[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oświecając całe wnętrze. Trumnę hrabiego znalezli bez trudu. Jakjuż powiedzieliśmy,
podparli wieko, które z łoskotem spadło na podłogę, a oni zobaczyli człowieka z ogromnym
nosem patrzącego na nich wielkimi oczami.
Krzyknęli z przerażenia, nie byli zdolni do zrobienia nawet kroku, stali jak wmurowane w
ziemię posągi. Dopiero po minucie wróciła im mowa.
 Na Boga? Kto to?  wrzasnęli równocześnie.
 Dla was wszystko co najgorsze  zawołał Sępi Dziób wyskakując przy tym z trumny. 
Zabiorę was ze sobą.
W mgnieniu oka wymierzył jednemu i drugiemu potężne policzki, tak że zaskoczeni i
nieprzygotowani na coś takiego, padli na ziemię.
Przy upadku z rąk Korteja wypadła latarnia. Sępi Dziób podniósł ją i ze zwinnością
lamparta stanął tuż przy schodach prowadzących na górę.
 Do stu diabłów!  zaklął Landola.
 Do wszystkich diabłów!  wrzeszczał Kortejo.  To człowiek! To jakiś drab! Który
odważył się nas pobić.
 Draniu, czego tu chcesz?  spytał Landola zaciskając pięści.
 Co ja tu robię? Rozdaję policzki, jak mieliście panowie okazję się przekonać.
 Odzyskasz je z nawiązką. Kim jesteś?
 Diabłem.
Landola podszedł bliżej i przybierając grozną postawę zawołał:
 Nie żartuj z nami, tylko odpowiadaj kim jesteś?
 A jak nie będę miał na to ochoty?
 To cię zmusimy.
 Nie ośmieszaj się, durniu. Pierwszego, który do mnie podejdzie palnę w łeb latarnią tak,
że mu się w głowie tysiąc gwiazd ukaże w momencie. Chyba nie przypuszczacie abym
uciekał przed Landola i Kortejo.
 Co, ty nas znasz, skąd?  zawołał przerażony Kortejo.
 Znam i to znakomicie.
 Aleja ciebie nie znam.
 To nic nie szkodzi, wkrótce mnie panowie poznacie.
 Kto ci powiedział kim jesteśmy?
 Policja.
 Policja? Gdzie?
 Tu, niedaleko.
Nic wiedzieli, czy żartuje, czy też mówi serio. Siląc się na spokój Kortejo zawołał:
56
 Człowieku, ty chyba zwariowałeś. Nie pozwalaj sobie na takie żarty, gdyż nas jest
dwóch!
 Mimo to aresztuję was!  odparł Sępi Dziób ze spokojem.
Landola mimo woli spojrzał na swój pistolet, cofnął się o krok i powiedział:
 Z ciebie człowieku rzeczywiście jest niebezpieczny wariat. W jaki to sposób sam jeden
chcesz nas aresztować?
 Tak zupełnie sam jeden to nie, popatrzcie panowie do tyłu. Wskazał ręką na prawo, gdzie
stali już pozostali członkowie zasadzki z latarkami w ręku. Blask światła oświecił ich
postacie; Landola i Kortejo zrozumieli, że wpadli w pułapkę.
 Do diabła! Mnie nie dostaniecie!  krzyknał Landola.
 Mnie też nie  wrzasnął Kortejo.
Obaj rzucili się na Sępiego Dzioba, ten jednak był na to przygotowany.
Nie wyjmując nawet noża, z taką siłą uderzył Landolę latarką, że tylko szkło się rozsypało,
a Korteję kopnął. W tej samej minucie, pozostali podbiegli do złoczyńców i powiązali ich
sznurami.
 Nareszcie ich mamy  zawołał sędzia.  Może przesłuchamy ich od razu, tutaj  spytał
zwracając się do Helmera.
 Przede wszystkim musimy złapać tego trzeciego  powiedział Robert.
 Tego złapali już moi policjanci  odparł sędzia. Jednak co do tego, to sędzia się bardzo
pomylił. Grandeprise był zbyt doświadczonym myśliwym. Jak tylko usłyszał ciche,
skradające się kroki, rzucił się na ziemię i czołgając dotarł do krzaków, obok których
przechodzili właśnie, mający go złapać policjanci.
 Ja go nie widzę  wyszeptał jeden.
 Ja także nie.
 Może go tu nie ma.
 Szukajmy.
Grandepriase poznał, że byli to policjanci.
 Do diabła, szukają mnie. Muszę ostrzec moich. Poczołgał się ostrożnie w kierunku
bocznych grobowców, ale nie znalazł tam nikogo. Wędrując dalej, przy grobowcu
Rodrigandów usłyszał jakieś głosy i zobaczył blask latami. Podszedł jak tylko mógł najbliżej.
 Tu coś leży  usłyszał męski głos.
 Dobrze, musimy się dowiedzieć od więzniów, co chcieli zrobić z tymi zwłokami. Muszą
się przyznać.
 Na Boga! Uwięzili ich  pomyślał.  Paskudna sprawa. Wprawdzie nic złego nie zrobili,
ale ci Francuzi nie zwykli żartować... a co z Landolą? Od kogo się dowiem gdzie go szukać?
Muszę ich uwolnić, inaczej wszystko przepadnie.
Schował się za pomnik, zza którego nikt nie mógł go widzieć, on natomiast doskonale
obserwował całą sytuację.
Niedługo wyprowadzili dwójkę opryszków z grobowca.
 Skąd wyjęliście te zwłoki  spytał sędzia.
%7ładen z nich nie odpowiedział.
 Pytam skąd je wzięliście  powtórzył pytanie urzędnik.
Ponownie odpowiedziało mu milczenie.
 Proszę tego zaniechać  wmieszał się Robert.  Od tak zatwardziałych opryszków
niczego się nie dowiemy. Jutro, w ciągu dnia sami się przekonamy.
 To prawda  rzekł sędzia.  Zostawię tu kilku moich ludzi, aby nikt nie zatarł śladów
przestępstwa. Tymczasem tych ptaszków przetransportujemy do więzienia.
Sędzia śledczy, Robert, Sępi Dziób i Peters sami udali się z uwięzionymi, nie zauważyli
jednak, że tuż za nimi skradał się jakiś mężczyzna.
57
Dotarłszy do więzienia, jeszcze raz ponowili próbę śledztwa, jednak daremnie. Ponieważ
tylko jedna cela była wolna, więc obu opryszków umieszczono w niej stawiając pod drzwiami
uzbrojonego strażnika. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl