[ Pobierz całość w formacie PDF ]

egoizmu. Lecz pomyślcie: gdybym był koniem, sami skrócilibyście moje
męczarnie".
- Och, Tio! Czemu nie pokazałaś nam tego listu?
- Bowiem dostrzegłam w tym szansę na pozbycie się tego zarozumiałego
parweniusza, za którego wyszłaś. Spaliłam list. Wydawało mi się, że jestem
sprytna, że tak będzie najlepiej dla wszystkich... zwłaszcza dla ciebie.
Leander wstał z mroczną, nieprzeniknioną twarzą, unikając Heddy,
omijając ją nawet wzrokiem. Poczuła w tym momencie najprawdziwszy strach.
- Tak więc wiesz już wszystko, złotko, nieprawdaż?
- Leandrze, ja...
- Nie zaczynaj! Nie teraz, gdy jest już za pózno - powiedział lodowatym
tonem.
- Leandrze, proszę. Musisz mi wybaczyć. Wszystko się zmieniło...
Lecz Leandra już nie było.
Chciała wybiec, gonić go. Marcus delikatnie ujął ją za ramię.
- Zostaw go - powiedział przyjacielskim, braterskim niemal tonem. -
Potrzeba mu teraz odrobiny samotności.
- Myślałam... że tak będzie najlepiej - usłyszeli słaby głos Tii.
- Ale nie było - wyszeptała Heddy.
- Kiedy rodziłaś Christinę, szlochałaś rozdzierająco i wciąż wołałaś
Peppera. Tak bardzo pragnęłaś jego powrotu, że omal nie oszalałam z
wściekłości. A kiedy przyjechał do szpitala, gdy błagał, by mógł zobaczyć się z
tobą, powiedziałam mu, że ty tego nie chciałaś.
- 102 -
S
R
Z głęboko rozdartej bólem duszy Heddy pochodził jej rozdzierający
krzyk. Marcus opiekuńczym gestem otoczył ją ramionami. Był jednak tylko
przyjacielem, nikim więcej, więc Heddy nie zaprotestowała.
- Czy wybaczysz mi? - jęknęła Tia, ściskając jej dłoń. - Proszę!
Słysząc to żałosne skamlenie, Heddy pomyślała nagle, jak potworne
brzemię dzwigała jej babcia przez te wszystkie lata.
- Och, Tio. Moja wina jest o wiele większa.
Urocza dziennikarka zamknęła notatnik i wyszła. Miała już gotowy
materiał.
Nikt nie zauważył, że kilka chwil wcześniej powrócił Leander. Stanął w
drzwiach. Ciemne oczy miotały błyskawice, szczęki zaciskały się nerwowo,
wściekle. Patrzył na Heddy w objęciach Marcusa.
Nikt nie zauważył, że odszedł bez słowa.
Zimna mgła spowiła świat. Wyjeżdżając z posiadłości, Heddy musiała
dosłownie przebijać się przez tłum fotoreporterów, dziennikarzy i ekip
telewizyjnych. Tylko dzięki wynajętym strażnikom cała ta banda trzymała się z
daleka od domu. Kiedy zatrzymała samochód przed chatą Leandra, mgłą była
już gęsta jak mleko.
Przez dwa dni czekała, umierając z niepewności, na telefon od Leandra.
Po publicznej spowiedzi nastąpił przełom. Stan zdrowia Tii poprawiał się
z minuty na minutę. Za to Heddy była zmęczona i przerażona jak jeszcze nigdy
w życiu.
Wszystkie gazety pisały teraz o niej. O żonie, która nie stanęła po stronie
męża. Lecz nie ten obrzydliwy rozgłos sprawiał jej największy ból. Najbardziej
cierpiała dlatego, że Leander nie odezwał się do niej ani razu.
Chociaż Marcus radził, by poczekała i dała Leandrowi więcej czasu,
Heddy po prostu musiała spróbować zobaczyć się z nim. A gdyby była taka
potrzeba, gotowa była na kolanach błagać go o przebaczenie. Musiała
powiedzieć mu, jak bardzo żałuje tego, co się stało.
- 103 -
S
R
Byle tylko zechciał jej wysłuchać. Byle tylko zechciał jej uwierzyć.
Przez ponad osiem lat nie wierzyła w jego niewinność. No i teraz
powiedział, że chce rozwodu.
Szybkim krokiem podeszła do drzwi i dotknęła chropowatych desek.
Zamierzała zapukać, lecz drzwi uchyliły się nieco.
Usłyszała kobiecy głos, a potem głośny śmiech Leandra.
Nie widziała ich, lecz domyśliła się, że siedzieli na małej czerwonej
kanapie przy kominku. Mary Ann mówiła tak głośno, że każda sylaba docierała
do uszu Heddy.
- Jesteś wspaniały, Pepper.
- Cała przyjemność po mojej stronie, M.A.
- Jesteś taki doświadczony. I taki utalentowany. Nie wiem, jak zdołam ci
się odpłacić.
- Bez trudu - mruknął. - Z łatwością.
Ciepło jego głosu ubodło Heddy boleśnie. Wyobraznia podsunęła jej tuzin
różnych sposobów, jakimi kobieta tak piękna i ponętna jak Mary Ann może
odpłacić mężczyznie.
Zrobiło się cicho. Teraz obejmują się i całują, pomyślała. A może...
%7ływiczne bierwiono na kominku strzeliło głośno. Kłąb szarego dymu
wystrzelił z komina i rozpłynął się w wilgotnych oparach.
Heddy cofnęła się od drzwi z poczuciem beznadziejnego zagubienia.
Potem bezszelestnie, by nikt nie zorientował się, że w ogóle tam była, zniknęła
we mgle.
Heddy, obie dziewczynki i Mayflower, pies Christiny, siedzieli wokół
rozłożonej na dywanie w bawialni szachownicy. Ponieważ centralne ogrzewanie
popsuło się, wszystkie, oprócz psa, opatulone były kocami.
- Mamusiu, czy myślisz, że te prezenty spodobają się biednym dzieciom?
- spytała Christina.
- 104 -
S
R
Heddy spojrzała na podarki, leżące, a raczej piętrzące się ogromnym
stosem wokół choinki.
- Będą szczęśliwe, kochanie.
- Mam nadzieję, chociaż moje kokardki nie są zbyt ładne, bo mam
skaleczony palec - narzekała Cleo. Korzystając z tego, że nikt nie patrzył,
cichcem przesunęła swój pionek na wolne pole szachownicy. - To strasznie boli,
kiedy wiąże się tyle kokardek. Zimno mi. - Teatralnym gestem pokazała Heddy,
jak szczękają jej zęby.
- W tym roku przygotowałyśmy ponad sto prezentów - powiedziała
Heddy, otulając dziewczynkę dodatkowym kocem.
- Sto siedem - powiedziała Cleo z dumą.
Attilla policzył paczuszki przynajmniej pięć razy. Był rachmistrzem
skrupulatnym i więcej czasu poświęcił na liczenie niż na wiązanie kokardek.
Oberwało mu się za to od dziewczynek.
- Kiedy ta gruba pani z kościoła przyjedzie po prezenty?
- Dziewczynki, pani Gumphrey byłoby przykro, gdyby usłyszała, że tak o
niej mówicie.
Zmiały się wszystkie wesoło. Dzieci szykowały się właśnie do zniesienia
podarunków na dół, do holu, gdy usłyszały na schodach ciężkie, męskie kroki.
W następnej chwili Christina poderwała się i z krzykiem rzuciła się ku drzwiom.
- Tatuś!
- Wujek Pepper!
Potrącone w locie pionki rozsypały się po szachownicy. Mayflower
pognała za swoją panią i także rzuciła się na Leandra. Na białym gorsie koszuli
pojawiły się szare smugi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl