[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nych mężczyzn i kobiet z porcelanowymi oczyma i krwaworubinowymi wargami. Ale
nie czuł nic, nic: to była przechadzka po kolejnym sklepie, zaś jego waluta była tu obca
i nie nadająca się do użytku, a jego namiętność chłodna, nawet gdy dotykał drzewa,
tynku i gliny. Tak było i teraz w jego własnym salonie, z tymi kobietami kulącymi się
na krzesłach pod jego spojrzeniem, palącymi papierosy, wydmuchującymi dym, doty-
kającymi swych spalonych włosów i oglądającymi paznokcie tak płomienne, jak gdy-
64
by się zapaliły od jego wzroku. Na ich twarzach malowała się udręka ciszy. Pochyliły się
do przodu, gdy Montag przełknął głośno ostatni kawałek jedzenia. Nasłuchiwały jego
gorączkowego oddechu. Trzy puste ściany pokoju były jak blade czoła śpiących olbrzy-
mów, którym się nic nie śni. Montag wyczuwał, że gdyby dotknął tych trzech nierucho-
mych czół, miałby delikatny słony pot na swoich palcach. Pot gromadził się wraz z ciszą,
a pozostające poza granicą słuchu drżenie dawało się wyczuć dokoła, wszędzie, a także
i w kobietach, które płonęły z napięcia. W każdej chwili mogą wydać długi trzeszczący
syk i eksplodować.
Montag poruszył wargami.
Porozmawiajmy.
Kobiety wzdrygnęły się i patrzyły nieruchomo.
Jak się miewają pani dzieci, pani Phelps? zapytał.
Przecież pan wie, że nie mam dzieci! Bóg mi świadkiem, że nikt przy zdrowych
zmysłach nie może mieć dzieci! odpowiedziała pani Phelps nie bardzo wiedząc, dla-
czego jest zła na tego mężczyznę.
Nie powiedziałabym tego rzekła pani Bowles. Urodziłam dwoje dzieci za
pomocą cesarskiego cięcia. Nie ma sensu przechodzić przez te wszystkie cierpienia dla
dziecka. Zwiat musi się reprodukować, gatunek ludzki musi trwać, to prawda. Poza tym
czasami dzieci są zupełnie podobne do matki i to jest przyjemne. Dwa cesarskie zała-
twiły całą sprawę, tak, proszę państwa. Och, mój doktor mówił, że cesarskie cięcie jest
niepotrzebne; ma pani dobre biodra, wszystko jest normalne, ale ja nalegałam.
Czy z cesarskim cięciem, czy bez, dzieci to ruina. Pani musi być szalona rzekła
pani Phelps.
Dzieci są w szkole przez dziewięć dni na każde dziesięć. Dają sobie z nimi radę.
Kiedy są w domu trzy dni na miesiąc, wcale mi nie przeszkadzają. Wsadza się je do sa-
lonu i przekręca kontakt. To zupełnie jak pranie: napycha się pralkę i zatrzaskuje przy-
krywę szczebiotała pani Bowles. Inaczej zaraz zaczęłyby mnie kopać, zamiast ca-
łować. Bogu dzięki, ja też potrafię oddać kopniaka!
Kobiety pękały ze śmiechu.
Mildred siedziała przez chwilę, a potem widząc, że Montag nadal stoi w progu, kla-
snęła w dłonie.
Mówmy o polityce, to się będzie Guyowi podobało! krzyknęła.
Bardzo chętnie rzekła pani Bowles. W ostatnich wyborach głosowałam, jak
każdy, i złożyłam głos na prezydenta Noble a. Sądzę, że nigdy jeszcze nie mieliśmy tak
przystojnego prezydenta.
Och, ale ten drugi, co był przeciwko niemu!
Ten nie był najładniejszy, co? Dość mały i przysadzisty, zawsze zle ogolony i po-
targany.
65
Co opozycjonistom przyszło do głowy, żeby go wystawić. Nie można wystawiać
kandydatury niskiego mężczyzny przeciwko wysokiemu mężczyznie. Poza tym bełko-
tał. Jak mówił, to nie mogłam rozróżnić połowy słów. A tych, które rozróżniałam, to nie
rozumiałam.
Za gruby przy tym i nie ubierał się odpowiednio, żeby to ukryć. Nic dziwne-
go, że głosy na Winstona Noble a sypały się jak lawina. Nawet ich nazwiska pomogły.
Porównajcie. Winston Noble i Hubert Hoag, a po dziesięciu sekundach będziecie pra-
wie mogli obliczyć wyniki.
Do cholery! wrzasnął Montag. Co wy wiecie o Hoagu i Noble u!
Jak to? Przecież byli na salonowych ścianach, nawet sześć miesięcy nie minęło od
tego czasu. Hoag zawsze dłubał w nosie, to mnie doprowadzało do szału.
No więc, panie Montag powiedziała pani Phelps chciałby pan, żebyśmy gło-
sowały na tego typu mężczyznę?
Mildred promieniała. Odejdz od tych drzwi, Guy, i nie denerwuj nas!
Ale Montag wyszedł i wrócił za chwilę z książką w ręku.
Guy!
Diabli z tym wszystkim, diabli, diabli!
Co pan tam ma, czy to nie książka? Myślałam, że obecnie całe szkolenie zawodo-
we odbywa się za pomocą filmu? pani Phelps mrugała oczami. Czy pan czyta teo-
rię strażacką?
Teorię bierz cholera! powiedział Montag. To wiersze.
Montag cichy szept.
Odczep się pan Montag czuł, że unosi się wśród straszliwego ryku, warczenia
i brzęku.
Montag, zatrzymaj się, nie...
Słyszał pan je, słyszał pan te potwory mówiące o potworach? Och, Boże, jak one
plotą o ludziach i swoich własnych dzieciach, i sobie samych, jak mówią o swych mę-
żach i wojnie, cholera, stoję tutaj i nie mogę w to uwierzyć!
Zwracam pańską uwagę, że nie powiedziałam ani słowa o jakiejkolwiek wojnie
oświadczyła pani Phelps.
A jeśli chodzi o poezję, to ja jej nienawidzę rzekła pani Bowles.
A czytała pani co kiedy?
Montag. Głos Fabera szeleścił w dali. Wszystko zepsujesz. Milcz, ty głup-
cze!
Trzy kobiety zerwały się na równe nogi.
Siadajcie!
Usiadły.
Idę do domu bełkotała pani Bowles.
66
Montag, Montag, na miłość boską, co masz zamiar robić? zaklinał Faber.
Dlaczego nie przeczyta nam pan po prostu jednego z tych poematów z tej pań-
skiej książeczki. Pani Phelps skinęła głową. Sądzę, że byłoby to bardzo interesują-
ce.
Nie jęczała pani Bowles. Nie możemy na to pozwolić!
No, to spójrz na pana Montaga. On chce przeczytać, wiem, że koniecznie chce.
A jeśli grzecznie wysłuchamy, pan Montag będzie szczęśliwy, a potem będziemy mogły
robić co innego. Zerknęła nerwowo na długą pustkę zamykających je ścian.
Montag, jeśli to zrobisz, to zrywam z tobą i odchodzę burczała kulka. Co to
da, co chcesz osiągnąć!
Chcę je wystraszyć, oto co chcę osiągnąć, cholernie wystraszyć!
Mildred rozejrzała się dokoła. Ależ, Guy, do kogo ty mówisz?
Srebrna igła przewierciła jego mózg. Montag, słuchaj, jest tylko jedna droga wyj-
ścia, powiedz, że to żart, uspokój się, udawaj, że w ogóle nie jesteś rozwścieczony. Potem
podejdz do ściennej spalarni i wrzuć książkę do środka!
Mildred już to uprzedziła łamiącym się głosem:
Proszę was, raz na rok każdemu strażakowi wolno przynieść do domu książkę
z dawnych czasów, by pokazać swej rodzinie, jak to wszystko było głupie, jak takie rze-
czy potrafią nas zdenerwować, doprowadzić do szału. Guy chciał nam zrobić niespo-
dziankę i przeczytać jeden kawałek, by pokazać, jak wszystko było kiedyś pomiesza-
ne, tak żeby nikt z nas nie zawracał sobie głowy tym starym próchnem. Prawda, kocha-
nie?
Gniótł książkę w pięściach.
Powiedz: tak .
Jego usta poruszyły się tak jak Fabera.
Tak.
Mildred ze śmiechem porwała książkę.
Proszę! Przeczytaj to. Nie, co innego. Tu jest naprawdę coś zabawnego, to, co dziś
już czytałeś na głos. Moje drogie, nie zrozumiecie ani słowa. Jakieś stękanie um, hm,
brum. Dalej, Guy, przeczytaj tę stronę, kochanie.
Popatrzył na otwartą stronicę.
W jego uchu jak by mucha delikatnie poruszyła skrzydełkami.
Czytaj.
