[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zwariowany. Claire spróbowała odsunąć się od niego, ale uderzyła się o ścianę. Była drewniana, ale
Claire nie sądziła, by wciąż znajdowała się na strychu w Domu Glassów.
Jason gdzieś ją zabrał, prawdopodobnie przez portal. I nikt z jej przyjaciół nie mógł podążyć tu za nią,
bo nikt nie wiedziałby jak.
Claire miała związane ręce i nogi. Zamrugała, walcząc o odzyskanie przytomności. Trochę zepsuło jej
to humor, bo wraz z jasnością myśli przyszła świadomość tego, w jak fatalnym położeniu się znalazła.
Jason Rosser naprawdę był szaleńcem. Zledził Eve. Ponoć zabijał dziewczyny w mieście. Z całą
pewnością zranił Shane'a i zaatakował na balu Amelie, gdy ta starała się mu pomóc.
Nikt w Domu Glassów nie wiedziałby, jak jej pomóc. Dla nich po prostu... zniknęła.
- Czego chcesz? - spytała zachrypniętym i wystraszonym głosem.
Jason wyciągnął rękę i odgarnął jej włosy z twarzy. Claire otrząsnęła się z obrzydzenia. Nie podobał jej
się ten dotyk.
- Wyluzuj, mała, nie jesteś w moim typie - wycedził. - Ja tylko wypełniam polecenia. Kazano mi cię tu
przyprowadzić, to cię przyprowadziłem.
- Kazano?
Ciszę zakłócił wibrujący, jedwabisty śmiech. Jason obejrzał się przez ramię. Osoba, która ich
obserwowała, do tej pory niewidoczna, teraz pokazała się w kręgu wątłego światła.
Ysandre, blada dziewczyna Bishopa. Piękna, owszem. Delikatna jak kwiat jaśminu, o wielkich,
błyszczących jak woda oczach i uroczo zaokrąglonej twarzy.
Była jak trucizna zamknięta w pięknej butelce.
- No proszę - powiedziała, przyklękając obok Claire - kogo my tu mamy? - Ysandre przesunęła
paznokciem po policzku Claire, raniąc ją do krwi. - I gdzie twój śliczny chłopiec, panno Claire? Ja
jeszcze z nim nie skończyłam. Nawet dobrze nie zaczęłam.
Claire czuła strach i gniew, co całkiem rozstroiło jej osłabiony żołądek.
- On także jeszcze z tobą nie skończył - odparowała, usiłując się uśmiechnąć równie lodowato, jak
potrafili Amelie czy Oliver. - Może rozejrzyj się za nim, z pewnością bardzo się ucieszy na twój widok.
- Kiedy się spotkamy, nie omieszkam zapewnić mu odpowiedniej rozrywki - zamruczała Ysandre. - A
teraz pogadajmy sobie jak dwie przyjaciółki, prawda, jakie to miłe?
Niespecjalnie. Claire usiłowała oswobodzić się z więzów, ale Jason dobrze się spisał. Tylko otarła
sobie ręce. Ysandre chwyciła ją za ramię i cisnęła mocno o ścianę. Przez sekundę wydawało się, że
czerwone, pełne usta Ysandre zawisły uśmiechnięte w powietrzu jak u wampirycznej wersji kota z
Cheshire.
- Milusie - wycedziła Ysandre. - Szkoda, że nie ma wśród nas pana Shane'a, ale mój drogi pomocnik
trochę się martwi spotkaniem z tym panem. Tyle złej krwi. - Zaśmiała się cicho. - No cóż, jakoś sobie
poradzimy. Z tego co wiem, Amelie cię lubi i masz na sobie tę śliczną złotą bransoletkę, więc
poradzisz sobie znakomicie.
- Z czym?
- Niczego ci nie zdradzę, skarbie. - Uśmiech Ysandre był naprawdę przerażający. - Miasto czeka
szalona noc. Naprawdę dzika. A ty zobaczysz wszystko z bliska. Musisz przyglądać się uważnie.
Eve natychmiast miałaby celną ripostę, ale Claire musiała się zadowolić wściekłym spojrzeniem.
Marzyła, by wreszcie przestała ją boleć głowa. Czym on ją uderzył? Autobusem? Nie wierzyła, że
Jason był zdolny do tak potężnego ciosu.
Nie próbuj mnie szukać, Shane. Nie. Ostatnie, czego pragnęła, to zobaczyć, jak Shane biegnie jej na
ratunek i staje oko w oko z facetem, który go zranił i wampirzycą, która kiedyś miała nad nim władzę.
O nie, musiała sama się z tego wykaraskać.
Krok pierwszy: ustalić, gdzie jest. Claire nie przerywała Ysandrze monologu, w którym wampirzyca
opisywała z lubością najróżniejsze plany. Claire wolała sobie ich nie wyobrażać, zwłaszcza że plany te
dotyczyły jej... Zamiast tego próbowała zidentyfikować otoczenie. Nie wyglądało znajomo, ale to nie
stanowiło jeszcze żadnej wskazówki. Claire mieszkała w Morganville od niedawna. W wielu miejscach
jeszcze nigdy nie była.
Chwila.
Claire skoncentrowała się na pudle, na którym siedział Jason. Widniał na nim jakiś stempel. W
półmroku trudno było odczytać napis, ale Claire doszła do wniosku, że głosi on Bricks - kawa hurt .
Teraz uświadomiła sobie, że wokół roznosił się zapach kawy silniejszy niż woń brudu i mokrego
drewna.
A potem przypomniała sobie, jak Eve śmiała się z Olivera, że kupuje kawę od firmy, która nazywa się
Ceglarnia. Faktycznie smakuje jak zmielone cegły, powiedziała Eve. Kiedy zamawiasz smakową,
dodają zaprawy.
W mieście były tylko dwie kafejki: Common Grounds Olivera i bar uniwersytecki. To miejsce nie
wyglądało jak kampusowa kawiarnia, która nie była ani stara, ani drewniana.
To znaczy... że znalazła się w Common Grounds? Ale jakim cudem, przecież tam nie prowadził żaden
portal?
Może Oliver ma magazyn. Claire uznała tę myśl za rozsądną, bo wampiry zarządzały wieloma [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
zwariowany. Claire spróbowała odsunąć się od niego, ale uderzyła się o ścianę. Była drewniana, ale
Claire nie sądziła, by wciąż znajdowała się na strychu w Domu Glassów.
Jason gdzieś ją zabrał, prawdopodobnie przez portal. I nikt z jej przyjaciół nie mógł podążyć tu za nią,
bo nikt nie wiedziałby jak.
Claire miała związane ręce i nogi. Zamrugała, walcząc o odzyskanie przytomności. Trochę zepsuło jej
to humor, bo wraz z jasnością myśli przyszła świadomość tego, w jak fatalnym położeniu się znalazła.
Jason Rosser naprawdę był szaleńcem. Zledził Eve. Ponoć zabijał dziewczyny w mieście. Z całą
pewnością zranił Shane'a i zaatakował na balu Amelie, gdy ta starała się mu pomóc.
Nikt w Domu Glassów nie wiedziałby, jak jej pomóc. Dla nich po prostu... zniknęła.
- Czego chcesz? - spytała zachrypniętym i wystraszonym głosem.
Jason wyciągnął rękę i odgarnął jej włosy z twarzy. Claire otrząsnęła się z obrzydzenia. Nie podobał jej
się ten dotyk.
- Wyluzuj, mała, nie jesteś w moim typie - wycedził. - Ja tylko wypełniam polecenia. Kazano mi cię tu
przyprowadzić, to cię przyprowadziłem.
- Kazano?
Ciszę zakłócił wibrujący, jedwabisty śmiech. Jason obejrzał się przez ramię. Osoba, która ich
obserwowała, do tej pory niewidoczna, teraz pokazała się w kręgu wątłego światła.
Ysandre, blada dziewczyna Bishopa. Piękna, owszem. Delikatna jak kwiat jaśminu, o wielkich,
błyszczących jak woda oczach i uroczo zaokrąglonej twarzy.
Była jak trucizna zamknięta w pięknej butelce.
- No proszę - powiedziała, przyklękając obok Claire - kogo my tu mamy? - Ysandre przesunęła
paznokciem po policzku Claire, raniąc ją do krwi. - I gdzie twój śliczny chłopiec, panno Claire? Ja
jeszcze z nim nie skończyłam. Nawet dobrze nie zaczęłam.
Claire czuła strach i gniew, co całkiem rozstroiło jej osłabiony żołądek.
- On także jeszcze z tobą nie skończył - odparowała, usiłując się uśmiechnąć równie lodowato, jak
potrafili Amelie czy Oliver. - Może rozejrzyj się za nim, z pewnością bardzo się ucieszy na twój widok.
- Kiedy się spotkamy, nie omieszkam zapewnić mu odpowiedniej rozrywki - zamruczała Ysandre. - A
teraz pogadajmy sobie jak dwie przyjaciółki, prawda, jakie to miłe?
Niespecjalnie. Claire usiłowała oswobodzić się z więzów, ale Jason dobrze się spisał. Tylko otarła
sobie ręce. Ysandre chwyciła ją za ramię i cisnęła mocno o ścianę. Przez sekundę wydawało się, że
czerwone, pełne usta Ysandre zawisły uśmiechnięte w powietrzu jak u wampirycznej wersji kota z
Cheshire.
- Milusie - wycedziła Ysandre. - Szkoda, że nie ma wśród nas pana Shane'a, ale mój drogi pomocnik
trochę się martwi spotkaniem z tym panem. Tyle złej krwi. - Zaśmiała się cicho. - No cóż, jakoś sobie
poradzimy. Z tego co wiem, Amelie cię lubi i masz na sobie tę śliczną złotą bransoletkę, więc
poradzisz sobie znakomicie.
- Z czym?
- Niczego ci nie zdradzę, skarbie. - Uśmiech Ysandre był naprawdę przerażający. - Miasto czeka
szalona noc. Naprawdę dzika. A ty zobaczysz wszystko z bliska. Musisz przyglądać się uważnie.
Eve natychmiast miałaby celną ripostę, ale Claire musiała się zadowolić wściekłym spojrzeniem.
Marzyła, by wreszcie przestała ją boleć głowa. Czym on ją uderzył? Autobusem? Nie wierzyła, że
Jason był zdolny do tak potężnego ciosu.
Nie próbuj mnie szukać, Shane. Nie. Ostatnie, czego pragnęła, to zobaczyć, jak Shane biegnie jej na
ratunek i staje oko w oko z facetem, który go zranił i wampirzycą, która kiedyś miała nad nim władzę.
O nie, musiała sama się z tego wykaraskać.
Krok pierwszy: ustalić, gdzie jest. Claire nie przerywała Ysandrze monologu, w którym wampirzyca
opisywała z lubością najróżniejsze plany. Claire wolała sobie ich nie wyobrażać, zwłaszcza że plany te
dotyczyły jej... Zamiast tego próbowała zidentyfikować otoczenie. Nie wyglądało znajomo, ale to nie
stanowiło jeszcze żadnej wskazówki. Claire mieszkała w Morganville od niedawna. W wielu miejscach
jeszcze nigdy nie była.
Chwila.
Claire skoncentrowała się na pudle, na którym siedział Jason. Widniał na nim jakiś stempel. W
półmroku trudno było odczytać napis, ale Claire doszła do wniosku, że głosi on Bricks - kawa hurt .
Teraz uświadomiła sobie, że wokół roznosił się zapach kawy silniejszy niż woń brudu i mokrego
drewna.
A potem przypomniała sobie, jak Eve śmiała się z Olivera, że kupuje kawę od firmy, która nazywa się
Ceglarnia. Faktycznie smakuje jak zmielone cegły, powiedziała Eve. Kiedy zamawiasz smakową,
dodają zaprawy.
W mieście były tylko dwie kafejki: Common Grounds Olivera i bar uniwersytecki. To miejsce nie
wyglądało jak kampusowa kawiarnia, która nie była ani stara, ani drewniana.
To znaczy... że znalazła się w Common Grounds? Ale jakim cudem, przecież tam nie prowadził żaden
portal?
Może Oliver ma magazyn. Claire uznała tę myśl za rozsądną, bo wampiry zarządzały wieloma [ Pobierz całość w formacie PDF ]