[ Pobierz całość w formacie PDF ]

go bardzo wciągnąć ta zabawa z Blackiem, bo zapomniał nawet o swoim
głodzie. Wyszła więc na werandę i przez chwilę przyglądała się, jak biegają
razem po ogrodzie. Jej syn naprawdę miał smykałkę do zwierząt. Za każdym
razem przychodziło jej to do głowy, gdy patrzyła na ich harce. Po chwili zza
domu wyłonił się Cole, który podlewał trawnik. Uśmiechnęła się do niego i
zawołała syna.  Jeff, chodz, zrobiłam ci pyszną kanapkę.
 Już idę, chwilka. Popatrz  krzyknął, rzucając przed siebie piłkę.
Labrador pobiegł za nią, schwycił ją w pysk i zadowolony biegał w kółko.
 Do nogi, Blackie!  zawołał Jeff, a gdy pies stanął obok niego,
powiedział, śmiejąc się:  Teraz ty rzucasz!
 A niby jak ma to zrobić?  zdziwiła się Robin pomysłem syna.
 NaprawdÄ™ umie, popatrz tylko.
I faktycznie, Blackie podskoczył, odrzucił głowę do tyłu i piłka poleciała
w kierunku ulicy.
 Zaraz ją złapię!  krzyknął Jeff.
Robin spojrzała na Cole'a, ale niespodziewanie zamiast uśmiechu
dostrzegła przerażenie malujące się na jego twarzy. Upuścił wąż i z krzykiem
121
R
L
T
ruszył pędem przed siebie. Była, podobnie jak jej syn, tak bardzo oczarowana
umiejętnościami Blackiego, że nie zauważyła nadjeżdżającego samochodu,
który zmierzał wprost na Jeffa.
122
R
L
T
ROZDZIAA ÓSMY
 Jeff! Uważaj!  krzyknęła co sił i ugięły się pod nią kolana. Widziała,
jak Cole w ostatniej sekundzie chwyta Jeffa wpół i odciąga go na bok,
dosłownie tuż sprzed maski samochodu. Potem razem upadli na trawę.
Podbiegła do nich, krzycząc niemiłosiernie.  Tyle razy ci mówiłam, Jeff, tyle
razy, żebyś się rozglądał, zanim wybiegniesz na ulicę!  Jej głos był piskliwy i
histeryczny.  Za ten kaskaderski wyczyn zasługujesz na takie lanie, jakiego
jeszcze nigdy nie dostałeś!  krzyknęła, wybuchając płaczem. Nie była w
stanie zapanować nad nerwami.
 Ale ja widziałem ten samochód  bronił się Jeff.  Zatrzymałbym się,
naprawdę...  Mówiąc to, wstał z trawy, otrzepał się i zrobił obrażoną minę, by
uzmysłowić wszystkim, że taka panika nie była potrzebna.
 Wracaj do domu  powiedziała głosem nie znoszącym sprzeciwu. Tak
się trzęsła, że trudno jej było mówić.
Chłopiec, z opuszczoną głową, bez gadania poszedł w kierunku domu.
Blackie, nie rozumiejąc, co się dzieje, pobiegł za nim z piłką w pysku.
Najwyrazniej chciał dokończyć grę.
 Koniec zabawy na dziś  wycedził Jeff ze złością na tyle głośno, by to
usłyszała.  Moja mama dostała ataku paniki i zostaliśmy za to ukarani.
Cole nie otrząsnął się tak szybko po tym zdarzeniu jak Jeff. Wciąż
siedział na ziemi, pocierając nerwowo ręką czoło. Był blady jak kreda, a na
jego twarzy wciąż malowało się skrajne przerażenie.
 Wszystko jest w porządku  powiedziała, ocierając łzy, i uklękła obok
niego.  Nic się Jeffowi nie stało.
Cole, wyraznie nieobecny, tylko pokiwał głową. Wzrok miał pusty i nie
mógł wydusić ani słowa.
123
R
L
T
 Cole... Dobrze się czujesz? Nic sobie nie zrobiłeś?
 Nie, nie wiem...  wycedził z trudem przez zaciśnięte wargi i pokręcił
głową. Potem uśmiechnął się blado, lecz spojrzenie wciąż miał jakby
niewidzące.  Przez chwilę myślałem, że Jeff nie zauważył samochodu i... nie
wiem... Gdyby mu się coś stało...