Jaki to ma tytuł, kochanie? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
nych mężczyzn i kobiet z porcelanowymi oczyma i krwaworubinowymi wargami. Ale
nie czuł nic, nic: to była przechadzka po kolejnym sklepie, zaś jego waluta była tu obca
i nie nadająca się do użytku, a jego namiętność chłodna, nawet gdy dotykał drzewa,
tynku i gliny. Tak było i teraz w jego własnym salonie, z tymi kobietami kulącymi się
na krzesłach pod jego spojrzeniem, palącymi papierosy, wydmuchującymi dym, doty-
kającymi swych spalonych włosów i oglądającymi paznokcie tak płomienne, jak gdy-
64
by się zapaliły od jego wzroku. Na ich twarzach malowała się udręka ciszy. Pochyliły się
do przodu, gdy Montag przełknął głośno ostatni kawałek jedzenia. Nasłuchiwały jego
gorączkowego oddechu. Trzy puste ściany pokoju były jak blade czoła śpiących olbrzy-
mów, którym się nic nie śni. Montag wyczuwał, że gdyby dotknął tych trzech nierucho-
mych czół, miałby delikatny słony pot na swoich palcach. Pot gromadził się wraz z ciszą,
a pozostające poza granicą słuchu drżenie dawało się wyczuć dokoła, wszędzie, a także
i w kobietach, które płonęły z napięcia. W każdej chwili mogą wydać długi trzeszczący
syk i eksplodować.
Montag poruszył wargami.
Porozmawiajmy.
Kobiety wzdrygnęły się i patrzyły nieruchomo.
Jak się miewają pani dzieci, pani Phelps? zapytał.
Przecież pan wie, że nie mam dzieci! Bóg mi świadkiem, że nikt przy zdrowych
zmysłach nie może mieć dzieci! odpowiedziała pani Phelps nie bardzo wiedząc, dla-
czego jest zła na tego mężczyznę.
Nie powiedziałabym tego rzekła pani Bowles. Urodziłam dwoje dzieci za
pomocą cesarskiego cięcia. Nie ma sensu przechodzić przez te wszystkie cierpienia dla
dziecka. Zwiat musi się reprodukować, gatunek ludzki musi trwać, to prawda. Poza tym
czasami dzieci są zupełnie podobne do matki i to jest przyjemne. Dwa cesarskie zała-
twiły całą sprawę, tak, proszę państwa. Och, mój doktor mówił, że cesarskie cięcie jest
niepotrzebne; ma pani dobre biodra, wszystko jest normalne, ale ja nalegałam.
Czy z cesarskim cięciem, czy bez, dzieci to ruina. Pani musi być szalona rzekła
pani Phelps.
Dzieci są w szkole przez dziewięć dni na każde dziesięć. Dają sobie z nimi radę.
Kiedy są w domu trzy dni na miesiąc, wcale mi nie przeszkadzają. Wsadza się je do sa-
lonu i przekręca kontakt. To zupełnie jak pranie: napycha się pralkę i zatrzaskuje przy-
krywę szczebiotała pani Bowles. Inaczej zaraz zaczęłyby mnie kopać, zamiast ca-
łować. Bogu dzięki, ja też potrafię oddać kopniaka!
Kobiety pękały ze śmiechu.
Mildred siedziała przez chwilę, a potem widząc, że Montag nadal stoi w progu, kla-
snęła w dłonie.
Mówmy o polityce, to się będzie Guyowi podobało! krzyknęła.
Bardzo chętnie rzekła pani Bowles. W ostatnich wyborach głosowałam, jak
każdy, i złożyłam głos na prezydenta Noble a. Sądzę, że nigdy jeszcze nie mieliśmy tak
przystojnego prezydenta.
Och, ale ten drugi, co był przeciwko niemu!
Ten nie był najładniejszy, co? Dość mały i przysadzisty, zawsze zle ogolony i po-
targany.
65
Co opozycjonistom przyszło do głowy, żeby go wystawić. Nie można wystawiać
kandydatury niskiego mężczyzny przeciwko wysokiemu mężczyznie. Poza tym bełko-
tał. Jak mówił, to nie mogłam rozróżnić połowy słów. A tych, które rozróżniałam, to nie
rozumiałam.
Za gruby przy tym i nie ubierał się odpowiednio, żeby to ukryć. Nic dziwne-
go, że głosy na Winstona Noble a sypały się jak lawina. Nawet ich nazwiska pomogły.
Porównajcie. Winston Noble i Hubert Hoag, a po dziesięciu sekundach będziecie pra-
wie mogli obliczyć wyniki.
Do cholery! wrzasnął Montag. Co wy wiecie o Hoagu i Noble u!
Jak to? Przecież byli na salonowych ścianach, nawet sześć miesięcy nie minęło od
tego czasu. Hoag zawsze dłubał w nosie, to mnie doprowadzało do szału.
No więc, panie Montag powiedziała pani Phelps chciałby pan, żebyśmy gło-
sowały na tego typu mężczyznę?
Mildred promieniała. Odejdz od tych drzwi, Guy, i nie denerwuj nas!
Ale Montag wyszedł i wrócił za chwilę z książką w ręku.
Guy!
Diabli z tym wszystkim, diabli, diabli!
Co pan tam ma, czy to nie książka? Myślałam, że obecnie całe szkolenie zawodo-
we odbywa się za pomocą filmu? pani Phelps mrugała oczami. Czy pan czyta teo-
rię strażacką?
Teorię bierz cholera! powiedział Montag. To wiersze.
Montag cichy szept.
Odczep się pan Montag czuł, że unosi się wśród straszliwego ryku, warczenia
i brzęku.
Montag, zatrzymaj się, nie...
Słyszał pan je, słyszał pan te potwory mówiące o potworach? Och, Boże, jak one
plotą o ludziach i swoich własnych dzieciach, i sobie samych, jak mówią o swych mę-
żach i wojnie, cholera, stoję tutaj i nie mogę w to uwierzyć!
Zwracam pańską uwagę, że nie powiedziałam ani słowa o jakiejkolwiek wojnie
oświadczyła pani Phelps.
A jeśli chodzi o poezję, to ja jej nienawidzę rzekła pani Bowles.
A czytała pani co kiedy?
Montag. Głos Fabera szeleścił w dali. Wszystko zepsujesz. Milcz, ty głup-
cze!
Trzy kobiety zerwały się na równe nogi.
Siadajcie!
Usiadły.
Idę do domu bełkotała pani Bowles.
66
Montag, Montag, na miłość boską, co masz zamiar robić? zaklinał Faber.
Dlaczego nie przeczyta nam pan po prostu jednego z tych poematów z tej pań-
skiej książeczki. Pani Phelps skinęła głową. Sądzę, że byłoby to bardzo interesują-
ce.
Nie jęczała pani Bowles. Nie możemy na to pozwolić!
No, to spójrz na pana Montaga. On chce przeczytać, wiem, że koniecznie chce.
A jeśli grzecznie wysłuchamy, pan Montag będzie szczęśliwy, a potem będziemy mogły
robić co innego. Zerknęła nerwowo na długą pustkę zamykających je ścian.
Montag, jeśli to zrobisz, to zrywam z tobą i odchodzę burczała kulka. Co to
da, co chcesz osiągnąć!
Chcę je wystraszyć, oto co chcę osiągnąć, cholernie wystraszyć!
Mildred rozejrzała się dokoła. Ależ, Guy, do kogo ty mówisz?
Srebrna igła przewierciła jego mózg. Montag, słuchaj, jest tylko jedna droga wyj-
ścia, powiedz, że to żart, uspokój się, udawaj, że w ogóle nie jesteś rozwścieczony. Potem
podejdz do ściennej spalarni i wrzuć książkę do środka!
Mildred już to uprzedziła łamiącym się głosem:
Proszę was, raz na rok każdemu strażakowi wolno przynieść do domu książkę
z dawnych czasów, by pokazać swej rodzinie, jak to wszystko było głupie, jak takie rze-
czy potrafią nas zdenerwować, doprowadzić do szału. Guy chciał nam zrobić niespo-
dziankę i przeczytać jeden kawałek, by pokazać, jak wszystko było kiedyś pomiesza-
ne, tak żeby nikt z nas nie zawracał sobie głowy tym starym próchnem. Prawda, kocha-
nie?
Gniótł książkę w pięściach.
Powiedz: tak .
Jego usta poruszyły się tak jak Fabera.
Tak.
Mildred ze śmiechem porwała książkę.
Proszę! Przeczytaj to. Nie, co innego. Tu jest naprawdę coś zabawnego, to, co dziś
już czytałeś na głos. Moje drogie, nie zrozumiecie ani słowa. Jakieś stękanie um, hm,
brum. Dalej, Guy, przeczytaj tę stronę, kochanie.
Popatrzył na otwartą stronicę.
W jego uchu jak by mucha delikatnie poruszyła skrzydełkami.
Czytaj.
Jaki to ma tytuł, kochanie? [ Pobierz całość w formacie PDF ]