[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gości witała pani Brands. Dla każdego miała jakieś miłe słowo i uśmiech. Chętnie
pozowała do zdjęć. Kiedy już wszyscy umieścili się w salonie, do którego ściągnięto
krzesła z jadalni i nie zamieszkałych pokojów, fróken Lilljan wniosła wielką tacę z
kawą. I tak musiała obrócić trzykrotnie, zanim obdzieliła przybyszy. Teraz głos zabrał
Magnus Torg. Przedstawił przebieg wypadków w dniu zbrodni tak, jak to ustalił na
podstawie przesłuchania mieszkańców willi. Podkreślił też, że według świadectwa
lekarza policyjnego, śmierć pani Jansson nastąpiła w środę między godziną piątą a
siódmą wieczorem. Pokazał dziennikarzom młotek - narzędzie mordu. Znowu
fotografowie pracowali z zapałem.
- A teraz - porucznik zakończył swój mały referat - oto panna Lilljan, która
pierwsza znalazła zwłoki i pierwsza narobiła alarmu.
Dziewczyna bynajmniej nie była spłoszona. Podobała jej się główna rola w
tym małym przedstawieniu. Chętnie pozowała do zdjęć i jeszcze chętniej udzielała
informacji. Wielokrotnie musiała powtarzać, jak to weszła do ciemnego pokoju na
drugim piętrze i po zapaleniu światła zobaczyła makabryczny widok. Panią Jansson
leżącą na łóżku, oblaną krwią.
Na prośbę dziennikarzy fróken Lilljan wszystko to zademonstrowała w pokoju
na drugim piętrze. W dwa dni po tragicznych wypadkach już się nie bała. Ciało pani
Jansson zostało zabrane do prosektorium, a cały pokój dokładnie sprzątnięty.
Pani Astrid Brands, asystująca dziennikarzom, zręcznie zwróciła ich uwagę na
luksusowe wyposażenie nie tylko tego pokoju, ale całego pensjonatu i jego bardzo
dogodne położenie w dużym parku, cofniętym od ruchliwej szosy. Pomysł zrobienia
sobie darmowej reklamy, rzucony jako argument przez Magnusa Torga, padł na żyzną
glebę. A dziennikarze, pragnący jak najwięcej napisać o sensacyjnym morderstwie,
chętnie notowali. Jest rzeczą jasną, że czytelnik chętniej przeczyć o znalezieniu zwłok
w luksusowym pokoju, niż na przykład, na stercie siana w polu.
Doktor Nilerud także szczegółowo relacjonował prasie swoją rolę w tych
strasznych wydarzeniach. Podkreślał, że jako lekarz chciał ratować życie pani
Jansson. Niestety, na wszelką pomoc było za pózno. Nie omieszkał przypomnieć, jaka
była tego dnia pogoda, i że obaj z panem Hardingiem byli gotowi maszerować cztery
kilometry na posterunek policji w burzę i podczas gwałtownego bicia piorunów,
Musieli jednak tego zaniechać, ponieważ reszta mieszkańców pensjonatu
kategorycznie sprzeciwiła  sic. tak szaleńczej eskapadzie.
Lekarz z Uppsali miał tylko jedno zastrzeżenie. Prosił, żeby go nie
fotografowano. Po prostu nie chciał być posądzonym przez swoich kolegów, że się
reklamuje. Zabrania tego etyka lekarska. Przeto bardzo prosi... Dziennikarze nie
omieszkali w swoich notesach zapisać paru słów o skromności rattslakare. Tych
hamulców nie miał natomiast pan Harding, który dał się sfotografować. Miał poza
tym okazję zaprezentować się jako poważny przemysłowiec ze Sztokholmu,
prowadzący wielkie roboty budowlane. To również zostało zapisane.
Magnus Torg mimochodem wspomniał, że ma pewne koncepcje na temat
osoby mordercy, ale sprawa jest bardzo trudna i skomplikowana, a jej rozwiązanie
może potrwać dłuższy czas. Więc żeby prasa wszystko zrozumiała i nie okazywała
zniecierpliwienia. Z pomocą niezastąpionej Lilłjan porucznik podał też
dziennikarzom dokładny opis zrabowanych klejnotów.
Oficer policji uznał bowiem, że powinien skorzystać z najazdu prasy na
Lommę. W ten sposób wszyscy jubilerzy w Szwecji i w Danii zostaną znacznie lepiej
ostrzeżeni przed kupnem zrabowanej biżuterii i zobowiązani do zawiadomienia
policji o próbach rzucenia kosztowności na rynek, niż by to zrobił specjalny
komunikat dyrekcji policji w Lund.
Na ogół dziennikarze byli zadowoleni. Każdy z nich zdobył jakąś drobną
wiadomość wyłącznie dla siebie. Taką, jakiej nie będzie miał konkurent. Znający
zwyczaje prasy, Magnus Torg czuwał na tym, żeby każdemu podać dodatkowo inne
szczegóły swoich spostrzeżeń.
Pani Brands musiała przyznać, że dziennikarze nawet nie próbowali złamać
umowy zawartej pod bramą z oficerem policji. Nie zajrzeli do żadnego pokoju
zamieszkałego przez gości pensjonatu, ani też nie usiłowali zamienić z nimi choćby
jednego słowa.
Po półtoragodzinnej wizycie dziennikarze opuścili willę przy Strandvagen.
Ustalono, że następne informacje będą otrzymywali telefonicznie od Magnusa Torga,
albo w dyrekcji policji w Lund lub na posterunku w Lommie.
- No, odbyło się bezboleśnie - zauważyła pani Brands, kiedy ostatni z
przedstawicieli prasy opuścił jej dom.
- Tylko dlatego - uśmiechnął się porucznik - że na Bliskim Wschodzie dzieją
się rzeczy znacznie ważniejsze i one zajmą miejsca ha pierwszych stronach gazet. W
przeciwnym razie nie wykręcilibyśmy się tak lekko sianem.
W niecałą godzinę pózniej przed bramą pensjonatu zatrzymało się piękne
sportowe volvo. Wysiadł z niego mężczyzna w wieku około trzydziestu lat. Wysoki
blondyn o niebieskich oczach. Ubrany był z tą niedbałą elegancją, jaka cechuje ludzi
mogących pozwolić sobie na obstalowanie garnituru u drogiego krawca. Na dzwięk
nazwiska  Helmer Jansson portier bez słowa szeroko otworzył bramę. Volvo powoli
wtoczyło się do środka i zatrzymało obok stojącego tu policyjnego wozu. Pani Brands
witała nowego gościa.
- W jakich strasznych okolicznościach spotykamy się znowu. Niech pan
przyjmie wyrazy jak najszczerszego współczucia.
- Nigdy sobie nie daruję, że przyjechałem tak pózno. Niestety za pózno. Ale w
związku z sytuacją międzynarodową moja obecność w centrali firmy wydawała mi się
konieczna. Myślałem, że wieści, jakie otrzymywałem od matki, to zwykłe kobiece
nerwy. Niestety...
- Panie poruczniku - przedstawiała pani Brands - pan Helmer Jansson, syn
pani Marii. Forste kriminalassistent Magnus Torg, mianowany utrednicsmanem w tej
smutnej sprawie. A to pan doktor Nilerud z Uppsali.
- Panowie uścisnęli sobie ręce.
- Pani depeszę otrzymałem dopiero wczoraj po południu - wyjaśnił przybyły. -
Ta wiadomość spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Pośpiesznie załatwiłem
sprawy nie cierpiące zwłoki i od rana pędzę tutaj swoim wozem. Jak to się stało?
Oficer krótko opisał przebieg wydarzeń. Jansson słuchał uważnie nie zadając
żadnych pytań. Kiedy porucznik skończył, dyrektor Jansson zauważył:
- Na drugi dzień po przyjezdzie do Lommy matka zatelefonowała do mnie.
Była dziwnie zdenerwowana. Prosiła, żebym przyjechał, bo chce mi powiedzieć o
jakiejś bardzo ważnej sprawie. Z trudem jej wytłumaczyłem, że w momencie kiedy
sytuacja międzynarodowa jest zagmatwana i stoimy w obliczu wybuchu wojny, która [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl