[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Mo\e jednak pójdziemy do Karoliny, na pewno ma wosku pod dostatkiem -
roześmiała się Zuzia. A nas znowu zaczęło nurtować pytanie: co chciała osiągnąć Karolina,
zapraszając Emmę? A raczej zaczęłoby nas nurtować... bo, zanim na dobre zdą\yłyśmy je
sobie zadać, ktoś nerwowo zadzwonił do furtki. Trzy długie dzwonki i jeszcze dwa krótkie.
Jakby coś się stało...
- Je\eli oka\e się, \e to Karolina, chyba zemdleję z wra\enia - powiedziała Julka. -
Emma, mówiłaś jej, \e idziesz do śaby?
- To nie Karolina! - pisnęła Zuzia, wyglądając przez okno. Co one wszystkie mają z
tym piszczeniem? Czy w andrzejki nawet najmądrzejsze dziewczyny głupieją? A mo\e ja te\
tak piszczę, tylko o tym nie wiem?
- To Tomek - syknęła Zuzia w moją stronę.
- Jak w pamiętniku twojej babci! Ukochany przyszedł błagać twoją matkę o twą rękę
w andrzejkową noc - rozmarzyła się Julka. - Jakie to romantyczne!
- Jeśli wejdzie do gabinetu mamy, przestanie być romantycznie - powiedziałam,
wbijając sobie paznokcie w udo, \eby nie zemdleć. - W czasie operacji nie jest tam ładnie i
miło. Krew, zapach leków, kroplówka...
A potem nagle poczułam, \e nawet najmocniejsze wbijanie paznokci nic mi nie
pomo\e. I to wcale nie dlatego, \e zrobiło mi się słabo na myśl o lekach i skalpelu. Było mi
bardzo, bardzo słabo, ale z powodu Tomka. Czy naprawdę historia miała się powtórzyć? Czy
on naprawdę przyszedł wyznać mi miłość? Tak jak ten nieznany mi Tomasz przed
pięćdziesięcioma laty do babci?
- Historia lubi się powtarzać - szepnęłam i zemdlałam. Oczywiście, nie miałam
pojęcia, \e mdleję. Ale chyba musiałam zemdleć, skoro zupełnie nie pamiętałam, jak Tomek
wszedł do mojego domu, i nie miałam pojęcia, \e ktoś zrobił mu kakao. Pewnie babcia -
miało przecie\ na wierzchu taką śliczną piankę. Nikt nie umie zrobić takiej pianki jak babcia.
No i gdybym nie zemdlała, na pewno nie usłyszałabym, otwierając oczy, głosu babci:
- Moja panno, te twoje omdlenia powinny się nareszcie skończyć! To wstyd tak ciągle
mdleć z byle powodu, na samą myśl o zastrzyku albo zakładaniu szwów. Nie zapominaj, z
jakiej pochodzisz rodziny!
- Z Aaniewskich - powiedziałam posłusznie i spróbowałam usiąść. Powoli, oddychając
bardzo głęboko. Oglądanie sufitu pośród poduszek uło\onych na kuchennej podłodze jest
przecie\ znacznie mniej interesujące ni\ oglądanie twarzy moich przyjaciółek, babci i... Tom-
ka! Zawsze, gdy dochodzę do siebie po omdleniu, nie bardzo wiem, co się dzieje wokół mnie.
I tym razem te\ zupełnie nie pamiętałam, \e on był przy furtce, zupełnie nie pamiętałam
ostatniej sceny, tego, jak Zuzka zobaczyła go przez okno. A tu nagle taki szok! Tomek, mój
Tomek, siedzi na zielonym krześle, przy zielonym stole, pije kakao z zielonego kubka i patrzy
na mnie z ogromną troską. Kompletnie mnie zatkało na jego widok! Czułam się, jakbym
miała zemdleć po raz drugi. Ale ja nie chciałam mdleć! Nie chciałam ju\ le\eć na podłodze!
Chciałam siedzieć z nim przy stole, chciałam na niego patrzeć tak jak on na mnie... mo\e bez
troski, ale tak samo uwa\nie... Chciałam z nim porozmawiać, skoro ju\ tu był.
- Wrodziłaś się, niestety, w ojca. Ta jego delikatność... Ale doprawdy, musisz
wiedzieć, \e tak nie powinna się zachowywać gospodyni - babcia widocznie uparła się, \eby
mnie upokorzyć na oczach Tomka. - Kolega i kole\anka przychodzą cię odwiedzić, a ty po
prostu mdlejesz na ich widok. Jeszcze pomyślą, \e są tu niemile widziani!
- Kolega i kole\anka? - uśmiechnęłam się, poprawiając okulary. Zawsze mi spadają,
kiedy mdleję! Swoją drogą, pomyślałam, babcia powinna być lepsza z matematyki. To są
przecie\ trzy kole\anki, a nie jedna. I wcale nie zemdlałam na ich widok, przyszły tu razem ze
mną, widziałam je od rana, cały czas...
- Dobrze, \e Julia, Emma i Zuzanna były na miejscu i przejęły rolę pań domu podczas
twojej niedyspozycji - mówiła wcią\ babcia ze swoją słodko - kwaśną miną. - Zajęły się nie
tylko układaniem cię na poduszkach i cuceniem, ale te\ gośćmi. Zachowały się naprawdę
znakomicie.
Zajęły się gośćmi? To znaczy Tomkiem i kim? Przyniósł w kieszeni konika polnego
albo jedwabnika? Gdyby był z nim ktoś większy od myszy, chyba musiałabym go zauwa\yć?
- Jaka śliczna łazienka, cała zielona - nagle dobiegł do mnie cienki, dziewczęcy głosik.
Zbli\ał się wyraznie, za moimi plecami. Nadciągał od strony łazienki.
- Marysia? - znów zakręciło mi się w głowie. Sama nie wiedziałam, czy dlatego, \e
odwróciłam się tak gwałtownie, \eby zobaczyć właścicielkę cienkiego głosiku, czy raczej z
powodu odkrycia, \e Tomek przyszedł tu z Marysią. Marysią z mojej klasy! Cichutką,
niepozorną szarą myszką, która chyba nigdy nie odzywała się niepytana. A pytana
czerwieniła się i spuszczała głowę. Mój dryblas przyprowadził dziewczynę uczesaną w ciasno
spleciony warkoczyk, dziewczynę noszącą tarczę i tornister jak pierwszoklasistka. A ja
prawie uwierzyłam, \e chciał mi się oświadczyć! Prawie uwierzyłam, \e historia lubi się
powtarzać i \e moje andrzejki będą tak romantyczne jak te mojej babci, chyba z pół wieku
temu. Ale\ byłam głupia!
- Przyszedłeś przedstawić mi swoją nową dziewczynę? - zapytałam Tomka najbardziej
lodowatym tonem, na jaki było mnie stać. Nie wypadł najlepiej, bo strasznie od tego mdlenia
zaschło mi w gardle. Ale nadrabiałam treścią! - Nie musiałeś się trudzić, ja ju\ znam Marysię,
chodzi ze mną do klasy. Miło wiedzieć, \e to twoja nowa dziewczyna.
- Dziewczyna? - Tomek spojrzał na mnie tak, jakby za moimi plecami stał wielki,
biały duch. W tym domu wszystko było mo\liwe, ducha te\ spotkałam tu przynajmniej raz...
Ale teraz chyba jednak nie chodziło o ducha, lecz o mnie. - śaba, zwariowałaś, jaka
dziewczyna? Dopiero się poznaliśmy. Dzisiaj, godzinę temu.
- I miłość uderzyła w was jak grom z jasnego nieba? - kpiłam, byłam nieprzyjemna...
ale wszystko było lepsze od płaczu w jego obecności. - No có\, takie rzeczy podobno się
zdarzają. Miłość od pierwszego wejrzenia, tak? Gratuluję!
- śaba, co ty? - Marysia robiła się na przemian blada i czerwona. - Ty myślisz, \e ja...
- Kurczę, uspokój się, to nie tak - syknęła Zuzia i pociągnęła mnie mocno za rękaw.
Coś w jej tonie kazało mi się zastanowić i milczeć, chocia\ przez chwilę. Zuzia nie mówiłaby,
\e to nie tak, gdyby było właśnie tak, jak myślę. Ona nie pocieszałaby mnie w taki głupi,
nieprawdziwy sposób. Ka\dy, ale nie Zuzia. Skoro więc mówi, \e to nie tak...
- Marysia przyszła do mnie - powiedziała Julka. - Nie wiedziała, gdzie mieszkasz, ani
gdzie szukać Emmy lub Zuzki... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl