[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jeszcze minuta, dwie, a znajdzie się na górze i skoczy na niczego niespodziewających się
towarzyszy po drugiej stronie, zaskoczy ich i zabije. Halt musiał powstrzymać potwora.
Wyczołgał się ze swej kryjówki i z małym nożem dobytym z pochwy przebiegł przez
dziedziniec, kulejąc i klucząc pośród zwałów gruzu. Nim zrobił dziesięć kroków, kalkar
dosłyszał go, odwrócił się w jego stronę i ruszył ku niemu przerażającymi w swej
groteskowości
małpimi susami. Potwór najwyrazniej chciał go odciąć od towarzyszy, nie pozwolić, by ich
ostrzegł.
Nagle Halt stanął jak wryty, nieruchomy niby kamień, wpatrzony w pędzącą ku niemu
monstrualną, powłóczącą nogami sylwetkę.
Jeszcze kilka metrów, a hipnotyzujące spojrzenie pozbawi go woli i panowania nad własnymi
myślami. Doznał dojmującego pragnienia, by spojrzeć w te upiorne, czerwone ślepia. Jednak
zamiast tego zamknął oczy, skupił się w rozpaczliwym wysiłku umysłu, podniósł rękę
trzymającą nóż, cofnął ją i wyrzucił do przodu jednym płynnym, nieomylnym ruchem;
jednocześnie w pamięci obliczył prędkość biegnącego przeciwnika, kierunek i kąt rzutu,
koncentrując się na punkcie w przestrzeni, gdzie ruchomy cel i lecący nóż musiały się
spotkać.
Tylko ktoś, mający za sobą szkolenie zawiadowcy, poważyłby się na taki rzut, a jedynie kilku
nielicznym mógł się on udać. Głownia trafiła kalkara w sam środek prawego oka. Stwór
wydał z
siebie potworny wrzask bólu i furii, gdy stalowe ostrze zagłębiło się po rękojeść,
przyprawiając
kalkara o nieznośne cierpienie promieniujące od oślepionego oka przez cały mózg. W tej
samej
chwili Halt biegł znów w stronę muru, minął bestię i zaczął wspinać się po gruzach.
Will dostrzegł go jako mroczną sylwetkę, ale rozpoznał od razu, pomimo panujących
ciemności.
- Halt! - zawołał, wskazując ręką w jego stronę, by zwrócić uwagę obu rycerzy. Teraz
wszyscy
trzej dostrzegli zwiadowcę, który zatrzymał się, obejrzał się za siebie i zawahał. A w
następnej
chwili kilka metrów za nim wyłoniła się potężna sylwetka kalkara, który choć na pół oślepły i
oszołomiony bólem, nie był wcale śmiertelnie ranne - przeciwnie, z tym większą zawziętością
ruszył w pościg.
W pierwszym odruchu baron Arald chciał na nowo dosiąść konia. Jednak natychmiast zdał
sobie sprawę, że pośród zwałów gruzu nie zdoła dotrzeć konno do przeciwnika, chwycił więc
ogromny dwuręczny miecz i popędził w stronę ruin.
- Uciekaj, Willu! - zawołał, toteż Will posłusznie odciągnął Wyrwija aż ku krawędzi lasu.
Stojący na szczycie muru Halt dosłyszał jego okrzyk i dojrzał biegnącego Aralda. Sir Rodney
zdążał tuż za nim, wymachując nad głową bojowym toporem.
- Skacz, Halt! Skacz! - zawołał baron. Haltowi nie trzeba było tego więcej powtarzać. Dał
nura z
wysokości trzech metrów, łagodząc upadek przewrotem. Natychmiast zerwał się na nogi i
począł biec ku rycerzom, kulejąc jeszcze bardziej niż przedtem, bowiem ledwo zasklepiona
rana w nodze otworzyła się na nowo.
Zasłaniając usta dłonią, Will spoglądał, jak Halt zbliża się ku rycerzom. Kalkar zawahał się
przez chwilę, a potem z mrożącym krew w żyłach wrzaskiem dał susa - za zwiadowcą. O ile
jednak Halt musiał przekoziołkować, nim się podniósł, potwór dał tylko susa, lądując na
nogach i w mgnieniu oka znalazł się tuż za nim. Potężne łapsko zadało cios, powalając Halta
na ziemię. Zwiadowca padł nieprzytomny. Jednak bestia nie zdążyła go dobić, bo baron Arald
wymierzył jej morderczy cios potężnym mieczem w kark.
Potworna małpa okazała się niewiarygodnie szybka, wykonała unik i w tej samej chwili jej
pazury uderzyły o nieosłonięte plecy barona, nim ten zdołał unieść miecz do drugiego
uderzenia. Szpony rozdarły kolczugę niczym wełnianą tkaninę, Arald krzyknął z bólu i
zaskoczenia,
pod wpływem ciosu upadł na kolana, miecz wypadł mu z dłoni, rozdarta kolczuga
spłynęła krwią.
Byłby to koniec barona, gdyby nie sir Rodney. Mistrz Sztuk Walki zakręcił młyńca ciężkim
bojowym toporem, jakby to była zabawka, a żelezce trafiło prosto w bok bestii.
Ostrze nie zdołało przebić utwardzonego przedziwną woskowiną włosia, jednak sama siła
ciosu sprawiła, że stwór zachwiał się, wrzeszcząc w furii. Sir Rodney postąpił krok do
przodu, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szamanka888.keep.pl
Jeszcze minuta, dwie, a znajdzie się na górze i skoczy na niczego niespodziewających się
towarzyszy po drugiej stronie, zaskoczy ich i zabije. Halt musiał powstrzymać potwora.
Wyczołgał się ze swej kryjówki i z małym nożem dobytym z pochwy przebiegł przez
dziedziniec, kulejąc i klucząc pośród zwałów gruzu. Nim zrobił dziesięć kroków, kalkar
dosłyszał go, odwrócił się w jego stronę i ruszył ku niemu przerażającymi w swej
groteskowości
małpimi susami. Potwór najwyrazniej chciał go odciąć od towarzyszy, nie pozwolić, by ich
ostrzegł.
Nagle Halt stanął jak wryty, nieruchomy niby kamień, wpatrzony w pędzącą ku niemu
monstrualną, powłóczącą nogami sylwetkę.
Jeszcze kilka metrów, a hipnotyzujące spojrzenie pozbawi go woli i panowania nad własnymi
myślami. Doznał dojmującego pragnienia, by spojrzeć w te upiorne, czerwone ślepia. Jednak
zamiast tego zamknął oczy, skupił się w rozpaczliwym wysiłku umysłu, podniósł rękę
trzymającą nóż, cofnął ją i wyrzucił do przodu jednym płynnym, nieomylnym ruchem;
jednocześnie w pamięci obliczył prędkość biegnącego przeciwnika, kierunek i kąt rzutu,
koncentrując się na punkcie w przestrzeni, gdzie ruchomy cel i lecący nóż musiały się
spotkać.
Tylko ktoś, mający za sobą szkolenie zawiadowcy, poważyłby się na taki rzut, a jedynie kilku
nielicznym mógł się on udać. Głownia trafiła kalkara w sam środek prawego oka. Stwór
wydał z
siebie potworny wrzask bólu i furii, gdy stalowe ostrze zagłębiło się po rękojeść,
przyprawiając
kalkara o nieznośne cierpienie promieniujące od oślepionego oka przez cały mózg. W tej
samej
chwili Halt biegł znów w stronę muru, minął bestię i zaczął wspinać się po gruzach.
Will dostrzegł go jako mroczną sylwetkę, ale rozpoznał od razu, pomimo panujących
ciemności.
- Halt! - zawołał, wskazując ręką w jego stronę, by zwrócić uwagę obu rycerzy. Teraz
wszyscy
trzej dostrzegli zwiadowcę, który zatrzymał się, obejrzał się za siebie i zawahał. A w
następnej
chwili kilka metrów za nim wyłoniła się potężna sylwetka kalkara, który choć na pół oślepły i
oszołomiony bólem, nie był wcale śmiertelnie ranne - przeciwnie, z tym większą zawziętością
ruszył w pościg.
W pierwszym odruchu baron Arald chciał na nowo dosiąść konia. Jednak natychmiast zdał
sobie sprawę, że pośród zwałów gruzu nie zdoła dotrzeć konno do przeciwnika, chwycił więc
ogromny dwuręczny miecz i popędził w stronę ruin.
- Uciekaj, Willu! - zawołał, toteż Will posłusznie odciągnął Wyrwija aż ku krawędzi lasu.
Stojący na szczycie muru Halt dosłyszał jego okrzyk i dojrzał biegnącego Aralda. Sir Rodney
zdążał tuż za nim, wymachując nad głową bojowym toporem.
- Skacz, Halt! Skacz! - zawołał baron. Haltowi nie trzeba było tego więcej powtarzać. Dał
nura z
wysokości trzech metrów, łagodząc upadek przewrotem. Natychmiast zerwał się na nogi i
począł biec ku rycerzom, kulejąc jeszcze bardziej niż przedtem, bowiem ledwo zasklepiona
rana w nodze otworzyła się na nowo.
Zasłaniając usta dłonią, Will spoglądał, jak Halt zbliża się ku rycerzom. Kalkar zawahał się
przez chwilę, a potem z mrożącym krew w żyłach wrzaskiem dał susa - za zwiadowcą. O ile
jednak Halt musiał przekoziołkować, nim się podniósł, potwór dał tylko susa, lądując na
nogach i w mgnieniu oka znalazł się tuż za nim. Potężne łapsko zadało cios, powalając Halta
na ziemię. Zwiadowca padł nieprzytomny. Jednak bestia nie zdążyła go dobić, bo baron Arald
wymierzył jej morderczy cios potężnym mieczem w kark.
Potworna małpa okazała się niewiarygodnie szybka, wykonała unik i w tej samej chwili jej
pazury uderzyły o nieosłonięte plecy barona, nim ten zdołał unieść miecz do drugiego
uderzenia. Szpony rozdarły kolczugę niczym wełnianą tkaninę, Arald krzyknął z bólu i
zaskoczenia,
pod wpływem ciosu upadł na kolana, miecz wypadł mu z dłoni, rozdarta kolczuga
spłynęła krwią.
Byłby to koniec barona, gdyby nie sir Rodney. Mistrz Sztuk Walki zakręcił młyńca ciężkim
bojowym toporem, jakby to była zabawka, a żelezce trafiło prosto w bok bestii.
Ostrze nie zdołało przebić utwardzonego przedziwną woskowiną włosia, jednak sama siła
ciosu sprawiła, że stwór zachwiał się, wrzeszcząc w furii. Sir Rodney postąpił krok do
przodu, [ Pobierz całość w formacie PDF ]