 Nic się nie stało, wszystko jest w porządku, bardzo ci dziękuję za
szybką reakcję.  Obiema dłońmi pogładziła go po twarzy, pragnąc dodać mu
otuchy, chociaż sama czuła się okropnie. Tyle razy w ciągu ostatnich tygodni
snuła podejrzenia, że uczucie Cole'a ma więcej wspólnego z chęcią znalezienia
sobie rodziny niż z miłością do niej. Ale teraz nagle nie miało to znaczenia.
Niespodziewanie Cole objÄ…Å‚ jÄ… mocno w talii, przyciÄ…gnÄ…Å‚ do siebie i
skrył twarz w jej włosach. Ciężko oddychał, a serce omal nie wyskoczyło mu z
klatki piersiowej.
 Chodz, wejdziesz do mnie i napijemy się kawy  powiedziała.
Wydał z siebie cichy pomruk zgody, ale nawet nie drgnął, jakby nie
zamierzał jej puścić. Zresztą ona również się nie poruszyła, tylko zatopiła mu
ręce we włosach i przycisnęła policzek do jego policzka. Napawali się tą
chwilą bliskości, a gdy minął już najgorszy strach, Cole powiedział niemal
szeptem:
 Straciłem syna...  Słowa te zdawały się pochodzić z najgłębszych
zakamarków jego duszy. Było w nich takie cierpienie, które mógł zrozumieć
tylko ktoś, kto sam przeżył podobną tragedię.  W wypadku samochodowym,
sześć lat temu  wyznał.
 Wiem, słyszałam o tym...
Wtedy odsunął się i uniósł wzrok. Gorycz mieszała się z zakłopotaniem.
 Kto ci powiedział?
 Joyce Wallach, przyjazniliście się...
124
R
L
T
Cole zamknÄ…Å‚ na chwilÄ™ oczy.
 Kiedyś tak, to prawda.  Pokiwał głową.
 Chyba dobrze mi zrobi kawa.
Oboje wstali, a Cole objął ją wpół, lecz sam nie wiedział, czy po to, by
dać jej wsparcie, czy raczej po to, by samemu się wesprzeć. Przed domem na
schodach siedział Jeff z brodą opartą na kolanach. Blackie, jak zwykle lojalny,
leżał u jego stóp.
Gdy otworzyła drzwi, Jeff spojrzał za nimi i powiedział raz jeszcze z
wyrzutem:
 Widziałem ten samochód, naprawdę, wszystkim się zawsze tak
przejmujesz... Ale co się stało Cole'owi?  Spojrzał na sąsiada, a potem na
mamę.  Nie wygląda dobrze. Nic ci nie zrobiłem, jak upadaliśmy?  zwrócił
siÄ™ do Cole'a zmartwiony.
 Nie, wszystko w porządku  powiedział słabym głosem Cole.
 To nie brzmi przekonująco.  Jeff zmarszczył brwi.  Jesteś całkowicie
pewien, że nic ci nie jest?
 Tak.
Jeff pokiwał głową bez przekonania.
 OK... skoro tak mówisz.
 Ty też nie wyglądasz najlepiej  odwzajemnił mu się Cole.
 Zrobi mi siÄ™ lepiej, jak siÄ™ dowiem, jakie mama ma plany wobec mnie.
Dlaczego mi nie wierzycie, naprawdę zamierzałem zatrzymać się przy krawęż-
niku, serio no...
Zwietny materiał na prawnika, pomyślała Robin, patrząc na synka.
 Może moja reakcja była trochę przesadna  przyznał Cole. Rozłożył
ramiona, a Jeff bez chwili wahania przytulił się do niego.
125
R
L
T
Cole zamknął oczy, jakby w cichej wdzięczności za życie Jeffa. Był
bezpieczny i tylko to się liczyło.
 Nie chciałem cię przestraszyć, zatrzymałbym się...
 Wiem, a przynajmniej mam taką nadzieję, bo nie mogę być zawsze w
pogotowiu...
Cole wypuścił chłopca z uścisku i westchnął ciężko. Potem spojrzał na
Robin.
 Mówiłaś coś o kawie?
 Tak, już robię. Jeff, możesz iść do ogrodu, ale nigdzie nie odchodz i nie
rzucaj daleko piłką, żeby Blackie nie wybiegał za posesję.
 Dobrze, mamo, ale co, to już wszystko? Nie dostanę żadnej kary? No,
tak, jasne że nie  poprawił się szybko.  Przecież w końcu nic się nie stało.
Dzięki, mamo  zawołał i zbiegł po schodach, a Blackie zaraz za nim.
Robin odetchnęła z ulgą. Sytuacja była opanowana. Nalała kawę do [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl