[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wtem ktoś spojrzał na Giocondę i osłupiał,
Za nim inni popatrzyli i pobledli,
I powstała atmosfera nader głupia.
Gucio Dreptak, nie spostrzegłszy co jest grane,
Chciał obrady ju\ zagaić dziarskim tonem,
Wtem ktoś spytał go półszeptem: - Mamy zmianę!
I dyskretnie wskazał wzrokiem piękną Monę.
Pró\no Gucio im wyjaśniał, kim jest ona,
Popatrzyli wszyscy nań jak na matołka
I szeptali między sobą: - Jaka Mona?
Kociobrzycka dochrapała się do stołka!
Poznajemy tę cholerę, to jej japa,
Jej to uśmiech słodko-kwaśny, jej wzrok rybi!
Pewnie jest ju\ w ministerstwie ta szantrapa,
Gucio pierwszy się dowiedział, więc ją przybił!
Tutaj wszyscy - młodzie\, starcy i kobiety,
Z planowania, z księgowości i z produkcji,
Jak nie rzucą się gromadnie po portrety -
Wykupili cały nakład reprodukcji!
.. .a w niebiesiech coś stuknęło naraz twardo,
Jakieś okno otworzyło się ze zgrzytem,
Siwą głowę wytknął przezeń Leonardo
I ów popyt obserwować jął z zachwytem.
Michał Anioł, co zawistny był szalenie,
Rzekł ze złością do sławnego starowiny:
- Słuchaj, Leoś, to nie nagłe uwielbienie,
Lecz omyłka, z du\ą dozą wazeliny!
Leonardo się roześmiał na to szczerze,
Zamknął okno, siadł, wymoczył nogi w Styksie,
Po czym odrzekł: - Te\ tak sądzę, ty frajerze,
Ale licznik jednak stuka mi w ZAIKS-ie!
Inscenizacja
Zbudził się Dreptak, światło zaświecił
I sam ju\ nie wie - sen to czy bajka?
W białych koszulach dziwni faceci
Grają czastuszki na bałałajkach,
Tłum znanych osób wokół się snuje -
Czarniecki, Berent, Nobel, Pastrana,
A między nimi Dreptaka wujek,
Co zamiast jajka ugryzł raz granat.
Siadł Dreptak w łó\ku, trzęsie nim trema,
Taki się czuje nikły i drobny,
A tu orkiestra rąbie je t'aime'a
Względnie Niemena "Rapsod \ałobny".
Kręci się Dreptak, składa ukłony
I myśli sobie: - Có\ to za strefa?
A tu tymczasem przez megafony
Słychać wezwanie: - Dreptak do szefa!
I dwaj anieli zdobni w ordery
Zastosowawszy pewien chwyt krzepki,
Znany gdzie trzeba jako "B 4",
Wyprowadzają jego z izdebki.
I wiodą ci go środkiem alei
Pośród okrzyków oraz owacji,
A\ przystanęli z nim u wierzei
Biura miejscowej organizacji.
Tu coś sapnęło jak saturator,
Dzwierze ozwały się zawiasami,
Wyszedł z nich z wolna organizator
I spytał groznie: - Co ze składkami?
A Dreptak prawie przytomność stracił,
Pobladł jak ściana z wielkiego sromu,
Padł na kolana, wszystko zapłacił
I jak niepyszny wrócił do domu.
Organizator zaś, ze swych planów
Skreśliwszy ową wpłatę klienta,
Mruknął do siebie: - Bez tego szpanu
Bym nie wydusił z nich ani centa!
Płazem
Jeden pan miał niewierną \onę
I \ył w rozpaczy oraz wstydzie,
Bowiem zdradzała go z Zenonem
Dreptakiem średnio raz na tydzień,
Zaś gdy wracała, to pod gazem
Będąc, wołała przera\ona:
- Ach, puść mi, puść to, Heniu, płazem,
Więcej nie będę, niech tak skonam!
Ale niestety, ju\ za tydzień
Wychodzi, niby to po smalec,
I znowu\ do Dreptaka idzie,
Co w chacie czekał jak padalec,
I znów, jak za poprzednim razem,
Płacze, narzeka i udaje:
- Ach, puść mi, puść to, Heniu, płazem!
A on jej puszczał, bo był frajer.
A\ wreszcie, gdy ju\ cały powiat
śmiał się, \e \ona kręci Heniem,
Nad Heniem jakby wicher powiał,
Jakby nań przyszło oświecenie,
I wyszlachetniał był zarazem,
I mądrość w nim jak rzeka pluszcze,
I rzekł: - No, jeśli zechcesz płazem,
To ja nie puszczę jej, lecz spuszczę!
O, właśnie wraca ju\ ta zgaga,
Ze smutnym patrzy nań wyrazem,
I -jak zazwyczaj -jego błaga:
-Ach, puść mi, puść to, Heniu, płazem!
