[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jaką zmianę decyzji?
- Kim powiedziała, \e oferował Glenowi stanowisko w firmie. Dobre stanowisko.
- Naprawdę? Nie masz mi za co dziękować. Nie miałam z tym nic wspólnego.
- Trudno mi w to uwierzyć, Angie. Owen jest jednym z najbardziej upartych ludzi,
jakich znam. Ma to po ojcu - dodała Celia kwaśno. - Kiedy raz coś postanowi, nigdy nie
zmienia zdania. Jego duma na to nie pozwala. A dziś rano postąpił dokładnie odwrotnie.
Angie ugryzła kęs bułki.
- Owen jest uparty, ale nie jest nierozsądny.
- Mo\e nierozsądny to niewłaściwe słowo. Lepsze by było nieprzejednany.
- Albo nieubłagany? Czy niewzruszony? Nieugięty? Niezłomny? A czasem mo\e
trochę niemądry?
- Wydaje ci się to wszystko bardzo zabawne, prawda? - spytała Celia spokojnie.
- Właściwie nie. Przepraszam, jeśli moje \artobliwe podejście do sprawy cię uraziło,
Celio. To bez wątpienia jeszcze jedna irytująca cecha Townsendów.
Celia spojrzała na nią przeciągle.
- Bez wątpienia. Tak czy owak, jestem ci winna podziękowanie za naprawienie
stosunków między Owenem a Kim. Bardzo boleśnie odczuwałam ich konflikt. To prawda, \e
Kim zbyt pospiesznie wyszła za Glena i jego motywy mogły się wydać podejrzane. Ale
wiedziałam, \e go kocha, a on robił na mnie wra\enie uczciwego młodego człowieka, który
szczerze darzy ją uczuciem.
- Akurat tu się z tobą zgadzam, Celio. Polubiłam Glena.
- Myślałam, \e kiedy Owen pozna go bli\ej, te\ go polubi. Ale Kim wyskoczyła z tym
pomysłem zatrudnienia Glena w firmie i Owen się wściekł.
- Pewno Kim chciała go w ten sposób zmusić, \eby zaakceptował jej mę\a -
zauwa\yła Angie. - Ale Owena nie mo\na do niczego zmusić.
- To prawda - westchnęła Celia. - Zapewniam cię, \e był równie uparty i niedostępny
jako dziecko. Miał trzynaście lat, kiedy wyszłam za mą\ za jego ojca. I ju\ wtedy uwa\ał się
za dorosłego. Nigdy nie zaakceptował mnie jako matki. Och, był bardzo uprzejmy i dobrze się
sprawował, ale zawsze istniał między nami dystans. Owen ju\ jako mały chłopiec był chłodny
i zamknięty w sobie.
- Jakoś nie mogę go sobie wyobrazić, jako małego chłopca.
- Ja właściwie te\ nie - przyznała Celia. - Kiedy zjawiłam się w jego \yciu, ju\
zupełnie nie zachowywał się jak dziecko. Sprawiał raczej wra\enie młodszej wersji swojego
ojca. Od pierwszej chwili dal mi do zrozumienia, \e to on zostanie dziedzicem Hoteli
Sutherland i opiekunem całej rodziny. Przyjął na siebie odpowiedzialność, zanim jeszcze
wiedział, co to oznacza.
- A ostatnią rzeczą, jakiej pragnął, była nowa matka, tak? - spytała Angie łagodnie.
Celia odstawiła fili\ankę.
- Właśnie. Jak mówiłam, był zawsze dla mnie bardzo uprzejmy, ale nigdy nie widział
we mnie matki. Myślę, \e patrzył na mnie jedynie jak na jeszcze jeden cię\ar, który w
przyszłości spadnie mu na barki. Ale trzeba mu przyznać, \e przyjął tę odpowiedzialność i
wywiązuje się z niej zarówno wobec mnie, jak i wobec pozostałych. Co jak co, ale Owen jest
bardzo obowiązkowy na swój własny, arogancki sposób - zakończyła Celia smutnym,
zrezygnowanym tonem.
Angie zamilkła, szukając odpowiednich słów, kiedy przez drzwi wpadła Kim z
Glenem za plecami. Była radosna i kipiąca \yciem.
- Cześć, Angie. Właśnie cię szukałam, mamo. Chciałam ci powiedzieć, \e
zdecydowaliśmy się z Glenem wyjechać. Omówiliśmy wszystko i zrozumiałam, \e on woli
pracować przy samolotach ni\ w hotelarstwie. Dostał wspaniałą ofertę z pewnej firmy w
Seattle, prawda, kochanie?
Glen uśmiechnął się, patrząc na swoją promieniejącą \onę.
- Myślę, \e to będzie dobra praca. I \e Kim spodoba się w Seattle.
- Na pewno mi się spodoba - oświadczyła Kim.
W drzwiach pokazał się Derwin z głębokim marsem na czole.
- Co się tu, do diabła, dzieje? Podobno Owen zaoferował ci stanowisko głównego
in\yniera, Glen? Czy to prawda?
- Prawda - przyznał Glen wesoło. - Ale odrzuciłem jego propozycję.
- Co takiego? Chyba nie mówisz powa\nie?
- Jak najbardziej powa\nie. - Glen spojrzał na zegarek, a potem na Kim, - Chodzmy
się lepiej pakować. Twój brat obiecał zawiezć nas motorówką na drugi brzeg do samochodu.
Mamy przed sobą długą drogę.
- Nie martw się. Za pół godziny będę gotowa. - Kim odwróciła się do Angie z
uśmiechem. - Dziękuję ci, Angie. Czuję w tym twoją rękę. Ten mój okropny brat potrafi być
uparty jak osioł.
- Myślę, \e po prostu jest trochę zbyt nadopiekuńczy - mruknęła Angie. -
Zaobserwowałam tę samą cechę u mojego brata, Harry'ego. Starsi bracia często się tak za-
chowują wobec swoich młodszych sióstr.
- Mo\e masz rację - pokiwała głową Kim. - Nigdy mi to nie przyszło go głowy.
Uwa\ałam, \e Owen jest po prostu władczy i arogancki. - Podeszła do Angie i uścisnęła ją. -
Wiesz, cieszę się, \e będziemy mieć cię w rodzinie.
- Dziękuję - powiedziała Angie, wzruszona i zaskoczona tym odruchem serdeczności.
Glen roześmiał się cicho. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
- Jaką zmianę decyzji?
- Kim powiedziała, \e oferował Glenowi stanowisko w firmie. Dobre stanowisko.
- Naprawdę? Nie masz mi za co dziękować. Nie miałam z tym nic wspólnego.
- Trudno mi w to uwierzyć, Angie. Owen jest jednym z najbardziej upartych ludzi,
jakich znam. Ma to po ojcu - dodała Celia kwaśno. - Kiedy raz coś postanowi, nigdy nie
zmienia zdania. Jego duma na to nie pozwala. A dziś rano postąpił dokładnie odwrotnie.
Angie ugryzła kęs bułki.
- Owen jest uparty, ale nie jest nierozsądny.
- Mo\e nierozsądny to niewłaściwe słowo. Lepsze by było nieprzejednany.
- Albo nieubłagany? Czy niewzruszony? Nieugięty? Niezłomny? A czasem mo\e
trochę niemądry?
- Wydaje ci się to wszystko bardzo zabawne, prawda? - spytała Celia spokojnie.
- Właściwie nie. Przepraszam, jeśli moje \artobliwe podejście do sprawy cię uraziło,
Celio. To bez wątpienia jeszcze jedna irytująca cecha Townsendów.
Celia spojrzała na nią przeciągle.
- Bez wątpienia. Tak czy owak, jestem ci winna podziękowanie za naprawienie
stosunków między Owenem a Kim. Bardzo boleśnie odczuwałam ich konflikt. To prawda, \e
Kim zbyt pospiesznie wyszła za Glena i jego motywy mogły się wydać podejrzane. Ale
wiedziałam, \e go kocha, a on robił na mnie wra\enie uczciwego młodego człowieka, który
szczerze darzy ją uczuciem.
- Akurat tu się z tobą zgadzam, Celio. Polubiłam Glena.
- Myślałam, \e kiedy Owen pozna go bli\ej, te\ go polubi. Ale Kim wyskoczyła z tym
pomysłem zatrudnienia Glena w firmie i Owen się wściekł.
- Pewno Kim chciała go w ten sposób zmusić, \eby zaakceptował jej mę\a -
zauwa\yła Angie. - Ale Owena nie mo\na do niczego zmusić.
- To prawda - westchnęła Celia. - Zapewniam cię, \e był równie uparty i niedostępny
jako dziecko. Miał trzynaście lat, kiedy wyszłam za mą\ za jego ojca. I ju\ wtedy uwa\ał się
za dorosłego. Nigdy nie zaakceptował mnie jako matki. Och, był bardzo uprzejmy i dobrze się
sprawował, ale zawsze istniał między nami dystans. Owen ju\ jako mały chłopiec był chłodny
i zamknięty w sobie.
- Jakoś nie mogę go sobie wyobrazić, jako małego chłopca.
- Ja właściwie te\ nie - przyznała Celia. - Kiedy zjawiłam się w jego \yciu, ju\
zupełnie nie zachowywał się jak dziecko. Sprawiał raczej wra\enie młodszej wersji swojego
ojca. Od pierwszej chwili dal mi do zrozumienia, \e to on zostanie dziedzicem Hoteli
Sutherland i opiekunem całej rodziny. Przyjął na siebie odpowiedzialność, zanim jeszcze
wiedział, co to oznacza.
- A ostatnią rzeczą, jakiej pragnął, była nowa matka, tak? - spytała Angie łagodnie.
Celia odstawiła fili\ankę.
- Właśnie. Jak mówiłam, był zawsze dla mnie bardzo uprzejmy, ale nigdy nie widział
we mnie matki. Myślę, \e patrzył na mnie jedynie jak na jeszcze jeden cię\ar, który w
przyszłości spadnie mu na barki. Ale trzeba mu przyznać, \e przyjął tę odpowiedzialność i
wywiązuje się z niej zarówno wobec mnie, jak i wobec pozostałych. Co jak co, ale Owen jest
bardzo obowiązkowy na swój własny, arogancki sposób - zakończyła Celia smutnym,
zrezygnowanym tonem.
Angie zamilkła, szukając odpowiednich słów, kiedy przez drzwi wpadła Kim z
Glenem za plecami. Była radosna i kipiąca \yciem.
- Cześć, Angie. Właśnie cię szukałam, mamo. Chciałam ci powiedzieć, \e
zdecydowaliśmy się z Glenem wyjechać. Omówiliśmy wszystko i zrozumiałam, \e on woli
pracować przy samolotach ni\ w hotelarstwie. Dostał wspaniałą ofertę z pewnej firmy w
Seattle, prawda, kochanie?
Glen uśmiechnął się, patrząc na swoją promieniejącą \onę.
- Myślę, \e to będzie dobra praca. I \e Kim spodoba się w Seattle.
- Na pewno mi się spodoba - oświadczyła Kim.
W drzwiach pokazał się Derwin z głębokim marsem na czole.
- Co się tu, do diabła, dzieje? Podobno Owen zaoferował ci stanowisko głównego
in\yniera, Glen? Czy to prawda?
- Prawda - przyznał Glen wesoło. - Ale odrzuciłem jego propozycję.
- Co takiego? Chyba nie mówisz powa\nie?
- Jak najbardziej powa\nie. - Glen spojrzał na zegarek, a potem na Kim, - Chodzmy
się lepiej pakować. Twój brat obiecał zawiezć nas motorówką na drugi brzeg do samochodu.
Mamy przed sobą długą drogę.
- Nie martw się. Za pół godziny będę gotowa. - Kim odwróciła się do Angie z
uśmiechem. - Dziękuję ci, Angie. Czuję w tym twoją rękę. Ten mój okropny brat potrafi być
uparty jak osioł.
- Myślę, \e po prostu jest trochę zbyt nadopiekuńczy - mruknęła Angie. -
Zaobserwowałam tę samą cechę u mojego brata, Harry'ego. Starsi bracia często się tak za-
chowują wobec swoich młodszych sióstr.
- Mo\e masz rację - pokiwała głową Kim. - Nigdy mi to nie przyszło go głowy.
Uwa\ałam, \e Owen jest po prostu władczy i arogancki. - Podeszła do Angie i uścisnęła ją. -
Wiesz, cieszę się, \e będziemy mieć cię w rodzinie.
- Dziękuję - powiedziała Angie, wzruszona i zaskoczona tym odruchem serdeczności.
Glen roześmiał się cicho. [ Pobierz całość w formacie PDF ]