[ Pobierz całość w formacie PDF ]

błysnęły w uśmiechu.  Aloha au ia óe, Leila.
Po raz kolejny była bliska łez. Jason wyznał jej miłość. Robił to właściwie
nieustannie, ale tym razem było to wyznanie szczególne, bo w jej ojczystym
języku. Powiedział to powoli i z trudem, ale powiedział.
 Jasonie, skąd ty...
 Nana, twoja babcia. Ona mnie nauczyła.
 Trzeba przyznać, \e dziś jest wieczór pełen niespodzianek!
 Owszem, ale na tym nie koniec. Mam w zanadrzu jeszcze pełen pakiet.
Chodz...  Uło\ył ją na materacu i przykrył swoim ciałem.  A teraz, kochanie,
przystąpimy do skonsumowania naszego mał\eństwa...
Epilog (Kelly Leslie)
Po raz pierwszy w \yciu Daisy O Reilly miała okazję się przekonać, \e
szczęście rzeczywiście sprzyja Irlandczykom, a ju\ w pierwszym rzędzie młodym
Irlandkom, bo na głowę Daisy O Reilly wcale nie posypały się gromy. śadna z
narzeczeńskich par, do których wysłała niewłaściwe gad\ety, nie zgłosiła
reklamacji. Cisza. Jakby te pary z tej pomyłki były nawet zadowolone...
Niestety do pełni szczęścia było jeszcze daleko. Minęło kilka tygodni, a Neil
nadal się nie pojawiał. Na pewno przepłoszyła go swoim głupim zachowaniem, bo
następnego dnia przyjechał inny kurier, to znaczy ten co zwykle. A Daisy pozostało
tylko rozmyślanie. Jak by to było, gdyby wtedy tamtemu kurierowi, Neilowi,
powiedziała to, o co prosił.
Jedno słowo. Swoje imię. Daisy.
Trudno. Tamtego dnia była w fatalnym nastroju, na pewno nie w takim, \eby
dać facetowi szansę. Ale tamten dzień jednocześnie nie był tak do końca tragiczny,
bowiem bezceremonialna uwaga Trudy na temat kontaktów Daisy z facetami
skłoniła rzeczoną Daisy do naprawdę głębokich rozwa\ań, które trwały blisko
miesiąc. Pod koniec miesiąca Daisy była skłonna przyznać kuzynce rację.
Szukała miłości u ró\nych \yciowych ofiar, co dawało jej swego rodzaju
komfort psychiczny, bo kiedy w końcu zostawała sama, miała na kogo zwalić winę.
Có\, tak naprawdę Daisy miała kompleksy. Nie ceniła siebie. Nie wierzyła, \e
mógłby pokochać ją jakiś normalny facet. Pokochać taką, jaka jest i pokochać na
zawsze.
Tak więc koniec miesiąca oznaczał przełom. Wyciągnęła pewne istotne
wnioski, na co oczywiście potrzebowała trochę czasu, dogłębnie wysondowała
swoją duszę i spo\yła sporą ilość lodów firmy Ben and Jerry. Wnioski ogólnie
mo\na było uznać za optymistyczne. Bo mo\e wcale nie jest tak zle. Mo\e ona,
Daisy, ma jednak coś do zaofiarowania facetowi na poziomie. I mo\e nawet jej
nale\y się od \ycia jakiś miły człowiek, prawdziwa miłość, a nawet złota obrączka
i któryś z tych głupawych ślubnoweselnych gad\etów, które sprzedawała ka\dego
dnia.
Powy\sze wnioski zdecydowanie poprawiły jej nastrój.
 Mo\e wcale nie jest za pózno!  powiedziała sobie, wchodząc pewnego
dnia do pokoju, gdzie szykowano wysyłkę.
 Na co?  spytał jakiś męski glos.  Na co nie jest jeszcze za pózno?
Szok. Daisy, prawie wstrzymując oddech, powoli odwróciła głowę. Tak, to
był Neil. Spoglądał na nią z taką samą \yczliwością i zainteresowaniem, jak
tamtego dnia, kiedy spotkali się po raz pierwszy.
Uśmiechnęła się powoli, miło i z zadowoleniem. Los dał jej przecie\ jeszcze
jedną szansę, a ona miała nieodparte przeczucie, \e mo\e zdarzyć się coś
cudownego, oczywiście pod warunkiem, \e sama temu nie przeszkodzi.
 Na co nie jest jeszcze za pózno?  spytał ponownie Neil cichym głosem, a
pytanie to było takie jakieś... nabrzmiałe treścią. Jakby Neil wierzył w ró\ne
dziwne rzeczy typu zrządzenie losu i tak dalej.
 Na to, \eby powiedzieć ci moje imię. Panie Bo\e, spraw, \eby on jeszcze
chciał... Chyba chciał.
Poło\ył clipboard na biurku, podszedł do niej i wyciągnął rękę.
Podała mu swoją. W chwili, kiedy dotknął jej palców, poczuła iskierkę.
Iskierkęprzeczucie, iskierkęznak, \e stanie się coś nieuniknionego.
Delikatnie uścisnął jej dłoń.
 Cześć. Jestem Neil. Miło mi cię poznać.
 Cześć. Jestem Daisy. Mnie równie\ bardzo miło cię poznać.
Potem zapadła cisza, tylko patrzyli na siebie. Niby nic, ale \adne z nich nie
cofało ręki, a Daisy czuła, \e stało się coś bardzo istotnego. Zrobiła pierwszy krok
na początek długiej wędrówki. Krok niedu\y, ale być mo\e jest to najwa\niejszy
krok w jej \yciu.
 Neil...  odezwała się w końcu.  Jest coś, co powinieneś o mnie wiedzieć.
 A coś Jestem Irlandką.  A potem, nie potrafiąc dłu\ej powstrzymać
rozpierającej ją radości, roześmiała się.  Jestem Irlandką, a to znaczy, \e wierzę w
elfy, Neil. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl