w moim życiu nie było.
Mężczyzn, których dotychczas poznałam, policjanci w najlepszym razie
przeganiali, a w najgorszym - zabierali ze sobą.
A nie podobało mi się, że Raszid ciągle spacerował z innymi dziewczynami
po nadbrzeżnej promenadzie. Chyba lubił blondynki, co mi przeszkadzało.
Raszid jednak tłumaczył:
- Wiesz - powiedział - ja tych kobiet nie kocham. Kocham ciebie. Ale ty [ Pobierz całość w formacie PDF ]