Zaś Henio sięgnął za pazuchę,
Szukał przez chwilę za pazuchą,
Wyciągnął taką... o... ropuchę
I jak przysunie \onie w ucho!
Pada na babę raz za razem,
- Co robisz? Prawie \em bez ducha!!!
- Spuszczam ci, siostro, lanie płazem,
Płazem albowiem jest ropucha!
Tu wyjął jeszcze krokodyla,
Choć ten nie płazem jest, lecz gadem,
I jeszcze jej po plecach przylał,
I kazał zająć się obiadem,
I ju\ na zawsze ustał nierząd,
I miłość znów zakwitła mocna!
Tak, tak, systematyka zwierząt
Czasami bywa nam pomocna!
Kajakowcy
Lśnią promienie słoneczka,
Kajakowa wycieczka
Ju\ za chwilę wyruszy daleko!
Personalny załogę
Błogosławi na drogę,
A na pierwszym kajaku - dyrektor!
A na drugim naczelnik,
A na trzecim - dwaj dzielni
Kierownicy ubrani we slipy,
A na czwartym referent
Siedzi wraz z buchalterem,
A za nimi cała reszta ekipy!
Ju\ zabrzmiały sygnały,
Wiosła ju\ zapluskały,
Ruszył w drogę stubarwny peleton.
Tylko w oczach się migli
I znikają wśród figli,
Chlapiąc wodą w dekolty kobietom...
Skrzypią mięśnie sprę\ane,
Gładkie i prą\kowane,
Ciut zwiotczałe od pracy przy biurkach,
A gdy łódz się przechyli,
Zaraz słychać w tej chwili
Trwo\ny okrzyk: Ojej! Wodna kurka!!!
Mkną po gładkiej powierzchni
I podwładni, i zwierzchni,
Ju\ ogromnie daleko są stąd.
A wtem referent Dreptak
Zbladł i cicho wyszeptał:
- Jezu. ta\ my płyniemy pod prąd!
Tu wybuchła panika,
Dyrektor przewodnika
Sklął za taki niepowa\ny stosunek;
Nawet za\ądał fuzji
I krzyczał: - Ja aluzji
Sobie nie \yczę, proszę zmienić kierunek!!!
- Dobrze! - przewodnik odrzekł.
- Z prądem tak\e być mo\e,
Droga równie ciekawa i prosta,
Ale jestem zmuszony [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
Wtem ktoś spojrzał na Giocondę i osłupiał,
Za nim inni popatrzyli i pobledli,
I powstała atmosfera nader głupia.
Gucio Dreptak, nie spostrzegłszy co jest grane,
Chciał obrady ju\ zagaić dziarskim tonem,
Wtem ktoś spytał go półszeptem: - Mamy zmianę!
I dyskretnie wskazał wzrokiem piękną Monę.
Pró\no Gucio im wyjaśniał, kim jest ona,
Popatrzyli wszyscy nań jak na matołka
I szeptali między sobą: - Jaka Mona?
Kociobrzycka dochrapała się do stołka!
Poznajemy tę cholerę, to jej japa,
Jej to uśmiech słodko-kwaśny, jej wzrok rybi!
Pewnie jest ju\ w ministerstwie ta szantrapa,
Gucio pierwszy się dowiedział, więc ją przybił!
Tutaj wszyscy - młodzie\, starcy i kobiety,
Z planowania, z księgowości i z produkcji,
Jak nie rzucą się gromadnie po portrety -
Wykupili cały nakład reprodukcji!
.. .a w niebiesiech coś stuknęło naraz twardo,
Jakieś okno otworzyło się ze zgrzytem,
Siwą głowę wytknął przezeń Leonardo
I ów popyt obserwować jął z zachwytem.
Michał Anioł, co zawistny był szalenie,
Rzekł ze złością do sławnego starowiny:
- Słuchaj, Leoś, to nie nagłe uwielbienie,
Lecz omyłka, z du\ą dozą wazeliny!
Leonardo się roześmiał na to szczerze,
Zamknął okno, siadł, wymoczył nogi w Styksie,
Po czym odrzekł: - Te\ tak sądzę, ty frajerze,
Ale licznik jednak stuka mi w ZAIKS-ie!
Inscenizacja
Zbudził się Dreptak, światło zaświecił
I sam ju\ nie wie - sen to czy bajka?
W białych koszulach dziwni faceci
Grają czastuszki na bałałajkach,
Tłum znanych osób wokół się snuje -
Czarniecki, Berent, Nobel, Pastrana,
A między nimi Dreptaka wujek,
Co zamiast jajka ugryzł raz granat.
Siadł Dreptak w łó\ku, trzęsie nim trema,
Taki się czuje nikły i drobny,
A tu orkiestra rąbie je t'aime'a
Względnie Niemena "Rapsod \ałobny".
Kręci się Dreptak, składa ukłony
I myśli sobie: - Có\ to za strefa?
A tu tymczasem przez megafony
Słychać wezwanie: - Dreptak do szefa!
I dwaj anieli zdobni w ordery
Zastosowawszy pewien chwyt krzepki,
Znany gdzie trzeba jako "B 4",
Wyprowadzają jego z izdebki.
I wiodą ci go środkiem alei
Pośród okrzyków oraz owacji,
A\ przystanęli z nim u wierzei
Biura miejscowej organizacji.
Tu coś sapnęło jak saturator,
Dzwierze ozwały się zawiasami,
Wyszedł z nich z wolna organizator
I spytał groznie: - Co ze składkami?
A Dreptak prawie przytomność stracił,
Pobladł jak ściana z wielkiego sromu,
Padł na kolana, wszystko zapłacił
I jak niepyszny wrócił do domu.
Organizator zaś, ze swych planów
Skreśliwszy ową wpłatę klienta,
Mruknął do siebie: - Bez tego szpanu
Bym nie wydusił z nich ani centa!
Płazem
Jeden pan miał niewierną \onę
I \ył w rozpaczy oraz wstydzie,
Bowiem zdradzała go z Zenonem
Dreptakiem średnio raz na tydzień,
Zaś gdy wracała, to pod gazem
Będąc, wołała przera\ona:
- Ach, puść mi, puść to, Heniu, płazem,
Więcej nie będę, niech tak skonam!
Ale niestety, ju\ za tydzień
Wychodzi, niby to po smalec,
I znowu\ do Dreptaka idzie,
Co w chacie czekał jak padalec,
I znów, jak za poprzednim razem,
Płacze, narzeka i udaje:
- Ach, puść mi, puść to, Heniu, płazem!
A on jej puszczał, bo był frajer.
A\ wreszcie, gdy ju\ cały powiat
śmiał się, \e \ona kręci Heniem,
Nad Heniem jakby wicher powiał,
Jakby nań przyszło oświecenie,
I wyszlachetniał był zarazem,
I mądrość w nim jak rzeka pluszcze,
I rzekł: - No, jeśli zechcesz płazem,
To ja nie puszczę jej, lecz spuszczę!
O, właśnie wraca ju\ ta zgaga,
Ze smutnym patrzy nań wyrazem,
I -jak zazwyczaj -jego błaga:
-Ach, puść mi, puść to, Heniu, płazem!
Zaś Henio sięgnął za pazuchę,
Szukał przez chwilę za pazuchą,
Wyciągnął taką... o... ropuchę
I jak przysunie \onie w ucho!
Pada na babę raz za razem,
- Co robisz? Prawie \em bez ducha!!!
- Spuszczam ci, siostro, lanie płazem,
Płazem albowiem jest ropucha!
Tu wyjął jeszcze krokodyla,
Choć ten nie płazem jest, lecz gadem,
I jeszcze jej po plecach przylał,
I kazał zająć się obiadem,
I ju\ na zawsze ustał nierząd,
I miłość znów zakwitła mocna!
Tak, tak, systematyka zwierząt
Czasami bywa nam pomocna!
Kajakowcy
Lśnią promienie słoneczka,
Kajakowa wycieczka
Ju\ za chwilę wyruszy daleko!
Personalny załogę
Błogosławi na drogę,
A na pierwszym kajaku - dyrektor!
A na drugim naczelnik,
A na trzecim - dwaj dzielni
Kierownicy ubrani we slipy,
A na czwartym referent
Siedzi wraz z buchalterem,
A za nimi cała reszta ekipy!
Ju\ zabrzmiały sygnały,
Wiosła ju\ zapluskały,
Ruszył w drogę stubarwny peleton.
Tylko w oczach się migli
I znikają wśród figli,
Chlapiąc wodą w dekolty kobietom...
Skrzypią mięśnie sprę\ane,
Gładkie i prą\kowane,
Ciut zwiotczałe od pracy przy biurkach,
A gdy łódz się przechyli,
Zaraz słychać w tej chwili
Trwo\ny okrzyk: Ojej! Wodna kurka!!!
Mkną po gładkiej powierzchni
I podwładni, i zwierzchni,
Ju\ ogromnie daleko są stąd.
A wtem referent Dreptak
Zbladł i cicho wyszeptał:
- Jezu. ta\ my płyniemy pod prąd!
Tu wybuchła panika,
Dyrektor przewodnika
Sklął za taki niepowa\ny stosunek;
Nawet za\ądał fuzji
I krzyczał: - Ja aluzji
Sobie nie \yczę, proszę zmienić kierunek!!!
- Dobrze! - przewodnik odrzekł.
- Z prądem tak\e być mo\e,
Droga równie ciekawa i prosta,
Ale jestem zmuszony [ Pobierz całość w formacie PDF ]