[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Millera, który wtedy wcale nie był Millerem, jak też Zimmerman nie
był Zimmermanem. Dwaj młodzi chłopcy razem uciekli z domów
rodzinnych, razem zapisali siÄ™ do francuskiej legii cudzoziemskiej i
razem przez Å‚adnych kilka lat przelewali krew swojÄ… i cudzÄ… w
Wietnamie, a pózniej w Algieru. Potem ich drogi się rozeszły. Jeden
z nich, ten który teraz posługuje się szwajcarskim paszportem na
nazwisko Miller, szukał dalej szczęścia wojennego w oddziałach
najemników walczących w Zairze, Nigerii czy w Rodezji. Ten drugi
zamiast ryzykować własną skórą, zajął się bardziej intratnym
zajęciem. Angażował do tych oddziałów innych ochotników,
pobierając sutą prowizję od każdego zwerbowanego łebka. Zdobytą
w ten sposób sporą gotówką szczęśliwie obracał chwytając się
najrozmaitszych zyskownych interesów. Szczęście mu sprzyjało.
Pieniądze rosły, a ciężka ręka Interpolu czy też narodowych policji
nigdy nie spoczęła na jego barku. Wreszcie uznał, że najwyższy czas
wycofać się z ryzykownych interesów. Kupił sobie piękny pałacyk
na Wyspach Książęcych na Morzu Marmara, aby zaś zupełnie nie
zardzewieć prowadził skromne biuro handlowe w Stambule. Raczej
nie zawierał żadnych transakcji, za to służył poradą innym. Takie
poradnictwo to także bardzo zyskowny interes.
WÅ‚aÅ›nie Hans Zimmerman swego czasu zaÅ‚ożyÅ‚  Züricher
Import-Export Gesellschaft . Kiedy zaś ta firma już była mu
niepotrzebna, przekazał ją Antonowi Millerowi, który na gwałt
szukał jakiegoś szyldu, aby spokojnie przetrwać w Szwajcarii burzę
rozpętaną w Marsylii. Na swój sposób Zimmerman pozostał wierny
młodzieńczej przyjazni. Chwalił się także, że jest jedynym na
świecie człowiekiem, który zna prawdziwe nazwisko Antona Millera
i widział jego prawdziwą twarz.
Hans Zimmerman prowadząc różnorodne interesy, a pózniej,
kiedy już przerzucił się na poradnictwo handlowe, wyrobił sobie
ogromne znajomości na całej dosłownie kuli ziemskiej. Miał swoich
44
rezydentów we wszystkich większych centrach przemysłowych. Znał
także masę ludzi, którzy mogli się podjąć każdej roboty, nie
wyłączając nawet tej  mokrej .
Kiedy więc nadarzył się wolframowy interes, Anton Miller
natychmiast skomunikował się z dawnym kolegą szkolnym. Bardzo
też niecierpliwił się przez następne dni, bo Stambuł nie dawał znaku
życia. Wreszcie trzeciego dnia, na dwie godziny przed umówionym
spotkaniem z van den Ruyterem, nadeszła  błyskawica . Wcale nie
szyfrem, bo nie było to potrzebne. Zimmerman kablował  sprawa
bardzo trudna; ale możliwa do załatwienia, stop, przyjeżdżaj
natychmiast .
Tym razem spotkanie z Afrykanerem przebiegało od samego
początku w innej atmosferze niż to poprzednie. Przemysłowiec z
Kapsztadu był wyraznie ucieszony wiadomością, że istnieje
perspektywa załatwienia zakupu wolframu. Usiłował wypytywać
Millera, jak to zostanie przeprowadzone, ale Szwajcar odpowiadał
lakonicznie na każde pytanie. Przecież sam jeszcze nic nie wiedział.
 %7łeby uruchomić cały interes  zaznaczał van den Ruyter 
musimy mieć nie budzącą wątpliwości opcję na zakup wolframu.
Taką opcję wraz z pańską osobistą ofertą musi mi pan dostarczyć jak
najprędzej.
 Jak najprędzej to ja jadę do Europy  odpowiedział Miller
 mam trudności z nabyciem biletu lotniczego.
 DokÄ…d?
 Wszystko jedno do jakiego miasta w Europie. Byle jak
najprędzej. A tu wszystkie połączenia lotnicze są zabukowane na
tydzień naprzód.
 To się załatwi  van den Ruyter wyszedł z biblioteki, w
której obaj panowie konferowali przy szklaneczkach whisky. Nie
było go z dziesięć minut. Po powrocie oświadczył:  Ma pan
samolot do Rzymu jutro o godzinie ósmej rano.  Bilet odbierze
pan na lotnisku. Czy przysłać po pana samochód?
45
 Dziękuję, dam sobie sam radę  odmówił Miller. Marietjie
kończyła w tym dniu pracę o dziesiątej wieczór i następne
dwadzieścia cztery godziny miała wolne. Anton uważał, że nie
powinien jej odmówić odwiezienia na lotnisko. Bał się nagłego
rozstania. Dziewczyna za bardzo brała do serca to, co dla mężczyzny
było miłą przygodą.
 A wracając do naszych interesów  powiedział van den
Ruyter  to musi pan się spieszyć, aby nas ktoś, nie ubiegł. Jeszcze
raz zaznaczam, że wszelkie dokumenty muszą być wystawione
wyłącznie na pańską firmę i pańskie nazwisko. Nie życzymy sobie
nikogo więcej, chociaż nikt nie zabrania panu mieć cichych
wspólników. Ale oficjalnie tylko pan będzie występował jako
sprzedawca wolframu. Oczywiście będziemy szukali i innych zródeł
zaopatrzenia.
 Wobec tego ja rezygnuję  spokojnie odpowiedział Miller.
 Dlaczego?
 Muszę mieć wyłączność działania przez pewien okres.
Wolframu nie kupuje się na jarmarku. Jeżeli parę osób czy też parę
firm zacznie się starać o nabycie tego metalu, od razu jego cena
pójdzie gwałtownie w górę. Już nie mówię o tym, że taki ruch obudzi
czujność tych, którzy mają monopol na produkcję i sprzedaż
wolframu. Nikt rozsądny, nie uwierzy, że raptem gdzieś na świecie
tak nagle wzrasta produkcja żarówek i wolfram nabywany jest
wyłącznie w tym celu.
 No tak... Ma pan rację. Ale oferty musimy mieć jak
najprędzej.
 Jaki termin otrzymam na wyłączne działanie?
 Powiedzmy piętnaście dni.
 Nie ma mowy! Muszę mieć co najmniej dwa miesiące.
 To za długo. Najwyżej miesiąc.
 Ciężko będzie.
 Co nie wystrzeli w miesiÄ…c, nie dojrzeje i w rok.
 Niech będzie miesiąc. W każdym bądz razie za miesiąc
46
zjawię się w Kapsztadzie i wówczas na pewno będę wiedział, czy
interes jest do załatwienia.
 Umowa stoi. Za jej pomyślność  obaj panowie z
namaszczeniem wysączyli do dna to, co pozostało w szklaneczkach.
 Zaraz polecę kierowcy, żeby pana odwiózł do hotelu. O tej
porze w Constantii dość trudno o taksówkę.
Tym razem Miller nie protestował.
Pożegnanie z Marietjie było ciężkie i smutne. Dziewczyna
odwiozła Millera na lotnisko i żegnając go, przez łzy powiedziała:
 Wiem, że już cię nigdy nie zobaczę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl