[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dół końce szkarłatnofioletowych warg nadawały jej twarzy wyraz powagi. Sprawiając
wrażenie, iż wieści jego klęskę, Siostra Nocy oznajmiła:
- Nasz plan ma jeszcze jeden aspekt, o którym na razie nic nie wiesz. Przejęliśmy
sygnały, z których wynika, że przysparzający nam tylu kłopotów smarkacze Jedi właśnie w
tej chwili lecą z wyprawą na Kashyyyk. Kiedy odlatywali z Yavina Cztery, przesłali
wiadomość, w której żegnali się z matką. Na szczęście Qorl śledzi wszystkie sygnały
wysyłane z okolic tego księżyca do stolicy Rebeliantów.
Spojrzała na podobne do szponów paznokcie, jakby nagle odkryła w nich coś
ciekawego.
- Z początku planowaliśmy zaczekać jeszcze kilka tygodni, zanim rozpoczniemy atak
- ciągnęła - ale teraz... Chwila nie może być lepiej wybrana. - W jej fioletowych oczach
błysnęły iskry radości. - Twoim drugim zadaniem będzie upewnienie się, że Jacen, Jaina i ich
kłopotliwi przyjaciele zostaną raz na zawsze... usunięci z drogi, tak żebyśmy wyruszając na
podbój galaktyki, nie musieli się martwić o to, iż pokrzyżują nasze plany.
Kiedy młodzieniec dowiedział się, na czym ma polegać drugie zadanie, przełknął
kluchę, jaka utkwiła w gardle, ale nie odpowiedział ani słowem. Jacen, a zwłaszcza jego
siostra Jaina, od najmłodszych lat byli jego najlepszymi przyjaciółmi. Ich drogi jednak się
rozeszły, kiedy bliznięta odleciały, aby kształcić się w akademii Jedi. Pozostawiły Zekka na
Coruscant, żeby wiódł, tak jak dotąd, niewesołe życie. Chłopak nie miał żadnej nadziei na
lepszą przyszłość, dopóki nie odnalezli go przedstawiciele Akademii Ciemnej Strony.
- W porządku - odparł w końcu ochryple i ponuro. Starał się powiedzieć to jak
najgłośniej, tak by nikt się nie zorientował, że może mieć jakieś wątpliwości. Dokonał
przecież wyboru własnej drogi życia i teraz musiał podążać obranym szlakiem, bez względu
na to, co podpowiadało mu sumienie. - W porządku - powtórzył. - Kiedy startujemy?
- Jak najszybciej - odparła złowieszcza kobieta.
Tamith Kai i dwie pozostałe Siostry Nocy stały na płycie wielkiego lądowiska
Akademii Ciemnej Strony, zajęte załadunkiem statku, którym miały polecieć na wyprawę.
Sam statek, ozdobiony neutralnymi znakami, był niewielkim towarowym frachtowcem,
skonfiskowanym jakiemuś zabłąkanemu handlarzowi, który miał nieszczęście zapuścić się
zbyt blisko obszarów tworzących jądro galaktyki. Tamith Kai zastanawiała się leniwie, czy
właściciel statku nadal gnije, przetrzymywany w głębi jakiegoś imperialnego lochu... czy też
może szturmowcy skrócili jego męczarnie. Było oczywiste, że Drugie Imperium nie mogło
uwolnić człowieka, który poznał systemy gwiezdne należące do jądra galaktyki i mógł
wyjawić prawdę o porwanym frachtowcu.
Pilot Qorl, zamknięty w obserwacyjnej bańce, którą umieszczono nad lądowiskiem,
stał obok przełączników aparatury maskującej Akademię Ciemnej Strony i nadzorował
przygotowania do startu wyprawy. Stary mężczyzna nie brał w niej udziału, ale osobiście
wybrał kilkanaście niedawno skonstruowanych imperialnych myśliwców i bombowców typu
TIE, które zostały umieszczone w ładowniach frachtowca.
- Przekonamy się, czy Brakiss ma rację, obdarzając takim zaufaniem swojego
młodego ulubieńca - mruknęła Tamith Kai, starając się, by nikt inny nie usłyszał jej
chrapliwego niskiego głosu. -Jeżeli chodzi o mnie, nadal mu nie ufam. Jak Norys nazywa tego
chłopaka... śmieciarzem? Wyczuwam, że Zekk jeszcze całkiem nie przeszedł na ciemną
stronę.
Vonnda Ra zmarszczyła brwi, a na jej kanciastej twarzy odmalowało się zakłopotanie.
- Przecież po tym wszystkim, czego dokonał... - zaczęła. - Spójrz tylko, jak przykłada
się do nauki. Jak możesz podawać w wątpliwość jego umiejętności?
- Nie wątpię w jego umiejętności, tylko w motywy postępowania - odezwała się
Tamith Kai. - Nie miałam takich zastrzeżeń, jeżeli chodziło o lojalność Vilasa.
Garowyn uznała za słuszne także włączyć się do rozmowy.
- To możliwe, Tamith Kai - powiedziała. - Vilas jednak nie żyje. Zekk okazał się
waleczniejszym wojownikiem. Może po prostu trudno ci pogodzić się z porażką.
Oczy Tamith Kai zalśniły jak dwa jaskrawofioletowe słońca, gotowe w każdej chwili
eksplodować.
- Wcale nie jest mi trudno pogodzić się z porażką! - warknęła.
- Jasne, że nie - odparła Garowyn, po czym odwróciła głowę, pragnąc ukryć ironiczny
uśmiech.
Rozwścieczona Tamith Kai zacisnęła pięści.
- Mam wrażenie, że Zekk nadal żywi jakieś uczucia względem tych nieznośnych
blizniąt Jedi. Nie może się powstrzymać, by nie darzyć ich przyjaznią - rzekła Siostra Nocy,
Powoli zaczynała się uspokajać. Jej wargi, ciemnowiśniowe jak przejrzały owoc, nawet
rozciągnęły się w uśmiechu. - I właśnie dlatego postarałam się, żeby ta wyprawa była czymś
więcej niż tylko zwykłym rabunkiem. Przekonajmy się, jak Zekk poradzi sobie z wykonaniem
jeszcze jednego zadania.
Vonnda Ra umieściła wypełniony bronią okratowany pojemnik w ładowni
szturmowego wahadłowca, po czym wróciła, żeby zabrać ciężkie pasy kryjące osobiste
generatory maskujących hologramów.
- Sądziłam, że komputerowe systemy taktyczne i moduły umożliwiające
naprowadzanie na cel są najważniejszym celem naszej wyprawy - stwierdziła.
- Możliwe, że dla ciebie i dla Drugiego Imperium - odparła Tamith Kai, niedbale
kiwnąwszy głową. - Ale nie dla mnie.
Garowyn skrzyżowała żylaste ręce na niepokaznym torsie.
- Może jesteś oficjalną przywódczynią, Tamith Kai - oświadczyła - aleja także chcę
decydować o tym, co jest najważniejsze dla mnie. Pomogę ci podczas tej wyprawy, ale
głównym powodem, dla którego lecę z wami, jest chęć odzyskania naszej... skradzionej
własności.
- Jakiej skradzionej własności? - zainteresowała się Vonnda Ra, nie wypuszczając
urządzeń kontrolnych i generatorów maskujących hologramów, ukrytych w ciężkich pasach,
których końce zwisały po obu stronach jej wyciągniętych rąk.
- Naszego najlepszego statku pokrytego kwantowym pancerzem, dysponującego
potężnym uzbrojeniem i mającego idealnie opływowe kształty - odparła Garowyn. -
Zcigacza Cieni . Ten niewielki wahadłowiec, jedyna radość mojego życia, stanowił szczyt
osiągnięć imperialnych projektantów i inżynierów. Mimo to Luke Skywalker i ta zdrajczyni z
Dathomiry podstępnie zamknęli mnie w kapsule ratunkowej i ukradli statek! Od tamtego
czasu korzysta z niego akademia Jedi. Niedawno jednak się dowiedziałam, że jakiś Wookie i
smarkacze Jedi wyprawili się moim statkiem na Kashyyyk. Dopiero teraz mam szansę
odzyskania tego, co należało kiedyś do mnie.
- No cóż, jeżeli naprawdę uda ci się odzyskać Zcigacz Cieni , zostanie więcej
miejsca dla nas, kiedy będziemy wracały na pokładzie szturmowego wahadłowca - odparła
Vonnda Ra.
Tamith Kai zmierzyła niską, brązowowłosą Siostrę Nocy zimnym spojrzeniem. W
końcu się uśmiechnęła, rym razem trochę cieplej i szczerzej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
dół końce szkarłatnofioletowych warg nadawały jej twarzy wyraz powagi. Sprawiając
wrażenie, iż wieści jego klęskę, Siostra Nocy oznajmiła:
- Nasz plan ma jeszcze jeden aspekt, o którym na razie nic nie wiesz. Przejęliśmy
sygnały, z których wynika, że przysparzający nam tylu kłopotów smarkacze Jedi właśnie w
tej chwili lecą z wyprawą na Kashyyyk. Kiedy odlatywali z Yavina Cztery, przesłali
wiadomość, w której żegnali się z matką. Na szczęście Qorl śledzi wszystkie sygnały
wysyłane z okolic tego księżyca do stolicy Rebeliantów.
Spojrzała na podobne do szponów paznokcie, jakby nagle odkryła w nich coś
ciekawego.
- Z początku planowaliśmy zaczekać jeszcze kilka tygodni, zanim rozpoczniemy atak
- ciągnęła - ale teraz... Chwila nie może być lepiej wybrana. - W jej fioletowych oczach
błysnęły iskry radości. - Twoim drugim zadaniem będzie upewnienie się, że Jacen, Jaina i ich
kłopotliwi przyjaciele zostaną raz na zawsze... usunięci z drogi, tak żebyśmy wyruszając na
podbój galaktyki, nie musieli się martwić o to, iż pokrzyżują nasze plany.
Kiedy młodzieniec dowiedział się, na czym ma polegać drugie zadanie, przełknął
kluchę, jaka utkwiła w gardle, ale nie odpowiedział ani słowem. Jacen, a zwłaszcza jego
siostra Jaina, od najmłodszych lat byli jego najlepszymi przyjaciółmi. Ich drogi jednak się
rozeszły, kiedy bliznięta odleciały, aby kształcić się w akademii Jedi. Pozostawiły Zekka na
Coruscant, żeby wiódł, tak jak dotąd, niewesołe życie. Chłopak nie miał żadnej nadziei na
lepszą przyszłość, dopóki nie odnalezli go przedstawiciele Akademii Ciemnej Strony.
- W porządku - odparł w końcu ochryple i ponuro. Starał się powiedzieć to jak
najgłośniej, tak by nikt się nie zorientował, że może mieć jakieś wątpliwości. Dokonał
przecież wyboru własnej drogi życia i teraz musiał podążać obranym szlakiem, bez względu
na to, co podpowiadało mu sumienie. - W porządku - powtórzył. - Kiedy startujemy?
- Jak najszybciej - odparła złowieszcza kobieta.
Tamith Kai i dwie pozostałe Siostry Nocy stały na płycie wielkiego lądowiska
Akademii Ciemnej Strony, zajęte załadunkiem statku, którym miały polecieć na wyprawę.
Sam statek, ozdobiony neutralnymi znakami, był niewielkim towarowym frachtowcem,
skonfiskowanym jakiemuś zabłąkanemu handlarzowi, który miał nieszczęście zapuścić się
zbyt blisko obszarów tworzących jądro galaktyki. Tamith Kai zastanawiała się leniwie, czy
właściciel statku nadal gnije, przetrzymywany w głębi jakiegoś imperialnego lochu... czy też
może szturmowcy skrócili jego męczarnie. Było oczywiste, że Drugie Imperium nie mogło
uwolnić człowieka, który poznał systemy gwiezdne należące do jądra galaktyki i mógł
wyjawić prawdę o porwanym frachtowcu.
Pilot Qorl, zamknięty w obserwacyjnej bańce, którą umieszczono nad lądowiskiem,
stał obok przełączników aparatury maskującej Akademię Ciemnej Strony i nadzorował
przygotowania do startu wyprawy. Stary mężczyzna nie brał w niej udziału, ale osobiście
wybrał kilkanaście niedawno skonstruowanych imperialnych myśliwców i bombowców typu
TIE, które zostały umieszczone w ładowniach frachtowca.
- Przekonamy się, czy Brakiss ma rację, obdarzając takim zaufaniem swojego
młodego ulubieńca - mruknęła Tamith Kai, starając się, by nikt inny nie usłyszał jej
chrapliwego niskiego głosu. -Jeżeli chodzi o mnie, nadal mu nie ufam. Jak Norys nazywa tego
chłopaka... śmieciarzem? Wyczuwam, że Zekk jeszcze całkiem nie przeszedł na ciemną
stronę.
Vonnda Ra zmarszczyła brwi, a na jej kanciastej twarzy odmalowało się zakłopotanie.
- Przecież po tym wszystkim, czego dokonał... - zaczęła. - Spójrz tylko, jak przykłada
się do nauki. Jak możesz podawać w wątpliwość jego umiejętności?
- Nie wątpię w jego umiejętności, tylko w motywy postępowania - odezwała się
Tamith Kai. - Nie miałam takich zastrzeżeń, jeżeli chodziło o lojalność Vilasa.
Garowyn uznała za słuszne także włączyć się do rozmowy.
- To możliwe, Tamith Kai - powiedziała. - Vilas jednak nie żyje. Zekk okazał się
waleczniejszym wojownikiem. Może po prostu trudno ci pogodzić się z porażką.
Oczy Tamith Kai zalśniły jak dwa jaskrawofioletowe słońca, gotowe w każdej chwili
eksplodować.
- Wcale nie jest mi trudno pogodzić się z porażką! - warknęła.
- Jasne, że nie - odparła Garowyn, po czym odwróciła głowę, pragnąc ukryć ironiczny
uśmiech.
Rozwścieczona Tamith Kai zacisnęła pięści.
- Mam wrażenie, że Zekk nadal żywi jakieś uczucia względem tych nieznośnych
blizniąt Jedi. Nie może się powstrzymać, by nie darzyć ich przyjaznią - rzekła Siostra Nocy,
Powoli zaczynała się uspokajać. Jej wargi, ciemnowiśniowe jak przejrzały owoc, nawet
rozciągnęły się w uśmiechu. - I właśnie dlatego postarałam się, żeby ta wyprawa była czymś
więcej niż tylko zwykłym rabunkiem. Przekonajmy się, jak Zekk poradzi sobie z wykonaniem
jeszcze jednego zadania.
Vonnda Ra umieściła wypełniony bronią okratowany pojemnik w ładowni
szturmowego wahadłowca, po czym wróciła, żeby zabrać ciężkie pasy kryjące osobiste
generatory maskujących hologramów.
- Sądziłam, że komputerowe systemy taktyczne i moduły umożliwiające
naprowadzanie na cel są najważniejszym celem naszej wyprawy - stwierdziła.
- Możliwe, że dla ciebie i dla Drugiego Imperium - odparła Tamith Kai, niedbale
kiwnąwszy głową. - Ale nie dla mnie.
Garowyn skrzyżowała żylaste ręce na niepokaznym torsie.
- Może jesteś oficjalną przywódczynią, Tamith Kai - oświadczyła - aleja także chcę
decydować o tym, co jest najważniejsze dla mnie. Pomogę ci podczas tej wyprawy, ale
głównym powodem, dla którego lecę z wami, jest chęć odzyskania naszej... skradzionej
własności.
- Jakiej skradzionej własności? - zainteresowała się Vonnda Ra, nie wypuszczając
urządzeń kontrolnych i generatorów maskujących hologramów, ukrytych w ciężkich pasach,
których końce zwisały po obu stronach jej wyciągniętych rąk.
- Naszego najlepszego statku pokrytego kwantowym pancerzem, dysponującego
potężnym uzbrojeniem i mającego idealnie opływowe kształty - odparła Garowyn. -
Zcigacza Cieni . Ten niewielki wahadłowiec, jedyna radość mojego życia, stanowił szczyt
osiągnięć imperialnych projektantów i inżynierów. Mimo to Luke Skywalker i ta zdrajczyni z
Dathomiry podstępnie zamknęli mnie w kapsule ratunkowej i ukradli statek! Od tamtego
czasu korzysta z niego akademia Jedi. Niedawno jednak się dowiedziałam, że jakiś Wookie i
smarkacze Jedi wyprawili się moim statkiem na Kashyyyk. Dopiero teraz mam szansę
odzyskania tego, co należało kiedyś do mnie.
- No cóż, jeżeli naprawdę uda ci się odzyskać Zcigacz Cieni , zostanie więcej
miejsca dla nas, kiedy będziemy wracały na pokładzie szturmowego wahadłowca - odparła
Vonnda Ra.
Tamith Kai zmierzyła niską, brązowowłosą Siostrę Nocy zimnym spojrzeniem. W
końcu się uśmiechnęła, rym razem trochę cieplej i szczerzej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]