[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nowaczyk cofnął się o dwa kroki w stronędrzwi.
Miał zdecydowany wyraz twarzy i dla nikogo nie ulegało wątpliwości, że w razie
najmniejszej próby oporu zrobi użytekz trzymanej w ręku broni.
- Stać - powtórzył.
- To nie ślepaki, a w kieszeni mamzapasowymagazynek.
Wystarczy, żeby waswszystkichwybić co do jednego.
Psa chybiłem, ale tobie, draniu, zapłacę.
I za pieniądze, iza wszystko.
Lufa pistoletu powędrowała w stronę siedzącego na kanapie kapitana.
- Taki zdolny,wszystko przewidział,wszystko wie, a teraz rączki na karku i
trzeba liczyć ostatnie sekundy życia.
-Andrzej!
- krzyknęła Ela zrywając się z miejsca.
- Stój!
Bo i ciebiezastrzelę - lufa znowu skierowała sięwstronędziewczyny, która zastygła w
bezruchu.
Naglecoś wielkiego, czarnego, bez szmeru mignęłoprzed oczyma zebranych i
runęło naprzestępcę.
Potężneszczęki Baby-Jagi zamknęły się na przegubie lewej ręki
176
Andrzeja.
On sam pod ciężarem prawie czterdziestu kilogramówspotęgowanych siłą skoku
runął na ziemię.
Padając, zdążył jeszcze nacisnąć spust pistoletu.
Strzał poszedłwsufit.
Rewolwer wyleciał z obezwładnionej ręki.
Tym razem Baba-Jaganie chybiła tropu.
Pierwszy zerwał się kapitan.
Doskoczył do leżącychi odciągnął sukę, która puściwszy rękę przestępcy
sięgałakłamido jego gardła.
Rozwścieczony pies niechciał tymrazem posłuchać swojego ukochanego pana.
Trzeba gobyłosiłą odrywać odAndrzeja.
Na odgłos strzału do pokoju wpadło trzech milicjantów.
Jednym z nich byłchorąży Jan Kamiński.
Podnieśli Nowaczyka oszołomionego nagłymupadkiem.
- Niech jeden z was skuje się z nim, aby nie uciekł -rozkazał kapitan.
- Nasza warszawa czeka na stacji obsługi w Jankach.
Zawieziecie go na Sierakowskiego.
Niechmu ktoś prowizorycznie opatrzy rękę.
Panie chorąży, proszę zadzwonić do Janek po samochód - kapitan mówiąc tociągle
trzymał za kark Babę-Jagę, która warczała, szczerzyła zęby i chciała się wyrwać, aby
rzucić się na dawnego swojego właściciela.
- Baba-Jaga - dodał kapitan - odpoczątku starała sięnampokazać,że to właśnie
Andrzej Nowaczyk jest tym,który ją postrzelił.
Jeżyła sięnajego widok, nieraz musiałemją powstrzymywać.
Zręczność przestępcy, który jednego psa natychmiast zastąpił innym,zmyliła nas
przyprowadzeniu wywiadu.
A jednocześnie tłumaczyła niechęć Baby-Jagi do niego.
Rzucała się naNowaczyka rzekomo dlatego, żeczuła inną sukę.
Uwierzyliśmy w to tłumaczenie,nie uwierzyliśmy psu, który nie mógł nam
inaczejokazaćswojej nienawiści.
Błędnie przypuszczaliśmy, że sukabędzie się łasić do dawnego pana i w ten sposób
go zdradzi.
- Za to dzisiaj spisała się chwacko, ocaliłapanu życie.
-Jesteśmy kwita- roześmiał się kapitan.
- Wszystko słyszeliśmy przez otwarte okna - wyjaśniłjeden z milicjantów.
- Trzymałem tego drania na muszcemojego pistoletu, ale bałem się strzelać, bo z tyłu,
na liniistrzału, znajdował się starszy pan.
Gdyby nie suka, to
177.
i tak użyłbym broni.
Bałem się, że on jednak naciśniespust pistoletu.
Baba-Jaga szybciej zareagowała.
Wrócił chorąży meldując, że auto już jedzie.
- Proszę, przeszukajcie pokój, w którym mieszkał tengagatek - polecił kapitan.
- Wcale nie dziwiłbym się, gdyby właśnie tam ukrył pieniądze.
Wezcie i jego na górę, żeby był świadkiem rewizji,i pana Zygmunta.
Jeszczepózniej powie, że podrzuciliśmy mubanknoty.
- Andrzej, Andrzej - szeptała pani Halina, ocierającłzy.
-Jestem tak zdenerwowana, że chybawezmę waleriany.
Elu, daj mikrople, moje dziecko.
Stoją wszufladziestolika przy moim łóżku.
- %7łebyto Andrzej!
Zmiercibym się prędzej spodziewał!
- panu Salamusze nie mogło pomieścić się w głowie, żeszantażystą był jego
ulubieniec.
-Andrzej Nowaczyk był stosunkowo mniej obciążonypodejrzeniami odinnych -
wyjaśniał kapitan.
- Posiadanie drugiego psa stwarzało pozory, że właśnie on nie jestzamieszany w
tęaferę.
Jednakże zostawiłem go naliście"pięciu", gdyż jako stały bywalec tego domu,
ulubieniecobojga państwa i przyjaciel Zygmunta wiedział o wszystkim.
Również jego alibi - oczyszczanie sadu morelowego,położonego na krańcu ogrodu -
było niesprawdzalne.
Stamtąd mógł niepostrzeżenie odejść na dwie lub trzy godziny,dojść do szosy
krakowskiej, w odpowiednim momencie puścić psa i tą samądrogą wrócić.
Babę-Jagęprzywiózł ze sobą rano z Warszawyi uwiązałza żywopłotem.
Pies był nauczony,że ma spokojniesiedzieć iczekaćna powrót swojego pana.
W tejchwili z pięterka zszedł chorąży.
Położył nastolemały pakunek w lnianej szmatce.
- Znalezliśmy.
Nawet nie silił się, aby dobrze chować.
Był pewien, że wtym domu nikt nie będzie szukał.
Leżałyna półce za jego książkami.
Kapitan przeliczyłbanknoty.
W paczce było 298 500złotych.
Brakowało tylko trzech pięćsetek.
Pod dom podjechała warszawa.
Milicjanci weszlidopokoju.
178
- Panie chorąży - powiedział kapitan - musi pan jednak pojechać z
aresztowanym na Sierakowskiego.
Trzebasporządzićoficjalny protokół.
Ja przyjadę za wami.
- Pan pułkownikdwa razy pytał przez radio, czy sprawca" ujęty ikto nim jest -
zameldował jeden z wywiadowców.
-Czeka na odpowiedz.
- Odpowiedzcie komendantowi, że wszystko poszło dobrze.
Pieniądze odzyskane, przestępca aresztowany.
- Chodzmy - zakomenderował milicjant, który byłskuty za rękę z
Nowaczykiem.
-Andrzej!
- zawołał Zygmunt podchodząc do byłegoprzyjaciela.
W oczach przestępcy błysnęła nienawiść.
-Jeszczewam zapłacę!
Wszystkim!
- powiedział twardo opuszczając pokój.
Warszawa odjechała.
W pokoju pozostali tylko domownicy, goście zaproszeni na brydża i Kowalczyk.
- Panie Zbyszku - kapitanzwrócił siędo Sowy- chciałbym, aby pan
odpowiedział mi na jednopytanie.
Skądwziął pan 1500 złotych, którymi zapłacił pan za ubraniena ciuchach?
- To było we wtorek.
Właśnie 10 lipca.
Podniosłemz książeczki PKO 1500 złotych.
Pamiętam, otrzymałemw kasie trzy nowiutkie pięćsetki.
Włożyłem je do książeczki ipojechałem do Nadarzyna.
Niestety, spózniłem się naautobus i wsiadłem do idącego w stronę Białobrzegów.
W Jankach wysiadłem,aby złapać jakąśokazję.
Na stacjibenzynowej stała warszawa, której właściciel zgodził siępodwiezć mnie
docelu, ale przedtem chciał napić się kawy.
Wstąpiłem razem z nim.
Bufetowa opowiadała wszystkim gościom o sensacji - obławie milicyjnej.
Doskonaleznała szczegóły, ponieważ część milicjantów po nieudanejakcji wstąpiła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
Nowaczyk cofnął się o dwa kroki w stronędrzwi.
Miał zdecydowany wyraz twarzy i dla nikogo nie ulegało wątpliwości, że w razie
najmniejszej próby oporu zrobi użytekz trzymanej w ręku broni.
- Stać - powtórzył.
- To nie ślepaki, a w kieszeni mamzapasowymagazynek.
Wystarczy, żeby waswszystkichwybić co do jednego.
Psa chybiłem, ale tobie, draniu, zapłacę.
I za pieniądze, iza wszystko.
Lufa pistoletu powędrowała w stronę siedzącego na kanapie kapitana.
- Taki zdolny,wszystko przewidział,wszystko wie, a teraz rączki na karku i
trzeba liczyć ostatnie sekundy życia.
-Andrzej!
- krzyknęła Ela zrywając się z miejsca.
- Stój!
Bo i ciebiezastrzelę - lufa znowu skierowała sięwstronędziewczyny, która zastygła w
bezruchu.
Naglecoś wielkiego, czarnego, bez szmeru mignęłoprzed oczyma zebranych i
runęło naprzestępcę.
Potężneszczęki Baby-Jagi zamknęły się na przegubie lewej ręki
176
Andrzeja.
On sam pod ciężarem prawie czterdziestu kilogramówspotęgowanych siłą skoku
runął na ziemię.
Padając, zdążył jeszcze nacisnąć spust pistoletu.
Strzał poszedłwsufit.
Rewolwer wyleciał z obezwładnionej ręki.
Tym razem Baba-Jaganie chybiła tropu.
Pierwszy zerwał się kapitan.
Doskoczył do leżącychi odciągnął sukę, która puściwszy rękę przestępcy
sięgałakłamido jego gardła.
Rozwścieczony pies niechciał tymrazem posłuchać swojego ukochanego pana.
Trzeba gobyłosiłą odrywać odAndrzeja.
Na odgłos strzału do pokoju wpadło trzech milicjantów.
Jednym z nich byłchorąży Jan Kamiński.
Podnieśli Nowaczyka oszołomionego nagłymupadkiem.
- Niech jeden z was skuje się z nim, aby nie uciekł -rozkazał kapitan.
- Nasza warszawa czeka na stacji obsługi w Jankach.
Zawieziecie go na Sierakowskiego.
Niechmu ktoś prowizorycznie opatrzy rękę.
Panie chorąży, proszę zadzwonić do Janek po samochód - kapitan mówiąc tociągle
trzymał za kark Babę-Jagę, która warczała, szczerzyła zęby i chciała się wyrwać, aby
rzucić się na dawnego swojego właściciela.
- Baba-Jaga - dodał kapitan - odpoczątku starała sięnampokazać,że to właśnie
Andrzej Nowaczyk jest tym,który ją postrzelił.
Jeżyła sięnajego widok, nieraz musiałemją powstrzymywać.
Zręczność przestępcy, który jednego psa natychmiast zastąpił innym,zmyliła nas
przyprowadzeniu wywiadu.
A jednocześnie tłumaczyła niechęć Baby-Jagi do niego.
Rzucała się naNowaczyka rzekomo dlatego, żeczuła inną sukę.
Uwierzyliśmy w to tłumaczenie,nie uwierzyliśmy psu, który nie mógł nam
inaczejokazaćswojej nienawiści.
Błędnie przypuszczaliśmy, że sukabędzie się łasić do dawnego pana i w ten sposób
go zdradzi.
- Za to dzisiaj spisała się chwacko, ocaliłapanu życie.
-Jesteśmy kwita- roześmiał się kapitan.
- Wszystko słyszeliśmy przez otwarte okna - wyjaśniłjeden z milicjantów.
- Trzymałem tego drania na muszcemojego pistoletu, ale bałem się strzelać, bo z tyłu,
na liniistrzału, znajdował się starszy pan.
Gdyby nie suka, to
177.
i tak użyłbym broni.
Bałem się, że on jednak naciśniespust pistoletu.
Baba-Jaga szybciej zareagowała.
Wrócił chorąży meldując, że auto już jedzie.
- Proszę, przeszukajcie pokój, w którym mieszkał tengagatek - polecił kapitan.
- Wcale nie dziwiłbym się, gdyby właśnie tam ukrył pieniądze.
Wezcie i jego na górę, żeby był świadkiem rewizji,i pana Zygmunta.
Jeszczepózniej powie, że podrzuciliśmy mubanknoty.
- Andrzej, Andrzej - szeptała pani Halina, ocierającłzy.
-Jestem tak zdenerwowana, że chybawezmę waleriany.
Elu, daj mikrople, moje dziecko.
Stoją wszufladziestolika przy moim łóżku.
- %7łebyto Andrzej!
Zmiercibym się prędzej spodziewał!
- panu Salamusze nie mogło pomieścić się w głowie, żeszantażystą był jego
ulubieniec.
-Andrzej Nowaczyk był stosunkowo mniej obciążonypodejrzeniami odinnych -
wyjaśniał kapitan.
- Posiadanie drugiego psa stwarzało pozory, że właśnie on nie jestzamieszany w
tęaferę.
Jednakże zostawiłem go naliście"pięciu", gdyż jako stały bywalec tego domu,
ulubieniecobojga państwa i przyjaciel Zygmunta wiedział o wszystkim.
Również jego alibi - oczyszczanie sadu morelowego,położonego na krańcu ogrodu -
było niesprawdzalne.
Stamtąd mógł niepostrzeżenie odejść na dwie lub trzy godziny,dojść do szosy
krakowskiej, w odpowiednim momencie puścić psa i tą samądrogą wrócić.
Babę-Jagęprzywiózł ze sobą rano z Warszawyi uwiązałza żywopłotem.
Pies był nauczony,że ma spokojniesiedzieć iczekaćna powrót swojego pana.
W tejchwili z pięterka zszedł chorąży.
Położył nastolemały pakunek w lnianej szmatce.
- Znalezliśmy.
Nawet nie silił się, aby dobrze chować.
Był pewien, że wtym domu nikt nie będzie szukał.
Leżałyna półce za jego książkami.
Kapitan przeliczyłbanknoty.
W paczce było 298 500złotych.
Brakowało tylko trzech pięćsetek.
Pod dom podjechała warszawa.
Milicjanci weszlidopokoju.
178
- Panie chorąży - powiedział kapitan - musi pan jednak pojechać z
aresztowanym na Sierakowskiego.
Trzebasporządzićoficjalny protokół.
Ja przyjadę za wami.
- Pan pułkownikdwa razy pytał przez radio, czy sprawca" ujęty ikto nim jest -
zameldował jeden z wywiadowców.
-Czeka na odpowiedz.
- Odpowiedzcie komendantowi, że wszystko poszło dobrze.
Pieniądze odzyskane, przestępca aresztowany.
- Chodzmy - zakomenderował milicjant, który byłskuty za rękę z
Nowaczykiem.
-Andrzej!
- zawołał Zygmunt podchodząc do byłegoprzyjaciela.
W oczach przestępcy błysnęła nienawiść.
-Jeszczewam zapłacę!
Wszystkim!
- powiedział twardo opuszczając pokój.
Warszawa odjechała.
W pokoju pozostali tylko domownicy, goście zaproszeni na brydża i Kowalczyk.
- Panie Zbyszku - kapitanzwrócił siędo Sowy- chciałbym, aby pan
odpowiedział mi na jednopytanie.
Skądwziął pan 1500 złotych, którymi zapłacił pan za ubraniena ciuchach?
- To było we wtorek.
Właśnie 10 lipca.
Podniosłemz książeczki PKO 1500 złotych.
Pamiętam, otrzymałemw kasie trzy nowiutkie pięćsetki.
Włożyłem je do książeczki ipojechałem do Nadarzyna.
Niestety, spózniłem się naautobus i wsiadłem do idącego w stronę Białobrzegów.
W Jankach wysiadłem,aby złapać jakąśokazję.
Na stacjibenzynowej stała warszawa, której właściciel zgodził siępodwiezć mnie
docelu, ale przedtem chciał napić się kawy.
Wstąpiłem razem z nim.
Bufetowa opowiadała wszystkim gościom o sensacji - obławie milicyjnej.
Doskonaleznała szczegóły, ponieważ część milicjantów po nieudanejakcji wstąpiła [ Pobierz całość w formacie PDF ]