[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Miała żółtą jedwabną chustkę na głowie, okulary przeciwsłoneczne i prochowiec z
podniesionym kołnierzem. Uwagę Lloyda przyciągnęła nie tylko niestosowność tego stroju w
gorący dzień czerwcowy. Było w tym jeszcze coś innego. Coś, co wydawało się w niej
nieznośnie znajome. Coś, co w sposobie, w jaki odwracała głowę, przypominało mu Celię.
Zawahał się. To oczywiście nie mogła być Celia. Dopiero co widział ją leżącą ze
śmiertelnymi oparzeniami w policyjnej kostnicy San Diego. Zarazem jednak nie potrafił
odejść nie przyjrzawszy się dziewczynie z bliska. Tylko po to, by mieć absolutną pewność.
 Absolutną pewność czego, Lloyd? Tego, że nie masz halucynacji? %7łe nie zaczynasz
do reszty wariować? Czy też może absolutną pewność tego, iż rzeczy nie mogą przedstawiać
się inaczej, niż się przedstawiają, że życie nie może mieć innego zakończenia, inaczej się
przejawiać i dążyć ku innym celom?
Przypomniał sobie, jak dziadek powiedział mu po pogrzebie babki:
- Umarli nie nawiedzają tego świata, to są tylko wspomnienia, które po sobie
pozostawili.
Z przepraszającą miną przepychając się przez tłum, Lloyd utorował sobie drogę do
trapu. Zapłacił za wstęp i z niecierpliwością czekał, aż ucharakteryzowany wilk morski w
historycznym marynarskim kapeluszu poda mu bilet życząc udanego dnia.
- I niech pan nie zapomni obejrzeć wystawy wielorybnictwa. Harpuny i marynarskie
rękodzieło.
Marynarskie rękodzieło. To było właśnie to - marynarskie rękodzieło! %7łe też
wcześniej o tym nie pomyślał! Pognał do przodu poprzez światło i cień, poprzez krzyżujący
się wzór takielunku.
Przedni pokład był pusty, nie licząc rodziny składającej się z ojca, matki i córki,
wszyscy troje w lustrzanych okularach przeciwsłonecznych. Oparci o reling, odwrócili głowy
i popatrzyli na zbliżającego się Lloyda, ów zaś ujrzał samego siebie przemierzającego pokład
w sześciu miniaturowych odbiciach ich błyszczących, pozbawionych wyrazu szkieł. Wrócił
do cienia. Obok niego przeszedł mężczyzna o włosach piaskowego koloru, mówiąc do swojej
żony:
- Dobrze wiesz, że nie ma z tego żadnego cholernego pożytku, nigdy nie było
żadnego cholernego pożytku i nigdy nie będzie żadnego cholernego pożytku.
Wydało mu się, iż po drugiej stronie sterówki mignęły poły prochowca. Począł z
jeszcze większym pośpiechem przepychać się przez zatłoczony pokład. Deski odzywały się
echem pod podeszwami jego białych mokasynów od Gucciego.
- Lloyd! - usłyszał jej szept. - Lloyd!
A może był to tylko świst wiatru w takielunku lub uderzenie fali o burtę
przepływającej motorówki? Albo krzyk mewy stroszącej w porannym słońcu pióra?
Dwa razy przeszukał górny pokład, lecz po dziewczynie w żółtej chustce na głowie
nie zostało ani śladu. Przez chwilę wahał się, spoglądając w jedną i drugą stronę i
przygryzając wargę. Wreszcie powoli zsunął się na dolny pokład, gdzie było ciemniej i
chłodniej. W podświetlonych gablotach wystawiono tu na widok publiczny mapy, węzły i
kompasy razem z antycznymi rzezbami i marynarskim rękodziełem. Dolny pokład był niemal
tak samo zatłoczony jak górny i Lloyd zmuszony był torować sobie drogę pośród tłumu
turystów, powtarzając jak litanię:  Przepraszam, dziękuję bardzo; przepraszam, dziękuję
bardzo - nim osiągnął ladę z pamiątkami.
Tam zatrzymał się, wyciągnął jak najwyżej szyję i miejsce koło miejsca zbadał
uważnie wzrokiem całe otoczenie. Dziewczyna za ladą przyglądała mu się przez chwilę. Była
piegowatą blondynką, ubraną w marynarską koszulkę w paski i czapkę z daszkiem ozdobioną
pozłacaną odznaką  Gwiazdy Indii .
- Czym mogę służyć, proszę pana? - spytała. Odwrócił się.
- Szukam dziewczyny.
- Jakiejś konkretnej dziewczyny czy wszystko jedno jakiej?
Lloyd był zbyt zaaferowany, by się poznać na żarcie.
- Miała na sobie prochowiec, chustkę na głowie i ciemne okulary.
Dziewczyna za ladą otwarła szeroko oczy ze zdziwienia.
- Miała na sobie prochowiec? Lloyd rozglądał się dalej.
- Prochowiec i żółtą chustkę na głowie. Dziewczyna przyjrzała mu się z uwagą.
- Czy na pewno pan się dobrze czuje?
- Jak najlepiej.
- Cóż, niech się pan nie obrazi, ale wygląda pan na zupełnie wytrąconego z
równowagi.
Lloyd popatrzył na nią krzywo. Nie bardzo wiedział, jak ma się zachować. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl