[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Był to strzał niebezpieczny, gdyż bardzo łatwo mogłem zranić niewiastę. Pantera dostała na
pewno kulę, a zauważywszy w błysku wystrzału moją postać, domyśliła się, że ją zraniłem i
nie zważając już na tamtą zdobycz uwagi, podbiegła ku mnie.
W strzelbie pozostał tylko jeden nabój. Gdybym chybił, zapłaciłbym za to życiem.
Chodziło także o to, żeby zwierzę zatrzymało się przede mną, abym mógł dobrze wymierzyć.
Trwało to zaledwie kilka chwil, ale były one okropne. Na szczęście wyszedłem z tego
położenia obronną ręką. Zwierzę stanęło może o osiem kroków przede mną. Mnie
wystarczyła teraz jedna sekunda. Oko rozwścieczonego drapieżcy jarzyło się w ciemności,
tworząc wyborny cel, że lepszego nie mogłem sobie życzyć. Huknął strzał, a ja rzuciłem się w
bok, ale mimo to poczułem, że coś drasnęło mnie po ramieniu. Wobec tego opuściłem strzelbę
i pochwyciłem za nóż. O dwa kroki ode mnie pantera drgała, potem wydawszy krótkie
charczenie, znieruchomiała.
Tych parę minut było chwilą ciężką i niebezpieczną. Nabiwszy jeszcze raz obie lufy,
pobiegłem ku kobiecie. Kto to był? Dżumejla! Leżała jak martwa na ziemi, ale ani zranienia,
ani kropli krwi na niej nie zauważyłem. Pantera nie powaliła jej widocznie łapami, lecz
ciałem. Gdy podniosłem jej głowę, w tej chwili otworzyła oczy. Nie było to więc omdlenie.
Dziewczyna była zupełnie przytomna, a oczy zamknęła ze strachu, spodziewając się, że ją
zwierzę rozszarpie!
Emirze! zawołała radośnie i objęła mnie rękoma za szyję.
Dżumejlo! Co tu robisz?
Bałam się o ciebie!
Co za dobre serce i jakaż nieostrożność! Czy jednak miałem się na nią gniewać, czynić jej
za to wyrzuty? Chyba nie!
A gdyby cię pantera zabiła?
Allah był przy mnie i ty, emirze!
Wtem podniosła się i ująwszy mnie za ramię, zawołała:
Krew! Jesteś zraniony, panie!
To nic, to drobnostka, Dżumejlo uspakajałem ją.
Czy rzeczywiście? Nie boli cię?
Nie! Czy możesz pokazać się tutaj? Wkrótce nadejdą ludzie. Czy żona twojego stryja
wie, że ciebie nie ma w namiocie?
Nie. Ona śpi za zasłoną, owinięta chustami, ponieważ boi się abu l afrida i sidi es
sahsali.
Abu l afrid nic wam już nie zrobi. Ja zabiłem jego samego i jego żonę.
Oboje, panie? zapytała zdumiona.
Oboje. Ale teraz wróć do namiotu, gdyż ja muszę odejść!
Panie, jesteś wielkim wojownikiem, jesteś bohaterem, jakiego u nas nie ma. Dżumejla
nigdy cię nie zapomni!
Odeszła cicho. Dlaczego nie byłem Beduinem, albo czemu ona nie była córką innego
kraju? Ja jej również nie zapomniałem do dzisiaj!
Zbadałem najpierw oba zwierzęta. Zabite na ostatku było samcem. Wielkość obojga
przeszła moje wyobrażenie; mogły się mierzyć z tygrysem bengalskim.
Strzały moje i cisza, która po nich nastała, zaniepokoiły widocznie Anglika, gdyż uczynił
to samo, co przedtem ja:
Halloo, sir! zawołał.
Ja zaś zacząłem naśladować go w odpowiedziach:
Yes!
Czy był?
Well!
Trafiony?
Nie!
Fie devil, do diabła!
Yes!
Czy przyjdziecie tutaj, czy ja mam..?
Bierzcie nogi za pas!
W dwie minuty potem zobaczyłem go skręcającego zza rogu trójkąta, a po upływie trzeciej
stał przy mnie.
Przeklęte koty! mruknął.
Nędzne!
Mój kot nie wróci także!
Jak wielkie było wielbłądzie?
Hm, może dwuletnie.
No, master Percy śmiałem się wasz kot pewnie nie wróci; dwuletnim dżemelem
pożywi się razem z rodziną. Ależ old shooter, czemu nie trafiliście tego zwierzątka?
Zwierzątka? Niech was diabeł porwie! Ten drab był taki, jak słoń! Yes! Nie
przypuszczałem nigdy, żeby lew mógł być aż tak wielki. Wyobrażałem sobie zawsze koty
takimi, jakie się widuje w ogrodach zoologicznych. Wybrałem sobie bardzo niestosowne
stanowisko. Lew wpadł w trzodę zanadto na lewo ode mnie, a blask ognia, leżącego w
środku, raził mnie w oczy. Ale trafiłem go; to wiem na pewno.
Czy widzieliście, jak krwawił?
Nie. Nie schodziłem wcale z mojego stanowiska.
Pomimo, że było tak nieszczęśliwie wybrane? Trzeba było stanąć na lepszym miejscu,
mniej więcej na takim, jak było moje, to bylibyście także coś zastrzelili.
Także? Pshaw! Przecież wy nic nie macie!
Hm! Chodzcie tutaj! Co to jest?
Bydlę! zawołał pochylony.
Tak jest, czarna pantera. Chodzcie jeszcze o kilka kroków. Co to?
Zounds! Znowu bydlę!
Także czarna pantera, samiec i samica, ojciec i matka najwyższego diabła, jak mówią
Meszeerowie.
Powiedzieliście przecież, żeście nie trafili!
Chciałem się przekonać, co na to powiecie. Ponieważ wasze kule nie dokazały niczego,
przeto ja musiałem spełnić moją powinność, bo byliby nas wyśmiali!
Hm! Właściwie powinien się złościć! Piekielnie mi się powiodło!
Nie martwcie się, sir! Odszukamy jutro za dnia pana trzęsienia ziemi razem z jego
rodziną w jego Tuskulum. Wezmiecie udział w tej wyprawie?
Yes! Well! potwierdził z radością. Będę się lepiej tym razem trzymał. Gdzie
trafiliście te bestie? One podobno mają twardsze życie niż lew.
Obie?
Tak jest.
All devils! Opowiedzcie, jak się to stało!
Zdałem mu obszernie sprawę z przygody; tylko o Dżumejli nie wspomniałem ani słowem.
Człowiecze zawołał to było wcale zajmujące!
Tylko zajmujące? Hm, ja sądziłem, że było czymś więcej!
Istotnie. Mogły nas rzeczywiście rozszarpać, ale do tego trzeba się przyzwyczaić.
Przyzwyczaić? Ja sądzę, że człowiek uczy się tego za pierwszym razem! Ale, czy wara
się nie zdaje, że możemy teraz narobić gwałtu?
Nie mam nic przeciw temu!
Anglik złościł się jednak porządnie, że mu szczęście nie dopisało i w milczeniu szedł ze
mną do obozu. Tam było zupełnie pusto, gdyż nawet ci, którzy mieli podsycać płonące
ogniska, siedzieli w namiotach, albowiem lew albo pantera mogły zamiast do trzód udać się
do obozu. Wszedłem do namiotu szejka. Leżał na serirze, przy świetle kaganka.
Emirze! zawołał, zrywając się.
Sprowadz swoich ludzi!
Czy zwyciężyłeś pana trzęsienia ziemi? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
Był to strzał niebezpieczny, gdyż bardzo łatwo mogłem zranić niewiastę. Pantera dostała na
pewno kulę, a zauważywszy w błysku wystrzału moją postać, domyśliła się, że ją zraniłem i
nie zważając już na tamtą zdobycz uwagi, podbiegła ku mnie.
W strzelbie pozostał tylko jeden nabój. Gdybym chybił, zapłaciłbym za to życiem.
Chodziło także o to, żeby zwierzę zatrzymało się przede mną, abym mógł dobrze wymierzyć.
Trwało to zaledwie kilka chwil, ale były one okropne. Na szczęście wyszedłem z tego
położenia obronną ręką. Zwierzę stanęło może o osiem kroków przede mną. Mnie
wystarczyła teraz jedna sekunda. Oko rozwścieczonego drapieżcy jarzyło się w ciemności,
tworząc wyborny cel, że lepszego nie mogłem sobie życzyć. Huknął strzał, a ja rzuciłem się w
bok, ale mimo to poczułem, że coś drasnęło mnie po ramieniu. Wobec tego opuściłem strzelbę
i pochwyciłem za nóż. O dwa kroki ode mnie pantera drgała, potem wydawszy krótkie
charczenie, znieruchomiała.
Tych parę minut było chwilą ciężką i niebezpieczną. Nabiwszy jeszcze raz obie lufy,
pobiegłem ku kobiecie. Kto to był? Dżumejla! Leżała jak martwa na ziemi, ale ani zranienia,
ani kropli krwi na niej nie zauważyłem. Pantera nie powaliła jej widocznie łapami, lecz
ciałem. Gdy podniosłem jej głowę, w tej chwili otworzyła oczy. Nie było to więc omdlenie.
Dziewczyna była zupełnie przytomna, a oczy zamknęła ze strachu, spodziewając się, że ją
zwierzę rozszarpie!
Emirze! zawołała radośnie i objęła mnie rękoma za szyję.
Dżumejlo! Co tu robisz?
Bałam się o ciebie!
Co za dobre serce i jakaż nieostrożność! Czy jednak miałem się na nią gniewać, czynić jej
za to wyrzuty? Chyba nie!
A gdyby cię pantera zabiła?
Allah był przy mnie i ty, emirze!
Wtem podniosła się i ująwszy mnie za ramię, zawołała:
Krew! Jesteś zraniony, panie!
To nic, to drobnostka, Dżumejlo uspakajałem ją.
Czy rzeczywiście? Nie boli cię?
Nie! Czy możesz pokazać się tutaj? Wkrótce nadejdą ludzie. Czy żona twojego stryja
wie, że ciebie nie ma w namiocie?
Nie. Ona śpi za zasłoną, owinięta chustami, ponieważ boi się abu l afrida i sidi es
sahsali.
Abu l afrid nic wam już nie zrobi. Ja zabiłem jego samego i jego żonę.
Oboje, panie? zapytała zdumiona.
Oboje. Ale teraz wróć do namiotu, gdyż ja muszę odejść!
Panie, jesteś wielkim wojownikiem, jesteś bohaterem, jakiego u nas nie ma. Dżumejla
nigdy cię nie zapomni!
Odeszła cicho. Dlaczego nie byłem Beduinem, albo czemu ona nie była córką innego
kraju? Ja jej również nie zapomniałem do dzisiaj!
Zbadałem najpierw oba zwierzęta. Zabite na ostatku było samcem. Wielkość obojga
przeszła moje wyobrażenie; mogły się mierzyć z tygrysem bengalskim.
Strzały moje i cisza, która po nich nastała, zaniepokoiły widocznie Anglika, gdyż uczynił
to samo, co przedtem ja:
Halloo, sir! zawołał.
Ja zaś zacząłem naśladować go w odpowiedziach:
Yes!
Czy był?
Well!
Trafiony?
Nie!
Fie devil, do diabła!
Yes!
Czy przyjdziecie tutaj, czy ja mam..?
Bierzcie nogi za pas!
W dwie minuty potem zobaczyłem go skręcającego zza rogu trójkąta, a po upływie trzeciej
stał przy mnie.
Przeklęte koty! mruknął.
Nędzne!
Mój kot nie wróci także!
Jak wielkie było wielbłądzie?
Hm, może dwuletnie.
No, master Percy śmiałem się wasz kot pewnie nie wróci; dwuletnim dżemelem
pożywi się razem z rodziną. Ależ old shooter, czemu nie trafiliście tego zwierzątka?
Zwierzątka? Niech was diabeł porwie! Ten drab był taki, jak słoń! Yes! Nie
przypuszczałem nigdy, żeby lew mógł być aż tak wielki. Wyobrażałem sobie zawsze koty
takimi, jakie się widuje w ogrodach zoologicznych. Wybrałem sobie bardzo niestosowne
stanowisko. Lew wpadł w trzodę zanadto na lewo ode mnie, a blask ognia, leżącego w
środku, raził mnie w oczy. Ale trafiłem go; to wiem na pewno.
Czy widzieliście, jak krwawił?
Nie. Nie schodziłem wcale z mojego stanowiska.
Pomimo, że było tak nieszczęśliwie wybrane? Trzeba było stanąć na lepszym miejscu,
mniej więcej na takim, jak było moje, to bylibyście także coś zastrzelili.
Także? Pshaw! Przecież wy nic nie macie!
Hm! Chodzcie tutaj! Co to jest?
Bydlę! zawołał pochylony.
Tak jest, czarna pantera. Chodzcie jeszcze o kilka kroków. Co to?
Zounds! Znowu bydlę!
Także czarna pantera, samiec i samica, ojciec i matka najwyższego diabła, jak mówią
Meszeerowie.
Powiedzieliście przecież, żeście nie trafili!
Chciałem się przekonać, co na to powiecie. Ponieważ wasze kule nie dokazały niczego,
przeto ja musiałem spełnić moją powinność, bo byliby nas wyśmiali!
Hm! Właściwie powinien się złościć! Piekielnie mi się powiodło!
Nie martwcie się, sir! Odszukamy jutro za dnia pana trzęsienia ziemi razem z jego
rodziną w jego Tuskulum. Wezmiecie udział w tej wyprawie?
Yes! Well! potwierdził z radością. Będę się lepiej tym razem trzymał. Gdzie
trafiliście te bestie? One podobno mają twardsze życie niż lew.
Obie?
Tak jest.
All devils! Opowiedzcie, jak się to stało!
Zdałem mu obszernie sprawę z przygody; tylko o Dżumejli nie wspomniałem ani słowem.
Człowiecze zawołał to było wcale zajmujące!
Tylko zajmujące? Hm, ja sądziłem, że było czymś więcej!
Istotnie. Mogły nas rzeczywiście rozszarpać, ale do tego trzeba się przyzwyczaić.
Przyzwyczaić? Ja sądzę, że człowiek uczy się tego za pierwszym razem! Ale, czy wara
się nie zdaje, że możemy teraz narobić gwałtu?
Nie mam nic przeciw temu!
Anglik złościł się jednak porządnie, że mu szczęście nie dopisało i w milczeniu szedł ze
mną do obozu. Tam było zupełnie pusto, gdyż nawet ci, którzy mieli podsycać płonące
ogniska, siedzieli w namiotach, albowiem lew albo pantera mogły zamiast do trzód udać się
do obozu. Wszedłem do namiotu szejka. Leżał na serirze, przy świetle kaganka.
Emirze! zawołał, zrywając się.
Sprowadz swoich ludzi!
Czy zwyciężyłeś pana trzęsienia ziemi? [ Pobierz całość w formacie PDF ]