[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bezskutecznie tłukły jego twarde ramiona. Drobne stopy daremnie kopały po goleniach. Powoli przestała się
szamotać, a kiedy zmysłowy pomruk nabrzmiał w jej gardle, Conan puścił jej włosy. Zadyszana dziewczyna
Strona 19
Jordan Robert - Conan obrońca
opuściła głowę na jego pierś.
 Zmieniłeś zdanie?  zdołała wysapać po dłu\szej chwili.
 Nie zmieniłem  odparł.
Spojrzała w górę, przestraszona, a on uśmiechnął się szeroko.
 Ja wiem, czego pragnę.
Zmiejąc się gardłowo Ariana odrzuciła głowę do tyłu.
 Matko Wszechrzeczy Hamo!  zawołała.  Czy\ nigdy nie zrozumiem tych dziwnych stworzeń
zwanych mę\czyznami?
Poło\ył ją delikatnie na macie i przez długi czas jedynie wyrywające się z jej ust namiętne westchnienia
zakłócały ciszę izdebki.
VI
Ulica śalów rankiem doskonale pasowała do nastroju Conana. Na bruku walały się pozostałości nocnej
hulanki. Kilka napotkanych osób brnęło chwiejnie do domów, odwracając zamglone oczy i zapadnięte twarze.
Conan odkopnął z drogi jakiś śmieć i warknięciem odpowiedział na warczenie \erującego w odpadkach
zbłąkanego psa.
Conan spędził  U Thestis dziesięć sielankowych nocy wtulony w ramiona Ariany. Jej namiętność
rozbudzała jego własną nawet wówczas, gdy był zaspokojony. Stephano topił zazdrość w winie, a strach
przed Cymmerianinem kazał mu trzymać język za zębami. Hordo, oczarowany urokiem szczupłej Kerin,
przeniósł do jej pokoju swoje rzeczy z gospody le\ącej trzy ulice dalej. Wieczorami razem z Conanem pili i
łgali, póki nie rozdzieliły ich powaby Ariany i Kerin. Tak wyglądały noce. Dnie wyglądały inaczej.
Conan zatrzymał się, słysząc tupot śpieszących za nim kroków. Po chwili ruszył dalej w towarzystwie
Horda.
 Dziś rano te\ mieliśmy pecha?  zapytał brodacz, wpatrując się badawczo w twarz Cymmerianina.
Conan skinął krótko.
 Kiedy powaliłem wszystkich trzech stra\ników dostojnego Heraniusa, ten zaproponował mi od razu trzy
złote marki za to, bym najął się jako ich dowódca. Potem za ka\de dziesięć dni mam dostawać po dwie
marki.
 To pech?!  zawołał Hordo.  Na Mitrę! To dwakroć więcej ni\ zwykle dostają stra\nicy. Kusi mnie, by
rzucić przemyt. W słu\bie u mo\nych przynajmniej nie grozi człowiekowi topór kata!
 Ale musiałbym zło\yć przysięgę na swego boga, \e nie porzucę słu\by bez pozwolenia przed upływem
dwóch lat.
 Aha.
Conan walnął pięścią w dłoń z taką siłą, \e rozległ się trzask przypominający uderzenie kija o naprę\oną
skórę. Zataczający się przechodzień z wra\enia a\ podskoczył i wpadł w kału\ę wymiotów. Conan niczego
nie zauwa\ył.
 Wszędzie to samo  zgrzytnął zębami.  To odnosi się zarówno do wolnych kompanii, jak i
pojedynczego najemnika. Wszyscy \ądają przysięgi, niektórzy na trzy lata, jeśli nie pięć!
 Zanim zaczęto wymagać przysiąg  westchnął Hordo  niektórzy najemnicy codziennie zmieniali
panów, za ka\dym razem biorąc o sztukę srebra więcej. Słuchaj. Dlaczego nie iść na słu\bę do tego, kto
proponuje najwięcej? Do owego Heraniusa na przykład. Kiedy postanowisz odejść, je\eli nie będzie chciał cię
zwolnić z danego słowa, po prostu odejdziesz. Przysięga, która czyni człowieka niewolnikiem, nie jest
przysięgą.
 A kiedy tak zrobię, będę musiał opuścić Belverus, a mo\e nawet Nemedię.  Conan milczał przez
dłu\szą chwilę, kopiąc pęknięty dzban po winie. W końcu powiedział:  Na początku było to tylko gadanie,
Hordo, ta cała wolna kompania, którą miałbym dowodzić. Teraz to coś więcej. Nie zaciągnę się na słu\bę,
póki nie będę mógł stanąć na czele własnej kompanii.
 Tak wiele to dla ciebie znaczy?  zapytał zdumiony Hordo. Umknął spiesznie przed wylewanymi z
pierwszego pietra nieczystościami i rzucił soczyste przekleństwo.
 Tak  rzekł Conan, ignorując wybuch jednookiego.  Ostatecznie człowiek ma tylko siebie; silną rękę i
stal, którą w niej dzier\y. Jednak by dokonać czegoś wielkiego, musi dowodzić innymi. Byłem złodziejem, a
jednak swego czasu dowodziłem armią Turanu, i robiłem to dobrze. Nie wiem, jak wysoko zajdę ani dokąd
zawiedzie mnie ście\ka, po której kroczę, jednak\e mam zamiar wspiąć się tak wysoko, na ile pozwoli mi
rozum i dobry miecz. Będę miał własną wolną kompanię!
 Kiedy tak się stanie  rzekł oschle Hordo  bądz pewien, \e ka\esz ludziom zło\yć przysięgę.
Skręcili w ulicę wiodącą do karczmy  U Thestis .
Gdy Conan roześmiał się w odpowiedzi, trzej mę\czyzni z mieczami w dłoniach zatarasowali całą
szerokość uliczki. Dzwięk dobiegający z tyłu sprawił, \e Cymmerianin rzucił okiem przez ramię. Dwaj
następni blokowali odwrót. Ostrze Cymmerianina z szumem wysunęło się z wytartej pochwy z zielonkawej
skóry. Hordo, równie\ błyskawicznie dobywając miecza, obrócił się, by stawić czoło tym z tyłu.
Strona 20
Jordan Robert - Conan obrońca
 Z drogi!  zawołał Conan do trzech opryszków.  Znajdzcie sobie łatwiejszy łup gdzie indziej.
 Nie było mowy o drugim  mruknął bandzior stojący po lewej, krzywiąc chudą, szczurzą twarz.
Mę\czyzna po prawej, którego wygolona czaszka błyszczała w porannym słońcu, niechętnie uniósł miecz.
 Nie mo\emy wziąć jednego bez drugiego.
 Wezmiecie tutaj tylko własną śmierć  warknął Conan. Lewą ręką rozpiął brązową zapinkę
podtrzymującą płaszcz i przerzucił go luzno przez ramię.
Przywódca, wysoki mę\czyzna z krótko przyciętą brodą, odezwał się po raz pierwszy;
 Zabijcie ich!  jego ostrze skoczyło w kierunku brzucha Conana.
Muskularny barbarzyńca z gracją pantery przesunął się na bok, kopnął napastnika w krocze i wywinął
płaszczem, oplatając nim jego klingę. Jednocześnie miecz Cymmerianina odbił ostrze łysego. Przywódca,
łapczywie chwytając powietrze, próbował się wyprostować, ale Conan wyskoczył w górę i jego lewa stopa
trafiła brodacza w bok głowy i rzuciła go pod nogi ruszającego do ataku bandziora o szczurzej twarzy. Obaj
zwalili się na ziemię. Napastnik z wygoloną głową wytrzeszczył oczy na powalonych kamratów. Zawahał się i
z tego powodu umarł. Połyskująca stal Cymmerianina niemal\e odrąbała mu głowę. Jasnoczerwona krew
trysnęła z rozciętego gardła, po czym oprych zwalił się na kolana i runął twarzą w błoto. Szczurza twarz
zerwał się i spróbował desperackiego cięcia znad głowy. Ostrze Conana zadzwięczało na jego mieczu, odbiło
go w bok i utkwiło w piersi łotra.
Conan kopnął konającego i w ten sposób uwolnił brzeszczot. Ciało zwaliło się obok pierwszego, a
barbarzyńca zwrócił się ku przywódcy, który stał ju\ na nogach. Jego wąska, brodata twarz krzywiła się z
gniewu. Zamachnął się, gdy wielki Cymmerianin jeszcze się obracał, i spojrzał nań ze zdziwieniem, bo Conan
ugiął kolana i przysiadł na piętach. Stal barbarzyńcy nakreśliła krwawą linię na brzuchu wysokiego, który [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl